Filip Borys: Prawdy i mity na temat żywienia - Legia Warszawa
Plus500
Filip Borys: Prawdy i mity na temat żywienia

Filip Borys: Prawdy i mity na temat żywienia

Czy żywienie może skrywać tajemnice? Okazuje się, że całe mnóstwo. Przekonacie się, że dieta profesjonalnego sportowca czasem zawiera nawet 12 tysięcy kalorii dziennie, a zjedzenie konkretnego posiłku potrafi zdecydować o tym, czy noga wytrzyma w kluczowym momencie czy nie. Jak to było z tymi pączkami po treningu? Dlaczego Legia czerpie suplementacje aż z Australii? W jaki sposób radzić sobie z zawodnikami nie jedzącymi mięsa oraz obchodzącymi Ramadan i czy można wypić piwo po treningu – na to oraz jeszcze więcej odpowie dietetyk stołecznego klubu, Filip Borys.

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa

Czy żywienie może skrywać tajemnice? Okazuje się, że całe mnóstwo. Przekonacie się, że dieta profesjonalnego sportowca czasem zawiera nawet 12 tysięcy kalorii dziennie, a zjedzenie konkretnego posiłku potrafi zdecydować o tym, czy noga wytrzyma w kluczowym momencie czy nie. Jak to było z tymi pączkami po treningu? Dlaczego Legia czerpie suplementacje aż z Australii? W jaki sposób radzić sobie z zawodnikami nie jedzącymi mięsa oraz obchodzącymi Ramadan i czy można wypić piwo po treningu – na to oraz jeszcze więcej odpowie dietetyk stołecznego klubu, Filip Borys.

 

- Jesteś absolwentem Uniwersytetu Medycznego. Jak podsumowałbyś czas studiów?

- Powiem szczerze, że bardzo dobrze wspominam uczelnię i spędzony tam czas. Choć wiele osób myśli, że studenci Uniwersytetu Medycznego nie robią nic poza nauką, starałem się jednak zachować balans. Grałem w piłkę w akademickim związku sportowym, a nawet byłem kapitanem drużyny. Pamiętam wszystkie wyjazdy i emocje temu towarzyszące. Najlepiej chyba jednak wspominam Mistrzostwa Polski Uczelni Medycznych. To było dla mnie wspaniałe przeżycie. Działałem również w kole naukowym i byłem jego przewodniczącym. Mieliśmy wiele możliwości prowadzenia różnorodnych badań, dzięki czemu mogłem się stale rozwijać. Z przyjemnością powracam myślami do tych czasów.

 

- Piłka nożna towarzyszyła Ci od najmłodszych lat. Dążyłeś do tego, aby połączyć pasję do futbolu z wykonywaną przez Ciebie profesją?

- Nie będę ukrywać, że gdy byłem dzieckiem, marzyłem o tym, aby zostać piłkarzem. Życiowe plany jednak trochę się pozmieniały. Szukałem więc takiej ścieżki swojej kariery, która pozwoliłaby mi mieć tę piłkę nożną zawsze blisko siebie. Pojawiło się wiele dylematów. Miałem etap, w którym myślałem o zawodzie lekarza sportowego. Później zastanawiałem się poważnie nad fizjoterapią. Studiowałem nawet przez chwilę ten kierunek, jednak kompletnie mnie on nie porwał. Zdecydowałem się na dietetykę. Gdy zacząłem się w to zagłębiać zrozumiałem, że daje mi on wielkie możliwości połączenia wiedzy z moją pasją. Wbrew pozorom, dietetyka, zwłaszcza ta specjalistyczna nie jest aż tak popularna w naszym kraju. Stale się rozwija, natomiast nie osiągnęła jeszcze takiego szerokiego pułapu zainteresowania jak np. fizjoterapia. Cieszę się z perspektywy czasu, że połączyłem to wszystko z futbolem.

 

- Wspomniana przez Ciebie mała popularność dietetyki, była czynnikiem wiodącym przy wyborze akurat tego kierunku?

- Wiodącym może nie, ale na pewno bardzo ważnym. Chciałem zawęzić swoją specjalizację, aby zapewnić danej grupie – w tym wypadku piłkarzom, jak najlepszą opiekę. Wiedziałem, że jest to temat, który bardzo mnie interesuje i daje pole do rozwoju. To było dla mnie bardzo ważne przy ustalaniu ostatecznego wyboru dalszej edukacji.

Zdjęcie

- Dopiero gdy wsiadłem do samochodu po pierwszym dniu pracy i wracałem do domu, pomyślałem sobie: “Kurde Filip, właśnie stałeś na boisku, a obok Ciebie przechodzili wielokrotni reprezentanci tego kraju”.

- Dokonałeś najlepszego dla siebie wyboru, który doprowadził Cię tutaj – do Legii Warszawa.

- Powiem szczerze, naprawdę bardzo się cieszę, że tu jestem. Początkowo myślałem, że zostanę jeszcze na Uniwersytecie i zacznę pracę jako doktorant, żeby później rozpocząć przygodę w klubie piłkarskim, ale odpowiednie połączenie tych dwóch rzeczy może być jeszcze bardziej efektywne. Pracuję w wyjątkowym miejscu, we wspaniałym ośrodku, a równolegle cały czas rozwijając karierę naukową, mogę wykorzystywać to przy okazji moich codziennych obowiązków i nie popadać w przysłowiową rutynę. Legia to wielki klub i każdy dzień pracy właśnie w tym miejscu napawa mnie dumą. Czuje się częścią tego projektu i dołożę wszelkich starań, aby ta drużyną pięła się cały czas w górę.

 

- Wszedłeś na trening pierwszej drużyny Legii. Jaka była twoja pierwsza reakcja?

- Zastąpiłem Wojtka Zepa, z którym miałem okazję pracować. Wiem, jakim jest profesjonalistą, więc dla mnie to wyjątkowe wyzwanie. Dużo rzeczy wydarzyło się nagle, nie było czasu na dodatkowe rozważania, czy stres. Dopiero gdy wsiadłem do samochodu po pierwszym dniu pracy i wracałem do domu, pomyślałem sobie: “Kurde Filip, właśnie stałeś na boisku, a obok Ciebie przechodzili wielokrotni reprezentanci tego kraju”. Ta praca sprawia mi ogromną radość, cieszę się z każdego kolejnego dnia.

 

- Wspomniałeś o Wojtku Zepie, nie mogę więc nie zapytać o książkę pod tytułem Foodball: Żywienie i suplementacja piłkarzy. Od początku mieliście ten pomysł w głowie, czy była to raczej spontaniczna decyzja?

- Propozycja stworzenia tej książki wyszła od Wojtka, a ja długo się nad nią nie zastanawiałem. Od razu czułem, że będzie to naprawdę ciekawy projekt. Wiedziałem, że na rynku nie ma zbyt dużo podobnego rodzaju pozycji, szczególnie w języku polskim.

Zdjęcie

- Naprawdę ciężkie pytanie. Wydaje mi się, że jest to najbardziej dostępna wiedza w zakresie żywienia piłkarzy i ogólnie sportowców. Staraliśmy się używać języka w ten sposób, aby książka była zrozumiała dla każdego odbiorcy.

- Jak przebiegał sam proces pisania tej książki? Natrafiliście na jakieś problemy?

- Problemy jak to zawsze w życiu, pojawiły się, natomiast bardziej w fazie samego wydawania książki i raczej dotyczyły detali, jak np. tematu szaty graficznej. Przebieg tworzenia samej treści raczej nie sprawiał nam kłopotów, choć było to duże wyzwanie.

 

- Jak wyglądał sam podział pracy. Każdy z was miał przydzielony określony temat, czy odbywało się to bardziej na zasadzie burzy mózgów i realizacji kolejnych pomysłów?

- Uzgodniliśmy kręgosłup i zawsze wyglądało to tak, że kiedy jedna osoba napisała dany fragment, wysyłała drugiej pod ewentualne uwagi i komentarze. Gdy wszystko było w porządku, mogliśmy to zaakceptować i iść dalej. W momencie pojawienia się nieścisłości dokonywaliśmy wspólnych uzupełnień. To była taka współpraca, która moim zdaniem przyniosła naprawdę dobre efekty. Wydaje mi się, że z Wojtkiem naprawdę dobrze się uzupełnialiśmy, dzięki czemu tworzenie tej książki poszło nam naprawdę sprawnie.

 

- Porzućmy na chwilę skromność. Czy jest to twoim zdaniem najlepsza tego typu książka na polskiej scenie wydawniczej?

- Naprawdę ciężkie pytanie. Wydaje mi się, że jest to najbardziej dostępna wiedza w zakresie żywienia piłkarzy i ogólnie sportowców. Staraliśmy się używać języka w ten sposób, aby książka była zrozumiała dla każdego odbiorcy. Nieważne czy miałby to być dietetyk z dziesięcioletnim doświadczeniem, czy trzynastoletni zawodnik, który chce powoli budować swoją świadomość żywieniową. To było dla nas najważniejsze i ten efekt zdecydowanie osiągnęliśmy.

Zdjęcie

- Piłkarze też są ludźmi i mogą sobie czasami na coś takiego pozwolić. Najważniejsze w spożywaniu słodyczy jest kontrola ich ilości.

- Kibiców na pewno ciekawi jak wygląda jadłospis piłkarza, znajdującego się w cyklu treningowym.

- Wbrew pozorom to nie są wcale jakieś wielkie ilości jedzenia. W trakcie okresu przygotowawczego piłkarze rzeczywiście dostarczają do organizmu więcej kalorii, ale w czasie sezonu jest trochę inaczej. Ogromne znaczenie ma również konkretna dyscyplina. Podam przykład Michaela Phelpsa przed olimpiadą w Pekinie. Ten utytułowany olimpijczyk pochłaniał wówczas 12 tysięcy kalorii dziennie. Są to ogromne ilości pokarmu, które zdecydowanie wpłynęłyby na dyspozycję i masę ciała zawodnika piłki nożnej. Gdybym miał wskazać jakieś konkretniejsze liczby, myślę, że piłkarz powinien spożywać średnio mniej więcej ¼ tego, co w trakcie przygotowań pochłaniał amerykański pływak. Wbrew pozorom, nie wszystkie treningi są aż tak bardzo angażujące organizm. Oczywiście, pojawiają się jednostki o większej intensywności, ale raczej staramy się to wszystko odpowiednio wypośrodkować.

 

- Jakie to ma przełożenie na boiskową formę piłkarza? Co można nadrobić dietą, a co zepsuć przez złe odżywianie?

- Przede wszystkim dieta pomaga osiągać zawodnikowi lepsze wyniki. Głównie mówimy tutaj o aspektach motorycznych i wydolnościowych. Dieta jest procesem długofalowym. Ciężko jest czasami przekonywać zawodników do przestrzegania stricte przyjętych zasad. Często jest tak, że osoby chcą widzieć efekty od razu. W przypadku diety wygląda to inaczej. Utrzymywanie dobrych nawyków żywieniowych i stosowanie się do pewnych reguł, pozwala zbudować formę na długi okres, a także zmniejszyć ryzyko kontuzji. Bardzo ważna jest również zwiększona odporność organizmu. Rezygnacja ze zdrowego odżywiania wpływa między innymi na gorszy proces adaptacyjny do treningów. Zwiększa się również wtedy podatność na kontuzję.

 

- Taki jednorazowy pączek po treningu nie jest chyba jednak jakimś wielkim problemem?

- Widzę, że musiałeś nawiązać do tej sytuacji [śmiech]. Piłkarze też są ludźmi i mogą sobie czasami na coś takiego pozwolić. Najważniejsze w spożywaniu słodyczy jest kontrola ich ilości. Nawiązując do tej sytuacji z boiska. Pamiętam, że mieliśmy wówczas tłusty czwartek i taka tradycja symbolicznego pączka z tego co wiem była od zawsze. Celowo przygotowaliśmy małe pączki, które daliśmy zawodnikom od razu po treningu. Musisz mi uwierzyć na słowo. Każdy zawodnik dostał po jednym pączku [śmiech]. Piłkarze oczywiście żartowali, chwytali całą paczkę, ale to tylko pokazuje fajną atmosferę w zespole. Przy tego rodzaju okazjach, można przygotować potem troszeczkę mniej kaloryczne posiłki i wszystko zostaje zbilansowane.

Zdjęcie

- Problemem wśród dietetyków sportowych może być różny poziom motywacji zawodników i różne ich charaktery. Są osoby, z którymi naprawdę ciężko dojść do porozumienia. Ważne jest złapanie wspólnego języka i przełamanie pewnych barier.

- A jak wygląda sytuacja odżywek i wspomagaczy sportowców?

- Na pewno trzeba pamiętać o tym, że wspomagacze nie mogą zawierać żadnych substancji niedozwolonych. My akurat bazujemy w klubie na suplementach diety z australijskiego instytutu sportu. Naszym zdaniem jest to naprawdę dobre źródło. Opieramy się na suplementach z grupy A, czasem jednak korzystamy również z suplementów z grupy B. Chodzi o to, że są to potwierdzone substancje oparte certyfikowanymi badaniami. Z grupy B te produkty są również podparte dowodem naukowym, lecz na nieco niższym poziomie. Zarówno odżywki, jak i wspomagacze są stałym elementem diety sportowca. Trzeba jednak wiedzieć w jakich ilościach można dostarczać je do organizmu. Ta świadomość jest naprawdę bardzo ważna.

 

- Wspomniałeś o świadomości piłkarzy. Jak możesz ją ocenić z perspektywy pracy w Legii Warszawa?

- Zdecydowanie świadomość zawodników Legii jest bardzo duża. Rozpoczynając swoją pracę z tą grupą spodziewałem się, że u piłkarzy pracujących wcześniej z Wojtkiem Zepem, ten poziom musi być wysoki. Domyślałem się również, że pewnie w końcu pojawią się żarty typu: “A po co i na co mi to?”. Nasi piłkarze są jednak bardzo świadomi tego, jak ważne jest odpowiednie żywienie. Sami potrafią przyjść i skonsultować swoje własne potrzeby. Bardzo mnie to cieszy, bo dzięki temu widzę, że zawodnicy naprawdę poważnie podchodzą do kwestii żywieniowych. Współpraca układa nam się naprawdę znakomicie.

 

- Jakie przeszkody pojawiają się najczęściej w pracy z profesjonalnymi sportowcami?

- Problemem wśród dietetyków sportowych może być różny poziom motywacji zawodników i różne ich charaktery. Są osoby, z którymi naprawdę ciężko dojść do porozumienia. Ważne jest złapanie wspólnego języka i przełamanie pewnych barier. Dietetyk musi zdawać sobie sprawę z tego, że do każdego sportowca należy podejść indywidualnie. Są zawodnicy, z którymi od razu złapiemy dobry kontakt, ale pojawiają się również tacy, do których należy przemówić w trochę inny sposób. Kwestia mentalna jest bardzo ważna i w tej płaszczyźnie dietetyk musi się odnajdywać. Cieszę się, że nad poziomem motywacji w Legii Warszawa czuwa nasz psycholog. Dzięki temu można powiedzieć, że jestem trochę odciążony i mam łatwiejsze zadanie [śmiech].

Zdjęcie

- Spotkałem się wielokrotnie z ciekawą teorią, że piwo po treningu jest wskazane, że traktuje się je jak izotonik i lepiej nawadnia po meczu. Niestety, ale można uznać to za absolutny mit.

- Jakie twoim zdaniem są najczęściej popełniane błędy przez sportowców w kwestii odpowiedniego żywienia?

- Wydaje mi się, że bardzo dużym problemem jest zbyt duże spożywanie białka. Jest ono bardzo ważne w rozwoju sportowca, natomiast we wszystkim trzeba znać umiar. Tyczy się to przede wszystkim spożywania odżywek, o których wspomniałeś wcześniej. Drugim problemem jest nieprawidłowe nawodnienie. My w klubie zwracamy na to baczną uwagę. Odpowiednie dostarczenie płynów dla zawodników mocno wpływa na ich funkcjonalność. Ludzie, którzy podejmują się podejmowania różnego rodzaju dyscyplin często najpierw zaczynają od spożywania odżywek i wspomagaczy, a dopiero na dalszym etapie decydują się na wprowadzenie odpowiedniej diety. Łamie się w ten sposób kolejność, gdyż stosowanie suplementów powinno przebiegać dopiero po ówczesnym ustaleniu prawidłowego jadłospisu.

 

- Pojawiają się jakieś mity powiązane z tematem diety, które chciałbyś obalić?

- Spotkałem się wielokrotnie z ciekawą teorią, że piwo po treningu jest wskazane, że traktuje się je jak izotonik i lepiej nawadnia po meczu. Niestety, ale można uznać to za absolutny mit. Alkohol w jakiejkolwiek postaci zdecydowanie zaburza proces regeneracji. Ponadto, alkohol zawarty w piwie zwiększa diurezę i organizm piłkarza szybciej pozbywa się płynów.

 

- Odpowiedź jest więc prosta – piwu mówimy stanowcze nie. A jak natomiast wygląda aspekt uwarunkowania kulturowego? Wiemy, że w Legii występują piłkarze z różnych stron świata. Czy miałeś wobec tego jakieś problemy z tym związane?

- Na ten moment nie miałem z tym żadnego problemu. Jest kilka ciekawych przypadków. Mamy chociażby zawodników, którzy wyeliminowali z diety mięso, ale nie stanowi to dla nas żadnych trudności. Mamy też w zespole jednego muzułmanina. Do tej pory przygotowanie posiłków dla niego również nie było dla nas problemem. 12 kwietnia rozpoczyna się ramadan i nasz zawodnik nie będzie mógł spożywać posiłków od godziny 7 rano do godziny 19 wieczorem. To będzie pewnego rodzaju wyzwanie, ale nie jest to precedens na skalę światową. Jest wielu sportowców czy zawodników z piłkarskiego topu, którzy także ściśle przestrzegają ramadanu, na przykład Hakim Ziyech czy Mohamed Salah. Przygotujemy odpowiednie rozwiązania, na przykład pewnego rodzaju mieszanki do płukania ust i odpowiedni jadłospis, aby zachować wszelkie parametry zdrowotne. Plan na to wszystko już mam. Pozostało trochę czasu na jego realizację. 

 

- A tak na sam koniec. Piłkarz chce zdobywać bramki, notować asysty i sięgać po trofea. Jakie natomiast cele stawia przed sobą Filip Borys – dietetyk Legii Warszawa?

- Cele w Legii są bardzo proste. Moją pracą, chcę pomóc zespołowi w rozwoju i wygrywaniu kolejnych meczów. Moim indywidualnym celem poza sukcesami z zespołem jest rozpoczęcie Szkoły Doktorskiej. Taki mój osobisty dublet.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.