Andre Martins: Uczę brata, że w życiu nic nie przychodzi łatwo
W rozmowie z Legia.com Andre Martins opowiada o zgrupowaniu w Dubaju, porównuje Czesława Michniewicza do Jorge Jesusa i zdradza, dlaczego nigdy wcześniej nie był szczęśliwszy niż teraz.
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Archiwum AM
- Udostępnij
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Archiwum AM
Rozmowę z Andre Martinsem rozpoczęliśmy od tematu zgrupowania, by niespodziewanie zakończyć ją na jego prywatnym życiu. Pomocnik Legii opowiedział nam o podobieństwach Czesława Michniewicza do słynnego portugalskiego trenera Jorge Jesusa, przyznał dlaczego Bartek Slisz może zrobić wielką karierę i podzielił się wrażeniami, jak to jest być tłumaczem Luquinhasa. Na koniec, w sentymentalny sposób, pokonaliśmy drogę z niedużej miejscowości Santa Maria da Feira do Warszawy, gdzie jak przyznaje Andre nigdy nie czuł się bardziej szczęśliwym.
- Zgrupowanie w Dubaju za nami. Andre Martins wrócił do Polski jako zawodnik wyjściowego składu?
- Hmm, dobre pytanie. Pracuję ciężko na to, by być w pierwszej jedenastce. Podczas zgrupowania wszystko układało się po mojej myśli. Pamiętajmy, że mamy wielu jakościowych graczy, zwłaszcza w środku pola. Z mojej strony mogę zapewnić, że robię wszystko, by dać pretekst trenerowi do wystawiania mnie w wyjściowym składzie. Decyzję pozostawiam trenerowi Michniewiczowi.
- Jak oceniasz dwa tygodnie spędzone w Dubaju?
- Za nami bardzo solidne przygotowanie. Zagraliśmy mecze kontrolne z mocnymi drużynami, podczas których przełożyliśmy elementy, nad którymi pracowaliśmy podczas treningów. Zgrupowanie w Dubaju stało pod znakiem intensywnej pracy fizycznej i taktycznej. Będziemy gotowi na najbliższe miesiące.
- Na pierwszy mecz z Podbeskidziem czy na docelową formę będziemy musieli chwilę zaczekać?
- Chcemy być oczywiście gotowi na pierwsze spotkanie. Zdajemy też sobie sprawę, że treningi nie zastąpią meczów i ta właściwa dyspozycja piłkarska jest zawsze wypracowywana poprzez występy w meczach o stawkę. Z pewnością będziemy lepsi w kolejnych tygodniach, ale jestem przekonany, że gotowość nadejdzie już w pierwszym meczu ligowym.
- Zgrupowanie w Dubaju stało pod znakiem intensywnej pracy fizycznej i taktycznej. Będziemy gotowi na najbliższe miesiące.
- Z Podbeskidziem zobaczymy inną Legię niż ze Stalą Mielec?
- Mieliśmy wiele czasu na pracę i przełożenie pomysłu trenera na naszą grę. Za nami dobry obóz przygotowawczy wypełniony wieloma wymagającymi treningami i jesteśmy teraz mocniejszą drużyną niż pod koniec grudnia.
- Wiele czasu poświęciliście na doskonalenie elementów taktycznych, czego fanatykiem jest trener Michniewicz. Da się odczuć podczas treningu, że macie do czynienia z osobą zwariowaną na punkcie taktyki?
- Zdecydowanie! Trener bardzo lubi pracować nad tego typu elementami, dopracowuje każdy szczegół, chce mieć wszystko uporządkowane. Osobiście uważam, że zimowe zgrupowanie było perfekcyjnym momentem na tego typu pracę, co wykorzystaliśmy. Trener Czesław Michniewicz jest odpowiednią osobą, by pomóc nam wznieść nasze taktyczne przygotowanie na wyższy poziom i otworzyć nam oczy na pewne kwestie. Znacznie się rozwinęliśmy pod tym kątem.
- Pod tym kątem to znaczy?
- Chcemy posiadać piłkę, grać dynamicznie na małej przestrzeni i stwarzać czas oraz miejsce dla graczy ofensywnych. Z kolei gdy nie posiadamy piłki, trener oczekuje od nas, by jak najszybciej ją odzyskać, co wiąże się z agresywnym pressingiem. Po odzyskaniu piłki mamy dwie opcje. Jeśli sytuacja na boisku sprzyja kontratakowi, musimy wyprowadzić szybki cios i zaskoczyć rywala. Jeśli warunki temu nie sprzyjają, musimy utrzymać się przy posiadaniu i grać swoje. Trener wymaga od nas efektywnej, atrakcyjnej piłki i czuję, że po tym zgrupowaniu będzie to widać na boisku.
- Tobie takie podejście do futbolu powinno odpowiadać. Sam jesteś zawodnikiem o znacznej świadomości taktycznej.
- Pracujemy z trenerem Michniewiczem od kilku miesięcy, ale w Dubaju trener miał okazję poznać mnie lepiej. Nie tylko mnie, dotyczy to wszystkich zawodników. Czesław Michniewicz wie, co każdy z nas może dać zespołowi i rozumie, że wystawiając zawodników do gry, ci pozostawią na boisku wszystkie siły. Mamy z trenerem bardzo dobre relacje, tak jak powiedziałeś, ja również cenię sobie taktyczne podejście do futbolu, więc taki sposób pracy mi odpowiada. W naszej drużynie są mądrzy gracze, którzy wiedzą, że piłka nożna nie polega tylko na szybkim bieganiu, dzięki czemu rozumiemy wizję trenera i mamy z nim bardzo dobry kontakt.
- Powiedziałeś kiedyś, że pod względem taktycznym najbardziej rozwinąłeś się pod okiem znanego portugalskiego trenera - Jorge Jesusa. Dostrzegasz jakieś podobieństwa między nim a naszym szkoleniowcem?
- Każdy trener ma swój sposób pracy, ale obaj przywiązują wagę do kwestii taktycznych i odpowiedniego poruszania się graczy po boisku. Ciężko pracują nad tymi elementami przy codziennym kontakcie z drużyną. Jorge i Czesław dążą do perfekcji w ułożeniu gry, w zaprogramowaniu odpowiednich ruchów na murawie.
- W naszej drużynie są mądrzy gracze, którzy wiedzą, że piłka nożna nie polega tylko na szybkim bieganiu, dzięki czemu rozumiemy wizję trenera i mamy z nim bardzo dobry kontakt.
- To zgrupowanie Cię czymś zaskoczyło?
- Mieliśmy świetne warunki do pracy. Pogoda była sprzyjająca, choć czasem było naprawdę gorąco. Szybko się jednak do tego przyzwyczailiśmy, zresztą pochodzę z Portugalii, gdzie te warunki atmosferyczne są podobne. Hotel i boiska treningowe były przygotowane perfekcyjnie do naszych potrzeb. Każde zgrupowanie stoi tutaj na wysokim poziomie.
- Ubyło ci konkurentów do gry w pierwszym składzie. Nie ma już z nami Domagoja Antolicia i Michała Karbownika. Szybko ich zastąpimy?
- To dwaj świetni zawodnicy, więc jest to dla nas strata. Nie potrzeba wielu słów, by opisać ich wpływ na drużynę, bo każdy kto oglądał mecze, widział to na murawie. Każdy zespół odczułby te odejścia. Obaj mieli wysokie umiejętności, a przy tym byli świetnymi kolegami. Cenię sobie czas, który z nimi spędziłem i cieszę się, że mogłem z nimi pracować. Życzę im wszystkiego dobrego w kolejnych etapach kariery. Transfery są normalną rzeczą w świecie piłki i musimy sobie teraz poradzić bez ich pomocy.
- O grę w środku pola rywalizują teraz Bartek Kapustka, Bartek Slisz i Vako Gvilia. Każdy z Was ma inną charakterystykę i mocne strony. Jakie ich cechy są najlepsze i czego ty możesz im zazdrościć?
- Wspomniałeś, że się różnimy, co już jest zaletą. Trener ma szeroki wybór w zależności od tego, czego potrzebuje w trakcie meczu. Może dobierać poszczególnych zawodników do konkretnych sytuacji. Co ich łączy? To inteligentni piłkarze. Potrafią czytać mecz, czują czego potrzebuje drużyna, wiedzą kiedy przyspieszyć grę, a kiedy nieco zwolnić tempo. Cała trójka posiada niezbędną jakość. Kapi i Vako mogą zagrać nieco wyżej niż ja i Sliszu. Bartek i Vako mają dobry strzał i ciekawe podanie otwierające drogę do bramki. Bartek Slisz to młody, utalentowany gracz. Ma niesamowite możliwości i jest mocny fizycznie. Sliszu może biegać cały mecz na wysokiej intensywności i nie czuje zmęczenia. Powiedziałem wcześniej, że piłka nie polega tylko na bieganiu i Bartek łączy właśnie w sobie mądre poruszanie się z dużymi umiejętnościami technicznymi. Potrafi grać na małej przestrzeni, dysponuje krótkim i długim podaniem. Jeśli czeka nas mecz, w którym trzeba włożyć więcej sił w walkę fizyczną, on też jest na to przygotowany. To duży talent w środku pola.
- Ty czerpałeś wzorce od João Moutinho, co Bartek Slisz może podpatrzeć od Ciebie?
- Nie tylko ode mnie. Tak jak powiedziałem, to bardzo mądry chłopak. Zawsze szuka okazji do nauki, słucha innych, bije od niego pokora, a to moim zdaniem najważniejsze cechy, które powinien mieć młody piłkarz marzący o dużej karierze. Jest młodym zawodnikiem, ale też często pomaga mi. Zdarzało się, że po treningach, w których wyglądałem słabiej, Bartek ze mną rozmawiał i przekazywał dobre słowo. To działa w dwie strony. Ja mogę dzielić się swoim doświadczeniem. Choć mam 31 lat, to też cały czas się uczę. To jest niesamowite, że każdy piłkarz w tej drużynie może uczyć się od kolegi obok. Zawsze staramy się wspierać innych graczy.
- Do Dubaju pojechało też kilku debiutantów. Kto ma talent na miarę Karbo?
- Za wcześnie, by tak mówić. Karbo udowadniał nie tylko w treningu, ale też w wielkich meczach, że ma talent i jest świetnym piłkarzem. Wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie i każdego dnia się rozwijał, pozostając przy tym wspaniałym kolegą. Myślę, że to dobry przykład dla tych młodych chłopców. Oni też ciężko trenują, cieszą się okazją do pracy z pierwszą drużyną. To najważniejsze. Jeśli utrzymają taką koncentrację, pokorę i będą nieustannie dążyć do celu, to Legia będzie miała z nich wiele radości w przyszłości.
- Czasem sobie żartujemy, że skrzydłowi lub boczni obrońcy mają proste zadanie, bo muszą tylko kopnąć wysoko piłkę bez patrzenia w pole karne, a Tomi i tak wywalczy sobie miejsce i strzeli gola głową.
- Spotkałeś kiedykolwiek piłkarza lepiej grającego głową niż Tomas Pekhart (śmiech)?
- Miałem to szczęście, że przez lata grałem z niesamowitymi napastnikami. Tomi w tym elemencie jest niemożliwy. Czasem sobie żartujemy, że skrzydłowi lub boczni obrońcy mają proste zadanie, bo muszą tylko kopnąć wysoko piłkę bez patrzenia w pole karne, a Tomi i tak wywalczy sobie miejsce i strzeli gola głową. To żart, ale jest w tym trochę prawdy. Kiedy masz w drużynie zawodnika o takich możliwościach, musisz to wykorzystywać. Jednak Tomas to nie tylko napastnik, który czeka w polu karnym aż przyleci do niego piłka. Wie, jak stworzyć sobie miejsce, jak zmylić rywala i wykorzystać swoją przewagę. Daje wiele jakości również w innych aspektach. Potrafi utrzymać się przy piłce, pomaga nam w obronie. Na ławce czekają też inni napastnicy. Rafa Lopes bardzo dobrze spisuje się w grze na małej przestrzeni, daje inne rozwiązania niż Tomas. To czyni nas mocniejszymi. Mamy wiele opcji i każda ma swoje zalety.
- Mam wrażenie, że atmosfera w zespole dawno nie była tak dobra.
- Zgadzam się. Mamy niesamowitą grupę. Jesteśmy pokorni, chcemy pracować, pomagać sobie wzajemnie. To czyni nas mocniejszymi. Cieszymy się każdym treningiem, każdym momentem spędzonym razem. Ta grupa jest silna i można to odczuć.
- Słynny trening na plaży i przeciąganie liny były tego dowodem.
- To była całkiem inna jednostka treningowa. Pracowaliśmy, a przy okazji mieliśmy z tego mnóstwo frajdy. To miła odskocznia, która każdemu się spodobała. Czasem tak reset jest potrzebny.
- Portugalska grupa w Legii trzyma się ze sobą bardzo blisko. Możecie już chyba rywalizować w Call of Duty z naszą bałkańską grupą (śmiech).
- Jesteśmy bardzo mocni, ale oni niestety nie grają w Call of Duty. Ja, Rafa, Luis Rocha i Luquinhas polubiliśmy tę formę rozrywki i często ze sobą rywalizujemy, ale nasi przyjaciele z Bałkanów niestety w to nie grają. Wiem tylko, że Josip Juranović gra w Fortnite ze swoimi kolegami z reprezentacji Chorwacji.
- Twoja rola w zespole nie ogranicza się tylko do gry w środku pola. Jesteś też licencjonowanym tłumaczem Luquinhasa. To chyba proste, za wiele on nie mówi (śmiech).
- Moja opinia o Luquinhasie jest taka, że to najbardziej utalentowany piłkarz w naszym składzie. Pomagam mu, bo to bardzo spokojny, czasem nieśmiały chłopak, który realizuje swój sen o grze w piłkę. Mówimy w tym samym języku, więc dla mnie jest to łatwe. Jeśli Luquinhas jest szczęśliwy, to wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
- Moja opinia o Luquinhasie jest taka, że to najbardziej utalentowany piłkarz w naszym składzie. Jeśli on jest szczęśliwy, to wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
- A Ty czasem nie masz brazylijskich korzeni? Na tym zdjęciu wyglądasz jak młody Ronaldo Nazario.
- Skąd to masz (śmiech)?! Chłopaki śmieją się właśnie ze mnie, że po kilku dniach na słońcu wyglądam jak Brazylijczyk. Kiedy byłem dzieckiem wyglądałem jeszcze bardziej “nie po portugalsku”. Jest tu pewne podobieństwo, ale tylko pod względem wyglądu (śmiech).
- Pamiętasz historię tego wywiadu?
- Zaczynałem grać w piłkę w Argoncilhe, a później przeniosłem się do CD Feirense i prawdopodobnie był to jeden z pierwszych wywiadów w moim życiu, właśnie gdy grałem w tym zespole. Pamiętam to doskonale i z ogromną satysfakcją wspominam te czasy oraz drogę, którą przeszedłem od tamtego momentu.
- Dla Luquinhasa jesteś niczym starszy brat w Legii. Wiem od Twojego brata - Ricardo - że bardzo dobrze odnajdujesz się w tej roli.
- Zawsze chciałem być wzorem dla swojego brata. Przez całe dzieciństwo, z powodu piłki nożnej, byłem daleko od rodziców. Było to dla mnie trudne, czułem się samotny. Chcę nauczyć brata, że w życiu nic nie przychodzi łatwo. Gram teraz w piłkę, robię to co kocham, ale droga do tego momentu była długa, kręta i nikt nie wyścielił jej czerwonym dywanem. Wydaje mi się, że dobrze sobie radzę w tej roli. Mój brat wyrósł na pokornego chłopaka, który walczy o swoje marzenia.
- Wspomniałeś o samotności. Podobno, gdy zaczynałeś przygodę z piłką i przeniosłeś się do Lizbony, rodzice co tydzień Cię odwiedzali, bo tak bardzo tęskniłeś.
- To prawda. Nigdy nie zapomnę, co rodzice dla mnie zrobili i cały czas robią. Gdy tylko czegoś potrzebuję, oni zawsze byli i są nadal przy mnie. Rodzina to podstawa mojego sukcesu. Bez niej niczego bym nie osiągnął. Przez mój pierwszy rok w Lizbonie, jeździli co tydzień 350 km w jedną stronę, by mnie zobaczyć i wspierać. Gdyby nie to, nie wiem jak potoczyłaby się moja kariera w tamtym kluczowym dla rozwoju momencie.
- Chcę nauczyć brata, że w życiu nic nie przychodzi łatwo. Gram teraz w piłkę, robię to co kocham, ale droga do tego momentu była długa, kręta i nikt nie wyścielił jej czerwonym dywanem.
- Jesteś rodzinnym człowiekiem, czujesz się w Warszawie jak w domu?
- Czuję się tu niesamowicie. Moja dziewczyna Matilde wprowadziła się do mnie i cieszy się tym miejscem każdego dnia. To dla mnie najważniejsze, że ona czuje się w Warszawie dobrze. Kiedy ona jest szczęśliwa, ja też jestem szczęśliwy. Zadomowiliśmy się w Polsce.
- Śledząc Twojego Instagrama widać właśnie, że strzała amora trafiła Cię naprawdę mocno.
- Matilde jest niesamowitą osobą. Naprawdę pokorną, skromną, chcącą spełniać swoje marzenia. Studiuje i pracuje w tym samym czasie. Chce się rozwijać w kierunku, który obrała. Przeprowadziła się do Warszawy, by być blisko mnie i niesamowicie to doceniam. Mogę powiedzieć, że moje życie jest teraz dużo lepsze, czuję się szczęśliwszy. Mam obok siebie osobę, która w każdym trudniejszym momencie, stoi przy mnie i stanowi niezastąpione oparcie.
- Więc to prawda, że ustabilizowany życiowo, zakochany piłkarz to lepszy piłkarz (śmiech)?
- W moim przypadku z całą pewnością! To jedno z najbardziej niesamowitych uczyć, jakie może doświadczyć człowiek. Chcę, by moja dziewczyna była ze mnie dumna. Jesteśmy szczęśliwi w Warszawie i to jest dla mnie teraz najważniejsze.
- Chcę, by moja dziewczyna była ze mnie dumna. Jesteśmy szczęśliwi w Warszawie i to jest dla mnie teraz najważniejsze.
Autor
Przemysław Gołaszewski