Ariel Mosór: Czułem dumę na pierwszym treningu
W nowym cyklu „Kandydat na piłkarza” przybliżamy sylwetki młodych talentów naszej Akademii. W pierwszym odcinku porozmawialiśmy z Arielem Mosórem, obrońcą Legii II, który ma już za sobą obóz z seniorskim zespołem Wojskowych.
Autor: Jakub Wydra
Fot. Jacek Prondzynski, Aleksandra Wór, Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Jakub Wydra
Fot. Jacek Prondzynski, Aleksandra Wór, Janusz Partyka
Ma Legię w sercu i we krwi - jego ojciec w latach 1994-95 oraz 1996-2000 reprezentował barwy klubu z Łazienkowskiej. Mosór senior sięgnął z naszym klubem po mistrzostwo i dwa krajowe puchary, Mosór junior już jako dziecko chodził na stadion kibicować Wojskowym. Dziś, jako zawodnik Legii, pokonuje kolejne szczeble, coraz śmielej pukając do drzwi pierwszej drużyny. Podobnie jak przed laty tata, występuje na środku obrony.
Ariel urodził się 19 lutego 2003 roku. Do Akademii Legii trafił latem 2018 roku z MUKS Unia Warszawa. Początkowo grał w drużynie U17, ale już zimą, po zaledwie pół roku, awansował do Legii U18. Do młodszej kategorii schodził jeszcze w czerwcu, na półfinałowe i finałowe spotkania Centralnej Ligi Juniorów. Z „siedemnastką” zdobył mistrzostwo Polski, a kilka tygodni później zaliczył kolejny awans - do Legii II. Zimą 2020 roku trener Aleksandar Vuković zabrał Mosóra na zgrupowanie pierwszego zespołu do tureckiego Belek. Wcześniej, jeszcze jesienią, zadebiutował w nieoficjalnym meczu „jedynki” - sparingu z Legionovią Legionowo. W L2, na poziomie III ligi, rozegrał dotąd 15 spotkań, w Pucharze Polski, w którym rezerwy Wojskowych zaszły aż do 1/8 finału - zagrał dwukrotnie. Od lat występuje też w juniorskich kadrach Polski, często pełniąc rolę kapitana.
***
– Jak w dobie koronawirusa wygląda Twój trening?
– Pracuję na zasadach pierwszego zespołu. Trenujemy cztery razy w tygodniu, klub zaopatrzył nas w sprzęt, między innymi rowerki stacjonarne, hantle czy gumy. Raz lub dwa razy w tygodniu - jeśli nie ma treningu biegowego, tylko sam siłowy lub na rowerku, wówczas łączymy się wideo za pośrednictwem programu „Zoom” z trenerem przygotowania motorycznego. W taki sposób trener Łukasz Bortnik pokazuje nam ćwiczenia, jakie mamy wykonać podczas tej jednostki treningowej.
– Masz w ogóle jakąś styczność z piłką?
– Staram się mieć piłkę przy nodze tak często, jak to możliwe. Czy to kopiąc piłkę o ścianę, czy żonglując nią, czy wykonując jakieś inne, proste ćwiczenia. Myślę, że każdy z nas bardzo tęskni już za normalnym treningiem, za grą, i stara sobie urozmaicić dzień poprzez jakieś zabawy z futbolówką w domu lub na podwórku.
- Legia interesowała się mną od kiedy miałem dziesięć czy jedenaście lat. Byłem obserwowany przez skautów, były prowadzone rozmowy. Od początku mojej przygody z piłką podjęliśmy z tatą decyzję, że trafię do większego klubu dopiero wtedy, kiedy on będzie widział, że jestem na to gotowy.
– Jak to się stało, że trafiłeś do Akademii Legii?
– Legia interesowała się mną od kiedy miałem dziesięć czy jedenaście lat. Byłem obserwowany przez skautów, były prowadzone rozmowy. Od początku mojej przygody z piłką podjęliśmy z tatą decyzję, że trafię do większego klubu dopiero wtedy, kiedy on będzie widział, że jestem na to gotowy. Chciał, żebym poszedł do Legii dopiero w momencie, kiedy w dotychczasowym klubie, Unii Warszawa, nie będę miał już możliwości bardziej się rozwinąć. Legia jest marką, która dominuje na Mazowszu, w meczach głównie atakuje. Jako obrońca mógłbym się w niej rozwinąć pod względem rozegrania piłki, brania udziału w grze ofensywnej, ale ciężko byłoby mi zrobić duży postęp w grze stricte defensywnej. Niewiele jest drużyn na Mazowszu, które potrafią zepchnąć Legię do obrony. W Unii praktycznie od początku grałem ze starszymi, w dodatku w większości spotkań to my musieliśmy się bronić, więc miałem okazję naprawdę wiele się nauczyć (śmiech). Wiosną 2017 roku byłem na testach przy Ł3, zagrałem w dwóch sparingach, z Lechią Gdańsk i Lechem Poznań. Trenerzy byli ze mnie zadowoleni, a latem 2018 roku, będąc już w seniorach Unii, podjęliśmy z tatą decyzję, że to najlepszy moment, by zrobić kolejny krok i związać się umową z Legią.
– Jak wspominasz pierwsze tygodnie w Akademii?
– Poziom, czy to sportowy, czy organizacyjny był oczywiście wyższy, niż w moim poprzednim klubie. Sam fakt, że w Legii sztaby szkoleniowe liczą kilka osób, pozwalał odczuć sporą różnicę w jakości treningu. Intensywność gry również była wyższa, nawet jeśli porównam Legię U17 i seniorów Unii. Zostałem dobrze przyjęty w szatni, trener Grzegorz Szoka również zadbał o to, bym mógł skupić się wyłącznie na pracy i rozwoju. Z wieloma zawodnikami znałem się zresztą z kadry mazowieckiej czy prywatnie, jak choćby z Szymonem Włodarczykiem, z którym mam dobry kontakt od dzieciństwa. „Włodar” bardzo mi pomógł szybko zintegrować się z resztą drużyny.
- Byłem wprowadzany przez trenerów bardzo rozsądnie. Na pewno pierwsze tygodnie były dla mnie ciężkie, potrzebowałem takiego poprowadzenia, bo do treningów w Akademii wszedłem niedługo po finałach mistrzostw Polski kadr wojewódzkich.
– Miałeś problemy z adaptacją do nowych obciążeń treningowych?
– Byłem wprowadzany przez trenerów bardzo rozsądnie. Na pewno pierwsze tygodnie były dla mnie ciężkie, potrzebowałem takiego poprowadzenia, bo do treningów w Akademii wszedłem niedługo po finałach mistrzostw Polski kadr wojewódzkich. Miałem tylko chwilę przerwy i dołączyłem do drużyny U17, która już od pewnego czasu normalnie trenowała. Potrzebowałem jednak chwili na zregenerowanie się po poprzednim, ciężkim sezonie. Wróciłem do treningów później niż koledzy, ale ciężką pracą starałem się jak najszybciej im dorównać.
– Pamiętasz swój debiut w barwach Legii w ligowym meczu?
– Jasne, to było spotkanie z MOSP Białystok. Wygraliśmy przy Łazienkowskiej 5:0. Trener ustawił mnie na prawej obronie, myślę, że zaprezentowałem się z dobrej strony. Zagraliśmy niezły mecz, co najlepiej pokazuje wysoki wynik i czyste konto. Debiut mogę więc wspominać bardzo miło.
- Mając 15 lat wszedłem do rywalizacji z zawodnikami starszymi o trzy lata. Na tym etapie rozwoju te różnice są często bardzo widoczne. Sporo pracowałem na siłowni, nabrałem masy i dostosowałem się do warunków tej ligi.
– W U17 nie zagrzałeś jednak miejsca zbyt długo.
– To prawda, już w grudniu zostałem przesunięty do zespołu U18 prowadzonego przez Marka Saganowskiego i Tomasza Sokołowskiego. Cieszę się, że trenerzy docenili moją postawę podczas treningów, zaufali i dali mi szansę gry w pierwszym składzie. Tutaj występowałem jako jeden z trzech obrońców w systemie z wahadłowymi, 5–4–1. Na poziomie U18 szybkość operowania piłką, szybkość gry jest wyższa, niż szczebel niżej, ale myślę, że wystarczy tydzień, dwa i można się do tego przystosować. Dało się również odczuć różnicę w aspektach fizycznych. Mając 15 lat wszedłem do rywalizacji z zawodnikami starszymi o trzy lata. Na tym etapie rozwoju te różnice są często bardzo widoczne. Sporo pracowałem na siłowni, nabrałem masy i dostosowałem się do warunków tej ligi. Zespół prowadziło dwóch byłych zawodników Legii, czuć było ich duże doświadczenie piłkarskie, sporo nam podpowiadali, chętnie dzielili się z wskazówkami. Na pewno dla piętnastolatka była to bardzo dobra lekcja, dojrzałem, zarówno boiskowo, jak i życiowo.
– W tym samym sezonie zdążyłeś jeszcze unieść puchar za mistrzostwo Polski U17. To najbardziej pamiętny moment w Twojej przygodzie z Akademią?
– Zdecydowanie. Mecz o puchar to zawsze inny poziom ekscytacji niż cotygodniowa rywalizacja ligowa. Kiedy o tytuł grasz z Lechem Poznań, można powiedzieć „odwiecznym rywalem” Legii, te emocje są jeszcze większe. Sama otoczka tego finału, duże zainteresowanie kibiców, transmisja internetowa, otoczka wokół wydarzenia, dodały ogromnego kolorytu tej rywalizacji. Z czysto sportowego punktu widzenia nie był to łatwy pojedynek, ale myślę, że rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie. Trener Szoka w szatni przestrzegał nas przede wszystkim przed napinaniem się na wynik, kazał nam grać swoje, tak jak w każdym poprzednim meczu. Posłuchaliśmy go i wygraliśmy 3:1 (śmiech).
- Trening z „jedynką” na pewno był dla mnie dużym przeżyciem, ale czułem też dumę, że mogę zaprezentować się przed trenerem Vukoviciem, na tle seniorów Legii.
– Twój piłkarski idol? Na kim wzorujesz się na boisku?
– Mam takich trzech, każdy z nich to obrońca z najwyższej światowej półki. Virgil van Dijk jest wzorem, jeśli chodzi o grę w powietrzu, jeden na jeden, notuje świetne statystyki defensywne. Choćby fakt, że w poprzednim sezonie chyba nikomu w Premier League nie udało się go przedryblować musi robić wrażenie. Matthijs de Ligt to przykład zawodnika, który w bardzo młodym wieku został kapitanem Ajaxu. Świetnie kierował defensywą drużyny, która doszła do półfinału Champions League. Przede wszystkim podziwiam w nim umiejętność wprowadzenia piłki. Z kolei Sergio Ramos imponuje mi tym, że nigdy nie odpuszcza, twardy w kontakcie, mocny charakter, charyzma.
– Kiedy pierwszy raz otrzymałeś zaproszenie na trening pierwszego zespołu?
– W październiku 2019, w trakcie przerwy na mecze reprezentacji. Być może miałbym szansę uczestniczyć w takim treningu trochę wcześniej, ale sam też miałem wyjazdy na kadrę juniorską, między innymi na Puchar Syrenki. Trening z „jedynką” na pewno był dla mnie dużym przeżyciem, ale czułem też dumę, że mogę zaprezentować się przed trenerem Vukoviciem, na tle seniorów Legii. Na pewno rzucała się w oczy różnica w szybkości operowania piłką, potrzeba było chwili, by się do tego przystosować. Trener przed każdym ćwiczeniem czy gierką tłumaczył, jak się zachować, jak zagrać, czego oczekuje, na co zwracać uwagę.
- Mecz na płycie głównej stadionu przy Łazienkowskiej, mimo że przy pustych trybunach, był dużym przeżyciem. Takie wydarzenie jeszcze mocniej motywuje do ciężkiej pracy. Byłem szczęśliwy, że mogę zrobić kolejny krok.
– Jakim trenerem jest Aleksandar Vuković?
– Bardzo dobry trener, co pokazują wyniki Legii i jej styl gry w ostatnich miesiącach. Wymagający, ale przy tym sprawiedliwy, dba o dobrą atmosferę w drużynie. Kiedy jest czas na zabawę czy na wygłupy to tak się dzieje, ale kiedy jest czas na pracę jest surowy i oczekuje od każdego stuprocentowego zaangażowania.
– Jak wyglądało Twoje wejście do seniorskiej drużyny podczas zimowego zgrupowania w Belek?
– W szybkiej adaptacji bardzo pomogli mi młodzi zawodnicy, którzy byli już w „jedynce” - Michał Karbownik, Maciej Rosołek czy Mateusz Praszelik. Poza tym nie jechałem na obóz sam, ale z dwoma kolegami z Legii II, Nikodemem Niskim i Radkiem Cielemęckim. Nie mogę powiedzieć złego słowa na to, jak zostałem przyjęty przez szatnię, w szczególności starszych zawodników. Każdy był dla mnie bardzo serdeczny i otwarty, tak poza boiskiem jak i w trakcie treningów. Dzięki temu mogłem skupić się wyłącznie na pracy i zaprezentowaniu swoich umiejętności przed sztabem szkoleniowym.
– Który z zawodników pierwszego zespołu zrobił na Tobie największe wrażenie?
– Szczerze mówiąc, nie potrafię wskazać wyłącznie jednego piłkarza, który zrobił na mnie największe wrażenie. Każdy zawodnik pierwszej drużyny prezentuje bardzo wysoki poziom. Na pewno z większą uwagą przyglądałem się graczom występującym na mojej pozycji. Podpatrywałem, jak na boisku zachowują się Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk czy Inaki Astiz, jak się ustawiają, jak reagują w danej sytuacji. Każdy z nich sporo mi podpowiadał podczas zajęć, gierek czy sparingów. Zgodnie podkreślali, żebym nie przejmował się nieudaną próbą, tylko próbował dalej, bo tylko tak mogę się rozwinąć w danym aspekcie. Kiedy coś mi nie wychodziło, nie było z ich strony szyderki, ale motywowali mnie, bym pracował dalej. Od każdego mogłem się czegoś nauczyć, podpatrzeć jakiś element. Na pewno dużo wyniosłem z tych ponad dwóch tygodni treningów w Belek.
– Wcześniej, jeszcze w listopadzie, zaliczyłeś nieoficjalny debiut w „jedynce” - w meczu sparingowym z Legionovią Legionowo.
– Mecz na płycie głównej stadionu przy Łazienkowskiej, mimo że przy pustych trybunach, był dużym przeżyciem. Takie wydarzenie jeszcze mocniej motywuje do ciężkiej pracy. Byłem szczęśliwy, że mogę zrobić kolejny krok. Miesiąc wcześniej byłem na pierwszym treningu, teraz wystąpiłem w meczu sparingowym. Dla kogoś, kto od dziecka przychodzi na stadion Legii jako kibic, móc samemu na nim zagrać z „eLką” na piersi to ogromna satysfakcja i wyróżnienie, nawet jeśli to tylko spotkanie kontrolne bez kibiców. Teraz pracuję na to, by wybiec na murawę w meczu o stawkę, przy pełnych trybunach. Mam nadzieję, że swoją postawą na treningach przekonam do siebie trenera i dostanę szansę debiutu w oficjalnym spotkaniu. Na pewno widać, że trener Vuković nie boi się stawiać na młodych zawodników, przykłady „Karbo”, Rosołka czy „Praszela” pozwalają wierzyć, że okazja do debiutu się pojawi.
- Śledząc spotkania, na przykład, angielskiej Premier League sporą uwagę przywiązuję do zachowania obrońców, do aspektów, nad którymi przeciętny kibic nawet się nie zastanawia.
– Pamiętasz swój pierwszy mecz przy Łazienkowskiej w roli kibica?
– Oj nie, nie ma szans (śmiech). Na pewno byłem wtedy małym dzieciakiem, pewnie zabrał mnie na niego tata. Legia jest w moim życiu odkąd pamiętam, często przychodziłem na Ł3 dopingować ukochaną drużynę.
– Najlepsza rada, jaką kiedykolwiek dostałeś?
– Nie jestem w stanie przytoczyć jednej takiej rady, bo w swojej przygodzie z piłką czerpałem z rad wielu doświadczonych, znacznie mądrzejszych ode mnie ludzi. Gdybym to ja miał coś poradzić młodszemu zawodnikowi, który jest dopiero na początku swojej drogi, to na pewno powiedziałbym, żeby na pierwszym miejscu zawsze musi być ciężka praca. Sam talent, nie poparty pracą, nie zaprowadzi do sukcesu. Trzeba też być cierpliwym i wierzyć w to, że jesteś w stanie spełnić swoje marzenia. Nawet jeśli inni wątpią, krytykują, ty musisz brać to na klatę i robić swoje, nie poddawać się.
– Jakie trzy cechy rozwinąłeś w największym stopniu przez ostatni rok?
– Po pierwsze zyskałem spokój w grze. Na początku w Legii miałem z tym problemy, często byłem „elektryczny”, zdarzało mi się popełniać przez to głupie błędy. Przez ostatni rok mocno nad tym pracowałem i myślę, że dziś widać dużą różnicę. Poprawiłem też wprowadzenie piłki, choć może dalej nie można mnie nazwać wybitnym technikiem, wyglądam w tym aspekcie dużo lepiej (śmiech). Zrobiłem również postęp w grze słabszą nogą, bo trenerzy w Akademii mocno zwracają na to uwagę oraz w grze jeden na jeden w obronie - rywalizując ze starszymi zawodnikami mogłem się wiele nauczyć. W III lidze napastnicy są często silni, wysocy, dobrze zbudowani, więc jest to środowisko, które bardzo pomaga w rozwoju pod kątem gry w defensywie.
– Oglądasz swoje mecze, analizujesz swoją grę?
– Tak, większość swoich meczów oglądam, analizuję, co mogłem zrobić lepiej, a co zrobiłem dobrze. Dużo czerpię też z oglądania meczów topowych drużyn europejskich. Śledząc spotkania, na przykład, angielskiej Premier League sporą uwagę przywiązuję do zachowania obrońców, do aspektów, nad którymi przeciętny kibic nawet się nie zastanawia.
- Lubię wyjść rano, w dniu meczu, na spacer. Włączyć muzykę, odpalić wyobraźnię, wizualizować sobie sytuacje meczowe i moje dobre zachowania.
– Co lubisz robić w wolnym czasie? W jaki sposób odpoczywasz od piłki, regenerujesz się?
– Lubię spędzać czas z rodziną. W codziennym natłoku obowiązków nie mamy zbyt wiele czasu na rozmowę czy na jakieś wspólne inicjatywy, dlatego często każdą wolną chwilę staram się poświęcać najbliższym. Relaksuje mnie granie w gry komputerowe, przede wszystkim w Counter-Strike'a czy w FIFĘ, mam też przyrządy, które w aktywny sposób pomagają mi się zrelaksować, na przykład poprzez rozciąganie.
– A w jaki sposób przygotowujesz się psychicznie do meczu?
– Lubię wyjść rano, w dniu meczu, na spacer. Włączyć muzykę, odpalić wyobraźnię, wizualizować sobie sytuacje meczowe i moje dobre zachowania. Podobnie jest na kadrze, wychodzę nawet na korytarz hotelowy, żeby tam, w ruchu, ze słuchawkami na uszach, przenieść się dzięki wyobraźni na boisko. Odciąć się od świata zewnętrznego i skoncentrować na nadchodzącym meczu.
– Masz jakiś plan B, na wypadek gdyby nie udało Ci się zostać zawodowym piłkarzem?
– Piłka jest obecna w moim życiu od kiedy pamiętam i nie wyobrażam sobie, żebym nie został piłkarzem. To moje największe marzenie i stale do niego dążę, codziennie ciężko pracuję, by to marzenie spełnić. Obecnie na tym się koncentruję, ale w szkole rozszerzam matematykę i fizykę, więc można powiedzieć, że gdyby nie piłka, skłaniałbym się ku dziedzinom opartym na naukach ścisłych.
– Jakim zawodnikiem chcesz być za kilka lat?
– Moją wyjściową pozycją jest środek obrony, ale zagram tam, gdzie będzie mnie widział trener. Na pewno chciałbym być zawodnikiem pewnym siebie, potrafiącym zdominować napastnika. Grającym dobrze w powietrzu, skutecznym w pojedynkach jeden na jeden. Najprościej mówiąc, chciałbym być piłkarzem radzącym sobie z powodzeniem na najwyższym poziomie.
– Wymarzona liga, w której chciałbyś zagrać?
– Myślę, że angielska Premier League. Według mnie, jak i w opinii wielu ekspertów jest to najlepsza liga na świecie. Na pewno stawia ona przed zawodnikiem bardzo wysokie wymagania. Kluby, nawet te z dołu tabeli, wydają ogromne sumy na piłkarzy, dzięki czemu trafiają tam najlepsi gracze na świecie. Na pewno gra w Premier League to jedno z moich największych, piłkarskich marzeń.
– Klub, któremu kibicujesz?
– Przede wszystkim Legia. Mam ten klub w sercu od dziecka i to się nie zmieni. Z zagranicznych klubów kibicuję Manchesterowi United.
- Naturalnie najwięcej uczę się od graczy występujących na mojej pozycji, czy to od Radka Pruchnika, czy od Inakiego Astiza. To bardzo doświadczeni zawodnicy, którzy z niejednego pieca chleb jedli, mają na swoim koncie mecze w Ekstraklasie, więc mogę od nich naprawdę wiele czerpać.
– Od lipca 2019 roku jesteś zawodnikiem Legii II i pełnisz w niej rolę członka rady drużyny. Na czym ona polega?
– Rzeczywiście, zostałem wybrany do rady drużyny, jako przedstawiciel graczy młodego pokolenia. Choć jest to bardziej symboliczna funkcja, cieszę się, że w oczach innych zawodników zostałem uznany za osobę, która powinna ją pełnić. Na pewno mogę się wiele nauczyć, w kontekście brania odpowiedzialności za zespół, od starszych, bardziej doświadczonych graczy, również będących w tej radzie, chociażby od Radka Pruchnika.
– Od którego zawodnika „dwójki” czerpiesz na boisku najwięcej?
– Naturalnie najwięcej uczę się od graczy występujących na mojej pozycji, czy to od Radka Pruchnika, czy od Inakiego Astiza. To bardzo doświadczeni zawodnicy, którzy z niejednego pieca chleb jedli, mają na swoim koncie mecze w Ekstraklasie, więc mogę od nich naprawdę wiele czerpać. Obaj są bardzo otwarci, chętni do pomocy, chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. Dużo zyskuję na pracy i grze u ich boku. Chociażby, jak już wspominałem wcześniej, nauczyłem się większego spokoju z piłką przy nodze.
- Musieliśmy dostosować się do innych wymagań, niż zazwyczaj, i myślę, że poradziliśmy sobie z tym wyzwaniem całkiem nieźle. Na pewno dla każdego z nas ta przygoda z Pucharem to duży kapitał na przyszłość.
– Z czego, w Twojej ocenie, wynika trudność w przejściu z etapu juniora do seniora?
– W kwestiach stricte piłkarskich, na pierwszy plan rzuca się duża różnica w szybkości operowania piłką i szybkości podejmowania decyzji. Na pewno w juniorach jest więcej czasu, więcej miejsca na boisku, i wchodząc do seniorskiego grania młody zawodnik potrzebuje chwili, czasem krótszej, a czasem dłuższej, by się do tego wyższego tempa przystosować. Futbol seniorski niesie za sobą też dużo większą odpowiedzialność, każdy błąd może mieć swoją cenę, na etapie juniora znacznie łatwiej naprawić ten błąd, a przy tym nie niesie on za sobą tak dużych konsekwencji. Grając już w Legii II czy w pukając do drzwi pierwszej drużyny, trzeba więc grać zarówno szybciej, jak i mądrzej czy bardziej odpowiedzialnie. Przy tym trzeba być pewnym siebie, pewnym celu, do którego się dąży i nie można rezygnować w połowie drogi, nawet jeśli ta droga nie jest usłana różami.
– III liga to dobry pomost pomiędzy Centralną Ligą Juniorów i pierwszym zespołem?
– Myślę, że tak, na pewno jest to trudna i wymagająca liga dla młodego gracza. Dominują tam silni, wysocy zawodnicy, spory akcent kładzie się na aspekty fizyczne. Nie brakuje na tym poziomie piłkarzy z ekstraklasowym doświadczeniem, więc jest od kogo się uczyć. Sam ten fizyczny charakter ligi wymusza na młodym zawodniku szybsze podejmowanie decyzji czy wykorzystywanie sprytu, boiskowego cwaniactwa.
– Jesienią „dwójka” sensacyjnie doszła do 1/8 finału Totolotek Pucharu Polski. W czym tkwi tajemnica waszej dobrej postawy na tle pierwszoligowców oraz mistrza Polski? Co młody zawodnik może wynieść z takiej przygody?
– Gdy rozpoczynaliśmy przygodę z Pucharem Polski nikt nie spodziewał się, że przejdziemy dwie rundy, wyeliminujemy dwóch pierwszoligowców i zagramy o ćwierćfinał z mistrzem Polski, Piastem Gliwice. Była to dla nas świetna przygoda, duże przeżycie emocjonalne, ale też świetna okazja do nauki. Jednak rozgrywki Pucharu Polski mają zupełnie inną otoczkę niż III liga, oczy całej Polski były skierowane na nas, pojawiło się znacznie większe zainteresowanie naszą drużyną, niż na co dzień. Dla nas, młodych zawodników, to było takie pierwsze przetarcie w poważnej piłce. Myślę, że te spotkania dały nam odpowiedź na pytanie, na jakim poziomie dzisiaj jesteśmy, nad czym musimy jeszcze pracować, by zrobić kolejny krok do przodu. Gra w Pucharze Polski była też dla nas okazją do trochę innego grania. W tych meczach nie dominowaliśmy nad rywalem, musieliśmy skoncentrować się na defensywie i szukać okazji do strzelenia gola dzięki kontratakom. Musieliśmy dostosować się do innych wymagań, niż zazwyczaj, i myślę, że poradziliśmy sobie z tym wyzwaniem całkiem nieźle. Na pewno dla każdego z nas ta przygoda z Pucharem to duży kapitał na przyszłość.
- Wyjazd na zgrupowanie „jedynki” przygotowujące do wiosennej rywalizacji to dla młodego zawodnika duże wyróżnienie i ogromna szansa, by zapisać się w notesach trenerów i zapracować na swoją pozycję w zespole.
– Wejście do szatni pełnej seniorów jest dla młodego zawodnika trudnym przeżyciem?
– Myślę, że każdy przechodzi to inaczej, choć pewnie u każdego pojawia się mniejszy lub większy stres związanym z wejściem do seniorskiej drużyny. Jest to już zupełnie inny klimat szatni, niż w czasach juniorskich, ale na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że starsi gracze pierwszego zespołu bardzo dobrze mnie przyjęli i stres szybko zniknął.
– Jak wspominasz zgrupowanie z pierwszą drużyną? Czego się na nim nauczyłeś?
– Był to ciężki obóz. Dużo treningów, duże obciążenia, wysoka intensywność pracy przez prawie trzy tygodnie. Już pierwszego dnia mieliśmy mocny trening, pojawiły się skurcze, ogromne zmęczenie. Z dnia na dzień coraz lepiej znosiłem ten wysiłek, czułem się coraz lepiej, dostosowywałem się do wysokiego tempa gry. Wyjazd na zgrupowanie „jedynki” przygotowujące do wiosennej rywalizacji to dla młodego zawodnika duże wyróżnienie i ogromna szansa, by zapisać się w notesach trenerów i zapracować na swoją pozycję w zespole. Mam nadzieję, że udało mi się swoją postawą wpaść w oko sztabu szkoleniowego i w najbliższych miesiącach otrzymam szansę debiutu w meczu o stawkę. Cały czas pracuję tak, by się do tego debiutu przybliżyć.
Autor
Jakub Wydra