F(L)eszem po oczach (5): Liga Mistrzów na miarę możliwości
17 listopada 2008 roku rozpoczął się pierwszy etap budowy nowego stadionu przy Łazienkowskiej. O godz. 7 rano na teren stadionu wjechał ciężki sprzęt. Prace rozpoczęto od rozbiórki starych budynków klubowych i trybun dawnej „Żylety”. Dziś w naszym cyklu ostatnia wędrówka po dawnym budynku klubowym, zwanym barakiem, który w latach 90. gościł m.in. uczestników Ligi Mistrzów.
Autor: Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Prace przy budowie nowego stadionu Legii w listopadzie 2008 roku rozpoczęły się od wyrwania bramy wjazdowej i ogrodzenia starego budynku klubowego od strony ulicy Czerniakowskiej. Pracownicy budowy usunęli betonowe płyty, a także zajęli się oczyszczaniem terenu z zalegających na nim śmieci. Wielkie sprzątanie potrwa zapewne kilka dni. W tym czasie powstanie też zaplecze techniczne pod budowę nowego stadionu. Kilka dni później ekipa budowlana rozpoczęła rozbiórkę budynku klubowego (tzw. baraku), znajdującego się na dawną „Żyletą”. W latach 90. mieściły się tam pomieszczenia biurowe, gabinety lekarskie i szatnie, które pamiętają także rok 1995, kiedy to Wojskowi mierzyli się w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. W październiku 2008 roku fotograf Legii Warszawa odwiedził budynek po raz ostatni. Kilkanaście dni później zrównano go z ziemią.
Oto jak dawny budynek klubowy opisywali w 2016 roku autorzy reportażu na portalu sport.pl: „Jupitery nie domagały, brakowało pieniędzy, ludzi, salki konferencyjnej, nawet ekspresu do kawy. A UEFA jakoś dała się przekonać, że kilka osób razem z plutonem wojska zrobi w Warszawie Ligę Mistrzów.
- A co to jest? - zapytał jeden z wysłanników UEFA na grupowy mecz Legia - Spartak Moskwa. - No jak to co? Siatka maskująca. Jesteśmy krajem który walczy o pokój na świecie, ale maskować się trzeba - odpowiedział mu Adam Olkowicz, późniejszy wiceprezes PZPN, który był podczas meczu ze Spartakiem spikerem i tłumaczem na konferencji. Stali z wysłannikiem UEFA w salce bokserskiej Legii, na parterze stadionu, i patrzyli na wojskową siatkę maskującą, dzięki której nora czekająca na remont zamieniała się podczas meczów Ligi Mistrzów raz w Champions Club, salę bankietową dla VIP-ów zaproszonych przez UEFA, a raz w biuro prasowe. Siatka zakryła okna zabite deskami, odrapane ściany, sufit i jego florę. Rozbabranej podłogi już by nie zamaskowała, więc Legia położyła na podłodze panele pożyczone z pobliskiego Torwaru. - Za tą siatką poukrywaliśmy też po bokach dodatkowe grzejniki, musieliśmy je załatwić, bo goście by nam marzli - wspomina Elżbieta Blaźniak, która przez wiele lat odpowiadała w Legii za kontakty z UEFA.
(...) Żołnierzy Legia zakwaterowała w świecie wielkiej prowizorki, czyli w niewysokich budynkach za ówczesną Żyletą. Tam, gdzie wcześniej zostały wyprowadzone biura klubu i szatnie: od czasu gdy pomieszczenia pod stadionem przestały się do czegokolwiek nadawać. Legia dzieliła te tymczasowe lokale za Żyletą z przychodnią. Szatnie były de facto poza stadionem, więc został przebity tunel w nasypie za narożnikiem boiska. Tym tunelem w wieczory Ligi Mistrzów wychodziła z obskurnych szatni Legia i jej rywale. Stanisław Czerczesow, wówczas bramkarz Spartaka, do dziś wspomina jak się przebierał w jakimś baraczku. Wiele sław miało tę sposobność. Przebierał się tam Raul, gdy przyjechał z Hiszpanią na mecz z Polską, przebierał się Christo Stoiczkow, gdy przyjechał z Bułgarią. Takie były czasy na polskich stadionach. Wielki futbol w budyneczku z A-klasy. Siatki maskujące na konferencjach prasowych. Czasem w salce bokserskiej, czasem po drugiej stronie korytarza, w stołówce. To w stadionowej stołówce Johan Cruijff sprzeczał się na konferencji z dziennikarzami, gdy przywiózł swoją Barcelonę na mecz w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1989 roku. Ale do jesieni 1995 nawet ta stołówka przestała działać.
(...) - Jak ukryć wstyd, jak powiedzieć UEFA, że nie mamy? Nie ma wody w budynku, nie ma salki. - Nie ma ekspresu do kawy - dodaje Elżbieta Blaźniak, która wtedy na Ligę Mistrzów 1995 przyniosła swój ekspres z domu, żeby chociaż podczas tych dni pracownicy i goście biura nie musieli pić plujki. - Myśmy się wtedy starali przeskoczyć samych siebie. Żołnierze sprzątali, koledzy z magazynu sami się brali za malowanie ścian, żeby było przyjemniej, kwiaty z domu przynosiliśmy, żeby udekorować co się dało. Tak się wtedy człowiek wstydził, że jest biednie. Ale głupio nam było to podawać jako argument: zrozumcie, my mamy biedę, itd. Robiliśmy dobre miny, rozwieszaliśmy te siatki maskujące. UEFA widziała, że się staramy i na wiele spraw przymykała oko. Wie pan jaka przyjemna atmosfera była na tym bankiecie z siatkami? Moja córka, która pracowała wtedy dla UEFA jako łącznik z klubem, wpadła na pomysł żeby bankiet urządziła w tej sali restauracja Belvedere. Rozstawili ekrany, co wtedy było nowością, przywieźli swoje światło, sprzęt do nagłośnienia. I w pierwszej kolejce grupowej to nasz Champions Club z meczu z Rosenborgiem Trondheim został wybrany najlepszym z całej LM - mówi Elżbieta Blaźniak.
(...) - Piękny oldtimer - powiedział inspektor Richard Worth z firmy TEAM. Było niedługo po meczach z IFK Goeteborg, które dały Legii awans do LM. Worth pierwszy raz zwiedzał stadion Legii. W towarzystwie Stefana Szczepłka, wówczas odpowiadającego w TVP za Ligę Mistrzów, dziś dziennikarza 'Rzeczpospolitej'. - 'Piękny oldtimer', powiedział. Ja się uśmiechnąłem. A on kiwał głową, kiwał. W który kąt nie zajrzał, kiwał coraz mocniej - wspomina Szczepłek. - Aż w końcu zadał to pytanie:
- Gdzie w pobliżu jest jakiś inny stadion, na którym można zagrać?
- Będzie problem z tym innym.
- A słyszeliśmy, że jest taki duży stadion po drugiej stronie Wisły?
- No jest, ale tam jest jarmark.
- Wy na stadionach jarmarki organizujecie?
- To jest długa historia. Nieważne. Zresztą tamten i tak nie ma oświetlenia - wspomina Szczepłek”.
Autor
Janusz Partyka