Jose Kante: Byłem dzieckiem ulicy - Legia Warszawa
Plus500
Jose Kante: Byłem dzieckiem ulicy

Jose Kante: Byłem dzieckiem ulicy

- Dla każdego człowieka dzieciństwo to czas, do którego chętnie by wrócił. Dorastasz w sąsiedztwie pełnym twoich rówieśników, znasz ich od zawsze. W mojej okolicy była grupa 12 osób. Byliśmy dziećmi ulicy, spędzaliśmy na niej całe dnie – wspomina swoje dzieciństwo w rozmowie z Legia.com napastnik Wojskowych Jose Kante.

Autor: Kamil Majewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Kamil Majewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Legia.com: - Jose, czy obecnie jesteś w swojej najlepszej formie?

Jose Kante: - Myślę, że można tak powiedzieć. Może nie jest ona aż tak doskonała, ponieważ nie tak dawno wróciłem ze zgrupowania reprezentacji Gwinei, a to bardzo długa i męcząca podróż, ale tak, czuję się dobrze. Powiedziałbym nawet, że bardzo dobrze. 

 

- Długo walczyłeś o to, by grać tutaj regularnie. O ile początek Twojego pobytu w Legii był niezły, później coś się zacięło.

- W tamtym okresie było czterech, a nawet pięciu napastników. Chęć do gry wyrażali Miroslav Radović, Carlitos, Sandro Kulenović, ja i Jarosław Niezgoda, który jednak w tamtym okresie borykał się z problemami zdrowotnymi. W każdym razie już przed sezonem było jasne, że nie będę grał wszystkich meczów od początku, ponieważ trzeba będzie dzielić się minutami z pozostałymi zawodnikami. Wiesz, inaczej jest, gdy grasz cały czas, a trener w ciebie wierzy, tak jak było w Wiśle Płock, a inaczej gdy musisz udowadniać swoją przydatność i walczyć z graczami, którzy prezentują zbliżony poziom do ciebie. Myślę, że to jeden z powodów, dlaczego mój pierwszy sezon w Legii nie był tak udany. Na początku strzelałem w lidze, trafiałem również w eliminacjach europejskich pucharów, później jednak trzeba było dzielić się minutami z resztą napastników.

Zdjęcie

Przeczuwałem, że Sa Pinto nie dotrwa do maja i zostanie zwolniony przed zakończeniem sezonu, ale ja nie chciałem czekać. Właśnie dlatego zdecydowałem, że muszę zmienić otoczenie.

- Co czułeś, gdy zdałeś sobie sprawę, że musisz odejść na wypożyczenie?

- Rozumiałem to. Początkowo czułem się odrobinę zmieszany i ciężko było mi to zaakceptować, ale zrozumiałem, że właśnie takie jest życie. Nigdy nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Trzeba być gotowym na wszystko. Ja stałem się gotowy po tym, co wydarzyło się po meczu z Pogonią w tamtym sezonie. To był moment zwrotny. Moment, w którym trzeba było zacząć myśleć o konsekwencjach pewnych zachowań i wydarzeń. Myślę, że byłem gotowy na odejście.

 

- Mówiłeś wtedy, że mogłeś zrobić więcej. Co miałeś na myśli?

- Być może mogłem naciskać bardziej, ale przecież widziałem, że sytuacja z Ricardo Sa Pinto nie jest dobra. Trener nie zabrał mnie na zimowe zgrupowanie do Portugalii, co było dla mnie jasnym sygnałem. Nie liczył na mnie, więc byłem pewien swoich decyzji. Oczywiście, mogłem zostać w Warszawie i powiedzieć, że chcę walczyć o powrót do pierwszej drużyny, ale czy to byłoby lepsze rozwiązanie? Przeczuwałem, że Sa Pinto nie dotrwa do maja i zostanie zwolniony przed zakończeniem sezonu, ale ja nie chciałem czekać. Właśnie dlatego zdecydowałem, że muszę zmienić otoczenie.

 

- Myślałeś, że to już koniec?

- Dopóki Ricardo Sa Pinto pozostawał na stanowisku, nie widziałem szansy na powrót do Warszawy. Gdyby wciąż prowadził pierwszy zespół, prawdopodobnie bym nie wrócił.

Zdjęcie

W piłce nożnej jest tak, że wokół ciebie, szczególnie podczas transferu, jest za dużo osób, które liczą na szybki zysk.

- Początkowo miałeś trafić do Ankaragucu. Co poszło nie tak?

- W piłce nożnej jest tak, że wokół ciebie, szczególnie podczas transferu, jest za dużo osób, które liczą na szybki zysk. Co więcej, ja nie byłem do końca przekonany. Nie wiedziałem, jak wygląda sytuacja w tym klubie, ale dużo rozmawiałem z Michałem Pazdanem. On powiedział mi, że wszystko jest w porządku i doradził mi, abym do niego dołączył. Przekonało mnie to i chciałem związać się z Ankaragucu. Miał być transfer do Turcji, ale na koniec miało miejsce za dużo piłkarskich farmazonów. Tak bywa naprawdę często.

 

- Ostatecznie trafiłeś do Tarragony. Pobyt w Twoich rodzinnych stronach pomógł Ci uwierzyć w siebie w nowo?

- Grałem w miejscu, które jest oddalone o około godzinę drogi od mojego domu. Często w nim bywałem. Odwiedzałem swoją mamę, która gotowała mi przepyszne potrawy. Ten czas dał mi wiele nie tylko pod względem piłkarskim, ale również duchowym i umysłowym. Zyskałem nowe siły, aby kontynuować swoją karierę. To jeden z powodów, dla których zdecydowałem się na przenosiny do Tarragony. Przeżyłem wcześniej trudny okres, dlatego przy wyborze klubu kierowałem się również tym, aby w jak największym stopniu skorzystać z tego prywatnie. Piłkarsko również było nieźle. Występowałem na zapleczu Primiera Division, co było niesamowitym doświadczeniem.

 

- Urodziłeś się w Sabadell…

- Ale tam się tylko urodziłem. Mieszkałem w Cerdanyoli.

 

- Jak wyglądało dzieciństwo i dorastanie w Katalonii?

- To jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Myślę zresztą, że dla każdego człowieka dzieciństwo to czas, do którego chętnie by wrócił. Dorastasz w sąsiedztwie pełnym twoich rówieśników, znasz ich od zawsze. W mojej okolicy była grupa 12 osób. Byliśmy dziećmi ulicy, spędzaliśmy na niej całe dnie. Graliśmy w piłkę i bawiliśmy się w te wszystkie gry, w które zazwyczaj bawią się dzieci. Rano szło się do szkoły, a po skończeniu lekcji był tylko czas na szybki posiłek w domu. Później brało się piłkę i zaczynało uliczne mecze. Mam piękne wspomnienia.

Zdjęcie

To naprawdę robi wrażenie gdy widzisz, w jakich warunkach mieszkają tam ludzie. Mogę sobie tylko wyobrazić, w jakich mieszkała moja rodzina przed laty.

- W którym momencie swojego życia podjąłeś decyzję, że chcesz reprezentować barwy narodowe Gwinei?

- Nie wierzyłem, że jest taka możliwość, dopóki nie zadzwonili do mnie przedstawiciele tamtejszej federacji. Stało się to, gdy byłem zawodnikiem Wisły Płock. Do tego momentu nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym reprezentować Gwineę. To była duża niespodzianka.

 

- Puchar Narodów Afryki to najbardziej wyjątkowy turniej w jakim brałeś udział?

- Zdecydowanie. Myślę, że tylko występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów UEFA mogłyby się z nim równać.

 

- Dlaczego piłka nożna w Afryce jest wyjątkowa?

- Ponieważ tamtejsza społeczność nie ma zbyt wiele. My mamy wachlarz możliwości. Możemy spędzać swój czas na mnóstwo sposobów. Są różne miejsca, w których możemy korzystać z życia. Tam tego nie ma.

 

- Kiedy pierwszy raz odwiedziłeś kraj, z którego pochodził Twój ojciec?

- Gdy po raz pierwszy udałem się na zgrupowanie reprezentacji Gwinei. Miałem wówczas 25 lat.

 

- Co najbardziej Cię zszokowało?

- Z jednej strony było fantastycznie w końcu odwiedzić Afrykę. Czułem się znakomicie, ponieważ mogłem poczuć tamtejszą kulturę. Z drugiej strony uderzyła mnie bieda, jaka tam panuje. To naprawdę robi wrażenie gdy widzisz, w jakich warunkach mieszkają tam ludzie. Mogę sobie tylko wyobrazić, w jakich mieszkała moja rodzina przed laty.

Zdjęcie

Na klubowym parkingu można było zobaczyć Porsche, Audi czy BMW, a ja do klubu przyjeżdżałem starym Renault. Miałem ważniejsze wydatki, mimo że czasami chciałem kupić sobie nowe auto. Muszę przede wszystkim myśleć o swojej rodzinie.

- Widząc wszechobecną biedę w Gwinei człowiek docenia to, co ma w jeszcze większym stopniu?

- Tym bardziej, że moje korzenie są właśnie tam. W moich żyłach płynie również gwinejska krew. Pierwsza wizyta w kraju, z którego pochodzi mój ojciec, była dla mnie wielkim szokiem. To doświadczenie, które pozwoliło mi otworzyć oczy na wiele spraw. 

 

Jesteś typem człowieka, który nie przywiązuje wielkiej wagi to dóbr materialnych. Podobno w Płocku jeździłeś starym, zniszczonym samochodem?

- (śmiech) To prawda. To było bardzo zabawne. Ludzie się ze mnie śmiali, ja również śmiałem się sam z siebie. Na klubowym parkingu można było zobaczyć Porsche, Audi czy BMW, a ja do klubu przyjeżdżałem starym Renault. Miałem ważniejsze wydatki, mimo że czasami chciałem kupić sobie nowe auto. Muszę przede wszystkim myśleć o swojej rodzinie. Nie jestem bogaty z pochodzenia, dlatego nie czułbym się dobrze, gdybym wydawał pieniądze na rzeczy, których nie potrzebuję. Wolę kupić coś, co naprawdę może się przydać.

 

- Twoja najbliższa rodzina, żona i dziecko, nie mieszkają z Tobą w Warszawie?

- Tak właściwie, to nie jest moja żona. Matka mojego dziecka była moją dziewczyną, ale teraz żyjemy w separacji. Jestem singlem już od ponad roku. Ja i moja rodzina pochodzimy z okolic Barcelony, ale ona i moje dziecko mieszkają w Galicji.

 

- A pozostali członkowie rodziny? Oni również mieszkają w Hiszpanii?

- Praktycznie cała moja rodzina mieszka w Cerdanyoli. Tych, którzy mieszkają w Afryce, znam tylko ze zgrupowań reprezentacji.

 

- Zanim po raz pierwszy pojechałeś na zgrupowanie reprezentacji Gwinei, grałeś dla Katalonii.

- W beach soccer (śmiech). Żeby było śmieszniej, pierwszy telefon z propozycją występów w tej odmianie piłki nożnej otrzymałem, gdy wraz ze znajomymi przebywaliśmy na plaży. Jeden z moich byłych kolegów z drużyny namawiał mnie, żebym spróbował swoich sił. Trenerem reprezentacji Katalonii był z kolei człowiek, który znał mnie jeszcze z czasów gry w futsal. Tak, futsal również trenowałem (śmiech). Co do beach soccera - znajomy przekonał mnie do wzięcia udziału w testach. Przeszedłem je i zaliczyłem jeden występ w reprezentacji Katalonii.

Zdjęcie

Już jakiś czas temu stwierdziłem, że jestem znikąd. Dorastałem w Cerdanyoli i czuję dumę gdy mówię, że jestem właśnie stamtąd, ale po 12 latach wyprowadziłem się do innego miasta, w którym również spędziłem ważny okres w swoim życiu.

- Kim więc jesteś? Hiszpanem, Katalończykiem czy Gwinejczykiem?

- Już jakiś czas temu stwierdziłem, że jestem znikąd. Dorastałem w Cerdanyoli i czuję dumę gdy mówię, że jestem właśnie stamtąd, ale po 12 latach wyprowadziłem się do innego miasta, w którym również spędziłem ważny okres w swoim życiu. Jest wiele ważnych miejsc w moim życiu.

 

- Podobno jesteś „pasota”. Co to znaczy?

- To rodzaj patrzenia na odpowiedzialność w odrobinę inny sposób (śmiech). Nie ma to związku z piłką nożną, to zupełnie coś innego. Gdy jesteś na boisku wiesz dokładnie, co masz robić, gdzie biec i jak strzelać, ponieważ każdy kolejny trener uczy cię tego od dziecka. Jestem „pasota” gdy trzeba zapłacić za mieszkanie. Czasami najzwyczajniej w świecie o tym zapominam i robię to dopiero, gdy osoba, od której je wynajmuje dzwoni i mi o tym przypomina.

 

- Słyszałem również, że masz problem ze spóźnianiem się.

- Nad tym w ostatnim czasie intensywnie pracuję i widać tego efekty, z czego jestem bardzo dumny. Ale rzeczywiście muszę przyznać, że wcześniej miałem duży problem. Gdy grałem na Cyprze i podpisałem swój pierwszy profesjonalny kontrakt, spóźniony byłem zawsze (śmiech). Pamiętam jedną sytuację, gdy wyszedłem rano na balkon i zacząłem czytać książkę. Zupełnie zapomniałem, że za kilkadziesiąt minut zaczyna się trening. Nie wiem, o czym wtedy myślałem, ale całkowicie się wyłączałem. Zdawałem sobie sprawę ze swojej nienajlepszej sytuacji, gdy ktoś do mnie dzwonił i pytał, gdzie jestem (śmiech).

Zdjęcie

Czasami proponuje kolegom z drużyny wyjście do filharmonii, klubów jazzowych lub na Koncerty Chopinowskie, które odbywają się w Łazienkach. Niestety nikt nie chce iść ze mną i muszę robić to sam (śmiech).

Czy taniec w rytm muzyki podczas rozgrzewki jest jednym z przykładów bycia „pasota”?

- Nie, kompletnie nie. To rodzaj koncentracji, skumulowania moich uczuć.

 

Jazz i muzyka klasyczna to nie są oczywiste upodobania muzyczne człowieka pochodzącego z Afryki i Hiszpanii.

- To prawda. Wiesz, bardzo dużo osób słucha tego rodzaju muzyki, ale nikt z mojego najbliższego otoczenia. Czasami proponuje kolegom z drużyny wyjście do filharmonii, klubów jazzowych lub na Koncerty Chopinowskie, które odbywają się w Łazienkach. Niestety nikt nie chce iść ze mną i muszę robić to sam (śmiech).

 

- Do muzyki poważnej dochodzą również książki.

- Czytanie jest dla mnie również bardzo ważne. Nie jest łatwo doskonalić się ot tak. Właśnie dlatego czytam książki, szukam inspiracji. Każda historia niesie inny przekaz, nawet jeśli jest to rodzaj fantastyki. Wszędzie można znaleźć pewne wartości.

 

- Nawet w medytacji?

- Zdecydowanie. Robię to prawie codziennie. Nawet wczoraj wieczorem poświęciłem na nią trochę czasu i później spałem jak dziecko. To bardzo ważne, naprawdę mi to pomaga.

Zdjęcie

Warszawa w największym stopniu przypomina mi Barcelonę. Możesz robić tutaj wiele rzeczy w wolnym czasie. Zależy, na co masz ochotę. Bardzo to doceniam, ponieważ nie lubię się nudzić.

- Jesteś w Polsce prawie cztery lata. Czego brakuje Ci tu najbardziej?

- Tylko i wyłącznie pogody. No, może jeszcze gór, takich jakie są w Hiszpanii. W Polsce są za to piękne lasy, ale ja osobiście wolę góry. Nie wspominam nawet o tym, że brakuje mi rodziny, ponieważ to oczywiste, dlatego jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, wybieram warunki klimatyczne. Teraz w Hiszpanii, nawet jeśli jest zimno, świeci piękne słońce.

 

- Byłeś w Zabrzu, w Płocku, teraz jesteś w Warszawie. Im większe miasto, tym lepiej się czujesz?

- Zdecydowanie. Warszawa w największym stopniu przypomina mi Barcelonę. Możesz robić tutaj wiele rzeczy w wolnym czasie. Zależy, na co masz ochotę. Bardzo to doceniam, ponieważ nie lubię się nudzić. W Płocku, podczas swojego drugiego sezonu w Wiśle, zdałem sobie sprawę, że nie mam tak wielu możliwości, dlatego starałem się znaleźć alternatywne sposoby przyjemnego spędzenia czasu. Spacerowałem po lasach, chodziłem wokół jezior. Właśnie w ten sposób mogłem czerpać przyjemność z pobytu w tym mieście. W stolicy jest inaczej. Oczywiście, również zdarza mi się pójść do lasu lub nad wodę, ale oprócz tego mogę robić coś jeszcze.

Udostępnij

Autor

Kamil Majewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.