Artur Jędrzejczyk: Chcę w tym klubie zostawić po sobie coś dobrego - Legia Warszawa
Plus500
Artur Jędrzejczyk: Chcę w tym klubie zostawić po sobie coś dobrego

Artur Jędrzejczyk: Chcę w tym klubie zostawić po sobie coś dobrego

Wywiadów udziela bardzo rzadko, a kiedy już to robi, zwykle są one pełne żartów i dobrego humoru. Teraz było trochę inaczej, bo Artur Jędrzejczyk pokazał nam zupełnie inną twarz. Porozmawialiśmy o trudnych tematach, lekcjach odebranych od życia, o tym ile rzeczywiście waży opaska, którą co tydzień zakłada na ramię. Brak gry w pucharach, sytuacja w pandemii, negocjacje transferowe. Parę trudnych tematów trzeba było wziąć na klatę. Zapraszamy na niecodzienną rozmowę z kapitanem Legii Warszawa.

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Wywiadów udziela bardzo rzadko, a kiedy już to robi, zwykle są one pełne żartów i dobrego humoru. Teraz było trochę inaczej, bo Artur Jędrzejczyk pokazał nam zupełnie inną twarz. Porozmawialiśmy o trudnych tematach, lekcjach odebranych od życia, o tym ile rzeczywiście waży opaska, którą co tydzień zakłada na ramię. Brak gry w pucharach, sytuacja w pandemii, negocjacje transferowe. Parę trudnych tematów trzeba było wziąć na klatę. Zapraszamy na niecodzienną rozmowę z kapitanem Legii Warszawa.

 

- To będzie poważna, czy zabawna rozmowa?

- A jaką chcesz?

 

- Szczerą. Nie męczy cię ta łatka śmieszka?

- Nie mam z tym problemu, bo ja taki jestem naprawdę. Ale nie jest też tak, że ciągle się śmieję, do niczego nie podchodzę poważnie i wszystko obracam w żart. Postrzegam siebie jako poważnego człowieka, mającego jednak poczucie humoru otwartą głowę – może dlatego ludzie odbierają mnie w określony sposób. W życiu są różne sytuacje, a ja wychodzę z założenia, że dobrze jest się uśmiechać. Starzeję się, ale nie za bardzo zmieniam pod tym względem. Jasne, są momenty – i na boisku i poza nim – że nie ma miejsca na żarty, przychodzi czas na powagę. Ktoś z zewnątrz nie wie jak naprawdę jest tutaj, w środku. Wszyscy patrzą na nas przez pryzmat filmików na YouTube, a przecież nie można dzięki nim zajrzeć w głąb drugiego człowieka. Potrafię być poważny i muszę taki być, bo nie da się kierować swoim życiem tylko śmiechem i żartami.

Zdjęcie

- I tak, zastanawiałem się, czy może faktycznie jestem słaby? Czy faktycznie nie jestem już tutaj potrzebny? Jasne, każdemu przytrafiają się słabsze okresy, jednak ostatecznie nigdy nie czułem się gorszy od innych.

- Żart i śmiech są często reakcją obronną na stres. To taka tarcza, którą przed sobą trzymasz?

- Masz rację, w trudnych momentach śmiech jest czymś takim. Nie da się, żeby złe rzeczy totalnie cię nie dotykały, ale ja jak najszybciej o każdej z nich staram się zapominać. I obracanie pewnych spraw w żart, też jest tego elementem. Jeżeli jesteś pod ostrzałem, to zawsze coś – mocniej lub lżej – ale w ciebie trafi. Ja staram się, żeby to było lżej. Kiedy jest źle, nie da się zupełnie od tego odciąć, ale jest jedna rzecz, od której odcinam się zupełnie. Tą rzeczą są opinie nieznanych mi osób na mój temat, mam je w głębokim poważaniu. Szanuję każdego człowieka, ale nie muszę przyjmować do siebie każdej opinii. Mam swoje grono bliskich osób, których zdanie jest dla mnie ważne. Nie mogę zastanawiać się nad głosem kogoś, kogo tak naprawdę nie znam. Przeżyłem w piłce już dużo, trochę tych minut na boiskach wybiegałem. Wiem co z czym się je, a to pozwoliło mi nabrać do pewnych rzeczy dystansu. Często moi bliscy przejmują się nimi zdecydowanie bardziej niż ja – z nadmiernym rozmyślaniem już skończyłem. Wiem na co mnie stać, wiem jakim jestem człowiekiem i dlatego naprawdę trudno jest wpłynąć na mnie komuś z zewnątrz.

 

- Kiedy dostałeś od życia poważniejszą lekcję?

- Było kilka takich momentów. Już na początku, gdy w ogóle wszedłem do klubu, musiałem zmierzyć się z łatką gościa, który z IV ligi przychodzi do Ekstraklasy. Nagle jesteś w szatni z facetami, których widziałeś tylko w telewizji i sam na ich tle musisz sobie coś wywalczyć. Samo to, że w ogóle dostałem się do Legii już było sukcesem – mogłem trenować w takim klubie w wieku zaledwie 18 lat. Obrońca też ma tak, że gra albo od początku do końca, albo nie gra wcale. Wchodzisz do składu jak ktoś złapie kontuzje, pauzuje za kartki. Pomocnik wejdzie sobie na 20 minut i już może się pokazać, ty będąc stoperem nie masz takiej szansy. Nie było mi łatwo się przebić, więc poszedłem na wypożyczenia i tam jeszcze bardziej doceniłem wszystko to, co miałem w Legii. Trudne były też momenty kontuzji, po których ciężko było mi wrócić na boisko, bywały przecież także sytuacje, gdzie miałem już odchodzić z Legii. Ale każdego dnia wychodziłem na trening mówiąc sobie, że co by się nie działo, muszę być w porządku sam ze sobą. I tak, zastanawiałem się, czy może faktycznie jestem słaby? Czy faktycznie nie jestem już tutaj potrzebny? Jasne, każdemu przytrafiają się słabsze okresy, jednak ostatecznie nigdy nie czułem się gorszy od innych. Robiłem swoje, trenowałem normalnie, choć do odejścia było już blisko.

Zdjęcie

- Ciężko było chociażby w trakcie pandemii, kiedy praktycznie non stop wisiałem na telefonie, toczyły się rozmowy z zawodnikami, dyrektorem sportowym czy prezesem. Mistrzostwa to jedno, ale wszyscy mocno czekają na Europę. I każdy z nas wie, że trzeba wziąć to na klatę.

- Opaska kapitana potrafi sparzyć w ramię?

- Kiedy masz w szatni 25-30 różnych charakterów, po prostu musisz to ogarnąć. U nas atmosfera chyba jest niezła, skoro na ostatnie sześć lat wygraliśmy pięć tytułów. Jasne, ktoś może za chwilę wyciągnąć kwestię pucharów – oczywiście – ale to też nie jest tak, że my o tym nie wiemy i nikt z nas nie chce wrócić do Europy. Chcemy i mam nadzieję, że w tym sezonie wreszcie uda nam się odwrócić złą kartę. Wracając jednak do kwestii personalnych to fakt, nie da się rozgryźć każdego z osobna, nie siedzisz w głowie drugiego człowieka. Staramy się jednak trzymać razem, ale nie jest też tak, że spajanie grupy leży tylko w gestii kapitana. Mamy paru starszych zawodników, którzy przebywają tu kilka dobrych lat, oni też mocno scalają ekipę. Są też młodsi, obcokrajowcy i oni również bardzo fajnie wchodzą do drużyny – przez ostatnie lata naprawdę nie mieliśmy ze sobą problemów. Poza tym nie jest też tak, że funkcję kapitana pełni jedna osoba. Okej, jest wybrany pierwszy kapitan, ale tak naprawdę w tej kwestii mocny głos ma kilku piłkarzy. Wszyscy są już doświadczeni, wiedzą jak funkcjonuje klub – każdy z nas dba chociażby o to, by wszyscy nowi piłkarze od razu poczuli się częścią tej szatni. Z jednej strony pomagamy, z drugiej strony pokazujemy jakie są oczekiwania. Na dzień dobry każdy wie czym jest Legia Warszawa.

 

- Mówisz o pozytywach i to jest oczywiście bardzo fajne, ale w ostatnich latach mieliśmy kilka trudnych momentów. Odpadanie z pucharów, pandemia. Było trudno?

- Kapitan nigdy nie podejmuje decyzji sam. Jest rada drużyny, a przecież cały zespół też ma coś do powiedzenia. Problemy się pojawiają, to jasne, ale wszyscy zawsze staramy się rozwiązywać je najszybciej jak to możliwe. Wiadomo, że sytuacje są różne, ciężko było chociażby w trakcie pandemii, kiedy praktycznie non stop wisiałem na telefonie, toczyły się rozmowy z zawodnikami, dyrektorem sportowym czy prezesem. To zupełnie normalna sprawa, tak funkcjonuje to we wszystkich zespołach. Trudno było też po odpadnięciach z pucharów, bo cztery lata bez nich… cóż, trochę długo. Mistrzostwa to jedno, ale wszyscy mocno czekają na Europę. I każdy z nas wie, że trzeba wziąć to na klatę.

Zdjęcie

- Pamiętam jak do Dębicy przyjechała na obóz Pogoń Szczecin z Łukaszem Trałką w składzie. Jako dzieciak oglądałem ich z trybun i mówiłem sobie, że fajnie byłoby zagrać chociaż w II lidze, a tutaj zdobywam szóste mistrzostwo. To zawsze duma i ważna sprawa.

- No właśnie, mistrzostwo w Legii naprawdę jest kolejnym dniem w biurze? Waga mistrzostwa zmalała?

- Oczywiście, że nie, cieszę się z każdego z nich. Kiedyś skończysz karierę i będziesz mógł sobie powiedzieć, że coś dla tego klubu zrobiłeś. Ja mam sześć tytułów i wydaje mi się, że – patrząc przez pryzmat całej historii – to naprawdę jest bardzo dużo. Kiedyś marzyłem żeby mieć chociaż jedno, ba, marzyłem o tym, żeby w ogóle zagrać w Ekstraklasie. Pamiętam jak do Dębicy przyjechała na obóz Pogoń Szczecin z Łukaszem Trałką w składzie. Jako dzieciak oglądałem ich z trybun i mówiłem sobie, że fajnie byłoby zagrać chociaż w II lidze, a tutaj zdobywam szóste mistrzostwo. To zawsze duma i ważna sprawa. Teraz przez tę pandemię nie było może takiej euforii jak zwykle, swoje zrobił też fakt, że tytułu nie wygraliśmy na stadionie. Żałuję bardzo, to są zupełnie inne odczucia, inne emocje. Czasem czekasz 10 minut na to co się wydarzy gdzieś w Białymstoku, czasem musisz wygrać ostatni mecz i wygrywasz 3:0 u siebie. Rok temu, za Vuko, też zapewniliśmy sobie tytuł po zwycięstwie – wspaniała sprawa. Tutaj siedzisz przed telewizorem, nie czujesz tej euforii, którą na Łazienkowskiej pompują w ciebie kibice.

 

- Mówiłeś o swoich marzeniach, o tym, że apetyt rósł w miarę jedzenia. Ale czy miałeś moment, w którym stwierdziłeś: osiągnąłem sufit, wyżej już nie pójdę?

- Wydaje mi się, że na to jakie miałem możliwości, zrobiłem tyle, na ile było mnie stać. Wszystko jednak zawdzięczam charakterowi i uczuciu głodu, jakie towarzyszyło mi od początku. Najpierw chciałem zagrać w drugiej lidze, jak już zagrałem, to w pierwszej. Potem mówiłem sobie – chciałbym wystąpić w Legii i to też udało mi się spełnić. Poszedłem na wypożyczenie do Kielc, zagrałem w Ekstraklasie, miałem dobry sezon i pomyślałem, że fajnie byłoby trafić do reprezentacji i niebawem rzeczywiście się w niej znalazłem. Lata później zacząłem myśleć: „kurczę, parę występów z orłem już mam, to może uda się dostać na Euro, super w ogóle byłoby tam pojechać”. A tu proszę – zagrałem i dotarliśmy do ćwierćfinału. Brakuje mi jednej rzeczy. Byłem w Rosji, kiedy Legia grała w Lidze Mistrzów i wtedy też myślałem sobie – fajnie by było tam zagrać. Tego jeszcze nie udało mi się zrobić, ale mam nadzieje, że w końcu i to się zmieni. Jednak i tak sądzę, że w piłce – jak na swoje możliwości – osiągnąłem naprawdę dużo. W Legii mam sześć mistrzostw i pięć pucharów – jedenaście trofeów o czymś świadczy, tym bardziej, że w tych swoich mistrzowskich sezonach grałem praktycznie we wszystkich meczach. Brakuje mi jeszcze Superpucharu – miałem możliwość zdobyć go trzy, czy nawet cztery razy, więc to też cały czas siedzi mi z tyłu głowy. Chciałbym go w końcu wygrać.

Zdjęcie

- Zagrałem w reprezentacji, zagrałem na Mistrzostwach Europy, zagrałem na Mistrzostwach Świata. Gdyby jeszcze móc dopisać sobie Champions League… no czego ja mogę więcej chcieć? Chłopak z Dębicy, który kopał sobie w czwartej lidze. Gość, który talentu miał może ze 20 procent, ale charakterem i zapier… doszedł tam gdzie jest.

- Jesteś spełnionym człowiekiem?

- To co kiedyś sobie zakładałem i to co chciałem osiągnąć, osiągnąłem. Może nie wyszedłem na jakiś nieprawdopodobny pułap, ale mimo wszystko spełniłem cele, które przed sobą postawiłem. O mistrzostwach czy kadrze już rozmawialiśmy, ale jest też chociażby kwestia zagranicy. Chciałem spróbować poznać inną ligę, nauczyć się innego języka, zacząć obracać wokół innych ludzi. Spróbowałem, wyszło bardzo fajnie, niczego w tej kwestii nie żałuję. Cieszę się też z tego, że tutaj trafiłem. Jestem z Dębicy, moim trenerem był m.in. Leszek Pisz, więc od małego w głowie była tylko Legia. Za dzieciaka oglądałem Jacka Zielińskiego, później był jeszcze Tomek Sokołowski – goście z Dębicy trafiali do Legii i to było dla mnie naprawdę wielkie wow. Miałem marzenie, żeby pójść tą samą drogą i ostatecznie udało mi się je spełnić. Może miałem szczęście, może nie, ale koniec końców wygrałem z tym klubem sześć mistrzostw Polski, pięć pucharów, grałem w Europie. Brakuje mi jeszcze tej Ligi Mistrzów. Jeśli w niej zagram wtedy będę mógł powiedzieć, że piłkarsko jestem spełniony.

 

- To tylko kwestia Ligi Mistrzów?

- Nie występowałem w topowych ligach, nie znalazłem się w TOP5, ale wyjechałem za granicę, przez co zrobiłem rzecz, o jakiej marzy wielu zawodników. Zagrałem w reprezentacji, zagrałem na Mistrzostwach Europy, zagrałem na Mistrzostwach Świata. Gdyby jeszcze móc dopisać sobie Champions League… no czego ja mogę więcej chcieć? Chłopak z Dębicy, który kopał sobie w czwartej lidze. Gość, który talentu miał może ze 20 procent, ale charakterem i zapier… doszedł tam gdzie jest. Ktoś może powiedzieć, że to śmieszna kariera piłkarzyka. Może i śmieszna, ja sam się śmieję, że my tutaj jesteśmy kopaczami. Ale ten kopacz zagrał 40 meczów w reprezentacji Polski, a to całkiem spory dorobek. Zagrałem na wielkich turniejach, to wszystko nie dzieje się ot tak. Wyciągnąłem maksa z tego co mogłem i naprawdę mnie to cieszy. Nie chodzę i nie rozpowiadam co to nie ja, ale jeśli mnie pytasz to tak, cieszę się z otrzymanej szansy i z tego, że ją wykorzystałem w stu procentach. Poza boiskiem jestem z kolei spełniony totalnie. Mam wspaniałą żonę, córeczkę, które bardzo kocham. Czego ja jeszcze mogę żądać?

Zdjęcie

- Po prostu przychodziłem, zapierdzielałem na treningu i zwyczajnie chciałem grać w piłkę. Nie stawiałem sobie celów i teraz z perspektywy czasu nie wiem, może to było złe?

- Jesteś na takim etapie, że do końca kariery masz stosunkowo blisko, ale przed tobą jeszcze całe życie. Wiesz już gdzie chcesz być następnego dnia po tym, jak ostatni raz wyjdziesz na boisko?

- Na Żylecie z racą.

 

- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy? Reakcja obronna na poważne tematy.

- Okej, racja. Czasem sobie myślę nad tym co będzie i nadal nie wiem. Widzę zawodników, którzy kończą karierę i zaczynają być ekspertami, niektórzy trochę siedzą w domu, a potem znajdują sobie nową pracę, otwierają swoje biznesy. Mam jeszcze dwa lata kontraktu i jasne, zastanawiam się czasem nad tym ile jeszcze dam radę, czy wytrzymam. Mówię sobie, że jeśli będzie zdrowie, to będę grał tyle ile można, póki co – odpukać – czuję się dobrze, nie łapię urazów. Ale co będę robił później? Nie wiem, naprawdę. Na trenera bankowo się nie nadaję. Na pewno pierwsze co zrobię, to zabiorę rodzinę na dłuższe wakacje. Kupię quada, motor, będę miał czas, żeby rozwijać swoją pasję związaną z motoryzacją. Czas dla rodziny, czas na spełnianie marzeń.

 

- Podobno w życiu nie wolno spełnić wszystkich marzeń, bo jeśli nie masz o czym marzyć, wtedy jesteś nieszczęśliwy.

- Ale każdy z nas ma marzenia, których nigdy nie zrealizuje. Powiedziałem, że piłkarsko jestem raczej spełniony, bo to było maksimum, które mogłem wypełnić. Ale mogę mieć marzenia, że chciałbym grać – nie wiem – w Liverpoolu. Tylko to już jest niemożliwe. Gdy byłem młody w ogóle nie zastanawiałem się nad przyszłością. Robiłem swoje, ale nie miałem w głowie myśli, że chcę być topowym zawodnikiem. Po prostu przychodziłem, zapierdzielałem na treningu i zwyczajnie chciałem grać w piłkę. Nie stawiałem sobie celów i teraz z perspektywy czasu nie wiem, może to było złe? Ale zawsze dawałem z siebie wszystko, o tym, że coś tam w piłce osiągnąłem zdecydowały mój charakter i ciężka praca, nie talent.

Zdjęcie

- Dalej będę tym samym gościem i chociaż nie wiem jeszcze co będę robił gdy skończę grać, nie wyobrażam sobie, żeby wpłynęło to na to jakim jestem człowiekiem. Może być tak, że po prostu zasiedzę się w domu, a bardzo nie chcę, żeby tak było. Chciałbym znaleźć sobie zajęcie, które sprawi, że będę miał cel, żeby wstać rano z łóżka.

- Większość ludzi pracuje, bo po prostu musi się utrzymać. Ty – sam kiedyś wspomniałeś, że zwłaszcza po kontrakcie w Rosji – jesteś już zabezpieczony finansowo. Możesz więc zrobić naprawdę wiele rzeczy – co chciałbyś jeszcze w życiu zobaczyć, osiągnąć, przeżyć?

- Chcę, żeby moja rodzina miała spokój, zapewniony byt, żeby nie musiała się martwić o to wszystko. To jest dla mnie najważniejsze, ja nie zamierzam się zmieniać. Dalej będę tym samym gościem i chociaż nie wiem jeszcze co będę robił gdy skończę grać, nie wyobrażam sobie, żeby wpłynęło to na to jakim jestem człowiekiem. Może być tak, że po prostu zasiedzę się w domu, a bardzo nie chcę, żeby tak było. Chciałbym znaleźć sobie zajęcie, które sprawi, że będę miał cel, żeby wstać rano z łóżka. Może będę jeździł gdzieś po świecie? Jest jeszcze wiele miejsc, które chciałbym zwiedzić. Lubię sporty ekstremalne, motoryzację, niewykluczone, że to też jest droga, jaką kiedyś będę mógł podążyć. Ale na dobrą sprawę nie jestem w stanie konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie gdybyśmy rozmawiali pół roku przed końcem kontraktu, wtedy miałbym już gotowy cały plan. Do tego czasu są jednak dwa lata i właściwie uświadomiłeś mi teraz, że chyba powoli trzeba poważnie przemyśleć pewne kwestie. Dwa lata to z jednej strony długo, ale wszyscy wiemy, że taki czas potrafi upłynąć naprawdę szybko.

 

- Zastanawialiśmy się na początku czy będzie poważnie czy zabawnie. Wyszło poważnie. I chyba szczerze.

- Zdecydowanie. Chociaż – szczerze – na parę pytań po prostu nie byłem w stanie udzielić odpowiedzi. Gdybym widział, że nie mogę już biegać po boisku, pewnie szybciej podjąłbym decyzje dotyczące mojej przyszłości. Ale póki gram, koncentruję się przede wszystkim na Legii. Rozmawialiśmy o marzeniach, więc kilka z nich związanych jest też z klubem. Chciałbym w końcu zagrać w tej Lidze Mistrzów, zdobyć wszystko, co pozostało mi do końca kontraktu – wystąpić w europejskich pucharach, zgarnąć oba tytuły, dwa puchary. No i ten Superpuchar w końcu też wypadałoby wygrać – trzy razy grałem, raz pauzowałem, raz miałem kontuzję, więc w sumie mogłem mieć go pięć razy, a w tej statystyce nadal widnieje zero. Trzeba to dopiąć, trofeum jest trofeum. Zostały mi dwa lata – chcę przeżyć je tak, by zostawić po sobie w tym klubie coś dobrego.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Jakub Jeleński

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.