
Fotograficzne podsumowanie 2021 roku
Za nami 12 niezwykle szalonych miesięcy. Jak zapamiętamy 2021 rok na zdjęciach?
Autor: Jakub Jeleński
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jakub Jeleński
- Udostępnij
Autor: Jakub Jeleński
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jakub Jeleński
Działo się tak dużo, że trudno wymienić wszystko na raz. Na szczęście mamy naszych fotografów, którzy obiektywami swoich aparatów uchwycili wszystkie najważniejsze momenty minionych dwunastu miesięcy. Były chwile radości, były także chwile smutku. Przeżywaliśmy ekstazę i kompletne załamanie. Zapraszamy Was na podróż w czasie - przed wami fotograficzne podsumowanie 2021 roku.

Święta, Sylwester, Nowy Rok i ani się obejrzeliśmy, a zapukaliśmy do bram Legia Training Center. Jak widzicie, podczas przygotowań niejeden wychodził z siebie.

Spakowani? No to na lotnisko! Kierowników wyprawy mieliśmy naprawdę doborowych. Bałkańska ekipa in it's finest. Ależ oni byli w gazie.

Dotarliśmy do Dubaju. Przekonaliśmy się, że ciężko można trenować i w LTC i na Bliskim Wschodzie. Co tu jednak ukrywać - widoki z okna były tam odrobinę ciekawsze.

No to teraz chwila na widoki boiskowe. A chłopaki zasuwali naprawdę ciężko, często od rana do zachodu słońca.
Zawsze jednak znajdowali czas dla kibiców, których nawet tak daleko od domu było naprawdę sporo. Tutaj historia była przeurocza - Willy Oviedo z Kolumbii 12 lat temu wyjechał do Polski, gdzie poznał naszą rodaczkę, a owocem ich miłości była dwójka chłopców. Kraj pochodzenia taty zdeterminował miłość do futbolu, z kolei miasto zamieszkania mamy nie pozostawiało wątpliwości, komu należy kibicować. Cała trójka została bardzo serdecznie przyjęta przez zespół, a panowie towarzyszyli nam podczas meczów sparingowych wspierając Legię z trybun. Ta historia ma też rozegrany kilka miesięcy później epilog. Nasz redakcyjny kolega spotkał bowiem Willy'ego na meczu 2. ligi pomiędzy Pogonią Grodzisk Mazowiecki a Stalą Rzeszów, gdzie ten przyjechal obejrzeć... grającego dla gospodarzy swojego kumpla. Świat jest naprawdę mały, prawda?

No dobra, wracamy już na te najważniejsze dla nas boiska. W tych spotkaniach towarzyszył nam Batman - tak właśnie prezentował się Paweł Wszołek po operacji przegrody nosa. Pierwsze spotkanie wygraliśmy niezwykle pewnie - 8:0 pokonaliśmy miejscową Liwę FC.

Ten gentleman również robił na miejscu niesamowitą robotę, czego efektem była jego późniejsza dyspozycja na placu. Chociażby ten trening pokazał, że leczenie urazów i dochodzenie do formy, można osiągać na naprawdę wiele sposobów.
Za wykonaną pracę pochwała należy się również młodzieży. Na zgrupowanie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich trener zabrał aż dziesięciu naszych wychowanków. Razem z nimi Tomasz Sokołowski, nasz trenerski wychowanek.

Mieliśmy też chwilę na odpoczynek. Legia Warszawa zawitała na szczyt najwyższego budynku świata - Burj Khalifa.

Wysokie cele mieli przed sobą również młodzi. To nigdy nie są przyjemne momenty, ale czasem trzeba się było pożegnać. Ze zgrupowania do angielskiego Brighton wyjechał Michał Karbownik, a cała drużyna pożegnała go niezwykle serdecznie. Możliwe nawet, że paru osobom zaszkliły się oczy, tylko jakby co, to nie wiecie tego od nas.

Legia w 2021 roku miała kilku kapitanów, ale najczęściej opaskę zakładało dwóch Arturów - Jędrzejczyk i Boruc. W Dubaju ten drugi założył ją po raz pierwszy.
No cóż, czas wracać do kraju. Jeszcze przed startem ligi nasz stadion odwiedził selekcjoner reprezentacji Polski, Paulo Sousa. Kadra wracała bowiem na Legię i jak się później okazało, był to udany powrót - Biało-Czerwoni ograli Andorę 3:0.

Gorzej było z naszym ligowym powrotem. Jezus Maria, ale ta porażka w Bielsku bolała...

Na szczęście szybko się odkuliśmy. Na meczu z Rakowem po raz pierwszy zmieniliśmy taktykę na 3-4-3 i... wiecie co było dalej. Jak zaczęło żreć, to już na dobre.

Wygrywaliśmy w lidze, wygrywaliśmy w pucharze. Mecz z ŁKS-em do łatwych nie należał, ale ostatecznie przechyliliśmy szalę na swoją stronę zwyciężając 3:2.
Pracowaliśmy na boisku, a także w gabinetach. Legia jako pierwszy polski klub, dzięki współpracy z socios.com, wypuściła swoje Fan Tokeny.

Gabinety zostawmy jednak w ciszy, bo tak pracuje się zresztą najlepiej. Co innego boisko - tam wszystko widać jak na dłoni. A widać było, że ta ekipa bardzo chciała wygrać mistrzostwo.

Niekiedy jednak było bardzo ciężko, jak na przykład w Zabrzu. Tam zwycięstwo uratował wprowadzony na boisko Kacper Kostorz, który strzelił swojego pierwszego gola dla Legii. Końcówka meczu, na tablicy remis, a ten wpada w pole karne, przekłada sobie obrońcę i spokojnym strzałem pokonuje bramkarza tak, jakby to było jego sto pierwsze, a nie pierwsze trafienie. Klasa.

Na boisku żyjemy teraźniejszością, ale nasz klub nigdy nie zapomina o przeszłości. 2 marca nasza delegacja złożyła wieniec na grobie trenera Kazimierza Górskiego, w setną rocznicę jego urodzin. Nie była to zresztą jednorazowa sytuacja...

...bo pamięć o ś.p. Kazimierzu Górskim kultywowaliśmy przez cały rok. Okazja była wyjątkowa, toteż w klubowym Muzeum powstała specjalna wystawa poświęcona Trenerowi Tysiąclecia.

Dzień po jego urodzinach zagraliśmy z Piastem Gliwice w Fortuna Pucharze Polski. Tego meczu dobrze nie będzie wspominał nikt, a już na pewno nie Artem Shabanov, który wziął na siebie odpowiedzialność za stracone gole. Bolało, ale co było robić. Podnieśliśmy głowę i ruszyliśmy dalej.

I zrobiliśmy to wspólnie, bo tak naprawdę na stadionie nie było Was tylko ciałem. Zawsze jesteście z nami.

I jak się rozpędziliśmy, to już na dobre. Pan ze zdjęcia właśnie schodzi z boiska i pokazuje, ile goli załadował Zagłębiu Lubin na wyjeździe.

A ten sympatyczny gentleman załapał się do reprezentacji Polski i spełnił kolejne ze swoich marzeń. To zawsze wielka duma - widzieć naszych piłkarzy w narodowych barwach. I zawsze wielką przyjemnością jest gościć naszą kadrę przy Łazienkowskiej.

Zaryzykujemy stwierdzenie, że jej także się u nas podoba. My wszyscy Legię kochamy, wielu jest takich, którzy tej miłości nie podzielają. Ale nie da się naszemu klubowi odmowić wielkiej roli w historii polskiego futbolu.

A z nią wiąże się również wielka odpowiedzialność, niekiedy także za sprawy zupełnie niezwiązane z piłką. Przed świętami Wielkiej Nocy nasi zawodnicy ruszyli z pomocą do potrzebujących. I uwierzcie nam na słowo - te wizyty wywarły na nich kolosalne wrażenie.

„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”. Te słowa Jana Pawła II wszyscy wzięliśmy sobie do serca. Futbol jest tak piękny również przez to, że łączy wszystkich ludzi.

Na Wielkanoc nasza drużyna również dostała prezent - nowy klubowy autokar. Szybko się okazało, że zawiózł nas po niejedno zwycięstwo.

Ależ to wszystko hulało. Solidna obrona, niezwykła fantazja drugiej linii i zabójczo skuteczny atak. Jeśli mowa o prezentach, to w Wielką Sobotę nasz zespół sprawił jeden swoim kibicom. W arcyważnym meczu z Pogonią Szczecin rozprawił się z nią tak łatwo, że po niecałych 30 minutach było już 4:0.
Ogromna w tym wszystkim zasługa trenera Czesława Michniewicza. Człowieka, który o piłce nie myślał chyba tylko wtedy, gdy spał, a i tego wcale nie jesteśmy tacy pewni. Trener mieszkał w LTC, całymi dniami rozpracowywał rywali i w pewnym momencie żadna polska drużyna nie mogła mieć przed nim tajemnic. To wszystko znakomicie przekładało się na boisko, gdzie Legia pewnym krokiem zmierzała po 16. w historii tytuł mistrzowski.

Bywało jednak gorąco, bo żaden z rywali nie zamierzał ułatwiać nam zadania. Na szczęście w ekipie mamy paru specjalistów od ważnych goli. Rafa Lopes przypomniał o sobie kolejny raz, gdy jego trafienie zapewniło nam w Gliwicach niezwykle cenne trzy punkty.

Strzelanie goli jest w tym sporcie tak samo ważne jak to, żeby za dużo ich nie stracić. Tym doskonale zajmował się Artur Boruc - na tym zdjęciu za ułamek sekundy odbije uderzenie Łukasza Zwolińskiego, czym wydatnie dołoży się do faktu, że Wojskowi wywiozą z Gdańska komplet oczek. Dzięki temu drużyna ze spokojem mogła zasiąść do oglądania meczu Jagiellonii z Rakowem...
...który nie zdołał jej pokonać, przez co stracił matematyczne szanse na tytuł. 16. mistrzostwo Polski stało się faktem i Legia jeszcze bardziej powiększyła swoją przewagę nad resztą stawki w klasyfikacji wszechczasów. Wygranie ligi świętowaliśmy nieco inaczej niż w ostatnich latach, bo sukcesu nie przypieczętowaliśmy na boisku, a... na korytarzach Legia Training Center.
W tym czasie nie zapominaliśmy też o życiu poza futbolem. Przy Łazienkowskiej powstał największy w Warszawie punkt szczepień przeciwko COVID-19.

Lekarze dbają o zdrowie ciała, ale na zdrowie duszy niewiele rzeczy działa lepiej niż takie widoki. „Królu Zygmuncie, powiedz nam, czyś widział Warszawę tak piękną jak dziś?”.

Tytuł wygraliśmy na trzy kolejki przed końcem, więc nasi rywale mieli możliwość uhonorowania nas szpalerem. Zarówno Wisła Kraków, Stal Mielec, jak i Podbeskidzie Bielsko-Biała, pokazały wielką klasę. Szacuneczek, Panowie.

Ojojoj, po co te nerwy? Mecz w Mielcu nie należał do najpiękniejszych, a na boisku momentami leciały iskry. Gdy emocje jednak opadły, wszyscy z uśmiechem podali sobie ręce. Choć widoczny na zdjęciu Grzegorz Tomasiewicz reprezentuje obecnie klub z Podkarpacia, jest wychowankiem Legii Warszawa, o czym nigdy przy okazji meczów z naszą drużyną nie zapomina. Sama Stal również zachowała się bardzo ładnie - zostaliśmy podjęci w wyjątkowo miły sposób, a klub przygotował dla nas paterę z wygrawerowanymi gratulacjami za 16. w historii tytuł. Bardzo doceniamy ten gest.

Miłym gestem pożegnaliśmy również odchodzących z Legii piłkarzy. Wszyscy zostali uhonorowani na stadionie, zostały wręczone kwiaty, prezenty, poleciało kilka łez. Nikt nie lubi pożegnań, my też nie. Skupmy się zatem na radośniejszych wspomnieniach.

Takich jak to. Ostatni mecz sezonu, po którym wreszcie będzie można podnieść w górę wywalczone trofeum. Życzymy Wam, żebyście zawsze byli tak skoncentrowani jak „Jędza”, który wychodząc na boisko nie zerknął w jego kierunku.
Co innego Wy, Wy patrzyliście pewnie na wszystko dookoła. I nie ma się co dziwić - wracała normalność, wróciliście na stadion. Boże, z Wami to jest naprawdę inna dyscyplina sportu.
„Spójrz, Simba, kiedyś to wszystko będzie Twoje”...
A to jest nasze. Ten moment za każdym razem smakuje tak samo dobrze!
A to jeden z architektów całego sukcesu. Całe dnie pracy i kompletne poświęcenie się jej, znalazły swoje przełożenie na boisko. Trener Czesław Michniewicz mógł założyć sobie na szyję złoty medal za mistrzostwo Polski.

Ech, co roku mamy ten sam problem - Mateusz Kostrzewa zrobi takie zdjęcie, że co by nie napisać, to i tak nie da się oddać jego głębi. Po prostu sobie popatrzcie.

Piłka do Jury, Jura do Tomasa i sekundę później obaj panowie dopisują sobie kolejno gola i asystę. Całkiem przyjemnie patrzyło się na ten schemat w zeszłym sezonie, a obecny tutaj duet dał nam całe mnóstwo radości.
Ta mina też mówi sama za siebie. Andre zasuwał na boisku za dwóch, więc trofeum również chce potrzymać we dwójkę - tu biegnie z nim do swojej ukochanej, Matilde.

Z całym szacunkiem dla żon, narzeczonych i dziewczyn, ale do piłkarskiej szatni wstęp mają już wyłącznie ich wybrankowie. A ci po ostatnim gwizdku postanowili trochę odpalić wrotki - co tu dużo gadać, działo się!

Komu jak komu, ale Wam chyba tego nie musimy tłumaczyć, prawda?
Na spokojnie uhonorował nas za to Mazowiecki Związek Piłki Nożnej, który do klubowego muzeum przekazał pamiątkowy puchar.
Sezon się skończył, piłkarze ruszyli na wakacje, to trzeba było jakoś zapełnić opustoszałe boisko. Jak co roku na płycie głównej naszego stadionu, odbył się uroczysty trening dzieciaków z Legia Soccer Schools.

Ich starsi koledzy walczyli za to w finale mazowieckiego Pucharu Polski. Niestety, nasze rezerwy przegrały ze Świtem Nowy Dwóch Mazowiecki 0:3 i nie udało im się powtórzyć sukcesu sprzed dwóch lat, kiedy awansowały do głównego etapu rozgrywek. Tam zatrzymały się dopiero na 1/8 finału, przegrywając z ówczesnym mistrzem Polski, Piastem Gliwice.

Urlopy i po urlopach. Powrót do swoich obowiązków sztab zaczął od tradycyjnej kawki.
Piłkarze natomiast musieli zasuwać już od początku. Czy forma była trzymana przez wakacje? Sylwetka Rafy Lopesa nie pozostawiała tutaj wątpliwości.
Do zespłu dołączali także nowi piłkarze. Konia z rzędem temu, kto spodziewał się, że Maik Nawrocki zrobi taką furorę. A tu chłopak przyszedł po cichutku, wszedł na boisko i zaczął sobie przestawiać rywali zarówno w ekstraklasie, jak i europejskich pucharach, cały czas pozostając przy tym niesamowicie skromnym gościem.

Pora na poważnie brać się za przygotowania. Przed nami zgrupowanie w austriackim Leogang!
Piękna pogoda i jeszcze piękniejsze widoki. Treningi w takich okolicznościach przyrody zawsze są niezwykle przyjemne. Oczywiście pod warunkiem, że oglądacie je z boku popijając wodę. Piłkarze mają pewnie nieco inne zdanie na ten temat.
Do hymnu! Cały zespół wspierał reprezentację narodową przy okazji meczów na mistrzostwach Europy. Tutaj akurat ekipa przeżywała spotkanie z Hiszpanią, które ostatecznie zakończyło się remisem 1:1.
Euro 2020 i przypadek Christiana Eriksena uświadomiły nam, jak ważna jest umiejętność udzielania pierwszej pomocy. W trakcie zgrupowania cała drużyna uczestniczyła w zajęciach prowadzonych przez klubowego lekarza i lokalnego ratownika medycznego. Każdy z zawodników przeszedł szkolenie dotyczące tego, jak reagować w krytycznych sytuacjach. Oby nikomu ta wiedza się nie przydała, ale jeśli tylko będzie konieczność, wszyscy legioniści będą wiedzieli co robić.
Co roku częstujemy Was podobnym zdjęciem, bo co roku trener Krzysztof Dowhań żartuje w kierunku naszego fotografa, Mateusza Kostrzewy, że zrobi mu trening specjalnie pod zdjęcia, tylko te zdjęcia mają być naprawdę ekstra. No i co roku Mateusz z tej umowy się wywiązuje.
W Austrii witaliśmy też nowe twarze. Do drużyny w tym samym momencie dołączyli Josue i Mattias Johansson.

Jak już się wszyscy zjechali, to ruszyliśmy na pierwszy mecz eliminacji. Na dobry początek polecieliśmy tam, gdzie nie zachodzi słońce - do norweskiego Bodø.

I Legia świeciła równie mocno jak one. Wojskowi wygrali 3:2, a pierwszego oficjalnego gola sezonu 2021/22 zdobył Luquinhas.
W tym czasie zespół rezerw objął Marek Gołębiewski. Ani on, ani nikt inny nie wiedział wówczas, jaką rolę przyjdzie mu pełnić w naprawdę niedalekiej przyszłości.

Legia w Europie rozkręcała się coraz mocniej. W Warszawie Luquinhas oraz Tomas Pekhart dopełnili formalności i Wojskowi w dwumeczu pokonali Norwegów 5:2. Rywal, którym tak bardzo nas straszono, okazał się nie być aż tak przerażający. Swoje dołożyli oczywiście także legioniści.
Na drugi ogień poszła estońska Flora Tallinn. Wiecie co to są mieszane uczucia? To przyjrzyjcie się dobrze temu zdjęciu.

Przebiec pół boiska i strzelić gola, po czym doznać niezwykle poważnej kontuzji wykluczającej z gry na ponad pół roku. Ech, Bartek, uwierz, że płakaliśmy wtedy razem z Tobą. Strasznie nam Cię brakuje, czekamy!

Tym większa ironia losu, że chwilę wcześniej „Kapi” został jedną z twarzy kampanii reklamowej nowych koszulek, które to zresztą odebraliście bardzo pozytywnie. Zawsze miło oglądać Was w barwach na mieście i na stadionie.

W Tallinnie Bartka Kapustki niestety zabrakło, ale nie zabrakło długo wyczekiwanego awansu do europejskich pucharów. Co prawda na razie zagwarantowany mieliśmy wyłącznie udział w Lidze Konferencji Europy UEFA, ale apetyty klubu były zdecydowanie większe. Szczególny powód do świętowania zwycięstwa nad Florą miała grupa portugalska - ten mecz decydował, czy... na wyjazdy będą mogli zabierać konsole PlayStation. Ostatecznie - jak zresztą doskonale widać - udało się.
W ferworze walki o puchary nie zapominaliśmy o najważniejszych wartościach przyświecających klubowi i miastu. Delegacja Wojskowych złożyła wieniec przy Pomniku Powstania Warszawskiego.
Trener, zawodnicy, pracownicy klubu - wszyscy pogrążeni w zadumie. Choć od tych wydarzeń minęło już 77 lat, nadal ciężko jest podchodzić do nich ze spokojem. Pewne jest jedno - nigdy, przenigdy nie wolno o nich zapomnieć.

I kiedy widzimy takie obrazki wiemy, że nie zapomnimy.

Tuż po obchodach 77. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, udaliśmy się na kolejny mecz. Nie, to nie jest scena z Cyberpunka. To Ernest Muci wracający do szatni po strzeleniu gola Dinamo Zagrzeb.
Rewanż z Chorwatami z trybun oglądali niesamowici goście - bohaterowie Powstania Warszawskiego. Nigdy nie znajdziemy odpowiednich słów, by wyrazić podziw dla czynów tych ludzi.
Był pełen stadion, była niezwykła oprawa. Niestety...

...lepsi okazali się goście, którzy wygrali ten mecz 1:0. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Pozostała nam walka o Ligę Europy UEFA.
W międzyczasie Tomas Pekhart odebrał statuetkę dla najlepszego piłkarza sezonu 2020/21 PKO Bank Polski Ekstraklasy. Jak się okazało, był to dobry omen przed nadchodzącymi wydarzeniami.

Ostatni przystanek na drodze do upragnionych rozgrywek - Praga.

Wielu nas skreślało, wielu nie wierzyło, ale kolejny raz pokazaliśmy na co stać Legię Warszawa. Mahir Emreli zagrał w miejsce kontuzjowanego Tomasa Pekharta i zdobył przepięknego gola, a drugie trafienie było jeszcze ładniejsze, gdy z dystansu na czeską bramkę huknął Josip Juranović. Okazało się, że było to pożegnanie Chorwata z naszym klubem - Jura na dniach podpisał kontrakt w Glasgow. Wielka szkoda, ale na pewno nie zapomnimy tego, ile dał Legii w walce o tytuł i puchary.
Przy okazji rewanżu ze Spartą zamknięta została Żyleta. UEFA pozwoliła jednak, by puste miejsca wspólnie z opiekunami zajęły dzieci mające mniej niż 13 lat. Dzieciaki z całą pewnością dały radę - serce rosło, kiedy patrzyło się na najmłodsze pokolenie dumnych legionistów.
Żyleta zamknięta była tylko teoretycznie. Na niej wszystko dawali z siebie najmłodsi, a Wy robiliście to na reszcie trybun.
Chłopaki natomiast na boisku. Emreli raz, Emreli dwa...

...i marzenia stały się rzeczywistością! Legia Warszawa awansowała do fazy grupowej Ligi Europy UEFA!
Dzień po awansie i świętowaniu wspólnie obejrzeliśmy losowanie. Radość z wylosowania Napoli, Leicester i Spartaka była ogromna.

Jednak pozytywne emocje gasiły ligowe rozczarowania. Z Krakowa wróciliśmy bez punktów, przegrywając prestiżowe starcie z Wisłą.
Emocje nieco ostudziła przerwa na kadrę. W jej szeregach znów znalazł się pomocnik Wojskowych, Bartosz Slisz, który śmiało mógł robić za przewodnika po stadionie Legii, gdzie do swoich meczów przygotowywali się Biało-Czerwoni.

Stadion Narodowy znów okazał się szczęśliwy dla reprezentacji, bo Polska rzutem na taśmę zremisowała z Anglią. Choć w meczu nie wystąpił żaden piłkarz grający obecnie z „eLką” na piersi, mamy nadzieję, że 2 maja na murawę obiektu wybiegnie ich cała jedenastka.

Powrót do ligowej rzeczywistości i kolejne problemy. W bardzo kontrowersyjnych okolicznościach przegrywamy we Wrocławiu 0:1.

Na moment jednak zapomnieliśmy o niepowodzeniach w ekstraklasie. Boże, co to był za wyjazd. Dla wielu z nas była to jedna z najpiękniejszych chwil podczas pracy w Legii. Lirim Kastrati strzelił swojego debiutanckiego gola, co jest o tyle istotne, że pierwotnie do Rosji w ogóle nie mógł wjechać. Tylko dzięki niesamowitej pracy ludzi z naszego klubu, rzutem na taśmę udało się załatwić potrzebne dokumenty. Magdo, Radku, Kondziu - chapeau bas!

Wyjątkowy moment, wyjątkowe okoliczności. Moskwa po dziesięciu latach znów została zdobyta.
A my po pięciu długich latach znów awansowaliśmy do europejskich pucharów. Przypominaliśmy o tym całemu miastu.
Tak reklamowaliśmy się przed pierwszym meczem fazy grupowej przy Łazienkowskiej. Do Warszawy przylecieli mistrzowie Anglii sprzed pięciu lat, Leicester City.
Niby polski to dla nas wszystkich język ojczysty, ale znów trudno znaleźć odpowiednie słowa, które mogłyby opisać atmosferę na naszym stadionie tego dnia. Każdy, kto ruszył wtedy na Łazienkowską, niech po prostu przypomni sobie ten mecz. Nie da się nie uśmiechnąć, co?

Powody do radości miał również Czarek Miszta. Zagrać taki mecz z takim rywalem - szacun. To zdjęcie cieszy podwójnie: spójrzcie tylko jak zachowują się, bądź co bądź, rywale o miejsce w składzie.

Wynik poszedł w świat i to na kilku płaszczyznach. Furorę zrobiły koszulki z nadrukowanym wynikiem, w jakich na pomeczowe wywiady wyszli nasi piłkarze.

Ostatnia tego roku przerwa na kadrę była dla nas szczególnie ważna. Reprezentacyjną karierę zakończył legionista z krwi i kości, Łukasz Fabiański.
My patrzyliśmy naprzód. Przed kolejnymi meczami w Lidze Europy UEFA zrobiliśmy fotografię inspirowaną... no właśnie, domyślacie się czym?
Szybko jednak musieliśmy zejść na ziemię. Kolejna bardzo bolesna porażka - u siebie ulegliśmy Lechowi 0:1.

Próbowaliśmy, walczyliśmy, ale nic z tego. Walczył też Josue, który - choć zespół zaliczał bardzo zły okres - zaczął z kolei piąć się w górę ze swoją formą i wyrastał na jednego z liderów zespołu.
Przed wylotem do Neapolu odwiedził nas jeden z najsłynniejszych dziennikarzy sportowych na świecie, Gianluca di Marzio, prywatnie kibic zespołu Azzurrich. Choć w piłce widział wiele, był pod ogromnym wrażeniem standardu, jaki zastał w Legia Training Center.

W trakcie wyjazdu na mecz z Napoli po prostu nie mogliśmy odwiedzić tego miejsca. Neapol należy do Diego Maradony, a to jedna z najważniejszych poświęconych mu świątyń. Boski Diego, D10S. Tam czuć to naprawdę.

Gospodarze natomiast nie zamierzali przynieść legendzie wstydu. Choć długo stawialiśmy opór rywalom, ostatecznie ulegliśmy im 0:3.

W lidze było jeszcze gorzej. Mecz w Gliwicach mógł i powinien potoczyć się inaczej, ale wiecie jak to jest: „Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka”. Przegraliśmy aż 1:4, a z posadą pożegnał się dotychczasowy szkoleniowiec Wojskowych, Czesław Michniewicz.
Jego rolę przejął trener rezerw naszego klubu, Marek Gołębiewski. Dzień po przegranej w Gliwicach w asyście ówczesnego dyrektora sportowego, Radosława Kucharskiego, odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Debiut trenera przypadł na mecz w Szczecine, gdzie w ramach Fortuna Pucharu Polski, Legia mierzyła się z trzecioligowym Świtem Skolwin. Wygraliśmy skromnie, 1:0.

Kilka dni później obchodziliśmy uroczystość Wszystkich Świętych. Klubowej delegacji nie mogło zabraknąć przy jednym z najważniejszych dla nas grobów w Warszawie.
Kibice również nie zapomnieli o Kazimierzu Deynie. Jeśli nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych, jego legenda zawsze pozostanie nieśmiertelna.
Świat się rozwija, Warszawa się rozwja. Na szczęście są w tym mieście rzeczy niezmienne.

Na nasze nieszczęście nie za bardzo zmieniała się też sytuacja w lidze. Z Pogonią Josue dwoił się i troił, ale ostatecznie można było tylko z wściekłością opuścić ręce - przegraliśmy 0:2.

Do sklepu „weszła” nowa koszulka, przygotowana na mecz w Lidze Europy UEFA. Szanse przeciwko Napoli nie należały do największych, ale wierzyliśmy.

Ależ to była radość! W 10. minucie Mahir Emreli dał Legii prowadzenie i wszyscy zaczęli mieć nadzieję na powtórkę meczu z Leicester.
Wierzyli piłkarze, wierzył sztab, wierzyliście Wy. W końcu Legia powróciła do Europy, z którą nikt absolutnie nie miał ochoty się żegnać.

Niestety. Dwa karne sprokurowane przez Josue zupełnie zmieniły przebieg spotkania. Portugalczyk zszedł z boiska ze łzami w oczach.

Potem znowu można się było rozpłakać. Mimo prowadzenia 1:0 straciliśmy w końcówce pierwszej połowy dwie bramki i ostatecznie przegraliśmy u siebie ze Stalą Mielec 1:3. Chyba nie trzeba nic więcej dodawać.

Bodø, Tallinn, Zagrzeb, Praga, Moskwa, Neapol i... jak się później okazało, nasza przygoda z europejskimi wyjazdami zakończyła się w Leicester.
Wrócilismy do ligowej rzeczywistości, a na moment także na ścieżkę zwycięstw. Przed meczem z Jagiellonią Białystok kibice oddali hołd tragicznie zmarłemu koledze, a drużyna pokonała zespół gości 1:0. Mecz obfitował w walkę, bo aż trzech naszych piłkarzy zeszło z boiska z urazami. Na meczu w Lublinie trzeba więc było eksperymentować.

I były to jak najbardziej udane eksperymenty. Awans Legii dał zaledwie 18-letni Szymon Włodarczyk, który został najmłodszym strzelcem gola dla Wojskowych w 2021 roku. Był Włodar King, to co, czas na Włodara Prince'a?

Czas to był niestety wracać na ziemię, a na nią boleśnie sprowadziła nas Cracovia. Porażka 0:1. Znowu.
Chwila radości dla dzieciaków, którym piłkarze chcieli jakoś zrekompensować słabe wyniki. Sześciu naszych zawodników wybrało się na spotkanie z najmłodszymi, z których każdy mógł zadać im pytania, zrobić sobie zdjęcia, czy wziąć pamiątkowy autograf.

To był mecz z gatunku all in or nothing. I jak się okazało, wyszło nothing. Choć przed ostatnią kolejką grupy C szanse na awans miał każdy z zespołów, ostatecznie to Spartak okazał się lepszy i nasza przygoda z Ligą Europy UEFA została zakończona. Szkoda, to był naprawdę piękny czas.

Pięknym czasem są również Święta Bożego Narodzenia. A jeśli my przed ich rozpoczęciem czuliśmy się - delikatnie mówiąc - średnio, nie zmieniało to faktu, że można było zmienić na lepsze czyjś dzień. Nasi piłkarze włączyli się w dzieło pomocy osobom bezdomnym - pod Dworcem Centralnym rozdawali herbatę, paczki żywnościowe i ciepłe posiłki.
Porażka w Płocku znowu spowodowała zmiany na stanowisku trenera. Do Legii wrócił Aleksandar Vuković, który przejął drużynę przed bardzo ważnym meczem z Zagłębiem Lubin. W końcu po raz pierwszy przystępowaliśmy do spotkania z... ostatniego miejsca w tabeli.

Udało się. Trener tchnął w zespół nowego ducha i Legia wygrała najwyżej od dziewięciu miesięcy - Wojskowi pokonali Zagłębie Lubin 4:0.

Cały czas pamiętaliśmy o tych, którzy po prostu zasługują na pamięć. Po pomocy osobom bezdomnym, ruszyliśmy wręczyć paczki świąteczne Powstańcom Warszawskim. Nigdy o Was nie zapomnimy.

Ostatni mecz w roku i szansa na to, by w nieco lepszych nastrojach zasiąść do wigilijnego stołu. Na Łazienkowską przyjechał Radomiak Radom...

...i ograł nas 3:0. Niecodzienna sytuacja, bo goście zwycięstwo świętowali pod Żyletą, na której zajęli miejsca także fani Radomiaka, zaprzyjaźnieni z naszymi kibicami. Szkoda tylko, że my nie mieliśmy powodów do radości.

Nie ma co ukrywać - nie zakończyliśmy roku w dobrych nastrojach. Sytuacja w tabeli boli absolutnie każdą osobę w klubie, nie daje spać naszym kibicom. Najchętniej wymazalibyśmy ostatnie miesiące i spróbowali przejść przez nie jeszcze raz, ale tak się niestety nie da. Szkoda, że koniec 2021 roku jest jaki jest, bo przez długi czas był on dla nas udany. Zaliczyliśmy świetne zgrupowanie, zdominowaliśmy ligę, wygraliśmy mistrzostwo Polski i awansowaliśmy do europejskich pucharów. Potem jednak wiele rzeczy zaczęło się psuć i teraz trzeba je po prostu naprawić. Gasimy światło w 2021 roku, ale za moment zapalamy je w 2022, by Legia wróciła tam, gdzie należne jej miejsce.
Autor
Jakub Jeleński