
Kazimierz Górski i Legia - miłość bezgraniczna
Mimo że pochodził ze Lwowa, szczególnym sentymentem obdarzył Legię, do której trafił tuż po zakończeniu II wojny światowej, gdy Warszawa powstawała z gruzów, a społeczeństwo chciało wymazać z pamięci huk armat i karabinów. W książce „Pół wieku z piłką” wydanej przed 36 lat, Kazimierz Górski opisał swój emocjonalny związek ze stołecznym klubem.
Autor: Bartosz Zasławski
Fot. Eugeniusz Warmiński / Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Bartosz Zasławski
Fot. Eugeniusz Warmiński / Archiwum Legii
Mimo że pochodził ze Lwowa, szczególnym sentymentem obdarzył Legię, do której trafił tuż po zakończeniu II wojny światowej, gdy Warszawa powstawała z gruzów, a społeczeństwo chciało wymazać z pamięci huk armat i karabinów. W książce „Pół wieku z piłką” wydanej przed 36 lat, Kazimierz Górski opisał swój emocjonalny związek ze stołecznym klubem.
Początki. W trakcie II wojny światowej dwudziestoletni lwowianin Kazimierz Górski, który piłkarską przygodę rozpoczął w lokalnych RKS-ie, Spartaku i Dynamie, zgłosił się do polskiego wojska. Wydarzenia frontowe w 1944 i 1945 roku zaprowadziły go 400 km na północny-zachód od rodzinnego miasta, do Warszawy.
KSIĘGA STULECIA LEGII WARSZAWA W PROMOCYJNJE CENIE - KLIK
„Pułk został rozlokowany w dawnych koszarach kawaleryjskich obok Łazienek przy ul. Szwoleżerów […]. Jednocześnie dowiedziałem się, że w związku ze skierowaniem do szkoły oficerskiej artylerii dobiega końca mój pobyt w pułku. Przeddzień wyjazdu doznałem gorączki i trafiłem do izby chorych. [...] Któregoś dnia odwiedzili mnie koledzy Hawalewcz i Szymański.
- Organizujemy klub sportowy, co ty na to? – zagadnął jeden z nich”.
Przyszły selekcjoner dał się namówić mimo - wydawało się - pewnej przyszłości w armii. „Zadanie. jakie otrzymałem, polegało na wyszukaniu piłkarzy wśród żołnierzy przebywających w stolicy. Wyglądało to w ten sposób, że przeprowadzaliśmy wpierw wywiad poprzez znajomych i dowódców kto, gdzie i kiedy miał do czynienia z futbolem. Wskazanych zapraszaliśmy na dawny stadion przy ul. Łazienkowskiej, na praktyczną próbę ich umiejętności. Potem dopiero trafiali do naszej jednostki, w której działał wydzielony oddział sportowy”.
Tak jak inne dziedziny życia, sport powoli odradzał się w nowej, powojennej rzeczywistości. „Na początku kwietnia miał miejsce ważny etap w naszej sportowej działalności. Na zebraniu I kadry zapasowego pułku powołano oficjalnie do życia I Wojskowy Klub Sportowy Warszawa”. Od tej pory mający już dość doświadczenia Kazimierz Górski występował w podwójnej roli – jako piłkarz i asystent kierownika drużyny.
„Nasz pułk miał za zadanie […] doprowadzić do użytkowania stadion Wojska Polskiego, który zastaliśmy poważnie zdewastowany. Renowacji wymagała płyta boiska, nosząca ślad stanowisk artyleryjskich, zniszczone częściowo były trybuny, a także znajdujące się pod nimi pomieszczenia” – opisuje stan ówczesnej infrastruktury. Od wiosny 1945 roku pan Kazimierz regularnie występował na boisku, m.in. w pierwszym powojennym meczu przy Łazienkowskiej z warszawską Syreną.
Epilog drugiej wojny światowej to również odrodzenie się Legii, która zniknęła z pierwszoligowej mapy piłkarskiej Polski w 1936 roku. „Klub okrzepł organizacyjnie, miał swój obiekt oraz coraz większe sportowe zaplecze. Przybyło również działaczy […]. W czerwcu 1945 roku doszło do reaktywacji Wojskowego Klubu Sportowego Legia Warszawa. Zostaliśmy więc ponownie w oczach kibiców legionistami, co nie ukrywam podniosło naszą pozycję wśród społeczeństwa, a nam również sprawiło satysfakcję”.
W 1948 roku legioniści wygrali A klasę i po 12 latach wrócili do I ligi, która była wówczas najwyższym poziomem rozgrywkowym w Polsce. Dostęp do boiska, regularne treningi, dyscyplina, przygotowanie fizyczne - zespół trzeba było tworzyć od absolutnych fundamentów, a głód gry i emocji wśród warszawskiej społeczności był przeogromny.
„Na Łazienkowską długo przed rozpoczęciem zawodów ciągnęły nieprzeliczone tłumy. Uroczysta ceremonia otwarcia pierwszego sezonu ligowego po wojnie, przemówienie, kwiaty, i wreszcie sędzia gwizdkiem daje znać, że piłka w grze” – wspomina pierwsze chwile po swoim debiucie, w którym Legia wygrała z Polonią 3:1.
Dobiegając do 30. roku życia i myśląc o przyszłości, Górski równolegle odbywał kursy trenerskie. W 1952 zakończył karierę piłkarza, na co wpływ miały… dwie czerwone kartki, jakimi został ukarany w tamtym sezonie. Jeszcze z boiska, w stopniu nieformalnym był „przedłużeniem” trenera Wacława Kuchara, który zaproponował mu stanowisko asystenta.
„Może zabrzmi to niewiarygodnie, ale warunki były więcej niż skromne” – tak pisał o rzeczywistości lat 50. w klubie. „Zamiar zostania szkoleniowcem dojrzewał przy mnie dłuższy czas nie bez wewnętrznej rozterki. Zdecydowała fascynacja piłką, w nie mniejszym stopniu jednak przywiązania do klubu. Po prostu nie wyobrażałem sobie, że mogę pewnego dnia wsadzić głowę na kapelusz, powiedzieć: cześć chłopcy i więcej nie przekroczyć progu obiektu na Łazienkowskiej. Dlatego gdy Wacław Kuchar zaproponował mi stanowisko swojego asystenta, akceptowane przez zarząd klubu, zgodziłem się bez wahania” - podsumował.
„Jeśli w Legii zbiorą się wszyscy aktualnie najlepsi gracze lub prawie najlepsi, co stoi na przeszkodzie osiągnięcia wyznaczonego celu?” – zastanawiał się nowy asystent, a to pytanie jeszcze wiele razy wracało podczas jego pobytu na ławce trenerskiej. W zespole dochodziło do wielu zmian kadrowych, przychodzący piłkarze mieli wysokie umiejętności, ale wyniki wciąż pozostały rozczarowujące. W związku z tym klub szukał wzmocnień również na ławce trenerskiej. Kazimierz Górski wszedł w skład delegacji, która na Węgrzech (wówczas druga największa piłkarska potęga w Europie) sondowała zatrudnienia Janosa Stainera. Jak się okazało - skutecznie, a w 1955 roku Steiner został pierwszym trenerem, który zdobył z Legią dublet.
Górski – z przyczyn finansowych – rok przed tym sukcesem odszedł do Marymontu, gdzie rozpoczął samodzielną karierę. Jego zdolności zostały już wówczas dostrzeżone w piłkarskiej centrali, gdzie zaoferowano mu również kierowanie kadrą młodzieżową. Prowadząc juniorów, w 1958 roku ponownie otrzymał propozycję od Legii. Miewał momenty zawahania, jednak „po miesięcznym pobycie nad Adriatykiem z Legią ożyły stare sentymenty. Miałem w ekipie wielu przyjaciół, z którymi zdążyłem jeszcze wystąpić na boisku. Obserwując drużynę […] nabrałem o niej jak najlepszego mniemania, będąc przekonany o jej realnych szansach powrotu na mistrzowskie podium po dwuletniej przerwie”. PZPN nie wyraził jednak zgody na łączenie obu funkcji, a posadę objął legendarny zawodnik Partizana Belgrad Stjepan Bobek. Gdy po roku temat zatrudniania Górskiego wrócił, a Jugosłowianina już w klubie nie było, tym razem związek dał zielone światło. ”Wprowadzenie na trenerski stołek odbyło się skromnie, ale godnie, w serdecznej atmosferze, jaka panuje wśród przyjaciół” – opowiadał Trener Tysiąclecia.
W porównaniu z mistrzowskimi drużynami z 1955 i 1956 roku skład Legii trzy lata później był jednak słabszy - część liderów odeszła, część zestarzała się, a nowi zawodnicy nie mogli nawiązać równorzędnej walki z konkurencją przede wszystkim z Górnego Śląska. W 1962 roku zespół zajął dopiero piąte miejsce, co odebrano jako duże rozczarowanie. „Było to poniżej naszych możliwości i ambicji. Ja tych możliwości nie potrafiłem wykorzystać, postanowiłem więc odejść, choć kierownictwo sekcji, a także zarząd były temu przeciwne […]. Czułem się wewnętrznie wypalony. Nie brakowało zawodników do wyboru. Chodziło jedynie o to, żeby wybór był właściwy” – przyznał trener. „Mile zakończyła mnie reakcja samych zawodników, nie wątpiłem, że była szczera. Okazali mi dużo serdeczności i przyjaznych uczuć” – dobre i szczere relacje z piłkarzami były przecież przez wiele lat znakiem firmowym pana Kazimierza.
Na swoją trzecią i ostatnią kadencję przy Łazienkowskiej trener Górski czekał 19 lat. Do stolicy wracał już jako najwybitniejszy selekcjoner w historii polskiego futbolu oraz mistrz Grecji, ogromnie ceniony i rozpoznawalny w skali międzynarodowej. Jak sam podaje, w smutnym dla kraju 1981 roku mógł przedłużyć kontrakt z Olympiakosem, ale… ”po prostu chciałem wrócić uważając, że moje miejsce jest w Warszawie”.
Gdy rozległa się wieść, że trener przyleciał do stolicy, numer jego telefonu wystukali działacze klubu i zaprosili go na Łazienkowską. „Spotkanie miało bardzo przyjemny przebieg, dużo było wspomnień najwięcej związanych z Legią. Generał Barański zaproponował mi obejście funkcji szkoleniowca w klubie […]. Chciałem solidnie odpocząć, posiedzieć w górach albo nad morzem (…). Poprosiłem o tydzień czasu do namysłu. W lipcu byłem już zaś z Wojskowymi na obozie przygotowawczym do nowego sezonu”.
W rozgrywkach 1981/82 Legia zajęła czwarte miejsce w lidze i odpadła w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów z Dinamem Tbilisi. „W drużynie niby wszystko w najlepszym porządku, wzajemne stosunki są dobre, zawodnicy wykonują moje polecenie, a jednak… Nie ma oczekiwanych wyników. Dlaczego? Nie potrafiłem użyć odpowiednich argumentów motywacyjnych wobec piłkarzy. Mogliśmy pokusić się nie tylko o wyeliminowanie Dinama, ale również mistrzostwo Polski. […] Zawodnicy, na których najbardziej liczyłem, mieli w tym czasie co innego na głowie, rozglądając się za bardziej intratnymi propozycjami” - dośc gorzko scharakteryzował ten czas szkoleniowiec, który nadal był uwielbiany przez kibiców i cieszył się w kraju niepodważalnym autorytetem.
Jak Kazimierz Górski wspominał swoje ostatnie chwile na Legii? „Prawdziwe pożegnane nastąpiło na starym i jakże miłym mojemu sercu stadionie przy Łazienkowskiej, podczas meczu z Wisłą. Ileż mnie z nim łączy wspomnień, znalazłem tu schronienie zaraz po wyzwoleniu, gdy Warszawa była jednym wielkim rumowiskiem. Mieszkałem w domku klubowym, doprowadzając do użytku płytę i wzniesione wokół niej obiekty. Tutaj rozpocząłem działalność szkoleniową […]. Znów były przemówienia, kwiaty, wiwaty. Najbardziej ujęła mnie reakcja publiczności: Kazik, Kazik, Kazik! – skandowała bez końca […]. Ukochałem tak jak oni piłkę miłością szaloną i bezgraniczną. Nawet kiedy tego nie okazywałem, uchodząc za wzór spokoju i opanowania”.
Wszystkie wypowiedzi pochodzą z książki „Pół wieku z piłką”.
Legia Warszawa wspólnie z Fundacją Kazimierza Górskiego uczestniczy w obchodach jubileuszu 100-lecia rocznicy urodzin Trenera Tysiąclecia.

Autor
Bartosz Zasławski