Wisła - Legia historycznie: Starcie nr 170, tym razem wirtualne - Legia Warszawa
Plus500
Wisła - Legia historycznie: Starcie nr 170, tym razem wirtualne

Wisła - Legia historycznie: Starcie nr 170, tym razem wirtualne

Historia spotkań Legii Warszawa z Wisłą Kraków jest niezwykle bogata, sięga bowiem roku 1927. W trakcie 93 lat nie brakowało meczów decydujących o kluczowych rozstrzygnięciach na krajowym podwórku, czy też takich, których dramaturgią można byłoby obdzielić całą ligową kolejkę. Dzisiejsza potyczka przejdzie jednak do historii z innego powodu. W niedzielę obydwa zespoły staną w szranki po raz 170, tym razem jednak rywalizując w wirtualnej rzeczywistości.

Autor: Kamil Majewski, Janusz Partyka

Fot. Adam Polak, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Janusz Partyka, Włodzimierz Sierakowski

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Kamil Majewski, Janusz Partyka

Fot. Adam Polak, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Janusz Partyka, Włodzimierz Sierakowski

Spotkania pomiędzy Wisłą Kraków a Legią Warszawa elektryzują całą piłkarską Polskę. Futbolowy szlagier, jedna z najstarszych rywalizacji w historii ligi, z wiadomych względów w zaplanowanym terminie na boisku się nie odbędzie, co nie znaczy, że obydwa kluby nie rozegrają dziś meczu. Kibiców obydwu drużyn czeka nie lada gratka w postaci spotkania obydwu drużyn w grze FIFA. Wisła Kraków kontra Legia Warszawa, to w tym przypadku pojedynek esportowców - Jakuba „Cyanide” Mikołajewskiego z Miłoszem „milosz93” Bogdanowskim. Początek starcia, o którym więcej piszemy w TYM miejscu, już o godz. 17:30! Jedno jest pewne, niezależnie od wyniku ten mecz przejdzie do historii. Mimo to, że dzisiejszy mecz odbędzie się tylko wirtualnie, przyjrzyjmy się 93-letniej historii rywalizacji obydwu drużyn.

Zdjęcie

To, jak zacięte są spotkania Wojskowych z Białą Gwiazdą zaobserwować mogliśmy chociażby w roku 2018. Pierwsza połowa rozegranego 21 października meczu bezapelacyjnie należała do Legii. Już kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku sędziego bramkarza krakowskiego zespołu, Mateusza Lisa, pokonał Dominik Nagy. Po szybkim golu legioniści ruszyli do ofensywy jeszcze intensywniej i 20 minut po trafieniu Węgra mogli cieszyć się z drugiego gola. Tym razem Nagy wcielił się w rolę asystenta, a jego podanie wykończył Carlitos. Hiszpan, który przez rok reprezentował barwy Wisły, z szacunku do byłego pracodawcy, nie okazywał przesadnej radości, jednak widać było, że nie chce poprzestać on na jednym trafieniu. W kolejnych fragmentach pierwszej połowy nadal rządzili podopieczni Ricardo Sa Pinto i wydawało się, że ich zwycięstwo jest niezagrożone.

Zdjęcie

To, co stało się w drugiej połowie zszokowało jednak wszystkich – legionistów, ich trenera, a także kibiców. Wiślacy bowiem w ciągu pięciu minut zdobyli... trzy bramki. Najpierw Arkadiusza Malarza pokonał Jesus Imaz, chwilę później piłkę w siatce umieścił Martin Kostal, a kolejnych kilkadziesiąt sekund po tym drugiego gola strzelił Imaz. Trzy szybkie ciosy sprawiły, że gra Wojskowych stanęła i zanim się otrząsnęli, minęło ponad 20 minut. W końcówce znów przeszli do ofensywy. Piłka trafiła do Carlitosa, ten wkręcił w ziemię Macieja Sadloka i precyzyjnym strzałem w długi róg wyrównał stan meczu. „Nie wiem co stało się w drugiej części spotkania. Cieszy to, że udało nam się wyrównać w 90. minucie, ale myślę, że nie zdobyliśmy dziś jednego punktu lecz straciliśmy dwa” – podsumował na gorąco w strefie mieszanej obrońca Legii Mateusz Wieteska. Przypomnijmy sobie kulisy z tej pamiętnej potyczki Legii z Wisłą:

Historyczny bilans starć obydwu zespołów we wszystkich rozgrywkach jest równy – każdy z nich wygrał po 61 meczów, 47-krotnie padał wynik remisowy. Jeśli brać pod uwagę tylko mecze ligowe, minimalnie lepszym bilansem mogą pochwalić się Wiślacy. Wygrali oni bowiem 58 spotkań przy 57 zwycięstwach Legii. Punktami obydwie drużyny dzieliły się 42-krotnie. Biała Gwiazda jest jedyną drużyną, która może pochwalić się korzystniejszym bilansem bezpośrednich starć z zespołem 14-krotnego mistrza Polski.

Zdjęcie

Niezależnie od prezentowanej formy, starcia Legii z Wisłą bez cienia wątpliwości mogą być nazywane „klasykami”. Obydwa zespoły zdobyły łącznie 27 tytułów mistrza Polski. Są to również drużyny, które w XXI wieku zdominowały rozgrywki ligowe w Polsce. Do pierwszego w historii bezpośredniego meczu doszło 18 kwietnie 1927 roku. Legioniści przegrali aż 1:4, Wisła była jednak wtedy bezapelacyjnie najlepszą drużyną piłkarską w kraju. Krakowscy dziennikarze byli tak pewni siebie, że nawet pewne zwycięstwo nie zadowalało ich w pełni. „Drugi dzień świąt przyniósł Warszawie mecz Legia – Wisła. Zdawało się, że prowadzący w mistrzostwie Ligi eks mistrz Krakowa, jeden z bezsprzecznie najsilniejszych zespołów polskich pokaże grę nie tylko owocną i produkcyjną ale również piękną i przemyślaną. Tym czasem niedysponowani widać krakowianie sprawili wyraźny zawód. Największym, a trzeba powiedzieć, że poważnym atutem ich drużyny była szybkość i ruchliwość – zalety cechujące cały zespół bez wyjątku. Atut ten wystarczył jednak zupełnie, aby mecz rozstrzygnąć bez żadnych wątpliwości na swoją korzyść” – pisano w „Przeglądzie Sportowym. Na pierwsze zwycięstwo z Wisłą zespół z Warszawy czekał ponad rok – stało się ono faktem w trzecim meczu rozgrywanym pomiędzy obydwoma drużynami.

Zdjęcie

Prawdopodobnie każdy kibic Legii wie, z którym rywalem Wojskowi osiągnęli najwyższe zwycięstwo w swojej historii. „Przeróżnego rodzaju rekordy padły w tym meczu. Należał do nich przede wszystkim sam rezultat spotkania. Wynik 12:0 nie padł jeszcze na żadnym powojennym meczu ligowym. Prócz tego Pohl pięcioma zdobytymi bramkami ustanowił rekord goli strzelonych na jednym meczu przez jednego zawodnika. Ofiarą wspaniale usposobionego CWKS padła krakowska Wisła, która potrafiła wygrać z wojskowymi wiosną 2:0. Przy porównaniu tych dwu wyników szumi nam w głowie. Jak bowiem mógł przegra CWKS w Krakowie, skoro na własnym boisku robił z Wisłą dosłownie co chciał i to od samego początku spotkania. W 3 min. silny strzał Kempnego trafia w asekurującego bramkę Kawulę, ale już 4 minuty później bardzo ładna akcja świetnej w tym meczu pary Brychczy – Pohl kończy się wypuszczeniem w bój Kowala i CWKS prowadzi 1:0. Od tej chwili jasne stało się, że Wisła musi przegrać. CWKS grał na pełnych obrotach, ciągle napierał. Wobec nieustających ataków, zmian pozycji i celnych strzałów napastników CWKS – zupełnie bezradna była krakowska obrona. Brychczy, Pohl, Kowal a nawet Ciupa ogrywali swych przeciwników w dziecinnie łatwy sposób, będąc raz po raz sam na sam z również słabszym w tym meczu Kaliszem. Przy takim układzie sił bramki sypały się jak z rogu obfitości. Nie ma więc nawet potrzeby dokładnego rejestrowania ich kolejności” – pisano. Pięć goli Pohla, trzy Kowala, dwa Brychczego (na zdjęciu), jeden Kempnego i jedno samobójcze trafienie Monicy. Spotkanie z 19 sierpnia 1956 roku już na zawsze wpisało się w historię warszawskiej Legii.

Zdjęcie

W XX nie brakowało meczów historycznych, apogeum rywalizacji przypadło jednak na obecne stulecie. I to właśnie w spotkaniu z tym rywalem Wojskowi praktycznie zagwarantowali sobie ósmy tytuł mistrza Polski. „W meczu na szczycie Wisła zremisowała 1:1 Legią. Tym samym oddaliła się od obrony mistrzowskiego tytułu, bowiem Legia musi już zdobyć tylko jeden punkt, by cieszyć się z pierwszego od 7 lat trofeum Mistrzów Polski” – relacjonowała oficjalna strona internetowa „Białej Gwiazdy”. Mecz rozpoczął się dla podopiecznym Dragomira Okuki fatalnie, bowiem w 80. sekundzie Radostina Stanewa pokonał Tomasz Frankowski. Legioniści długo bili głową w mur nie mogąc sforsować dobrze funkcjonującej tego dnia defensywy. Udało się to dopiero na niewiele ponad 20 minut przed końcem spotkania za sprawą Stanko Svitlicy. „To najważniejszy gol w mojej karierze” – stwierdził snajper. Brakujące „oczko” Wojskowi zdobyli w kolejnym ligowym meczu, w którym zmierzyli się z Odrą Wodzisław.

Zdjęcie

Innym spotkaniem, które zapadło w pamięć kibiców Wojskowych, było z pewnością to rozegrane 9 maja 2013 roku. Sygnał do ataku piłkarzom Legii dał... zawodnik Wisły. Semir Stilić opanował piłkę w polu karnym i huknął, piłka jednak, zamiast do bramki, odbiła się od poprzeczki. Nie minęła minuta, a legioniści już prowadzili. Ivica Vrdoljak zagrał długą piłkę do Michała Żyry. Ten zwiódł dwóch rywali, uderzył w kierunku krótkiego słupka i pokonał Michała Miśkiewicza otwierając tym samym wynik meczu. Do przerwy podopieczni ówczesnego trenera, Henninga Berga zdobyli jeszcze dwie bramki, ich autorami byli Michał Kucharczyk oraz Tomasz Jodłowiec. Po zmianie stron festiwal Wojskowych trwał nadal. Dossa Junior strzelił czwartego a Marek Saganowski piątego gola. „Tak upokorzona Wisła Kraków w tym wieku z Warszawy jeszcze nie wyjeżdżała. (...) Mistrz! Mistrz! Legia mistrz! - niosło się z trybun przy Łazienkowskiej. Tak wysoko Legia trenera Henninga Berga jeszcze nie wygrała. Tak efektownie jeszcze wiosną nie zagrała. Trudno było dostrzec słaby punkt w układance norweskiego szkoleniowca, a pięć strzelonych goli to najniższy wymiar kary, jaki spotkał wiślaków w hicie ekstraklasy. Siódma wygrana z rzędu przyszła po meczu rozegranym w mistrzowskim stylu” – zachwycali się na łamach „Przeglądu Sportowego” dziennikarze.

W kolejnym meczu Wojskowi znów pokazali swoją wyższość pokonując Biała Gwiazdę na jej terenie 3:0. Od tego momentu rywalizacja wyrównała się i gdy jedna z drużyn wygrywała, nie czyniła tego różnicą większą niż dwóch goli. Do czasu jednak. Ostatnie dwa mecze tej 93-letniej rywalizacji to wysokie zwycięstwo Wisły i... jeszcze wyższe legionistów. Wiosną 2019 roku Wojskowi mierzyli się przy Reymonta z Białą Gwiazdą dokładnie 31 marca. Porażka 0:4 była ogromnym szokiem dla wszystkich związanych z Warszawskiem klubem. Po meczu posadę stracił trener Ricardo Sa Pinto, a stery w drużynie objął Aleksandar Vuković. I już przy pierwszej nadarzającej się okazji „Vuko” wziął na Wiślakach srogi rewanż. 27 października 2019 roku legioniści zagrali przy Łazienkowskiej piłkarski koncert. Pokonali rywali aż 7:0, po trafieniach: Jose Kante (trzech), Luquinhasa, Arvydasa Novikovasa, Pawła Wszołka i Jarosława Niezgody. Po tym spotkaniu stolica nie mogła długo zasnąć.

Zdjęcie

Na szali są nie tylko ligowe punkty, ale także honor i duma, ponieważ rywalizacja warszawsko-krakowska bezsprzecznie jest jedną z najgorętszych i najpiękniejszych w polskiej piłce. Kto okaże się lepszy w najbliższym, tym razem wirtualnym starciu? Tego dowiemy się w niedzielę, 22 marca. Oglądajcie nas na klubowym profilu na Facebooku! O godz. 16:30 rozpoczynamy nasze Centrum Meczowe!

Udostępnij

Autor

Kamil Majewski, Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.