Adam Dawidziuk i Janusz Partyka: Chcemy, aby Nasza Legia żyła dłużej niż jeden dzień - Legia Warszawa
Adam Dawidziuk i Janusz Partyka: Chcemy, aby Nasza Legia żyła dłużej niż jeden dzień

Adam Dawidziuk i Janusz Partyka: Chcemy, aby Nasza Legia żyła dłużej niż jeden dzień

Po 10 latach klub z Łazienkowskiej wznowił wydawanie magazynu Nasza Legia, który od sierpnia będzie się ukazywał w formule kwartalnika. O projekcie rozmawiamy z redaktorem naczelnym NL Adamem Dawidziukiem oraz pełniącym funkcję v-ce redaktora naczelnego Januszem Partyką. Obaj związani są z tytułem od kilkunastu lat.

Autor: Mateusz Okraszewski

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski

Po 10 latach klub z Łazienkowskiej wznowił wydawanie magazynu Nasza Legia, który od sierpnia będzie się ukazywał w formule kwartalnika. O projekcie rozmawiamy z redaktorem naczelnym NL Adamem Dawidziukiem oraz pełniącym funkcję v-ce redaktora naczelnego Januszem Partyką. Obaj związani są z tytułem od kilkunastu lat.

 

- Jakie macie wspomnienia, gdy ktoś przywołuje nazwę Nasza Legia?

 

Janusz Partyka: - Do Naszej Legii czuję olbrzymi sentyment. Można powiedzieć, że dziś osiągnęła pełnoletność, a ja byłem światdkiem jej rozwoju prawie przez cały ten czas. Do tej pory ukazywała się w sumie przez osiemnaście lat. Na początku w latach siedemdziesiątych, w dalszym etapie nieodżałowany Wiesio Giler wydawał tygodnik przez dekadę, a na samym końcu Legia tworzyła magazyn co miesiąc przez kolejnych pięć lat. Teraz rozpoczynamy nowy rozdział tej historii. Wielkie kluby zasługują na to, aby o nich pisać i propagować ich pamięć. Myślę, że to duża sprawa i olbrzymia duma dla każdego legionisty.

 

Adam Dawidziuk: - Zdecydowanie podpisuję się pod tymi słowami. Sentyment, tożsamość i charakter, który przez lata kształtował nie tylko Naszą Legię, ale też cały klub.

 

- Wspomnieliście o Wiesławie Gilerze, który tworzył Naszą Legię przez 10 lat. Legenda klubu i człowiek, który „napisał” kawał historii Wojskowych.

 

Adam Dawidziuk: - Wtedy nie było Internetu, telefonów komórkowych. Cytując klasyka, tutaj nie było tak naprawdę niczego. Wiesław Giler robił sam, za swoje pieniądze, cały klubowy marketing. Tworzył Naszą Legię, produkował szaliki i inne gadżety. Jeździł po całej Polsce, rozdawał prezenty dzieciom. Legia była jego miłością i to samo chciał przekazać innym.

 

Janusz Partyka: - Bez dwóch zdań, Wiesław Giler poświęcił się Legii bezgranicznie. Płynęła w nim czerwono-biało-zielona krew. Był jej wielkim kibicem i robił to wszystko bezinteresownie. Nie potrzebował oklasków czy słów uznania. Dla niego nie było żadnych granic. Wpadał na pomysł i go realizował. W 1997 roku postanowił stworzyć tygodnik dla najlepszych kibiców najlepszego klubu w Polsce i po prostu to zrobił. Można było nazwać go człowiekiem orkiestrą, ale także filantropem. Tak jak wspominał Adam, wziął na siebie odpowiedzialność za promowanie całej Legii. Wiesio potrafił powiedzieć jednego dnia, że jedzie na Mazury, po czym zgarniał paczki z NL, szaliki, koszulki oraz bilety na mecz tylko po to, by rozdać je kibicom z różnych stron Polski. To bez wątpienia przy Łazienkowskiej postać pomnikowa.

Zdjęcie

- Wielu kibiców mówi, że dla nich mecz przy Ł3 jest pewnego rodzaju świętością. Czy w poprzednich latach – 90. lub na początku XXI wieku, czymś podobnym było posiadanie nowego numeru Naszej Legii?

 

Adam Dawidziuk: - Jak byłem młodym człowiekiem, to na szczęście znałem panią z kiosku, która odkładała mi gazety sportowe pod ladę. Naszym Internetem była wówczas telegazeta. Ludzie czekali na to, żeby zdobyć informacje o swoim klubie. Część zbierała kolejne magazyny na bieżąco, część po prostu je kolekcjonowała. Nie było takiej możliwości, aby nie zdobyć Naszej Legii, gdy ta ukazywała się w sprzedaży. Dla wielu kibiców była to wspomniana świętość, czy rytuał. Pamiętam jedną historię z liceum. W jednym z tygodników był plakat Marcina Mięciela. Kilka dziewczyn z klasy chciało mi zabrać gazetę, musiałem uciekać do toalety. Przetrwałem! 

 

Janusz Partyka: - W tamtych czasach gazety, oprócz telewizji, były jednym źródłem informacji, a podczas meczów na trybunach słuchało się Studia S13, które wybrzmiewało z małych radioodbiorników przynoszonych przez kibiców. Naszą Legię, Piłkę Nożną czy Przegląd Sportowy czytało się z wypiekami na twarzy w szkole pod stołem. Należy też zwrócić uwagę na rozwój kibicowania w Polsce związany bezpośrednio z Naszą Legią. Tygodnik sprzedawał się w całej Polsce, nie tylko w Warszawie. Naszą Legię mogłeś kupić w Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu czy Trójmieście. Prowadziliśmy wówczas w NL tak zwaną Ligę Ultras. Kibice z innych drużyn zbierali punkty za oprawy, każdy wzajemnie się nakręcał i brał udział w rywalizacji. Powstała wówczas grupa Cyberf@ni, która podczas meczów Legii zaczęła tworzyć oprawy, kartoniady i innego rodzaju choreografie. Grupy kibiców z innych klubów wysyłały do Naszej Legii swoje zdjęcia z trybun i tak ze sobą rywalizowały. Tygodnik miał ogromną rolę w rozwój dzisiejszego fanatycznego kibicowania.

 

- Jakie emocje towarzyszą wam, gdy wracacie myślami do początków waszej pracy w Naszej Legii?

 

Adam Dawidziuk: - W 2004 roku byliśmy z Jankiem na zgrupowaniu Legii w Austrii. Dużo rozmawialiśmy na temat Naszej Legii. I tak to się u mnie zaczęło. Pamiętam, że zaprojektowałem też pierwszą stronę internetową NL. Traktowaliśmy ją bardziej jako reklamę samego wydawnictwa, a nie tego, co było w gazecie. Przez Naszą Legię przewinęło się sporo ludzi, którzy zaistnieli w poważnym dziennikarstwie. 

 

Janusz Partyka: - Trafiłem do Naszej Legii pod koniec lat 90. Pewnego dnia wysłałem zdjęcia ze sparingu Legii z duńskim Aarhus, rozgrywanego na warszawskiej Olimpii. Chyba spodobały się Wiesławowi Gilerowi i v-ce naczelnemu NL Robertowi Piątkowi, bo kilkanaście dni później dostałem telefon. Miałem zameldować się na kolegium redakcyjnym z zaznaczeniem, że jak się w danym terminie nie stawię, to drugiej szansy już nie będzie (śmiech). Oczywiście przyjechałem i już tam zostałem. Najpierw latałem z aparatem po trybunach i robiłem zdjęcia. Relacjonowałem także pomniejsze wydarzenia z życia Legii. Z biegiem lat obowiązków przybywało. Pamiętam, że miałem mocne wejście do Naszej Legii (śmiech). Miałem zrobić reportaż z wyjazdowego spotkania z Górnikiem w Zabrzu. Tego dnia jechałem na mecz pociągiem z naszymi kibicami, także od samego początku było niezwykle ciekawie. Lepiej nie można było trafić. Od samego początku pracy w NL czułem olbrzymią dumę i ekscytację. Poznałem w redakcji fajnych i zdolnych ludzi, także fanatycznych kibiców Legii, którzy tworzyli tę gazetę i od których wówczas czerpałem garściami. Jeżeli mogłeś spełniać swoje marzenia i realizować tak naprawdę swoje życiowe cele, to nie możesz wyobrazić sobie lepszego miejsca. W 1986 roku pierwszy raz usiadłem na trybunach przy Łazienkowskiej, a 12 lat później znalazłem się w tygodniku. Nasza Legia była więc też moją Legią.

Zdjęcie

- Dlaczego klub zdecydował się na powrót Naszej Legii?

 

Adam Dawidziuk: - Wróciły już winyle, wraca moda na szerokie spodnie, mają wrócić kasety magnetofonowe, to dlaczego nie ma wrócić także Nasza Legia!? Chcemy spróbować i dać kibicom kolejną rzecz, kolejną atrakcję. To niejako podziękowanie za to, co wydarzyło się w zeszłym sezonie. Za ich wiarę w drużynę, za obecność przy klubie, za wspieranie Legii na każdym kroku. Emocje związane z „nową” Naszą Legią są ogromne. Tworzysz coś, wymyślasz. Mimo tego, że jest to kwartalnik, to nie jest łatwo znaleźć do niego ponadczasowe treści. Jesteśmy uzależnieni od emocji, żyjemy w piłce od lat. To kolejna dawka adrenaliny i mamy nadzieję, że napiszemy kolejny rozdział w naszym życiu.

 

Janusz Partyka: - Legia często szła pod prąd. Być może i w tym aspekcie będzie to z korzyścią dla NL. W dzisiejszych czasach prasa drukowana jest zupełnie inna niż media elektroniczne. Internet to zazwyczaj krótkie formy. Gazeta nigdy nie wygra z Internetem jeśli chodzi o newsy, ale przecież jest dużo innych form. Papier jest alternatywą czytelnictwa. Myślę, że ktoś, kto siedzi w telefonie np. dziesięć godzin dziennie, chętnie znajdzie godzinę, aby zagłębić się w papierowej lekturze. Oczywiście nie odwrócimy tego trendu, ale możemy dać szansę i wybór. Magazyn jest czymś, co zawsze możesz ściągnąć z półki i wrócić do interesującego cię tematu. W Internecie raczej się tego nie zrobi, bo te treści często po prostu „przepadają”. Dodatkową wartością jest ta edukacyjna i oczywiście kolekcjonerska. Dzisiaj ciężko o namacalne rzeczy, które można kolekcjonować, a wielu kibiców - w tym i ja - ma w domu wielkie pudła z Naszą Legią.

 

Adam Dawidziuk: - Uważam, że dzisiaj jako ludzie jesteśmy trochę przestymulowani. Siedząc w laptoptach, telefonach, smartfonach, nasze oczy są wystawione na ciężką próbę. Sami przeżyliśmy już wiele. Zaczynaliśmy przygodę z Legią w latach 80. Dziś od ostatniego numeru minęło 10 lat, a niektórzy nie pamiętają już bohaterów sprzed dekady. Warto kultywować wiedzę o ludziach, którzy ten klub tworzyli i stanowili o jego tożsamości. W magazynie mamy wiele unikatowych rzeczy. Legia jest tak bogatym historycznie klubem, że nie ma problemu znaleźć tematy, o których kibice nie słyszeli, albo których byli ciekawi.

 

- Znając dorobek poprzednich magazynów Nasze Legii – co „nowy–stary” magazyn chce wprowadzić, a co utrzymać z poprzednich lat?

 

Adam Dawidziuk: - Na pewno nie chcemy się bawić w żadne newsy, bo to niemożliwe. Będziemy dbać o jakość i ekskluzywność materiałów. Piękne zdjęcia legijnych fotografów, teksty, które niezależnie od wyniku sportowego, nie stracą na aktualności. To największa trudność, żeby rozmawiając z ludźmi, piłkarzami, stworzyć coś, co będzie żyło dłużej niż jeden dzień. I taka ma być Nasza Legia. 

 

Janusz Partyka: - Bardzo chcemy, aby Nasza Legia trafiła do każdego odbiorcy. Ludzi młodszych, starszych, tych zasłużonych dla klubu i tych, którzy dopiero uczą się miłości do Legii. Warto wspomnieć o naszej redakcji. Mamy tutaj mieszankę doświadczenia i rutyny z młodością. Ta młodsza część redakcji to także kibice Legii i bardzo utalentowani ludzie, którzy czują potrzeby młodszego pokolenia. Silną stroną są także zdjęcia, Mateusz Kostrzewa to absolutny top sportowych fotografów w Europie, o czym będziecie się mogli przekonać już przy okazji pierwszego numeru kwartalnika. Mocno wierzymy więc w to, że w Naszej Legii każdy znajdzie coś dla siebie.

Zdjęcie

- Macie jakiś cel związany z Naszą Legią?

 

Adam Dawidziuk: - Mamy tylko jeden cel. Pragniemy, aby to się po prostu ludziom - mówiąc kolokwialnie - spodobało. Jeżeli tak się stanie, to będziemy usatysfakcjonowani. 

 

Janusz Partyka: - Bardzo optymistyczne jest to, że przy pierwszych informacjach o powrocie Naszej Legii, wielu kibiców nie ukrywało zadowolenia. Ludzie wymieniali się swoimi historiami, wysyłali zdjęcia, pytali o datę premiery. To pozytywnie nas nastraja i pozytywnie stymuluje do pracy. Nie ma negatywnych komentarzy. Kibice doceniają to, że klub chce tworzyć dla nich nowe formy.

 

Adam Dawidziuk: - Najlepsze jest to, jak realne wydarzenia wpływają na tę ponadczasowość. Opowiem anegdotę. Oglądałem pierwszy mecz z Ordabasami w klubie, a Janusz pracował w Centrum Meczowym Legia.com i oglądał spotkanie przed komputerem. Straciliśmy dwie bramki. Odebrałem od Janusza wiadomość w stylu: „Żebyśmy tylko okładki nie musieli zmieniać...”. Odczytałem ją w momencie, gdy strzeliliśmy kontaktowego gola. Odpowiedziałem, żeby napisał to jeszcze raz, bo może zadziała. Za parę minut Janek przysłał to samo, a Legia strzeliła drugiego gola. Szybko odpisałem, żeby wklejał to samo jeszcze raz. Niestety, zabrakło czasu, aby zadziałało. Finalnie udało się ten mecz zremisować, co bardzo przybliżyło Legię do - jak się później okazało - awansu do kolejnej rundy. No i nie musieliśmy zmieniać tytułu na okładce (śmiech).

 

Janusz Partyka: - Ludzie często dopiero zaczynają doceniać to, co w którymś momencie stracą. Myślę, że tak w pewnym stopniu jest z Naszą Legią. Gdy magazyn przestał być wydawany, pojawiało się nagle wiele głosów, dlaczego tak się stało. No to teraz wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom.

 

Adam Dawidziuk: - Dodam jedną rzecz. Gdy do Muzeum Legii przychodzą wycieczki, to bardzo często na stole leżą Nasze Legie z ubiegłych lat. Ludzie nie tylko je czytają, ale po prostu biorą sobie do domu. To pokazuje, jak wielkim uznaniem cieszy się papierowe wydawnictwo o Legii. Zrobimy wszystko, aby nowy kwartalnik cieszył się podobnym zainteresowaniem. Kolejna sprawa, odkąd Legia przestała być wydawana, czyli 2013 roku, Legii przybyło 13 trofeów. To bezapelacyjnie najlepszy okres w historii klubu. Nie było lepszej dekady w wykonaniu Legii Warszawa. Kto opowie o tej historii, kto zobrazuje i spisze te czasy? To pewnego rodzaju misja, ale chcemy ją podjąć.

Zdjęcie

- Dlaczego waszym zdaniem warto kupować Naszą Legię?

 

Adam Dawidziuk: - Żeby poznać najlepszy i najpopularniejszy w Polsce klub i stać się jego częścią.

 

Janusz Partyka: - Można zapytać, dlaczego warto przeczytać dobrą książkę? Tak samo jest z Naszą Legią. Chcemy zachęcić czytelników, aby poznali unikatowe treści dotyczące ich ukochanego klubu. Wrócić do historii, poznać piłkarzy, czy trenerów od innej, także tej niepiłkarskiej strony. Legia ma wielu fanów, którzy dadzą się pokroić za klub. To też pewnego rodzaju podziękowania dla nich.

 

- Na koniec - gdzie można kupić Naszą Legię?

 

Janusz Partyka: - Póki co oficjalnym sklepie Legia FanStore przy Łazienkowskiej 3, a także w punktach znajdujących się na stadionie w trakcie dnia meczowego. Dodatkowo Naszą Legię można nabyć online, robiąc zakupy na stronie sklep.legia.com.

Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.