Fotograficzne podsumowanie 2019 roku
Za nami 12 miesięcy piłkarskich emocji, wzlotów i upadków. Zapraszamy na fotograficzne podsumowanie 2019 roku.
Autor: Jakub Jeleński, PG
- Udostępnij
Autor: Jakub Jeleński, PG
Wiele działo się podczas mijającego roku. Piłkarskie emocje dawały nam chwile zwycięstw, ale też porażek. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy skakaliśmy z radości, ale też wyrywaliśmy włosy z głowy. Wszystkie te chwile utrwalali na zdjęciach fotografowie Legii - Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski i Janusz Partyka. Zapraszamy na fotograficzne podsumowanie 2019 roku.
Nieważne dokąd się wyjeżdża, ważne gdzie się wraca. Na początku stycznia legioniści wrócili ze świątecznych urlopów i rozpoczęli pierwsze treningi przed zgrupowaniem w Portugalii.
Kierunek Troia! Grupa portugalska znakomicie odnalazła się w szatni i zadbała o to, żeby w ich ojczyźnie niczego nam nie brakowało.
Wtedy nie znał go jeszcze nikt. W samolocie Michał Karbownik siedział obok naszego fotografa, Mateusza Kostrzewy. Na pytanie, czy nie boi się trudnych treningów Ricardo Sa Pinto odpowiedział, że nie, bo na ten moment przygotowywał się przez lata. Powiedzieć, że dał radę, to nie powiedzieć nic.
Łatwo jednak nie było. Legioniści trenowali trzy razy dziennie, pierwsze zajęcia odbywając jeszcze przed wschodem słońca. Wielu piłkarzy przyznawało, że tak ciężkiego zgrupowania nie przeszło nigdy w życiu.
Był czas na ciężką pracę, był i czas na relaks. Sztab szkoleniowy pod koniec wyjazdu zabrał piłkarzy do restauracji położonej niedaleko stadniny koni. Wiadomo było, że chłopaki okazji do przejażdżki po prostu nie będą potrafili sobie odmówić. Salwy śmiechu przy poczynaniach naszych dżokejów słychać było chyba nawet w Warszawie.
Wesołków na ziemię szybko sprowadzały katorżnicze treningi. Zawodnicy zasuwali tak bardzo, że czasem nie nadążały za nimi nawet migawki aparatów.
A zdjęć było naprawdę sporo. Portugalskie zmagania legionistów relacjonowały media klubowe i liczni przedstawiciele prasy. Niezmiernie cieszy nas, że ci sami dziennikarze są przy naszym zespole od lat. Wiemy, że dla wielu z nich Legia Warszawa to coś zdecydowanie więcej niż klub, którym zajmują się zawodowo.
Kibice naszego zespołu są wszędzie i czasem znajdują się w potrzebie. Regularnie staramy pomagać się im na tyle, na ile to możliwe. Każdy uśmiech dziecka jest dla nas tak samo ważny jak tytuły czy bramki.
A ich zdobywanie rozpoczęliśmy w Płocku. Wojskowi po golu Artura Jędrzejczyka wygrali tam 1:0.
Sukces mogliśmy ogłosić również w dziedzinie sportu wirtualnego. Powstanie Legia eSports zostało ogłoszone esportową inicjatywą roku.
Pierwszy domowy mecz rozegraliśmy z Cracovią. Na zdjęciu efektowny kibicowski przemarsz, od którego nasi fani rozpoczęli nieprawdopodobne, trwające przez cały 2019 rok show na trybunach. Drużyna niestety tym razem nie odwdzięczyła się za okazane wsparcie, bo przegrała z Pasami na Ł3 po raz pierwszy od… 1951 roku.
Na szczęście szybko wróciliśmy na zwycięski szlak. W Gdyni Sandro Kulenović fetował bramkę, która dała Wojskowym komplet punktów. Wejście do zespołu młody Chorwat miał kapitalne, potem jednak przyblokował się i ostatecznie latem odszedł do Dinama Zagrzeb. Dzięki za wszystko, chłopaku, na pewno będą z Ciebie ludzie!
Nieczęsto zdarza nam się czuć wstyd, ale tym razem niestety mieliśmy ku niemu mnóstwo powodów. 13 marca Legia przegrała z pierwszoligowym wówczas Rakowem Częstochowa i wypadła za burtę Pucharu Polski.
Dwa tygodnie później na szczęście mieliśmy już zdecydowanie lepsze humory. Pamiętacie słynne już „Uwierzę, jak zobaczę koparki?”. Wreszcie można było uwierzyć w powstanie Legia Training Center. 2 kwietnia w Książenicach rozpoczęły się prace budowlane.
Nie był to, bynajmniej, koniec dobrych wiadomości poza boiskiem. Do pierwszej drużyny po szeregu perypetii został przywrócony Arkadiusz Malarz. Dobrze było znowu zobaczyć jego koszulkę w szatni.
Na boisku pod wodzą Ricardo Sa Pinto biliśmy kolejne niechlubne rekordy. W Krakowie przegraliśmy aż 0:4, a porażka była tak dotkliwa, że niektórym kibicom z oczu popłynęły łzy.
Tego było już za wiele. 1 kwietnia Portugalczyk pożegnał się ze stanowiskiem pierwszego trenera Legii Warszawa. I nie był to prima aprilis.
Na ratunek zespołowi ruszył Aleksandar Vuković, człowiek stąd, który jak mało kto rozumie specyfikę pracy w Legii Warszawa. Na przygotowanie zespołu do meczu z Jagiellonią Białystok „Vuko” miał… jeden trening.
Wystarczyło, bo Legia wygrała 3:0, w czym swój ogromny udział mieli kibice. Musimy Wam oddać, że o ile z formą naszej drużyny bywało różnie, o tyle na Was mogliśmy liczyć zawsze. 2019 rok z pewnością przejdzie do historii jako jeden z bardziej udanych, jeśli chodzi o to co działo się na trybunach.
Łzy zostały otarte i mogliśmy ruszyć dalej. Małego kibica, który niezwykle mocno przeżywał porażkę w Krakowie, w imieniu całego zespołu przeprosił Michał Kucharczyk i wręczył mu upominek w postaci koszulki. Postawa zespołu na boisku zrekompensowała maluchowi przykrość sprzed kilku dni.
Zaczął się dla Legii naprawdę fajny czas. To zdjęcie jak mało które pokazuje, że piłkarze i kibice grali do jednej bramki.
Wszyscy zaczęliśmy obiecywać sobie wiele. Trener tonował nastroje, ale każdy z nas podświadomie spoglądał w kierunku mistrzowskiego trofeum.
Pierwsze ostrzeżenie, że nikt niczego nie da nam za darmo dostaliśmy w Poznaniu. Nie dość, że Legia przegrała 0:1, to na trybuny został wyrzucony Aleksandar Vuković. Do Gdańska jechaliśmy więc z duszą na ramieniu…
Ostatecznie zwyciężyliśmy i perspektywa na udany sezon była naprawdę duża. Jak na drożdżach rósł też ośrodek Legii, którego budowy doglądał sam premier.
Wspólnie wmurowaliśmy kamień węgielny pod powstanie budynku głównego i wydawało nam się, że nasza przyszłość również znajduje się na solidnych fundamentach.
Przed decydującymi meczami sezonu 2018/2019 wypuściliśmy film przypominający triumf sprzed roku. Wydawało nam się, że niebawem będziemy mogli nakręcić kolejny dokument…
…ale rzeczywistość szybko sprowadziła nas na ziemię.
Kibice wierzyli jednak do końca. Bo dla Legionisty pojęcie beznadziei nie istnieje.
Na Aleksandarze Vukoviciu skupiła się gigantyczna presja. I choć niekiedy można było odnieść wrażenie, że trener jest sam przeciwko wszystkim, to w każdej sytuacji starał się szukać pozytywów.
Ostatecznie jednak musieliśmy zaakceptować porażkę. Po zdobyciu trzech mistrzowskich tytułów z rzędu, po raz pierwszy od dziewięciu lat sezon kończyliśmy z niczym.
Swoje robiły jednak inne sekcje. Na rozgrywanym w Gruzji turnieju Ligi Mistrzów, AMP-futboliści Legii Warszawa zostali trzecią drużyną Europy.
Przed startem nowego sezonu odwiedził nas gość, którego wszyscy kojarzymy z pięknymi chwilami. Z błogosławieństwem Prijo mogliśmy zaczynać przygotowania.
Byli piłkarze nie zapominają o Legii, a Legia nie zapomina o nich. Podczas zgrupowania w Austrii mierzyliśmy się z Viktorią Pilzno, do której odszedł Adam Hlousek. Sympatycznemu Czechowi ofiarowaliśmy pamiątkową koszulkę.
Boiska w Leogang odznaczały się przepięknym położeniem. Padło na nich sporo ładnych bramek, ale najładniejszą z nich zdobył Salvador Agra, gdy z rzutu wolnego trafił przeciwko Viktorii Pilzno. Portugalczyk był zdecydowanym wygranym zgrupowania, ale w oficjalnych meczach zgasł i nie przebił się do pierwszego składu.
Porażka w pucharze, przegrane mistrzostwo, najgorszy sezon od dziesięciu lat. Ale mimo to cały czas byliście przy drużynie. Tłumy legionistów zjawiły się nawet na meczu sparingowym, gdy na starcie nowego sezonu Wojskowi przy Łazienkowskiej mierzyli się z drugoligową Pogonią Siedlce.
Szybko zaczęliśmy też wzmacniać skład – do drużyny dołączyli Valerian Gvilia oraz Igor Lewczuk. Ten ostatni sam pewnie nie był jeszcze świadomy, że przychodząc do klubu w roli rezerwowego stanie się absolutnym filarem warszawskiej defensywy.
Nowy sezon, nowi my, nowa koszulka. Po raz pierwszy od lat domowy komplet zmienił barwę na zieloną i choć niektórzy byli na początku sceptyczni, to można chyba zaryzykować stwierdzenie, że trykoty bardzo spodobały się kibicom.
W zielonym do twarzy każdemu legioniście, a zwłaszcza legionistkom. Dziewczyny z grupy Cheers Angels każdy mecz umilały nam pokazami tanecznymi. Dziękujemy, że czynicie nasz stadion jeszcze piękniejszym!
Wypadałoby jednak wrócić do futbolu. Swój pierwszy mecz drużyna rozegrała na Gibraltarze, więc mieliśmy okazję do złożenia wieńca pod pomnikiem generała Władysława Sikorskiego. Kwiaty złożyli przedstawiciele kibiców i zarządu klubu.
Wyjazdowe spotkanie z Europą FC raczej średnio nam wyszło, ale w domowym rewanżu nie pozostawiliśmy rywalom złudzeń, wygrywając 3:0. W warunkach meczowych można było także przetestować nową koszulkę, a ta szybko zaskarbiła sobie sympatię zawodników i fanów. Sami piłkarze wymieniają tylko jedną jej wadę, jaką jest… duża ilość czarnych wstawek, która sprawia, że niewyraźnie wyglądają na niej pamiątkowe podpisy dla kibiców.
Przetarcie w eliminacjach do europejskich pucharów mieliśmy za sobą, czas więc na przetarcie ligi. Przed meczem z Pogonią Szczecin pożegnaliśmy Kaspera Hamalainena i Arkadiusza Malarza. Obaj panowie nie kryli wzruszenia, a byłemu kapitanowi Wojskowych po policzkach spłynęły nawet łzy. Hama, Arek – dziękujemy Wam za wszystko!
Gołym okiem widać, ile dla Arka Malarza znaczyła gra z „eLką” na piersi i... na ramieniu. Malowany Legię ma w sercu, umyśle i na tatuażach.
Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo przypadło na mecz z Koroną. Spotkanie wygraliśmy rzutem na taśmę i to właśnie wtedy – zdaniem trenera Vukovicia – zaczął kształtować się charakter jego drużyny. Vako Gvilia, będący strzelcem gola, szaleje z radości. Wejście do zespołu Wojskowych miał naprawdę kapitalne.
Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze. W taki sposób klub postanowił oddać hołd bohaterom Powstania Warszawskiego w 75. rocznicę jego wybuchu.
A tak zrobiły to dzieciaki z Legia Soccer Schools, które – wychodząc na boisko przed meczem ze Śląskiem – utworzyły napis upamiętniający rocznicę zrywu.
Tradycją jest, że podczas meczów rozgrywanych w okolicy 1 sierpnia, nasi piłkarze wychodzą na plac z biało-czerwonymi opaskami na rękach.
Dużo mówimy o Powstaniu Warszawskim, bo jest ono dla nas niezwykle ważne. Patriotyzm chcemy kształtować od najmłodszych pokoleń, poprzez sport opowiadając dzieciom historię kraju i miasta. Jak widać powyżej, nasza praca przynosi owoce.
Są jednak tacy, których upamiętniać można i trzeba już za życia. Latem Pan Lucjan Brychczy odsłonił odcisk swojej stopy w Alei Gwiazd Stadioniu Narodowego.
Trochę więc było tych pozaboiskowych nowości. Kolejną z nich było odsłonięcie muralu z nową koszulką, powstałego dzięki współpracy z Królewskim. To pierwszy taki projekt w Polsce, nic więc dziwnego, że musiał narodzić się w Warszawie.
Bo Warszawa to Legia, a Legia to Warszawa. Tak było, jest i będzie już zawsze.
Poważną walkę o Europę rozpoczęliśmy podróżą do Grecji. Wielu skreślało nas na starcie, ale nie zamierzaliśmy się poddawać.
I Ateny zostały zdobyte. Bardzo dobry mecz Legii zwieńczyły gole Pawła Stolarskiego i Valeriana Gvilii.
Są zdjęcia, których nie da się opisać słowami. I to jest właśnie jedno z nich.
Legendom hołd oddajemy na wiele sposobów. Tym razem – dzięki współpracy z Pocztą Polską – stworzyliśmy znaczek z wizerunkiem Kazimierza Deyny.
Legendarne mogą być nie tylko postaci, ale także trybuny. A Żyleta na takie miano zasłużyła jak mało kto.
Wspominaliśmy o kultywowaniu patriotyzmu wśród najmłodszych, ale o swoich korzeniach głośno mówimy także za granicą. Przy okazji meczów w europejskich pucharach nasz klub stworzył specjalny meczowy proporzec, z utkanym orłem na jego rewersie.
Przedramienia Cafu nie zdobi jeszcze tatuaż, którego dorobił się kilka miesięcy później: „The fu*king machine”. Portugalczyk sezon rozpoczął nieźle, ale szybko doznał kontuzji, która z gry w piłkę miała go wykluczyć na pół roku. Na całe szczęście Maszyna wrócił do nas dużo, dużo szybciej.
Mecz z Rangersami wzbudził ogrom emocji, które jeszcze bardziej podgrzała ta oprawa. Doskonała robota z potężnym przesłaniem.
Z Rangers FC walczyliśmy jak równy z równym…
…ale to nie wystarczyło. Porażka wzbudziła wśród piłkarzy ogrom emocji. Legioniści w całych eliminacjach Ligi Europy UEFA stracili tylko jednego gola. I właśnie on wyrzucił ich za burtę tegorocznych rozgrywek...
Kibice wzbudzili je natomiast nawet u rywali. Po meczu z wyrazami uznania pod sektor gości podszedł nawet sam Steven Gerrard.
Bo rzeczywiście działo się tam sporo. Z trybun na Ibrox wspierał Wojskowych nawet Artur Boruc.
1 września najwyraźniej nie przepada za Polakami. Dla nas – oprócz rocznicy wybuchu najkrwawszej z wojen – to także data śmierci Legendy naszego klubu. W tym roku obchodziliśmy 30. rocznicę śmierci Kazimierza Deyny.
Z tej okazji wypuściliśmy edycję wyjątkowej koszulki, która wyprzedała się na pniu.
Piłkarze to właśnie w niej zagrali w meczu z Rakowem Częstochowa, wcześniej – rzecz jasna – oddając hołd legendarnemu piłkarzowi.
Był to zresztą ostatni mecz na starej murawie. W przerwie na kadrę położyliśmy nową nawierzchnię.
Zdecydowanie bardziej skomplikowane prace budowlane toczyły się jednak w Książenicach. Na budynku głównym Legia Training Center wreszcie zawieszono wiechę – ośrodek powstaje jak na drożdżach.
Krok po kroku zaczynała także tworzyć się drużyna.
A na dobre ukształtowała się ona na poziomie naszych rezerw. Nastolatkowie w Pucharze Polski zrobili furorę, wyrzucając za burtę rozgrywek pierwszoligowe Wigry Suwałki.
Przyszłość chcemy tworzyć nie tylko w obszarze piłki, stąd nasza obecność na kongresie 590, jednym z najważniejszych polskich wydarzeń gospodarczych.
A tutaj jeden z efektów pracy naszego klubu. Zobaczyć Sebastiana Szymańskiego, którego większość z nas pamięta jako małego chłopaczka, strzelającego bramkę dla Polski na Stadionie Narodowym – coś bezcennego.
Przed Państwem kolejny z legionistów, który coraz śmielej puka do pierwszej reprezentacji - Radosław Majecki. Idzie nowe.
Odchodzi zaś starsze. Jesienią pożegnaliśmy facetów, którzy śmiało mogą aspirować do miana legend naszego klubu - Miro Radovicia i Michała Kucharczyka. Dzięki Panowie za te wszystkie lata!
Kto wie, może kolejne legendy znajdują się na tym zdjęciu? Młodzi legioniści z Legii II znów sensacyjnie zwyciężyli w Pucharze Polski, tym razem ogrywając Odrę Opole.
Prawda jest taka, że żadnemu z młodych nie byłoby tak łatwo w pierwszym zespole, gdyby nie obecność tego pana. Radek Cierzniak pełni w szatni rolę mentora, zaś na boisku – mimo oglądania meczu z ławki – gra razem z zespołem. Niezwykle pokorny, ułożony, czujący wagę herbu na piersi i w razie potrzeby zawsze wchodzący na plac. Każdy trener chciałby mieć w szatni takiego zawodnika.
Wszystko fajnie, ale wyniki nie napawały optymizmem. Przed meczem z Lechem trenerowi Vukoviciowi mogło być naprawdę gorąco.
Ale ciśnienie z nas zeszło. Losy spotkania rozstrzygnął 18-letni wychowanek Maciej Rosołek, euforia po meczu była gigantyczna, a Legia wreszcie wróciła na zwycięską ścieżkę, która – jak się niebawem okazało – była niezwykle efektowna.
Piłka wreszcie zaczęła sprawiać radość i piłkarzom…
...i samym kibicom. Od małego na całego!
Ale nawet w tych dobrych chwilach warto spojrzeć czasem poza piłkę.
Najczęściej jednak spoglądamy właśnie na nią. Paweł Wszołek przyszedł do klubu jako ostatni, ale szybko okazało się, że to właśnie ostatni będą pierwszymi. Skrzydłowy wykręca w Warszawie znakomite liczby i z miejsca stał się zawodnikiem, od którego trener zaczyna dobór wyjściowej jedenastki na mecz.
Ruszyła maszyna! Cafu w listopadzie był już tylko o krok od powrotu na boisko – w tym celu harował jak wół.
Wtórowali mu w tym koledzy z zespołu. Cała drużyna wsparła charytatywną akcję Fundacji Legii - Wszyscy do Wioseł, a najlepszy czas na ergometrze wykręcił Igor Lewczuk. Jest więc sportowa alternatywa na zakończenie piłkarskiej kariery.
Znowu się powtórzymy, ale są takie zdjęcia, które mówią więcej niż jakiekolwiek słowa.
Są też takie wyniki, które trudno za ich pomocą opisać.
I to jest właśnie ten przypadek. Powiedzieć, że zwycięstwo nad Wisłą Kraków 7:0 jest nokautem, to nie powiedzieć nic.
Siedem. Piękna liczba.
Piątka też jest całkiem okej. Noszący nią na plecach Igor Lewczuk przybywał do Warszawy w roli rezerwowego i nikt – pewnie nawet z nim samym włącznie – nie mógł przypuszczać, że stanie się niepodważalnym filarem obrony Wojskowych. Niech kapitalna forma Igora trwa jak najdłużej!
I niech jak najdłużej trwa taka atmosfera w zespole. Zwycięstwo w Łęcznej drużyna zadedykowała Arvydasovi Novikovasowi, który musiał przejść zabieg ablacji serca. Wsparcie chyba pomogło, bo Arvi jeszcze przed końcem roku wrócił do treningów z drużyną.
No właśnie, Drużyną. To jest rzeczywiście Drużyna przez wielkie „D”.
A to z kolei Kibice przez wielkie „K”. We Wrocławiu odnieśliśmy przekonujące zwycięstwo nie tylko na boisku. Kosmos, panie i panowie.
Od chorego Tomka, który odwiedził naszą szatnię na meczu z Koroną, wszyscy mogliśmy nauczyć się naprawdę dużo. Na Boże Narodzenie wszyscy życzyliśmy sobie zdrowia, więc pamiętajmy, że ono naprawdę jest najważniejsze, bo niektórym bardzo go brakuje.
No właśnie, święta. Obok pewnych gwiazdkowych tradycji po prostu nie mogliśmy przejść obojętnie.
Vako i Luis zachęcali, by nie siedzieć samemu w domu i przyjść na mecz z Wisłą Płock. Nie zawiedliście, a szczególne słowa uznania należą się młodym kibicom. Dziecięce grupy legionistów bardzo aktywnie działały w tym sezonie w Sektorze Rodzinnym na trybunie południowej.
To był naprawdę szalony rok, więc wszyscy musimy po nim odpocząć. Ale dosłownie za chwilę rozpocznie się nowy – życzymy więc Wam z tej okazji dużo zdrowia, pomyślności i samych pięknych chwil z Legią Warszawa!
Autor
Jakub Jeleński, PG