Historia: Giler - ojciec Naszej Legii - Legia Warszawa
Plus500
Historia: Giler - ojciec Naszej Legii

Historia: Giler - ojciec Naszej Legii

To już 10 lat od śmierci Wiesława Gilera, Wydawcy i Redaktora naczelnego Tygodnika Kibiców „Nasza Legia”, który ukazywał się w latach 1997-2007. Przy tej okazji warto przybliżyć kibicom o nieistniejący już tygodnik kibiców oraz sylwetkę jego założyciela.

Autor: Janusz Partyka

Fot. Janusz Partyka, Archiwum Legii

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Janusz Partyka

Fot. Janusz Partyka, Archiwum Legii

23 lata temu, dokładnie 7 kwietnia 1997 roku, w kioskach całej Polski ukazał się pierwszy numer pisma dla kibiców, które cieszyło się uznaniem przez kilkanaście lat. Nasza Legia zaczynała jako tygodnik z 16 stronami, z zerowym archiwum zdjęciowym i niewiele większymi doświadczeniami. Później było stron 32, a gdy była okazja (przy numerach specjalnych czy świątecznych) nawet 68. Po zmianie wydawcy w 2008 roku (NL stała się oficjalnym wydawnictwem Legii Warszawa), przez moment zeszczuplała o stron osiem, by później mieć ich 100 i ukazywać się jako miesięcznik.

Zdjęcie

Był to pierwszy i przez wiele lat jedyny magazyn klubowy w Polsce. Doczekał się ponad 600 numerów (nie licząc gazetowego wydania biuletynu, wydanego przez CWKS Legia z okazji pierwszego meczu 1/2 finału w rozgrywkach o Puchar Europy Mistrzów Klubowych w sezonie 1969/1970, pomiędzy Legią i Feyenoordem Rotterdam, rozegranego 1 kwietnia 1970 roku). W roku 1997 pismo utworzył wielki pasjonata piłki i kibic Legii Wiesław Giler. Właśnie dziś, 2 lutego, obchodzimy 10. rocznicę Jego śmierci. „Kibice Manchesteru United, Juventusu Turyn czy Barcelony mają gazety poświęcone ich klubom od dawna. Od dziś swój tygodnik mają także fani Legii! Według naszych informacji będzie to pierwsze w kraju pismo adresowane do fanów konkretnej drużyny (nie liczymy rzecz jasna ukazujących się tu i ówdzie gazetek kibiców, powielanych za pomocą kserokopiarek i rozprowadzanych w tzw. drugim obiegu). Ale kto, jeśli nie liczni fani najpopularniejszego i najpotężniejszego klubu piłkarskiego w Polsce zasługiwał na to bardziej?! 'Nasza Legia' to tygodnik wszystkich ludzi, których łączy wspólna pasja – sympatia do stołecznego klubu. Znajdziecie w nim wszystko, co może Was interesować: sprawozdania z meczów, reportaże z wyjazdów i zgrupowań, wywiady z zawodnikami, trenerami i działaczami, bogate statystyki i wspomnienia z przeszło 80-letniej historii klubu. Będziemy towarzyszyć Legii wszędzie, abyście mogli być na bieżąco informowani o tym, co dzieje się w klubie. W każdym numerze zamieszczać będziemy poster piłkarza naszego klubu, wraz z krótką notką, która pozwoli Wam poznać go nie tylko od boiskowej, ale także od prywatnej strony. Będziemy starali się dotrzeć wszędzie, gdzie są ludzie kibicujący Legii. Tygodnik będzie sprzedawany w ponad 100 miastach – nie tylko w Sosnowcu, Szczecinie, Elblągu czy Kwidzynie, ale również w Łodzi i Poznaniu. Tam także są fani Legii! Osobne miejsce poświęcimy w 'Naszej Legii' klubom z Mazowsza, występującym w niższych klasach rozgrywkowych. Odwiedzać będziemy dla Was stadiony różnych klubów w całej Europie. Obecna będzie na naszych łamach również narodowa reprezentacja. Jesteśmy przekonani, że będziemy mieli okazję opisywać dla Was liczne sukcesy Naszego Klubu. Pozostaje zatem życzyć miłej lektury i wielu wrażeń na stadionach, zarówno w Polsce, jak i w Europie!” – pisał ponad dwie dekady temu we wstępniaku pierwszego numeru Wydawca i Redaktor naczelny Wiesław Giler.

Zdjęcie

Przez lata pokolenia dziennikarzy starały się wypełnić to przesłanie, z całkiem niezłym skutkiem. W redakcyjnej stopce pierwszego numeru widniały nazwiska: Wiesława Gilera, Roberta Piątka, Bogdana Bańki, Renaty Blaźniak, Pawła Burlewicza, Wojciecha Hadaja, Jacka Kostantego, Łukasza Kowalskiego, Jakuba Moryca, Mirosława Skowrona, Joanny Jagodzińskiej, Kuby Atysa czy Witolda Chudoby. Przez lata zespół redakcyjny rósł w siłę, pojawiali się kolejni dziennikarze, którzy właśnie w „Naszej Legii” stawiali pierwsze kroki przed wypłynięciem w szeroki dziennikarski świat. 23 lata to dużo, jeśli kogoś pominęliśmy, to tylko przez zwykły przypadek. Przedstawiamy więc w kolejności alfabetycznej tworzących NL żurnalistów, grafików i fotoreporterów: Jacek Bednarz, Marcin Bodziachowski, Dominika Bołba, Wiktor Bołba, Paweł Burlewicz, Danuta Chalimoniuk, Małgorzata Chłopaś, Paweł Chrząszcz, Wiktor Cegła, Paulina Czerwińska, Adam Dawidziuk, Maciej Dobrowolski, Radosław Firlej, Dorota Górska, Agnieszka Hoppe, Jędrzej Hugo-Bader, Marek Ignasiewicz, Bartosz Jabłoński, Tomasz Janus, Piotr Jarek, Grażyna Jeżak, Grzegorz Kalinowski, Emil Kamiński, Grzegorz Karpiński, Mikołaj Komar, Piotr Kosmala, Mateusz Kostrzewa, Janusz Kożusznik, Piotr Kucza, Emil Kuras, Jerzy Lechowski, Krzysztof Mocek, Maciej Moch, Paweł Mogielnicki, Piotr Niemiec, Paweł Nowakowski, Łukasz Olkowicz, Janusz Partyka, Sebastian Perchel, Adam Polak, Edwin Radzikowski, Krzysztof Radzimski, Agnieszka Roszuk, Maciej Rowiński, Dagmar Siemiątkowski, Rafał Sobieszczak, Tomasz Stanek, Krzysztof Stanowski, Konrad Strózik, Artur Szczepanik, Marcin Szuba, Zofia Szuster, Bartłomiej Szyperski, Rafał Ślaski, Leszek Świder, Mieczysław Świderski, Paulina Tarach, Michał Trociński, Paweł Wargenau, Eugeniusz Warmiński, Maciej Weber, Mariusz Wolski, Paweł Zarzeczny, Ireneusz Zawadzki, Aleksandra Żaczek i Robert Żukowski. Wszyscy oni tworzyli ulubione pismo kibiców w Łazienkowskiej. Część z nich w zawodzie już nie pracuje, większość jednak ma się całkiem nieżle i wykorzystuje swój talent i umiejętności w innych tytułach, portalach internetowych czy różnych stacjach telewizyjnych.

Zdjęcie

Kiedy więc 23 lata temu rzucił hasło: „Robimy gazetę dla kibiców”, niewielu wzięło to na poważnie. Po kilku tygodniach swój cel jednak zrealizował. Przez lata wspierał i promował swój ukochany klub. Popularyzował Legię za wszelką cenę – to był Jego sen, który zrealizował na jawie. Kochał Legię miłością prawdziwą, a swoją misję zakończył zdecydowanie za szybko. Dwa lata temu powrócił na Łazienkowską jako patron trybuny prasowej stadionu Legii. Trybuny, na której zasiada dziś wielu dziennikarzy, którzy wyrośli spod skrzydeł Jego i „Naszej Legii”. Oto jak niektórzy dziennikarze NL wspominają Wiesława Gilera:

Wiktor Bołba (były dziennikarz NL, kustosz Muzeum Legii, jeden z pomysłodawców nazwania trybuny prasowej Legii imieniem Wiesława Gilera):

„Założony w kwietniu 1997 roku z inicjatywy Wiesława Gilera tygodnik 'Nasza Legia', był w Polsce pierwszym klubowym pismem, ukazującym się regularnie w kioskach całego kraju. Misją 'Naszej Legii' było przekazywanie działaczom tego, co chcieli im powiedzieć kibice, natomiast kibicom dostarczać informacji na temat klubu. Nie bojąc się wyzwań dziennikarze 'Naszej Legii' wkładali serce w to, co robili. Jakaś ogromna energia napędzała Wiesława Gilera do robienia czegoś pozytywnego. Miał taką pozycję zawodową, że mógł sobie wygodnie siedzieć za biurkiem w dobrze skrojonym garniturze w przestronnym gabinecie. Tylko że to nie była jego bajka. Wiesiek był zupełnie nieprzewidywalny, przez tych z wybujałym 'ego' traktowany jak dziwak. W jednej chwili potrafił wymyśleć akcję typu '1000 flag na trybunach', by bezgranicznie poświęcić się tej idei. W jego głowie rodziły się pomysły na 'Wielką Flagę', 'Panoramę Warszawy' czy pelerynki na derby. Może to zabrzmi nieskromnie, ale po wielu jego inicjatywach dało się dostrzec niesamowity potencjał drzemiący w kibicach Legii. Być może kibice Legii młodszego pokolenia nie mają pojęcia, że śpiewając przed meczem 'Sen o Warszawie', spełniają jeden z jego najbardziej trwałych pomysłów. Bogate i głęboko zakorzenione w nim tradycje warszawskie sprawiły, że bardzo zaangażował się w to, żeby 'Sen o Warszawie' rozpalał serca kibiców Legii - stał się hymnem stadionu przy ulicy Łazienkowskiej. Mało tego, chociaż nie był w klubie pracownikiem działu marketingu, jeździł po całej Polsce rozsławiając Legię. Odwiedzał setki szkół i domów dziecka rozdając tysiące koszulek. Na wszystko łożył kasę ze swojej kieszeni. Wiesław Giler miał niezwykłą łatwość zjednywania ludzi, a przy tym lubił dobry humor. Chociaż byłem jednym z nielicznych w redakcji, którzy mieli przywilej bycia z nim na 'ty', pamiętam, że zawsze jak do mnie dzwonił, rozmowę zaczynał tymi słowami: 'Wiktor, szef dzwoni!', na co ja niezmiennie odpowiadałem: 'Szefie, już stoję na baczność!'. To był oczywiście żart, ponieważ nigdy nie dał mi tego odczuć, że jest moim szefem. Byliśmy kolegami. Wiesiek jak i jego prawa ręka w redakcji Robert Piątek, przez 10 lat współpracy dawali mi wolny wybór tematów i wolną rękę w redagowaniu tekstów w 'Naszej Legii'. Zdarzało się, że niektóre artykuły dotykające bolących miejsc, powodowały 'gorące' reakcje w klubowych gabinetach, wówczas Wiesiek jak lew bronił niezależności 'Naszej Legii'. Z kręgu ludzi, których wypromował na łamach tygodnika 'Nasza Legia', zdecydowana większość jest dziś znanymi, mającymi za sobą publikacje w czołowych tytułach prasowych w kraju dziennikarzami. Mottem tego wyboru, jest myśl: 'Przeszłość nie umiera, póki są po niej ślady choćby w pamięci'”.

Zdjęcie

Robert Piątek (były dziennikarz i z-ca redaktora naczelnego Tygodnika Kibiców „Nasza Legia”, obecnie „Przegląd Sportowy”):

„To był Jego pomysł i Jego moc sprawcza. 7 kwietnia 1997 roku, dokładnie 21 lat temu, w kioskach w całym kraju ukazał się pierwszy numer tygodnika 'Nasza Legia'. Wielu mówiło, że to szaleństwo, że gazeta dedykowana kibicom jednego klubu, na dodatek niezależna, musi szybko upaść. Nie mieli racji, On utrzymał tytuł na rynku przez prawie 11 lat. Oddał go (Legii, nie likwidatorowi), gdy był już poważnie chory i porządkował swoje sprawy. Był biznesmenem, ale nie traktował „NL” jako przedsięwzięcie obliczone na zysk. Przeciwnie, to On chciał coś dać – Legii, klubowi, który kochał, i jej kibicom. Sam też był kibicem i lokalnym patriotą (tak siebie określał), ale rywal był dla niego tylko rywalem, a nie wrogiem. Był przyjaznym człowiekiem, który zarażał pozytywnym myśleniem, optymizmem. Nawet po dłuższej serii niepowodzeń pocieszał innych kibiców stołecznej jedenastki i twierdził, że Legia będzie najlepsza. Od lat tak właśnie jest, ale On najbardziej owocnego czasu nie doczekał. Odszedł w lutym 2010 roku – na kilka miesięcy przed otwarciem nowego stadionu Legii, na sześć lat przed jubileuszem 100-lecia istnienia klubu i powrotem do Ligi Mistrzów, na kilka lat przed zdobyciem czterech tytułów mistrza Polski w pięciu ostatnich sezonach. Choć jednak nie dane mu było zająć miejsca na trybunach dzisiejszego obiektu Legii, to w jakiś sposób jest na nich obecny. Jest na nich przed każdym meczem, kiedy kibice śpiewają 'Sen o Warszawie', bo to On wpadł na pomysł, żeby wprowadzić taki rytuał. Jest, kiedy na 'Żylecie' pojawiają się wielkie flagi, które powstały z inicjatywy Jego tygodnika. Jest w pamięci kibiców Legii, których całe pokolenie wychowało się na 'NL'. Jeśli Legia pod względem medialności i popularności jest w Polsce zdecydowanym liderem, i jeśli jej kibice są uważani przez 'branżowe' media za jednych z najlepszych, a nawet najlepszych na świecie, to jest w tym także Jego ogromna zasługa”.

Zdjęcie

Paweł N.T. Burlewicz (były żurnalista NL, obecnie dziennikarz w „Przeglądzie Sportowym”):

„To był człowiek z wizją. Potrafił sobie wyobrazić Legię jako europejską markę. Klub rozpoznawalny i szanowany na całym kontynencie. Wiedział, że do celu prowadzi długa droga, ale nie zamartwiał się, czy coś się da zrobić, tylko od razu planował pierwszy krok. Inspirował wielu ludzi związanych z klubem, a sam - za własne pieniądze - przywrócił do życia 'Naszą Legię'. Jedyną taką gazetę w całej Europie Środkowej i Wschodniej. Wspierał jednak dziennikarzy z wielu mediów, bo na niczym nie zależało mu tak bardzo, jak na tym, by o Legii pisano i mówiono jak najwięcej. By tętno Warszawy przyspieszało wraz z meczem. Jak na biznesmena przystało Wiesław Giler był stanowczy i energiczny, ale miał też drugą twarz. Nie szukał rozgłosu, ale pomagał wielu ludziom w potrzebie. Jako człowiek, który do wszystkiego doszedł ciężką pracą, chciał ułatwić życiowy start innym”.

Zdjęcie

Krzysztof Mocek (były dziennikarz NL, obecnie Managing director w Isobar Polska):):

„Jeden na milion, jedyny w swoim rodzaju. Autentyczny do bólu, za nic mający sobie, co pomyślą o nim inni, stanowczy w swoich sądach. A jednocześnie uśmiechnięty od ucha do ucha, zarażający pozytywną energią, bez względu na okoliczności zawsze do końca wierzący w sukces swojej ukochanej Legii. Pan Wiesław. Dla nas na zawsze Szef. Dla większości po prostu Wiesiek, bo ze wszystkimi, którzy mieli ‘eLkę’ w sercu natychmiast skracał dystans traktując ich jak swoich starych przyjaciół. Zaczynając swoją przygodę z redakcją jako nastoletni chłopak nie byłem w stanie tego dostrzec, ale dzisiaj rozumiem, że Nasza Legia nigdy nie była dla niego projektem biznesowym. Była misją. Jego wkładem w budowanie klubu europejskiego formatu, o którym zawsze marzył. Darem dla całej legijnej społeczności, która dzięki niemu – w czasach, w których mało kto słyszał o internecie – nagle miała swoją drużynę na wyciągnięcie ręki. Nikomu wcześniej ani później się to nie udało...”.

Zdjęcie

Grzegorz Karpiński (historyk Legii Warszawa współpracujący z „Naszą Legią”):

„Wieśka Gilera poznałem w połowie lat 90. Kojarzyłem go z widzenia już wcześniej z meczów Legii czy wyjazdów ale nie tam się poznaliśmy, tylko w firmie komputerowej, w której pracowałem.  Przyszedł wybrać komputer a ja zapamiętałem ten moment bowiem od wejścia wręcz niesamowicie emanował Legią. Ubrany w koszulkę klubową, kaszkiet, uśmiech spod wąsów, nawet z głośników w samochodzie gdy podjeżdżał bębniła składanka piosenek stadionowych. Od razu się czuło, że przyjechała Legia. Później gdy się lepiej poznaliśmy najbardziej imponowało mi u niego przejście od pomysłu jaki mu się pojawiał w głowie do fazy jego realizacji. To było po prostu natychmiastowe. Wiesiek wymyślał coś i od razu brał się do roboty. Gdy w kibicowskim gronie zastanawialiśmy się jak zabrać się do zrobienia pierwszej na Legii sektorówki. Wiesiek był już po rozmowach z zakładami krawieckimi.  Z kolei gdy pracowaliśmy nad oprawami meczowymi często lubił robić miłe niespodzianki. Pewnego razu przygotował 1000 flag, innym razem kilka tysięcy foliowych kamizelek przeciwdeszczowych w barwach Legii.  Zdarzało się, że gdy coś mu przy okazji wpadło do głowy co mogłoby dotyczyć oprawy dzwonił nawet późnym wieczorem zapytać czy się nie przyda. Nic nie mogło czekać. Osobną sprawą była pasja Wieśka do promowania Legii i Warszawy w całej Polsce. Miał w tej kwestii własna politykę, sponsorował domy dziecka i wspierał fankluby. Gdy na naszym stadionie próbowaliśmy zmienić  nudny repertuar piosenek puszczanych przed meczami  Wiesiek podpowiadał: „Powinni grać piosenki o Warszawie!”. Robił to  zresztą sam już od lat. Pamiętam jak z fasonem, powoli podjeżdżał samochodem pod stadion w jakimś Lubinie czy Zabrzu a przez otwarte okna z głośników już z daleka Niemen śpiewał „Sen o Warszawie”. Czuliśmy wtedy się tak, jakby ta Warszawa w całości razem z nim jechała. Tak promował tą piosenkę, aż w końcu stała się hymnem kibiców. Wiesiek był niczym dobry wujek w naszej legijnej rodzinie. Potrafił służyć radą, robił dowcipy przy, których wszyscy się dobrze bawili, a jak był kryzys to stawał się negocjatorem i łagodził spory. Jego pozycja po trosze działacza, biznesmena i kibica pozwalała mu płynnie oscylować pomiędzy tymi rolami. Gdy trzeba było rozmawiał z zarządem klubu jak partner by następnego dnia intonować piosenki na wyjeździe. Gdy na  mecz z Wisłą w Krakowie kibice Legii dostali zakaz wyjazdowy co oznaczało spotkanie bez naszego dopingu. Wiesiek z trybuny prasowej wraz z ekipą kilku innych osób zastępowali cały sektor gości. Innym razem na starym stadionie w Poznaniu spotkałem go gdy walił w wielki bęben, przywieziony specjalnie na mecz z Warszawy. Taki z niego był trochę ultras”.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.