Akademia: Bursa to drugi dom - Legia Warszawa
Plus500
Akademia: Bursa to drugi dom

Akademia: Bursa to drugi dom

Przez ostatnie lata Bursa Salezjańska przy ul. Wiślanej 6 w Warszawie była drugim domem dla zawodników naszej Akademii. W jej murach dorastali tacy piłkarze, jak Sebastian Szymański, Michał Karbownik, Radek Majecki, Mateusz Wieteska czy Maciej Rosołek. Dziś, tuż przed przeprowadzką do Legia Training Center, gdzie od połowy lipca mieszkać będą nasi zawodnicy, razem z Ks. Andrzejem Borysiakiem - dyrektorem Bursy oraz Ks. Piotrem Bozińskim - wicedyrektorem i wychowawcą podsumowujemy dziesięcioletnią współpracę.

Autor: Jakub Wydra

Fot. Mateusz Kostrzewa, Archiwum Akademii

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Jakub Wydra

Fot. Mateusz Kostrzewa, Archiwum Akademii

- Kiedy rozpoczęła się współpraca pomiędzy Akademią Legii i Bursą Salezjańską? Jak ta współpraca przebiegała na przestrzeni lat?
 
Ks. Piotr Boziński - wicedyrektor i wychowawca:
– W 2010 roku Akademia Legii poszukiwała miejsca, w którym mogłaby ulokować swoich młodych zawodników nie pochodzących z Warszawy. Na początku tych chłopców nie było wielu, dziesięciu, może dwunastu, z roczników 1994 - 96. Z każdym rokiem jednak grupa legionistów rozrastała się. Zdarzali się zawodnicy, którzy spędzili u nas sześć lat, choć w każdym roku było też sporo rotacji. Działo się tak z różnych powodów, czy to kontuzji, czy negatywnej weryfikacji sportowej, czy zgody klubu na przeprowadzkę z bursy do wynajętego prywatnego mieszkania.
 
Ks. Andrzej Borysiak - dyrektor Bursy Salezjańskiej:
– Od początku współpracy aż do dzisiaj, staraliśmy się być partnerem dla Akademii Legii. Bywały lepsze i gorsze momenty w tej relacji, ale przez ostatnie lata współpraca przebiegała bez zarzutu. Sześć lat temu, kiedy zostałem dyrektorem bursy, zależało mi na wypracowaniu jak najlepszego modelu współpracy - najlepszego nie tylko dla nas, ale i dla Akademii, a przede wszystkim dla samych zawodników. Chcieliśmy na przykład, by trenerzy częściej zaglądali do wychowanków, współuczestniczyli w ich pozaboiskowym życiu. Dla zawodników trener to autorytet, ktoś, kogo darzą szacunkiem i kto ma u nich największy posłuch.
 
Ks. Piotr:
– Nie chcieliśmy być dla zawodników wyłącznie hotelem, ale również zaszczepiać w nich pewne uniwersalne wartości, wychować ich na dobrych, wartościowych ludzi. Zgodnie z hasłem naszego patrona, ks. Bosko, naszym celem jest „wychowywać dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli”. Zaszczepiać w nich szacunek do drugiego człowieka: do wychowawcy, do siebie nawzajem. Zresztą, Legii też właśnie na tym zależało. Trener w tym całym procesie wychowawczym jest bardzo ważnym elementem, dlatego chcieliśmy, by odwiedzali swoich podopiecznych w bursie. To była chyba najważniejsza zmiana na przestrzeni lat, która popchnęła współpracę między Akademią i bursą na dobre tory.
 
- Dlaczego obecność trenera w bursie była aż tak istotna?
 
Ks. Piotr:
– Trener to dla zawodników bardzo ważna osoba w ich życiu. Szczególnie dla tych, którzy w młodym wieku przenosili się do Warszawy z różnych części Polski, opuszczając rodzinny dom. Dlatego również na trenerze ciąży odpowiedzialność za kształtowanie tych młodych chłopaków. Przykładem trenera, który bardzo poważnie podchodził do tej pozaboiskowej roli był Jacek Magiera. Pewnego razu, gdy odwiedził chłopaków w bursie zapytał ich, jaką przeczytali książkę na przestrzeni ostatnich miesięcy. Okazało się, że żadnej. Trener Magiera powiedział im „jeśli chcecie grać w piłkę na poważnie, to musicie również rozwijać swój umysł. Dlatego przeczytajcie to i to, a ja was z tego przepytam”. I rzeczywiście tak zrobił! Tak powinno wyglądać połączenie pedagogiki ze sportem.
 
- Na czym polega istota pracy z młodzieżą i wychowywania ich w takim miejscu, jak bursa?
 
Ks. Andrzej:
– Przede wszystkim chcemy być dla tych wychowanków domem. Nie namiastką domu, nie zastępstwem dla rodziców, ale stworzyć im tutaj prawdziwy dom. Poprzez to, że im towarzyszymy i w dobrych, i w złych momentach, jesteśmy dla nich nie tylko opiekunami, ale i partnerami w dobrym tego słowa znaczeniu. Czasami trzeba podnieść głos, czasami pochwalić, ale przede wszystkim trzeba być z wychowankiem i dla wychowanka, być dla nich oparciem.
 
Ks. Piotr:
– Zasady, których przestrzegają nasi podopieczni mają ich przede wszystkim przygotować na dorosłe życie. Uczą się odpowiedzialności, punktualności, wypełniania domowych obowiązków, dbania o czystość wokół siebie. Przyjdzie taki czas, że nie będzie nikogo, kto będzie im mówił, co mają zrobić, i będą musieli sobie poradzić samemu. Ważna jest dla nas również edukacja. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy młody zawodnik będzie w przyszłości profesjonalnym piłkarzem. Nauka i wykształcenie to dla nich dodatkowa furtka, z której będą mogli skorzystać, kiedy, nie daj Boże, nie uda im się zostać piłkarzami. Przez Akademię, jak i przez bursę przewinęło się wielu chłopaków, ale tylko jakiś procent z nich może utrzymać się z gry w piłkę. Dlatego dużą wagę przykładamy do szkoły i ocen naszych chłopaków.
 
Ks. Andrzej:
– Na młodego zawodnika czyha wiele zagrożeń, nawet na etapie szkolenia w Akademii. Pojawia się popularność w mediach społecznościowych, pojawiają się pierwsze granty finansowe. My mówiliśmy w takich przypadkach, o zawodnikach, którzy sobie z tym nie radzili, że „gwiazdor urósł”. Pojawiają się również napięcia w środowisku rówieśniczym, tym bardziej, że chłopcy spędzają ze sobą prawie 24 h na dobę. Na boisku razem, w szatni razem, w szkole razem, później znów w bursie. Czasem drobnostka urasta do rangi wielkiego problemu. Dlatego zachęcamy chłopców, by wolne dni w trakcie weekendu wykorzystywali w miarę możliwości na powrót do rodzinnego domu, by choć na chwilę zmienili środowisko.

Zdjęcie

- W bursie mieszkali tylko zawodnicy Legii?
 
Ks. Andrzej:
– Bursa ma 145 miejsc do dyspozycji, z czego Legia w ubiegłym sezonie zajmowała 42 miejsca. Bywały też takie lata, że chłopców z Legii było ponad sześćdziesięciu. Mieszkają u nas również zawodnicy MKS Polonia Warszawa. Poza zawodnikami tych klubów piłkarskich, meszka w Bursie ponad 80 wychowanków, którzy uczęszczają do różnych szkół w Warszawie.
 
Jak układały się relacje między zawodnikami Legii i Polonii?
 
Ks. Piotr:
– Miałem w swojej grupie zawodników zarówno Legii, jak i Polonii, i muszę podkreślić, że te relacje były zdrowe, koleżeńskie i nie mieliśmy konfliktów na tle barw klubowych. Myślę, że chłopcy byli też świadomi, że życie piłkarza jest nieprzewidywalne, i że dziś mogą być w Polonii, a za rok w Legii i na odwrót.
 
Ks. Andrzej:
– Nie było na tym polu żadnych animozji. W bursie nie dało się odczuć klimatu rywalizacji. Ta rywalizacja była tylko i wyłącznie na boisku. Mieli też wiele wydarzeń, w których mogli się integrować ze sobą, czy to podczas gry w siatkonogę, w turniejach sportowych organizowanych przez nas czy wspólnych uroczystości.
 
- Jakie są najważniejsze zasady panujące w bursie? Jak wygląda życie tutaj?
 
Ks. Andrzej:
– Zasady są bardzo proste wynikające z życia: przede wszystkim trzeba się dostosować do regulaminu bursy i nie podpaść (śmiech).
 
Ks. Piotr:
– Regulamin, tak jak już mówiliśmy wcześniej, był z jednej strony narzędziem dla nas, dzięki któremu mogliśmy panować nad tym, co dzieje się w tak dużej grupie chłopców, a z drugiej strony miał też tych chłopaków wychowywać. Zawodnicy musieli mieć czas na odpoczynek, na odrobienie lekcji, dlatego definitywnie trzeba było wrócić do bursy na 20:30, chyba, że wynikało to z jakiś przyczyn sportowych. Wówczas to klub lub sami trenerzy dbali o to, by zawodnik dotarł do bursy cały i zdrowy.
 
Ks. Andrzej:
– Największy problem sprawiało chyba przestrzeganie zasady o informowaniu opiekuna o tym, że się wychodzi (śmiech). Często zdarzało się również, że wychowankowie łamali ciszę nocną, grając na komputerach czy telefonach po godzinie 22. Najczęściej ogrywane były Counter-Strike i FIFA (śmiech). Odnośnie przestrzegania regulaminu, wiele zależy od tego, co chłopak wyniósł z domu. Jeśli w rodzinnym domu nie sprzątał pokoju, to na początku swojego pobytu w bursie również miał z tym problem. Do każdego podchodziliśmy jednak indywidualnie i każdy dostawał czas na to, żeby się wdrożyć, dostosować do naszych zasad. Ponadto, rytm dnia w bursie jest określony, więc siłą rzeczy, każdy musiał funkcjonować w zgodzie z nim. Rano, w ciągu tygodnia, o godzinie siódmej pobudka. Od godziny 6:30 do 7:30 jest wydawane śniadanie. Następnie wyjście do szkoły. Od godziny 9 do 13 teoretycznie nie powinno być w bursie żadnego wychowanka, ale oczywiście zdarzają się sytuacje, że ktoś jest chory, kontuzjowany, ma zwolnienie od rodzica i zostaje w swoim pokoju. Około 15 - 16 część wychowanków wracała, część była w bursie dopiero na kolację, bo np. były treningi. Dla tych, którzy wrócili wcześniej był to czas na naukę we własnym zakresie. Wtedy obowiązuje cisza, żadnej głośnej muzyki, żadnych gier, bo jest to czas stricte na naukę. Od 18:30 do 19:30 jest kolacja, później czas na rekreację, sport, głownie siatkonogę, tenis stołowy czy wyjście „na rower”. Do 20:30 każdy wychowanek powinien wrócić, jest spotkanie z wychowawcą, krótka modlitwa, czas na przygotowanie się do snu, a od 22 cisza nocna.

Zdjęcie

- Zdarzyły się sytuacje, że zawodnik został usunięty z bursy za nieprzestrzeganie regulaminu?
 
Ks. Andrzej:
– Owszem, były takie sytuacje, ale sporadycznie. To nigdy nie wygląda tak, że dziś coś przeskrobiesz i dziś jesteś usunięty. Tego typu rozwiązanie jest skierowane tylko dla tych, którzy notorycznie, przez dłuższy okres czasu łamią zasady panujące w bursie. Zawsze jest to poprzedzone rozmowami, czy z samym wychowankiem, próba wpłynięcia na jego zachowanie, czy z rodzicami, czy z przedstawicielami Akademii. Nigdy nie podejmujemy decyzji pochopnie, pod wpływem chwili. Dla nas takie rozwiązanie to ostateczność.
 
- Jacy „najsłynniejsi” zawodnicy mieszali w bursie?
 
Ks. Piotr:
– Sebastian Szymański, Radek Majecki, Mateusz Wieteska, Michał Karbownik czy Maciej Rosołek. W przypadku Sebastiana było tak, że gdy jego mama przyjechała tutaj po raz pierwszy wahała się, czy na pewno jest to odpowiedni moment, by Sebek wyjechał z domu rodzinnego, do dużego miasta. Rozmawialiśmy z nią o tym na ławce na patio, staraliśmy się ją przekonać, że „Szymi” sobie tutaj poradzi, a jeśli będzie inaczej, zawsze będzie mogła po roku zabrać go z powrotem. Jak widać, Sebastian doskonale się odnalazł, zarówno w bursie, jak i w Legii, i dziś gra już zagranicą. Nie było z nim żadnych problemów, to spokojny, ułożony chłopak, a przy tym nie bał się pytać, kiedy czegoś nie rozumiał.
 
Ks. Andrzej:
– Myślę, że ten spokój bardzo mu pomógł w rozwoju, w jego drodze do seniorskiego zespołu Legii i już na etapie „jedynki”. Był cierpliwy, a przy tym podchodził do życia spokojnie, nie reagował pod wpływem emocji czy impulsu.
 
Ks. Piotr:
– Sebek zawsze powtarzał, że trenuje dla zmarłego taty. To było jego ogromną motywacją, napędzało go do pracy. Ćwiczył więcej niż inni, widać było w nim tę pozytywną zawziętość.
 
- Chyba nieco inną osobowość miał jego rówieśnik, Radek Majecki?
 
Ks. Piotr:
– Radek mieszkał u nas dość długo, bo bodajże cztery lata. Też był spokojnym chłopakiem, ale na pewno częściej niż Sebastian reagował emocjonalnie.
 
Ks. Andrzej
– Kiedy coś mu nie pasowało, widać było po nim złość czy niezadowolenie. Trzeba jednak podkreślić, że potrafił nad tymi emocjami panować. Nie było więc sytuacji, że zachował się nieodpowiednio pod wpływem emocji, ale dało się odczuć, że one nimi targają i że przeżywa daną sytuację. Natomiast żadnych problemów wychowawczych czy organizacyjnych z nim nie mieliśmy. Zresztą, tę umiejętność panowania nad sobą udowadnia dziś na boisku, a jest to zapewne jedna z istotniejszych cech u bramkarza.
 
- Michał Karbownik był najspokojniejszą osobą w bursie?
 
Ks. Piotr:
– Rzeczywiście, Michał jest spokojnym chłopakiem, ale myślę, że jeszcze bardziej definiuje go słowo „pracowitość”. Pokój, w którym mieszkał „Karbo” wyróżniał się na tle całej bursy. Chłopaki co wieczór rolowali się, dbali o obudowę mięśni, o regenerację. Michał był tego motorem napędowym. Cechowała go świadomość celu, do którego dąży i drogi, jaką powinien do tego celu podążać. Poza tym, mimo, że to spokojny, nienarzucający się chłopak, to przy tym ma umiejętność dogadania się z osobami zupełnie różnymi od siebie. Myślę, że właśnie dlatego tak dobrze dogadywał się z większymi „łobuzami”, Rosołkiem i Łukaszem Zjawińskim (śmiech).
 
- „Karbo” od początku mieszkania tutaj przyjaźnił się z Maćkiem Rosołkiem. Byli jak woda i ogień?
 
Ks. Andrzej:
– Maciek rzeczywiście, na początku swojego pobytu tutaj, był buntownikiem i nie zawsze chciał dostosowywać się do panujących w bursie zasad. Natomiast po pewnym okresie, nazwijmy to „przetarcia”, zmienił swoje podejście i nie sprawiał nam większych problemów. Teraz Rosołek mieszka już poza bursą, w wynajętym mieszkaniu, ale czasem nas odwiedza. Zauważyliśmy u niego sporą przemianę. Spokorniał, dojrzał, ustatkował się, to może mu tylko pomóc w karierze piłkarskiej.

Zdjęcie

- Największym „kujonem” był Konrad Matuszewski?
 
Ks. Andrzej:
– Konrad bardzo dobrze się uczył, miał chyba jedną z najwyższych średnich ocen z zawodników, którzy u nas mieszkali. Przekładało się to również na jego zachowanie w bursie, kontakt z nim był dobry, dużo rozumiał, akceptował zasady i bez zarzutu ich przestrzegał. Obowiązkowy, punktualny, dobrze wychowany chłopak. Nie mieliśmy problemów ani z budzeniem go do szkoły, ani z przestrzeganiem przez niego czasu powrotów do bursy (śmiech).
 
- Radek Cielemęcki to kolejny wychowanek bursy, który jest coraz bliżej pierwszego zespołu.
 
Ks. Andrzej:
– Radek ma swój charakter, jest temperamentny, a przy tym można z nim porozmawiać. Nie jest ani wybuchowy, ani impulsywny, zawsze wysłucha, co ktoś ma do powiedzenia oraz, co nie jest wcale tak często spotykane u chłopców w jego wieku - potrafi powiedzieć „przepraszam”. Myślę, że on sobie na pewno w życiu poradzi. Wie, czego chce, ma mocną osobowość i wsparcie rodziców.
 
- Jak wspominają księża jednego z kapitanów pierwszej drużyny Legii, Mateusza Wieteskę?
 
Ks. Piotr:
– Ułożony, bardzo kulturalny chłopak. Nie sprawiał żadnych problemów, był obowiązkowy i myślę, że w połączeniu z ciężką pracą dało to efekt, że jest dziś tutaj, gdzie jest. To, jak ktoś zachowuje się poza boiskiem, często ma też przełożenie na to, co na boisku. Mateusz jest tego przykładem.
 
- Księża śledzą mecze swoich byłych i obecnych podopiecznych?
 
Ks. Piotr:
– Oczywiście!
 
Ks. Andrzej:
– Mecze na poziomie juniorskim oglądamy na YouTubie, mamy też kanały sportowe, więc możemy oglądać ich również na poziomie Ekstraklasy.
 
Ks. Piotr:
– To bardzo fajne uczucie, kiedy przełączamy miedzy kanałami sportowymi i możemy powiedzieć, że ten u nas był, tamten również. Widzieć, jak dojrzeli, zmężnieli i że udało im się osiągnąć to, co w gruncie rzeczy ich tutaj sprowadziło. Grają w seniorskiej piłce.
 
- Jakie cechy, z perspektywy wychowawców, utrudniają młodym zawodnikom osiągnięcie ich celu?
 
Ks. Andrzej:
– Myślę, że negatywny upór. Nie stanowczość, tylko upór.
 
Ks. Piotr:
– Były przypadki, kiedy chłopak miał spory talent piłkarski, ale przez swój upór i niechęć do współpracy z wychowawcami, trenerami, a często i rodzicami, przepadali, marnując swój potencjał. Nie ma już ich ani w bursie, ani w Legii.
 
Ks. Andrzej:
– Więcej osiągnie, nie tylko w sporcie, ten, kto jest spokojny, pokorny i pracowity niż ktoś, kto ślepo się uprze. Podejście „bo ja tak chcę” to nie to samo, co pozytywny upór i stanowczość w dążeniu do celu. Niektórzy tego nie rozumieją.
 
- Byli mieszkańcy Bursy odzywają się? Pamiętają o księżach?
 
Ks. Andrzej:
– Tak, może nie jakoś bardzo często, ale co jakiś czas się odzywają do swoich wychowawców. Mamy też co roku specjalny dzień dla naszych wychowanków, w pierwszą sobotę po Uroczystości Trzech Króli. Raz na jakiś czas ktoś nas odwiedzi, innym razem ktoś się odezwie za pośrednictwem mediów społecznościowych. Pamiętają o nas. Często, po latach, zawodnicy sami zauważają, że wszystkie reguły, które tutaj panują, są później przydatne na dalszych etapach życia. My to nazywamy „zauważalnym progresem”, wychowankowie dojrzewając sami wyciągają wnioski: dobrze, że był rygor, że były wymagania. To tak, jak na boisku: jak trener zawiesi poprzeczkę wysoko, to chcąc nie chcąc dostosowujemy się do tego. Jak zawiesi za nisko, to za szybko można się poczuć nasyconym i stanąć w miejscu.
 
- Bursa, z perspektywy klubu, musi być takim miejscem, które stworzy dobry klimat dla rozwoju zawodników. Pytanie, jak ten klimat wypracować?
 
Ks. Andrzej:
– Czuję pytanie „ku przyszłości”, od lipca idziecie na swoje… (śmiech). Bursa powinna wypracować przede wszystkim taką atmosferę, która nie pozwoli wychowankom „pójść na boki”. Poprzez regulamin i jego egzekwowanie należy zadbać o to, by zawodnicy z jednej strony czuli rygor, odpowiedzialność za siebie, za porządek, za wspólne dobro, a jednocześnie byli czuli się w niej jak w domu, bezpiecznie, stabilnie, by mieli poczucie, że zawsze mają wsparcie. Zasady muszą też być łatwe do przyjęcia. Nie można zawieszać poprzeczki za nisko, ale nie można też zbyt wysoko. Potrzebne jest wyczucie i znajomość środowiska, które tworzą ci chłopcy.
 
Ks. Piotr
– Trzeba tym chłopakom uświadomić, że przyjście do Legii to dla nich ogromna szansa na to, by robić w życiu to, co się kocha. Niewielu ludzi ma to szczęście czerpać tak dużą satysfakcję ze swojej pracy, jak piłkarze. Chłopcy muszą pamiętać, po co przyjechali do Warszawy, jaki jest cel pobytu tutaj.
 
Ks. Andrzej:
– Bardzo ważna jest współpraca między wychowawcą i trenerem. Bez niej nie ma szans na sukces wychowawczy. Trener jest niezbędnym elementem trójkąta wychowawczego, który tworzą zawodnicy, wszyscy opiekunowie i rodzice. Jeśli ta współpraca działa w zgodzie z tym trójkątem, każdy wie, co do niego należy, jakie są oczekiwania wobec każdej strony. O tym trzeba pamiętać.
 
- Czego nauczyli się księża przez te lata pracy z młodymi zawodnikami?
 
Ks. Andrzej:
– Przede wszystkim - cierpliwości (śmiech). Z każdym kolejnym rocznikiem, który przychodził do bursy, obserwowaliśmy pewnego rodzaju regres. Chłopcy z roku na rok potrzebują coraz więcej uwagi, rozmowy, wsparcia, przychodzą z coraz większym obciążeniem. To często objawia się buntem na początkowym etapie mieszkania u nas. Nie każdy może wówczas liczyć na wsparcie w swoim środowisku rodzinnym, a pamiętajmy, że bunt to nie jest złośliwość ze strony chłopaka, a jakiś problem, który się za nim kryje i który trzeba dostrzec i rozwiązać. Wtedy potrzeba wiele cierpliwości, by pomóc temu wychowankowi w rozładowaniu napięcia i poradzeniu sobie w tej sytuacji.

Udostępnij

Autor

Jakub Wydra

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.