Z cyklu LegiaRetro (7): Zalążek pierwszej Wielkiej Legii
5 czerwca 1955 roku. Przy Łazienkowskiej legioniści podejmowali w towarzyskim spotkaniu czołową wówczas drużynę z Francji - Racing Club Lens. W Warszawie rodził się dojrzały, zgrany i coraz bardziej przebojowy zespół. W wygranym 5:2 spotkaniu dwie rzeczy mile zaskoczyły przybyłych tego dnia na stadion kibiców. Więcej w artykule kolejnego odcinka naszego cyklu!
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
Na jednym z kadrów autorstwa nieodżałowanego mistrza fotografii sportowej Eugeniusza Warmińskiego widzimy, jak o piłkę walczą francuski obrońca RC Lens z legionistą Edmundem Kowalem (z prawej). Ten świetnie wyszkolony technicznie napastnik występował w barwach Wojskowych przez trzy lata - w 73 spotkaniach strzelił 23 gole. Zdjęcie pochodzi z czerwca 1955 roku, czyli z okresu, kiedy rodziła się pierwsza Wielka Legia. Podopieczni Janosa Steinera trzy miesiące później zdobyli pierwszy w historii klubu Puchar Polski (5:0 z Lechią Gdańsk), zaś trzy miesiące później premierowy tytuł najlepszej drużyny w kraju (1:1 w decydującym spotkaniu ze Stalą w Sosnowcu). Gospodarze - grający w białych koszulkach z czerwono-biało-zielonym pasem i ówczesnym herbem, czerwonych spodenkach oraz zielonych getrach - zwyciężyli wówczas rywali 5:2.
„Mecz z Lens 5 czerwca 1955 roku dostarczył warszawskim kibicom jeszcze więcej emocji i utwierdził wszystkich w przekonaniu, że oto na Łazienkowskiej rodzi się coraz bardziej dojrzały, coraz lepiej zgrany i coraz bardziej przebojowy zespół. W wygranym 5:2 spotkaniu dwie rzeczy mile zaskoczyły obserwatorów. Po pierwsze, doskonała kondycja Polaków. Wysokie tempo, w którym rozpoczęli grę w upalnym słońcu i dzięki któremu już w 17. min prowadzili 3:0, utrzymywali przez większą część spotkania. Ledwie publiczność zdołała ochłonąć po entuzjastycznym powitaniu piłkarzy, jeszcze nie ustały zachwyty nad wspaniale prezentującymi się kostiumami, a już CWKS prowadził 1:0. W czwartej minucie nastąpił szybki rajd Cehelika po skrzydle, centra, piłkę przejmuje Kowal, rozgląda się, Brychczy wychodzi na pozycję i piłka wpada do siatki ponad wybiegającym bramkarzem Duffuler (...). 12 minuta gry. Pupil publiczności Brychczy pędzi z piłką prawą stroną (...) płasko centruje, piłkę łapie bez trudu Kowal, niski strzał w prawy dolny róg i jest 2:0 (...). W 17. minucie, w dużym tłoku daje znać o sobie Brychczy. Łapie piłkę w powietrzu, lekko przerzuca nad obrońcą i bramkarzem, który mimo rozpaczliwej obrony po raz trzeci musi wyciągać piłkę z siatki - relacjonował 'Przegląd Sportowy' (Archiw. W.B.). Kolejne 2 bramki dla CWKS padły jeszcze po strzałach Brychczego, który podwyższył na 4:1. Ostatnią zdobył Kowal. Po drugie, miłą niespodzianką była gra techniczna stołecznych piłkarzy, która stała na bardzo wysokim poziomie. Po meczu zawodnicy CWKS usłyszeli wiele pochwał z ust rywali. Prezes RC Lens Louis Brossard powiedział: Chłopcy wasi zagrali bardzo dobrze i zwycięstwo w tym stosunku uważam za w pełni zasłużone. Drużyna jak całość stoi na poziomie naszych najlepszych pierwszoligowych zespołów i doprawdy czas najwyższy, żebyście się pokazali we Francji. Jeśli zademonstrujecie u nas taki futbol, jak dziś na stadionie warszawskim, macie sukces zapewniony (Archiw. W.B.)” – czytamy w tekście Wiktora Bołby na łamach Księgi Stulecia Legii.
Na zdjęciu sprzed ponad sześciu dekad możemy zobaczyć jak wyglądał wówczas stadion Legii. W tle trybuny na łuku od strony kanałku (za nim zarysy wojskowych koszar) z pierwszym ręcznie przesuwanym zegarem, o którym pisaliśmy w drugim odcinku naszego cyklu. Ciekawostką są także wysokie maszty okalające niemal cały stadion (oprócz strony gdzie znajdowała się trybuna kryta - fragment jej dachu także widoczny na zdjęciu), na które wciągano flagi - zarówno klubowe, jak i piłkarskich federacji oraz państw, z którymi mierzyła się Legia bądź reprezentacja Polski. Po kilku miesiącach, w październiku 1955 roku, doszło do meczu rewanżowego z RC Lens we Francji. Do Paryża świeżo upieczeni zdobywcy krajowego pucharu udali się pociągiem.
„Kiedy liga wkraczała w decydującą fazę, Wojskowi... wyjechali na małe tournée do Francji. We wtorek 4 października w godzinach popołudniowych wyruszyli pociągiem z Dworca Głównego. Najpierw przez Pragę pojechali do Paryża. Ponieważ CWKS był drużyną wojskową, w podróż z nią udali się także 'opiekunowie', z ówczesnym szefem klubu płk. Kazimierzem Malczewskim na czele. Zawodnikom tłumaczono, że mają oni pilnować, by któregoś z piłkarzy nie spotkała jakaś nieprzyjemność. A tak po prawdzie, to pilnowano, by któryś z nas nie wybrał 'wolności'. Wprawdzie zagraniczne kontrakty nie wchodziły w grę, niemniej były jednak jakieś luźne rozmowy z mieszkającymi na Zachodzie rodakami. Mówiono nam o klubach, zarobkach, które dla nas - w porównaniu z tym, co otrzymywaliśmy w Polsce - były bajecznymi sumami. I o tym, że tam to dopiero byśmy mieli wspaniałe życie - opowiadał jeden z uczestników wyjazdu, obrońca CWKS Jerzy Woźniak (Archiw. W.B.). Na dworcu w Paryżu ekipę CWKS witała spora grupa miejscowej Polonii, francuskich dziennikarzy i fotoreporterów. Byli ciekawi, jak rzeczywiście wyglądają przybysze zza żelaznej kurtyny, którzy we wcześniejszym meczu pokonali ich drużynę w Warszawie 5:2. Podczas spotkań zaproszono całą grupę do redakcji magazynu L’Equipe. Wieczorem drużyna udała się jeszcze na przedstawienie operetkowe. 8 października, na wspaniale prezentującym się stadionie RC Lens, który oświetlony jupiterami zrobił na piłkarzach CWKS oszałamiające wrażenie, zasiadł komplet 20 tys. widzów. Dla zawodników z Polski gra przy tak oświetlonym obiekcie była całkowitą nowością. Światło raziło ich w oczy, gracze z Warszawy poruszali się po boisku jak nowicjusze. Musiało minąć trochę czasu, zanim się z nim oswoili. Kolejną nowością była gra nafosforyzowaną piłką, która przy mocnym świetle była widoczna nawet z najodleglejszych miejsc. Ale na tym nie koniec... W meczu z RC Lens po raz pierwszy grałem przeciwko czarnoskóremu zawodnikowi - wspominał Woźniak (Archiw. W.B.). Gospodarze rozpoczęli z impetem i już po 21 min prowadzili 3:0! W dodatku na skutek kontuzji boisko musiał opuścić stoper Jerzy Słaboszewski, a po kilku chwilach podobny los spotkał jego następcę Jerzego Orłowskiego. Wtedy trener Steiner wprowadził do gry Henryka Grzybowskiego, dla którego był to debiut w pierwszej drużynie. Zanosiło się na pogrom. Kiedy jednak wojskowi dostosowali się do panujących warunków, zagrali fantastycznie. W 34. minucie Pieda strzelił pod poprzeczkę, a sześć minut później Kempny po pięknej akcji zmniejszył wynik na 2:3. Po przerwie w 61. min ponownie Kempny wyrównał na 3:3. Potem dwa gole strzelili zawodnicy Lens i zrobiło się 3:5. Tego piątego po przypadkowym faulu w polu karnym debiutującego Grzybowskiego. Ostatnie słowo należało jednak do Polaków. W 76. min Brychczy zdobył kontaktową bramkę, a pięć minut przed końcem Pohl ustalił wynik meczu na 5:5. To było fantastyczne spotkanie, po którym piłkarze CWKS byli rozchwytywani przez Polonusów” – czytamy dalej w Księdze Stulecia Legii.
Autor
Janusz Partyka