Z cyklu LegiaRetro (2): Feyenoord, czyli powiew zachodu w Warszawie
W prima aprilis - 1 kwietnia 1970 roku - w pierwszym meczu półfinałowym rozgrywek o Puchar Europy Legia podejmowała przy Łazienkowskiej Feyenoord Rotterdam. Dla kibiców, piłkarzy i działaczy z Warszawy, było to ciekawe zderzenie z codziennością panującą za żelazną kurtyną.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
W prima aprilis - 1 kwietnia 1970 roku - w pierwszym meczu półfinałowym rozgrywek o Puchar Europy Legia podejmowała przy Łazienkowskiej Feyenoord Rotterdam. Dla kibiców, piłkarzy i działaczy z Warszawy, było to ciekawe zderzenie z codziennością panującą za żelazną kurtyną.
Awansując do tej fazy rozgrywek (półfinał Pucharu Europy) zawodnicy z Warszawy znaleźli się w elicie czterech najlepszych drużyn kontynentu, obok takich piłkarskich potęg jak zdobywca trofeum z 1967 roku Celtic Glasgow, mistrz Anglii Leeds United czy właśnie mistrz Holandii. Niespotykaną ciekawostką w naszym kraju było wówczas to, że na pierwszy mecz do Warszawy przybyło kilkuset holenderskich kibiców. W Warszawie nastąpiło... zbiorowe opętanie „Ekipa gości przyleciała do Warszawy dwa dni przed meczem. Na specjalny samolot z działaczami i piłkarzami Feyenoordu na lotnisku Okęcie czekała delegacja Legii, której przewodził wiceprezes klubu płk. Edward Potorejko. Obecni byli także przedstawiciele ambasady holenderskiej i spora grupa młodych kibiców Legii. Nie zabrakło też dziennikarzy, którzy musieli coś 'skrobnąć' o przylocie ekipy z Rotterdamu. Z chwilą wylądowania samolotu w holu lotniska nastąpiło ożywienie. Po wylądowaniu samolotu zawodnicy Feyenoordu pojedynczo przechodzili przez furtkę - królestwo celników. Panowie w zielonych mundurach odstępując od swoich służbowych czynności podsuwali im... do podpisu karteczki. Dla wielu z nich autograf Wima van Hanegema czy Ove Kindvalla pozostał najcenniejszą pamiątką. Po oficjalnym powitaniu prezesa Feyenoordu A. Couwenberga przez delegata Legii płk. Potorejko, w holu pojawili się piłkarze. Momentalnie wokół nich zrobiło się tłoczno. Młodzi chłopcy ze łzami w oczach prosili dziennikarzy o kartki, marząc o autografie któregoś z Holendrów - była to jedyna okazja. 'Bohaterowie chwili', jak na zawodowców przystało, ze stoickim spokojem spełniali prośby młodych kibiców Legii. Niektórzy ze szczęśliwców opuszczali lotnisko wyposażeni w pamiątki klubowe Feyenoordu: proporczyki, znaczki i zdjęcia. To byli szczęśliwcy, którzy budzili zazdrość pozostałych. Chociaż jest to oczywiste, że przy takich okazjach młodzi kibice próbują zdobyć autografy piłkarskich gwiazd, to jednak dla ówczesnych funkcjonariuszy MSW takie zachowanie wydawało się niezbyt zrozumiałe. Dziś, po tylu latach, dowiadujemy się, że od pierwszych chwil pobytu w Polsce ekipą Feyenoordu dyskretnie 'opiekowali' się funkcjonariusze SB” - czytamy w tekście Wiktora Bołby z „Naszej Legii”.
„Zgromadzeni na lotnisku młodzi chłopcy nagabywali przybyłych zawodników o autografy. Jednakże w związku z tym, na lotnisku nie stwierdzono żadnych incydentów. Należy zaznaczyć, że tego typu zachowanie młodzieży, piłkarze z Holandii przyjmowali za normalne” - pisał w swoim meldunku jeden z wywiadowców.
„Zadowolonym z gorącego przyjęcia na lotnisku piłkarzom Feyenoordu, humory popsuła nieco deszczowa pogoda. 'U nas zaczęła się już wiosna, a w Polsce jeszcze trwa zima. To fatalne!' - mówili. Goście z Holandii wprost z lotniska wyruszyli klubowym autokarem Legii na Stadion Wojska Polskiego. Tam, widząc bajoro zamiast boiska, na którym za dwa dni mieli rozegrać mecz, miny zrzedły im jeszcze bardziej. Uspokoiły ich nieco zapewnienia gospodarzy obiektu, że zrobią wszystko, by mecz odbył się w jak najlepszych warunkach. Ze stadionu ekipa Feyenoordu - klubowym Sanosem - wyruszyła do Nieporętu. Goście, rezygnując z oferowanego im przez Legię pobytu w warszawskim Grand Hotelu, wybrali położone w oddali od wielkomiejskiego zgiełku kwatery ośrodka 'Wisła'. Niezadowolenie gości wywołał także klubowy autokar, który był na tyle 'komfortowy', że piłkarze Feyenoordu po podróży do Nieporętu... nie chcieli później nim jeździć. Wobec takiego obrotu sprawy - chcąc uniknąć blamażu - działacze Legii wypożyczyli dla Holendrów autokar z Orbisu. Należy wspomnieć, że od dłuższego czasu na parkingu samochodowym Ministerstwa Obrony Narodowej stał... nowy Leyland, przyznany wcześniej klubowi, ale nie miał go kto odebrać...” - czytamy w „Naszej Legii”.
1 kwietnia, w czasie meczu Legia - Feyenoord pogoda niestety nie dopisała. Nieustannie padający deszcz zmienił boisko w bajoro, po którym trudno było się piłkarzom obydwu drużyn poruszać. Nie ułatwiało to gry, powodując kilka zmarnowanych sytuacji przez piłkarzy Legii. Najpierw Lucjan Brychczy, później zaś Jan Małkiewicz, nie wykorzystali swoich „setek” i mecz zakończył się wynikiem 0:0. Na zdjęciu autorstwa Eugeniusza Warmińskiego kibice Legii wraz z żołnierzami zasiadający na łuku od strony Kanałku Piaseczyńskiego. Widoczny jest także stary (pierwszy przy Łazienkowskiej) zegar, który odmierzał czas i podawał rezultat spotkania.
Autor
Janusz Partyka