Bartosz Kapustka: Zawsze uwielbiałem grać na Legii - Legia Warszawa
Plus500
Bartosz Kapustka: Zawsze uwielbiałem grać na Legii

Bartosz Kapustka: Zawsze uwielbiałem grać na Legii

W ekskluzywnej rozmowie z Łukaszem Olkowiczem Bartosz Kapustka opowiada o swoich planach i oczekiwaniach związanych z grą w Legii. Zapraszamy do przeczytania framentu wywiadu legionisty dla „Przeglądu Sportowego”.

Autor: Źródło: Przegląd Sportowy

Fot. Legia Warszawa

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Źródło: Przegląd Sportowy

Fot. Legia Warszawa

- Warszawa da się lubić?
Bartosz Kapustka: - Na pewno. Ja ją lubię i mam nadzieję, że z wzajemnością.

 

- Zdążyłeś już poznać miasto?
- Warszawę częściej zacząłem odwiedzać w poprzednie wakacje w trakcie rehabilitacji po zerwanych więzadłach krzyżowych. Wcześniejsze wizyty przy okazji meczów reprezentacji ograniczały się do trasy dworzec-hotel.

 

- Czyli na stadionie Legii się odnajdziesz.
- Uwielbiałem na nim grać. Zresztą wielu zawodników za granicą pytało mnie o ten stadion, kibiców. Byłem na obozie z Freiburgiem i oglądałem mecz Legii. Kibice pokazali oprawę dotyczącą Powstania Warszawskiego z przesłaniem po angielsku. Koledzy chcieli wiedzieć, o co chodzi, to im wytłumaczyłem. Byli pod wrażeniem, że kibice kultywują pamięć o wydarzeniach z przeszłości, dbają, żeby inni nie zapomnieli.

 

- O dopingu przy Łazienkowskiej niedawno rozmawiałem z Łukaszem Załuską. Opowiadał o meczu w Warszawie z Celtikiem, gdzie wtedy występował: Ostrzegałem chłopaków, że na trybunach będzie głośno i to duży atut Legii. Z każdą bramką Żyleta się nakręcała. Po porażce wszyscy w naszej drużynie byli wściekli. W autokarze spojrzał na mnie van Dijk: Kur...a, ale tu jest doping! Przecież ja nie słyszałem, kiedy ktoś coś do mnie mówił.
- Pamiętam, jak Andy King wrócił do Leicester z wypożyczenia do Glasgow Rangers. Legia grała z nimi w poprzednim sezonie. On akurat w tym meczu nie wystąpił, siedział na ławce. Być może dzięki temu miał lepsze miejsce, żeby przyjrzeć się, jak dopingują kibice w Warszawie. Był pod olbrzymim wrażeniem, mówił, że nie wie, czy na innym stadionie było tak głośno. Myślę, że obcokrajowcy nawet nam trochę zazdroszczą tej atmosfery u nas. Tam jest spokojniej.

Zdjęcie

- Ile miałeś podejść do Legii?
- Trzy.

 

- Pierwsze to na pewno 2012 rok i turniej Michalovce Cup.
- Miałem 15 lat, grałem w Tarnovii i byłem po dobrych mistrzostwach województw. Małopolska zajęła drugie miejsce, w finale przegraliśmy z warmińsko-mazurskim. Wcześniej dobrze wypadłem przeciwko kadrze Mazowsza, gdzie grało dużo zawodników z Legii i pewnie wiele osób to obserwowało. Pojechałem na pierwsza konsultację reprezentacji Polski i zgłosiły się dwa kluby.

 

- Cracovia i Legia.
- Trenowałem już z Cracovią, ale nie wiedziałem, czy tam zostanę. Do taty zadzwonił Radosław Kucharski, wtedy odpowiedzialny za skauting w akademii Legii i zaprosił na turniej. Jechali na Słowację, zgarnęli mnie po drodze w mojej Pogórskiej Woli.

 

- Ale w Legii nie zostałeś.
- Tata skłaniał się ku Legii, ale ja już dobrze znałem Kraków. Miałem tam znajomych, dobrze się czułem. Wybór padł na Cracovię. Teraz przy okazji podpisywania kontraktu z Legią wspominaliśmy z dyrektorem Kucharskim tamten wyjazd, no i ucieszyliśmy się, że udało się spotkać po latach.

 

- Drugie podejście Legii to rok 2015 i starania Michała Żewłakowa, wtedy jej dyrektora sportowego.
- Mój kontrakt z Cracovii powoli się kończył. Miałem 17 lat, zacząłem regularnie grać w ekstraklasie. Legia kusiła, ale uznałem, że większe szansę na grę będę miał w Cracovii. Nie myślałem, żeby iść wyżej, tylko zdobywać doświadczenie.

 

- Ostatniej zimy to trzecie podejście? Wasze rozmowy zaczęły się już wtedy, ale były mocno uzależnione od oczekiwań Leicester.
- Wracałem po kontuzji zerwanych więzadeł krzyżowych, zacząłem grać pierwsze mecze. Pojawiła się szansa na transfer do Legii, byłem otwarty, ale było go zdecydowanie trudniej przeprowadzić z uwagi na oczekiwania Leicester. Wtedy przenosiny do Warszawy wydawały się mało realne.

 

- Z Legią podpisałeś kontrakt na dwa lata z możliwością przedłużenia o rok. Krótki.
- Idealny do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Ja wracam po długiej przerwie, a Legia ma możliwość przedłużenia umowy o rok. Trzy lata to już nie jest tak mało. Wszystko zależy ode mnie, jak będę wyglądał.

Zdjęcie

- Pierwsze dni w Legii czymś zaskoczyły?
- Za granicą oglądałem ekstraklasę, patrzyłem też na mecze Legii i wielu z jej piłkarzy mniej więcej poznałem. Oprócz tego, jak grają w piłkę, to też, jak się zachowują, kto może być wodzirejem. Nie było tak, że wchodziłem do szatni i nie wiedziałem, z kim się witam. 99 procent chłopaków znałem.

 

- Potwierdziły się obserwacje sprzed telewizora?
- Potwierdziły. Nie znałem Filipa Mladenovicia i wydawało mi się, że dużo gada na boisku. I rzeczywiście w naszej szatni często się odzywa, ale w pozytywny sposób. Szybko się wkomponował. Znałem Mateusza Wieteskę, Artura Jędrzejczyka czy Artura Boruca, z uśmiechem przyjęli mnie Vako Gvilia czy Jose Kante. Myślę, że duża w tym rola sztabu szkoleniowego, nie tylko trenera Vukovicia, ale i jego asystentów. Bije od nich normalność. Wymagają skupienia i zaangażowania na treningu, ale potrafią też rozluźnić atmosferę. Wyniki Legii to też ich spora zasługa.

 

- Kiedy możesz zadebiutować w Legii? Patrząc na emigrantów wracających z Wysp, to Paweł Wszołek musiał trochę poczekać na pierwszy mecz, za to Artur Boruc od razu wskoczył do składu.
- Ja bym powiedział, że mogę zagrać już z Rakowem, bo tak się czuję. Wszystko zależy od trenera. Jestem zawodnikiem, który nie potrzebuje dużo czasu, żeby nadrobić przygotowanie fizyczne. W Leicester z powodu koronawirusa byliśmy zamknięci w domach. Po powrocie do klubu w testach biegowych miałem jeden z lepszych wyników. Ufam sztabowi Legii i osobom odpowiedzialnym za przygotowanie fizyczne, wiem, że monitorują mój każdy trening.

 

- A czucie piłki po kontuzji?
- Nie ma z nim problemu, w Leicester cały czas trenowałem. Teraz pomiędzy sezonami miałem tydzień przerwy.

 

- W Legii będziesz środkowym pomocnikiem czy skrzydłowym?
- Na pierwszych zajęciach trener ustawiał mnie na środku pomocy. Nie ukrywam, że dobrze się tam czuję. Wydaje mi się, że to moja docelowa pozycja. Kiedyś mówiło się, że jak piłkarz jest uniwersalny, to nie jest dobry na żadnej pozycji.

 

- Zapchajdziura.
- Dziś piłka wygląda nieco inaczej, musisz być uniwersalny i potrafić odnaleźć się na różnych pozycjach. Nie mam problemu z grą w środku czy na skrzydle. Na żadnej z tych pozycji nie czuje się gorzej czy jako pokrzywdzony. W młodości najczęściej grałem na środku pomocy, choć kibice kojarzą mnie z meczów kadry jako skrzydłowy.

 

Cała rozmowa z Bartoszem Kapustką w piątkowym wydaniu Przeglądu Sportowego.

Udostępnij

Autor

Źródło: Przegląd Sportowy

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.