Aleksandar Vuković: Nie jesteśmy nietykalni - Legia Warszawa
Plus500
Aleksandar Vuković: Nie jesteśmy nietykalni

Aleksandar Vuković: Nie jesteśmy nietykalni

Kilka dni temu minął rok, odkąd objął stanowisko trenera Legii Warszawa. Choć sam uważa, że nie jest to żaden jubileusz ani powód do dumy, postanowiliśmy podsumować z nim ten okres. O tym, czy zmienił się jako człowiek. O kwestii pewnych fundamentalnych wartości, bez których nie może funkcjonować szatnia. O trudnym wychowywaniu zawodników. Wreszcie o dzieciństwie naznaczonym wojną, przez które – wbrew pozorom – dużo lepiej znosi obecną sytuację. Zapraszamy na rozmowę z Aleksandarem Vukoviciem.

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski

- Panie trenerze, rok w życiu to dużo czy mało?
- I dużo i mało. Myślę, że każdy człowiek ma takie dwuwymiarowe spojrzenie i ja tutaj od nikogo się nie różnię. Z jednej strony czas mija prędko i wszystko dzieje się bardzo szybko, z drugiej zaś w tym okresie niesamowicie wiele się wydarzyło – zwłaszcza jeżeli spojrzymy na to z perspektywy trenera klubu takiego jak Legia. Na pewno nie można powiedzieć, że brakowało nam wrażeń. 

 

- Jest takie chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach. Pan ostatni rok miał chyba wyjątkowo ciekawy. 
- Wydaje mi się, że praca trenera w ogóle jest pracą bardzo ciekawą. Są oczywiście również te mniej pozytywne strony, ale na nudę na pewno nie można narzekać. W tym zawodzie takie słowo nie występuje i byłem tego w pełni świadomy, kiedy w ogóle zaczynałem kursy trenerskie. Szczerze mówiąc,  w dużej mierze właśnie to mnie do tego kroku najbardziej namawiało. 

 

- W takim razie może teraz polskie przysłowie: cudze chwalicie, swego nie znacie. Lubi je Pan?
- Uznaję, że jest w nim sporo prawdy, podobne powiedzenie występuje również w Serbii. Choć nam, Serbom, pasuje ono zdecydowanie mniej niż Polakom, bo taki trend w moim kraju jest dużo mniej obecny niż w Polsce. Z jednej strony śmiałem się, że czuję się jak u siebie i jestem uznawany za „swojego”, ale z drugiej to na pewne rzeczy patrzę jednak trochę inaczej. W świadomości Polaków jest głęboko zakorzenione myślenie, że ktoś kto trafia do Polski zza granicy – niezależnie od tego czym się zajmował – powinien i musi wiedzieć lepiej niż miejscowi. Myślę, że to jest bardzo często krzywdzące dla samych siebie. Ja jednak nie przejmuję się takim podejściem, akceptuję je i staram się z nim w jakiś sposób żyć. 

 

- I chyba nie wychodzi to Panu najgorzej, bo jest Pan pierwszym trenerem od czasów Henninga Berga, który przepracował na stanowisku rok. Dlaczego to krzesło trenera Legii jest tak gorące?
- Szczerze mówiąc nie przywiązuję wagi do tego ile pracuję, nie jest jakąś moją obsesją żeby liczyć upływające dni i miesiące. Po prostu staram się swoją pracę wykonywać jak najlepiej, skupiać się na drużynie i dbać o to, żeby każdy zawodnik osiągnął poziom na jakim nam zależy. Oczywiście jest szereg nieprzewidzianych sytuacji, różne rzeczy potrafią nam spaść na głowę, ale – jeśli mam być szczery – czuję się trochę nieprzygotowany żeby odpowiedzieć na to pytanie. Ja naprawdę mam o czym myśleć, chociażby o obecnej sytuacji. Tutaj też mam swoją rolę w tym, żebyśmy jako drużyna przeszli ten okres, wyglądali potem coraz solidniej i dążyli do tego żeby być lepszym. Udało nam się wyjść obronną ręką z wielu sytuacji, ale jest jeszcze mnóstwo pracy, zarówno przed nami jako zespołem, jak również przede mną jako trenerem. Teraz znalazłem się sytuacji, w której ludzie mówią mi, że pracuję najdłużej od momentu prowadzenia zespołu przez trenera Berga. Okej, cieszę się z tego, ale to nie jest żadna motywacja czy presja, w ogóle się nad tym nie zastanawiam.

Zdjęcie

- Jeżeli chcesz być szczery, uczciwy, traktujesz ludzi z szacunkiem i tak, jak sam chciałbyś być przez nich traktowany, wówczas z dużym prawdopodobieństwem będziesz postępował sprawiedliwie.

- Nie myśli Pan o tym, ale – jak już Pan powiedział – wiele się uczy. Jaka życiowa lekcja była przez ten czas najcenniejsza?
- Wiem, że jestem trenerem, który swoją pierwszą samodzielną pracę zaczął w Legii Warszawa. Wbrew pozorom ja się jednak solidnie do tego przygotowywałem, nie jest tak, że spadło to na całkowicie zaskoczonego mnie. Parę lat temu świadomie obrałem kierunek uczenia się tego zawodu. Patrzyłem na piłkę z perspektywy trenera asystenta, najpierw takiego, który jest tylko obserwującym, a potem osoby biorącej we wszystkim czynny udział. Pełniłem różne role jako asystent, kończyłem kursy, zbierałem doświadczenie poprzez staże i poprzez naukę. Naprawdę czułem się przygotowany do tego wyzwania, jakim jest prowadzenie drużyny. Oczywiście rok na stanowisku w takim klubie – i myślę, że dotyczy to również bardzo doświadczonych trenerów, a co dopiero mnie – sprawia, że nowych rzeczy uczy cię każdy dzień, każdy trening i każdy mecz. To doświadczenie nie jest jednak decydujące, bo mamy do czynienia z sytuacjami, gdzie również niedoświadczeni trenerzy potrafią dobrze robić swoją robotę. Jeżeli jednak będą wyciągać odpowiednie wnioski, wówczas mogą zrobić duży postęp. Gdy pytasz mnie czego nauczył mnie ten rok, to każdy dzień mnie czegoś uczył. Jednostka treningowa, problemy, z którymi się spotykałem – a ich nie brakowało – sytuacje, które trzeba było rozwiązać, czy to w trakcie meczu, treningu bądź przygotowań. To wszystko jest bardzo budującym doświadczeniem. 

 

- Jako trener niewątpliwie się Pan zmienił, ale czy zmienił się Pan też jako człowiek, ojciec rodziny, mąż?
- Uważam, że w tych aspektach zawsze mamy miejsce do stawania się lepszymi. Chociażby w tej sytuacji, w której jesteśmy teraz, również zauważam taką możliwość. Staram się poświęcić czas dzieciom i żonie, bo będąc w natłoku pracy nie zawsze mam na to tyle czasu, ile bym chciał. Ten rozwój, czy zmiana, o której rozmawiamy, nie tyczy się tylko kwestii zawodowej, ale również typowo życiowej. Jako człowiek uważam, że cały czas jestem taką samą osobą. Uważam, że to jakim jesteś człowiekiem decyduje o tym, jak radzisz sobie jako trener. W wielu momentach podejmujesz decyzje niezwiązane z nauką czy doświadczeniem jakiego nabyłeś, ale reagujesz w oparciu o swoją naturę. Człowiekiem jestem więc takim samym, aczkolwiek staram się wykorzystać każde doświadczenie życiowe, żeby coś w sobie polepszać. 

 

- Piłkarze opisują Pana w różny sposób, ale zawsze w tych opisach pojawia się jedno słowo: sprawiedliwość. To jest dla Pana fundamentalna wartość?
- Ciężko ująć to w ten sposób, ponieważ nie potrafię zdecydować się na jedną najważniejszą wartość spośród tych jakie wyznaję. Na pewno jest ich kilka i myślę, że sprawiedliwość wychodzi jako efekt połączenia kilku zasad, którymi się kieruję: wiara w ludzi, w przypadku drużyny wiara we wspólnotę, wspólny cel, wspólną pracę. Wartości ludzkie, jak szczerość, poświęcenie, oddanie, pracowitość, zaangażowanie – to wszystko są elementy, które na koniec doprowadzają do sprawiedliwości. Jeżeli chcesz być szczery, uczciwy, traktujesz ludzi z szacunkiem i tak, jak sam chciałbyś być przez nich traktowany, wówczas z dużym prawdopodobieństwem będziesz postępował sprawiedliwie.

Zdjęcie

- Potrafię być nieprzyjemny, to nie jest tak, że jestem święty. W gruncie rzeczy mam jednak dużą wiarę w ludzi i choć potrafię wiele wymagać od innych, to również z siebie umiem dawać dużo. 

- To są wszystko wartości wyniesione z domu rodzinnego?
- Można tak powiedzieć. Na pewno większość z nas ma to szczęście bycia wychowywanym w domu i w dużej mierze w tych pierwszych latach swojego życia nabiera wartości, których później chce lub nie przestrzegać. Jedną z nich jest traktowanie ludzi z należytym szacunkiem i szczerością. Można to ująć w jednym zdaniu: nie rób drugiemu co tobie niemiłe. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że potrafię być nieprzyjemny, to nie jest tak, że jestem święty. W gruncie rzeczy mam jednak dużą wiarę w ludzi i choć potrafię wiele wymagać od innych, to również z siebie umiem dawać dużo. 

 

- Wspomniał Pan kiedyś o byciu wychowywanym twardą ręką, czego przykładem jest historia, kiedy ojciec wybił Panu z głowy grę na automatach. Jak Pan przestrzega przed takimi pokusami młodych piłkarzy?
- Problem jest taki, że jestem ich trenerem, a nie ojcem. Przy podejściu do piłkarzy kieruję się jednak tym, że oni też są czyimiś dziećmi. To też determinuje moje zachowanie, a ono na pewno jest takie, że nawet jeśli muszę coś komuś wygarnąć i użyć mocnych słów, to zawsze mam z tyłu głowy to, o czym wspomniałem wcześniej. Jednak tak jak w przypadku rodzica, trener również czasem musi przyjąć postawę, która na pierwszy rzut oka może być nieprzyjemna dla zawodnika, ale w dłuższej perspektywie wyjdzie mu na dobre. Nie chodzi tylko o zagłaskiwanie się, czasami w zdecydowany sposób trzeba wyrazić swoje niezadowolenie wobec zachowania zawodników. Należy dbać o to żeby wychowywać ich tak, by na tym korzystali, nawet jeżeli w pierwszym momencie wydaje się im, że to dla nich niedobre. Przykładowo pamiętam sytuację z początku sezonu z Mateuszem Praszelikiem, kiedy po jednym meczu, który zagrał od pierwszej minuty, w następnym nie znalazł się nawet w kadrze. On wiedział dlaczego tak się stało, to było zdecydowane posunięcie, które miało zaznaczyć ważność przestrzegania zasad i prowadzenia się we właściwy sposób. On jako młody piłkarz nie może iść inną drogą niż ta, którą uznaje się za właściwą. Mateusz to zrozumiał i myślę, że to mu na pewno pomoże.

 

- Dużo takich rozmów wychowawczych Pan przeprowadził?
- Nie nazwałbym tego rozmową wychowawczą. Na pewno dużo rozmawiam z zawodnikami, staram się mieć z nimi bliski kontakt, aczkolwiek mam świadomość, że bardzo dużo dzieje się poza moją wiedzą. Z dużą grupą zawodników pracuję już od roku, ale z niektórymi jeszcze krócej. Cały czas staram się więc budować relacje oparte na zaufaniu. Żeby głębiej wchodzić w czyjeś wychowanie, on musi ci bardzo ufać. Ja po prostu codziennie staram się nakreślać chłopakom te wartości, które są istotne dla mnie i dla funkcjonowania drużyny. Jeżeli podkreślanie tego następuje dzień po dniu, to to już samo w sobie jest wychowywaniem piłkarzy.

Zdjęcie

- Na pewno mam sporo refleksji, a ten czas można wykorzystać do tego, żeby znowu uderzyć we właściwe wartości. Aczkolwiek mam wątpliwości co do tego, że świat jakoś się zmieni.

- Obecnie też dużo rozmawiacie?
- Staramy się być ze sobą w kontakcie. Podczas przerwy zimowej, gdy każdy rozjechał się do domów dzwoniłem zdecydowanie rzadziej, ale teraz mam taką niepisaną regułę, że codziennie telefonuję do kilku chłopaków. W paruminutowej rozmowie chcę wyczuć jak się czują w tym całym zamieszaniu. Na razie, mam wrażenie, że wszyscy dają sobie radę. Na pewno każdy z nas chciałby być już na boisku i trenować, bo już dużo za długo to wszystko trwa. Ale niestety, jeszcze przez jakiś czas musimy to wytrzymać. Ciągle jesteśmy jednak na łączach, ze sztabem prowadzimy również obserwację treningu indywidualnego, który piłkarze mają wykonywać. Staram się jednak przede wszystkim utrzymywać kontakt z każdym chłopaków, po prostu zależy mi na tym, żebyśmy cały czas go ze sobą mieli. 

 

- Dla większości ludzi taka sytuacja jest czymś nowym. Panu łatwiej się z nią oswoić jako osobie, która wychowywała się w latach 90. na Bałkanach?
- Można powiedzieć, że to doświadczenie się przydaje, aczkolwiek wcale nie cieszę się z tego, że takie doświadczenie miałem. Pamiętam czasy, w których również trzeba było siedzieć w domu, ale bez prądu i wody. Dochodziło do tego schodzenie piwnic czy do pomieszczeń, w których trzeba było się schować w momentach nalotów nad miastem. Na pewno był to czas jeszcze trudniejszy, więc z dużą pokorą podchodzę do tego co jest teraz. Czuję też lekkie niedowierzanie, kiedy widzę, że dla wielu osób przebywanie w domu, w komfortowych warunkach, jest problemem od pierwszego dnia. Okej, rozumiem, że po dwóch miesiącach to może być uciążliwe, ale ludzie już po pierwszym tygodniu mieli dosyć leżakowania i oglądania telewizji, życia w kompletnej wygodzie. Do sytuacji, którą mamy teraz podchodzę więc pokornie, ale bez poczucia tragedii. Musimy być w tym wspólnie zdyscyplinowani, odpowiedzialni za siebie i ludzi dookoła. Tylko wtedy szybciej możemy się z tego wszyscy wydostać. 

 

- Sporo mówi się o tym, że to czas na przewartościowanie niektórych spraw. Pan również sobie pewne rzeczy przewartościował?
- Powiem szczerze, że osobiście nie potrzebuję takiej sytuacji, by mieć świadomość, że nie wszystko w dzisiejszych czasach jest poukładane w odpowiedniej kolejności. To co teraz mamy jest dobitnym dowodem na to, że nie jesteśmy nietykalni. Na pewno mam sporo refleksji, a ten czas można wykorzystać do tego, żeby znowu uderzyć we właściwe wartości. Aczkolwiek mam wątpliwości co do tego, że świat jakoś się zmieni. W momencie, kiedy sobie z tym poradzimy, wszystko szybko wróci do normy. Tak po prostu jest, w tym kierunku to się rozwija i chyba to nie jest proces do zatrzymania. Świat po tym kryzysie i odbudowie, która nastąpi, będzie wyglądał dokładnie tak samo. Jedynie w swoich mikroświatach można coś odmienić.

Udostępnij

Autor

Jakub Jeleński

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.