
Historia: Kalendarium Legii (14 czerwca) - Mały wielki piłkarz
Codziennie na Legia.com - w Kalendarium Legii - przypominać Wam będziemy istotne wydarzenia ze 104-letniej historii klubu z Łazienkowskiej przypadające na dany dzień. 14 czerwca 1986 roku w drużynie Legii – w przegranym 1:3 spotkaniu z Young Boys Berno – zadebiutował Leszek Pisz, który zdobył z drużyną trzy tytuły mistrza Polski, cztery krajowe puchary, dwa Superpuchary, a także jako kapitan wprowadził Wojskowych do Ligi Mistrzów. W barwach klubu z Łazienkowskiej „Generał”, będący członkiem Galerii Sław Legii, rozegrał łącznie 285 meczów, w których strzelił 62 gole.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Mateusz Kostrzewa, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Włodzimierz Sierakowski/FotoSport, Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Mateusz Kostrzewa, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Włodzimierz Sierakowski/FotoSport, Janusz Partyka
Gdy po trzech miesiącach okresu unitarnego i złożeniu przysięgi mało znany jeszcze wówczas piłkarz o nazwisku Pisz pojawił się na obiektach Legii, ówczesny kierownik drużyny Kazimierz Orłowski od razu kazał przebrać mu się w dres. Polecił wziąć ze sobą kilka piłek, rezerwowego bramkarza Grzegorza Tomalę i pomaszerować na boczne boisko przy Łazienkowskiej. Orłowski doskonale wiedział, że Leszek Pisz w spotkaniach Igloopolu Dębica skutecznie wykonywał rzuty wolne, czym często wybawiał kolegów z opresji. Jednak po tym, co zobaczył w wykonaniu filigranowego legionisty na treningu, zwyczajnie nie mógł zasnąć.

Następnego dnia młody podczas zajęć musiał zaprezentować swoje umiejętności przed szkoleniowcem Jerzym Engelem i kolegami z drużyny. W bramce stanął już jednak doświadczony kadrowicz Jacek Kazimierski i... co chwila musiał wyjmować piłkę z siatki. Początkowo na treningach Pisz nie wzbudzał jednak wśród piłkarzy respektu, ale kiedy podczas gry w dziadka zaczął co chwilę zakładać gwiazdorom „siatki”... posypały się na niego gromy. Nie dość, że filigranowy i anonimowy piłkarz rodem z głębokiej prowincji strzela ze stałych fragmentów „takie gole”, to jeszcze ośmiesza w najbardziej perfidny sposób kadrowiczów.
Jego pozycja w ekipie Legii z dnia na dzień rosła. Pozostali zawodnicy zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, jak ważnym ogniwem może stać się w ich drużynie Leszek Pisz. Starszyzna szybko go zaakceptowała i szybko stał się pełnoprawnym członkiem drużyny. Mały wielki piłkarz – tak niedługo po tym będzie o nim mówić cała Warszawa.

Z początku grał jednak mało, a na swoją prawdziwą szansę w Legii musiał trochę poczekać. Piłkę z rzutów wolnych uderzali zazwyczaj Dziekanowski, Karaś i Buda. Pisz musiał nawet w pewnym momencie się spakować i wrócić na pół roku do Dębicy. To wydarzenie podrażniło jego ambicję. Prawdziwym liderem Legii stał się jednak dopiero w 1993 roku, za kadencji duetu Janusz Wójcik – Paweł Janas, a kibicom obecnie kojarzy się przede wszystkim z dwoma dubletami oraz Ligą Mistrzów, gdzie dotarł z drużyną aż do ćwierćfinału (wspaniałym uderzeniem głową strzelił wyrównującego gola w spotkaniu IFK w Goeteborgu, po którym Legia po raz pierwszy w historii polskiej piłki dostała się do Champions League).

To on brał na swoje barki ciężar gry w najważniejszych meczach i najtrudniejszych chwilach drużyny. Jego rola w Legii była olbrzymia. W drużynie było wielu doświadczonych i świetnych piłkarzy, ale to właśnie on stanowił o sile zespołu. Doskonały technik i inicjator akcji ofensywnych oraz kapitan przez duże „K” – słowem symbol wielkiej drużyny, która powstała w latach 90. przy Łazienkowskiej. Niektórzy zwracali się do niego per „Generale” – taki przydomek nadał mu norweski trener Nils Arne Eggen.

Pisz strzelił najwięcej goli z rzutów wolnych spośród wszystkich piłkarzy Legii w jej historii (19, w tym raz – jak „Kaka” – bezpośrednio z rzutu rożnego). W sezonie 1994/95 potrafił zdobywać bramki ze stałych fragmentów gry w trzech ligowych meczach z rzędu – to wizytówka Pisza nie tylko w kraju, ale w całej Europie. „Całe życie ćwiczyłem rzuty wolne. Gdy reszta piłkarzy biegała po lesie, ja brałem sztuczny mur i kilkanaście razy objeżdżałem z nim całe pole karne. Uderzałem z każdej pozycji, aż do znudzenia. Miałem niezłe zakwasy, ciągnęły mnie mięśnie, ale nigdy nie kładłem się na stół do masażu. Efekty tego widoczne były w meczach” – mówił niegdyś w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Z Piszem wiążą się same dobre wspomnienia. W latach 90. legioniści zdobywali tytuły mistrza Polski, krajowe puchary i superpuchary (Pisz ma ich w swojej kolekcji odpowiednio – trzy, cztery i dwa), jak równy z równym walczyli w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów z FC Aberdeen, Sampdorią Genua czy Manchesterem United. Koniec końców awansowali wychodząc z grupy Ligi Mistrzów. Wszędzie tam przewijało się nazwisko „Generała”. „Nie wiem jakim cudem ktoś wrzucił tych wszystkich wariatów w tym samym czasie do jednej szatni. Chodziliśmy po każdym treningu czy meczu do słynnego 'Garażu' i tam przy piwie dyskutowaliśmy o naszej grze. Tam też zrodziła się w nas więź, która łączyła nas również poza boiskiem” – wspominał Pisz w wywiadzie z „Naszą Legią”.

Gra w Legii i pucharach zaowocowała zagranicznym transferem. Trafił do PAOK-u Saloniki, ale długo tam miejsca nie zagrzał. Przeniósł się Kavali, gdzie został wybrany najlepszym sportowcem 40-lecia klubu. Po powrocie z Grecji do kraju pograł krótką chwilę i w 2002 roku zawiesił buty na kołku. Jedyną rysą na wspaniałej karierze Pisza jest reprezentacja Polski, w której rozegrał tylko 14 spotkań, strzelając jednego gola. Obecnie Pisz wiedzie spokojne życie w swoim rodzinnym mieście. Latem spędza czas na położonej w malowniczym lesie działce, na którą od czasu do czasu wpadnie ktoś z wielkiej Legii lat 90. Nie odcina kuponów od sławy, w wolnych chwilach przekazuje swoją piłkarską wiedzę następnym pokoleniom młodych adeptów futbolu z Dębicy.

„Wściekły mógł być dwa razy. Pierwszy raz z powodu wypożyczenia do Motoru Lublin, o czym możecie przeczytać na stronach Księgi Legii. Drugi z powodu ławki rezerwowej w meczu z IFK Goeteborg. Był generałem drugiej linii Legii Warszawa. Długo dorastał do tej roli. Niewielki wzrostem, wielki sercem. Jeden z najwybitniejszych rozgrywających w historii klubu. Perfekcyjny wykonawca rzutów wolnych. Mózg drużyny, która dotarła do 1/4 finału LM. Opaska kapitana nigdy mu nie ciążyła. Kiedy nie szło, brał odpowiedzialność na siebie. Był taki moment w sezonie 1994/95, że drużynie nie szło. Grała słabo, przegrała z Lechem (0:1), zremisowała z Petrochemią (0:0). Widzew był niebezpiecznie blisko, a na stadion przy Łazienkowskiej przyjechała Stal Stalowa Wola. Siedemdziesiąt minut męczarni, chęci przełamania niemocy. W końcu rzut wolny i niezawodny kapitan. Gol i wszystko się zmieniło. Trzy wygrane mecze i mistrzostwo Polski, bez którego nie byłoby możliwości walki o Champions League; był w niej jedną z najjaśniejszych postaci. Jedyne, co mu nie wyszło, to reprezentacja Polski. W niej fortuna nie sprzyjała. Człowiek, który prowadził Legię do wielkich sukcesów w europejskich pucharach, w koszulce z orłem na piersi nie potrafił sprostać wymaganiom. Skończyło się na zaledwie 14 meczach i jednej bramce. Kiedy opuszczał Legię (jesień 1996), zastanawiano się, kto może zostać jego następcą. Mijały lata, a piłkarz o takich umiejętnościach się nie objawił. Kilka lat spędził w Grecji, był gwiazdą Kavali. U schyłku kariery trafił jeszcze do Śląska Wrocław, aby zakończyć karierę w Pogoni Staszów. A potem został tylko basen w Dębicy i spokojne życie piłkarskiego emeryta. Jeden z założycieli 'Legia Champions', drużyny złożonej z wybitnych zawodników stołecznego klubu, rozgrywającej mecze, z których dochód przeznaczano na cele charytatywne. Trzy razy był mistrzem Polski (1993, 1994, 1995), czterokrotnie sięgał po Puchar Polski (1989, 1990, 1994, 1995), a dwa razy triumfował w SP (1989, 1994). W kwietniu 2005 roku trafił do Galerii Sław Legii Warszawa” - czytamy o Leszku Piszu w Księdze Stulecia Legii.

W 2015 roku Leszek Pisz odwiedził Łazienkowską. Przypominamy materiał wideo:
Autor
Janusz Partyka