Artur Boruc: Szykuje się wielki mecz!
Już w czwartek legioniści staną w szranki z zespołem Rangers FC. Przy tej okazji nie mogło zabraknąć rozmowy z Arturem Borucem, który opowiedział nam o jasnej, ale i tej ciemniejszej stronie rywalizacji z ''The Gers'' z czasów jego występów w barwach Celtiku, życiu w Glasgow, a także przesadnym zainteresowaniem szkockich mediów.
Autor: Kamil Majewski
Fot. Mateusz Kostrzewa
- Udostępnij
Autor: Kamil Majewski
Fot. Mateusz Kostrzewa
Legia.com: - Serce zabiło mocniej gdy stało się pewne, że Legia zmierzy się z Rangers FC?
Artur Boruc: - Nie wiem, czy mocniej. Nie mierzyłem wtedy pulsu (śmiech). Rzeczywiście, jest to bardzo interesujące losowanie. Wydaje mi się, że, przede wszystkim pod względem kibicowskim, będzie to bardzo fajna rywalizacja i bardzo fajny wyjazd. W Warszawie i Glasgow zapowiadają się więc wielkie mecze.
- W Glasgow, a raczej w jego połowie, jesteś uwielbiany. Nie zajęło Ci wiele czasu, aby rozkochać w sobie kibiców Celtiku.
- Mam nadzieję i łudzę się, że było to spowodowane moją dobrą grą. Reszta dodała tylko kolorytu. Myślę, że to właśnie dlatego.
- „Holy goalie” - taki pseudonim może napawać dumą.
- Myślę, że tak, choć wtedy wcale nie byłem taki „holy”. Mówiąc szczerze nie znam przyczyn takiego stanu rzeczy, więc tak jak mówiłem wcześniej łudzę się, że to przez moją dobrą grę oraz przez to, że zwracałem na siebie trochę więcej uwagi. Być może dlatego moje losy potoczyły się tak, jak się potoczyły.
- Zresztą, jest to chyba miłość z wzajemnością. - Zanim podpisałem tu kontrakt, myślałem, że Legia jest dla mnie jedynym klubem na świecie. Przyjście do Celtiku wszystko zmieniło - stwierdziłeś.
- Dokładnie tak. Legia to jedyny klub w Polsce. To właśnie dzięki niemu o moim nazwisku stało się głośniej, a poza tym jestem jej kibicem. Wyjeżdżając za granicę poczułem jednak, że są inne kluby, za które można trzymać kciuki. Właśnie takim klubem jest Celtic. Drzwi na świat otworzyły się szerzej - Liga Mistrzów UEFA, reprezentacja Polski. Pod względem piłkarskim moje życie stało się łatwiejsze.
- Po jednej stronie jesteś kochany, zaś po drugiej, tej niebieskiej, znienawidzony. Jakie emocje wzbudzały w Tobie „Old Firm Derby”? Każdy, kto choć trochę interesuje się piłką wie, że to coś więcej, niż tylko mecz piłkarski.
- Faktycznie, to zdecydowanie coś więcej. Wychodząc na boisko czujesz, że kibice drużyny przeciwnej Cię nienawidzą, ale sam dzień meczowy był stosunkowo spokojny. Wiadomo, że adrenaliny było trochę więcej z uwagi na fakt, że kibiców w Glasgow jest bardzo dużo. Dało się wówczas zauważyć środkowy palec pokazany w moją stronę czy usłyszeć jakieś wulgarne okrzyki. To sprawiało, że chciało się żyć, że życie stawało się barwniejsze.
Wychodząc na boisko czujesz, że kibice drużyny przeciwnej Cię nienawidzą, ale sam dzień meczowy był stosunkowo spokojny. Wiadomo, że adrenaliny było trochę więcej z uwagi na fakt, że kibiców w Glasgow jest bardzo dużo. Dało się wówczas zauważyć środkowy palec pokazany w moją stronę czy usłyszeć jakieś wulgarne okrzyki.
- Podczas gry w Celtiku stałeś się, można powiedzieć, jednym z symboli rywalizacji pomiędzy „The Boys” z ich odwiecznym rywalem.
- Chodzi o znak krzyża? Wykonywałem go zawsze, przed każdym meczem i wciąż to robię. Nie było tak, że sobie go wymyśliłem specjalnie na mecz z Rangersami. Wiedziałem jednak, że kibiców tego zespołu mocno to denerwuje.
- To prawda, że po jednym z meczów w sprawę zaangażował się pewien brytyjski minister, a Ty sam otrzymałeś upomnienie od prokuratury?
- Nie, absolutnie. Z tego co wiem, nie było żadnego upomnienia od prokuratury. Owszem, zostało wszczęte postępowanie przeciwko mnie, odbyło się nawet posiedzenie parlamentu w tej sprawie. Większych nieprzyjemności jednak z powodu mojego zachowania nie miałem.
- Oprócz tych wszystkich wydarzeń doszedł również tatuaż w okolicach pępka. Skąd ten pomysł?
- To od alkoholu (śmiech). Traf chciał, że w tamtym okresie jeden z moich kolegów otworzył studio tatuażu. Często tam przesiadywałem. Wypiłem o jedno piwo za dużo i skończyło się tak, jak się skończyło. Mimo wszystko to fajna przygoda, przynajmniej mam co wspominać. Niczego nie żałuję.
- Bronił Cię wówczas klub czy nawet przedstawiciele instytucji kościelnych, ale najbardziej bronił Cię Gordon Strachan. Można było odnieść wrażenie, że ówczesny trener Celtiku był dla Ciebie jak ojciec, a sam traktował Cię jak syna.
- Była to relacja trenera z zawodnikiem, który też pomógł mu. Zresztą, pomagaliśmy sobie wzajemnie, czy to w Lidze Mistrzów UEFA, czy też w zdobywaniu mistrzostw Szkocji. Działało to w obie strony. Może nie była to relacja tak bliska, jak ojciec z synem, ale na pewno serdeczna i przyjacielska.
- Strachan bronił Cię nie tylko w kwestii skarg ze strony Rangersów na Twoją osobę, ale również w kwestiach pozaboiskowych. Słynne są jego zdania o tym, że on także chciałby wyjść ze swoją żoną do kina i całować się, ale jest zbyt brzydki. Padły one po pytaniu jednego z dziennikarzy o to, że, podczas dnia wolnego, wraz ze swoją obecną żoną wyszliście do kina i całowaliście się. Nie miałeś w Glasgow łatwego życia z mediami.
- Rzeczywiście, nie był to łatwy okres. Afera goniła aferę, dziennikarze cały czas próbowali mi coś udowadniać i robić mi zdjęcia. Za każdym razem starali się znaleźć coś ciekawego, ale większość z tych rzeczy nie zasługiwała na większą uwagę. Wbrew pozorom Szkocja tym żyje, media mają na celowniku piłkarzy i wszystkich zainteresowanych i być może dlatego było tak ciepło. Teraz, gdy ludzie powoli o mnie zapominają, zaczyna za tym tęsknić (śmiech).
- Tę niechęć między kibicami Celtiku i Rangersów faktycznie tam, w Glasgow, odczuwa się w tak wielkim stopniu?
- Żeby być szczerym, takie wielkie napięcie odczuwa się dopiero na dwa, trzy dni przed meczem. Wiadomo jednak, że na co dzień trzeba obok siebie żyć i nie sprawia to większych problemów. Mam wrażenie, że czasy, w których było naprawdę niebezpiecznie, skończyły się ale na pewno kibicom zdarza się dogryzać sobie nawzajem.
- Z Twojej strony również dało wyczuć się, że kibiców i piłkarzy tego zespołu nie darzysz sympatią. - A pan podaje rękę komuś, kogo pan nie lubi? Nie ma takiego obowiązku. Nic nie muszę. Nie lubię ich. Świąt z nimi nie będę spędzał - mówiłeś w wywiadzie.
- Nic dodać, nic ująć (śmiech).
- Faktycznie, gdy wychodzę do kina, muszę uważać, by nie dostać popcornem - mówiłeś z kolei w rozmowie z „Polska. The Times”.
- Wspominałem o tym już wcześniej. Faktycznie, dało wyczuć się niechęć w stosunku do mojej osoby.
- W Twoją stronę były gwizdy, obraźliwe hasła, ale był także atak na Twoją posiadłość, tuż po wygranym przez Celtic finale Pucharu Ligi.
- Wtedy zmieniłem trochę swoje podejście. Wcześniej byłem typem lekkoducha i nie przykładałem większej wagi do tego, że coś dzieje się wokół mojej osoby. Dopiero gdy kamienie poszły w ruch, zdałem sobie sprawę, że to już jest za wiele. Powiem inaczej - może nie zmieniłem po tym wydarzeniu swojego podejścia, ale na pewno mniej się udzielałem.
- Podobno od tego momentu nie chodziłeś już tak swobodnie po mieście, jak miało to miejsce wcześniej. Szczególnie po zmroku w Glasgow podobno potrafi być niebezpiecznie?
- W niektórych częściach miasta na pewno. Podejrzewam jednak, że tak jest wszędzie, na całym świecie.
- W rozmowie z Legia.net w 2016 roku powiedziałeś, że pobyt w tym mieście wspominasz dobrze mimo, iż zdarzyło się kilka mniej przyjemnych sytuacji. Co dokładnie miałeś na myśli?
- Wiesz co? Na tym zakończyłbym ten temat. Wspominam tylko te miłe sytuacje, a do niemiłych nie chciałbym już wracać.
- Grając w barwach Celtiku mierzyłeś się z Nacho Novo. Napastnik ten był w zespole Rangersów gwiazdą, później jednak w Legii zupełnie sobie nie poradził. Jak myślisz, z czego mogło to wynikać?
- Mówiąc szczerze - nie wiem. Może dowiedział się, że Boruc grał w Legii (śmiech). Całkowicie poważnie - Legia to specyficzny klub, w którym nie każdy sobie radzi. Może to dotknęło również jego. Nie znam dokładnej przyczyny, czasami po prostu tak bywa.
Wcześniej byłem typem lekkoducha i nie przykładałem większej wagi do tego, że coś dzieje się wokół mojej osoby. Dopiero gdy kamienie poszły w ruch, zdałem sobie sprawę, że to już jest za wiele.
- Gdybyś miał wymienić największych rywali w swojej karierze, na którym miejscu znaleźliby się Rangersi?
- Nie mam pojęcia, nie prowadzę takich tabel (śmiech). Nie planuję robić czegoś takiego w najbliższym czasie.
- Czas spędzony w Celtiku, to - pod względem sportowym - najlepszy okres w Twojej karierze?
- Pod względem sportowym na pewno, zarówno w klubie jak i w reprezentacji. Poza kilkoma wpadkami, mniejszymi czy większymi, tak. W innych klubach myślę, że również poradziłem sobie nieźle, ale to właśnie w Celtiku grałem w Lidze Mistrzów UEFA i to właśnie w tym klubie na dobre zaczęła się moja przygoda z kadrą.
Autor
Kamil Majewski