Historia: Kalendarium Legii (23 marca) - Król stolicy, czyli „nie ma lepszego od Darka Dziekanowskiego”! - Legia Warszawa
Plus500
Historia: Kalendarium Legii (23 marca) - Król stolicy, czyli „nie ma lepszego od Darka Dziekanowskiego”!

Historia: Kalendarium Legii (23 marca) - Król stolicy, czyli „nie ma lepszego od Darka Dziekanowskiego”!

Codziennie na Legia.com - w Kalendarium Legii - przypominać Wam będziemy istotne wydarzenia ze 104-letniej historii klubu z Łazienkowskiej przypadające na dany dzień. W kolejnym odcinku o królu stolicy lat 80. - Dariuszu Dziekanowskim, który 23 marca 1988 roku w meczu reprezentacji Polski z Irlandią Północną (1:1), strzelił jednego ze swoich 20 goli dla kadry narodowej.

Autor: Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Janusz Partyka

23 marca 1988 roku gola dla reprezentacji Polski w meczu z Irlandią Północną (1:1) strzelił legionista Dariusz Dziekanowski. „Nie ma lepszego od Darka Dziekanowskiego” - śpiewali warszawscy kibice trzy dekady temu. Rzeczywiście, lepszego wówczas nie było. Można śmiało powiedzieć, że w latach 80. przychodziło się na Legię właśnie na „Dziekana”.

Zdjęcie

Dariusz Dziekanowski urodził się 30 września 1962 roku w Warszawie. Karierę piłkarską rozpoczynał w Polonii Warszawa, skąd przeniósł się do stołecznej Gwardii. Aby trafić do Legii musiał wyjechać do Łodzi, ale o tym za chwilę. W pewnym sensie był symbolem niespełnionych nadziei - tak osobistych, jak i klubu z Łazienkowskiej. Mówiono o nim enfant terrible polskiego futbolu. Fakt, tak jak Anglicy mieli swojego Besta czy Gascoigna, Argentyńczycy Maradonę, a Irlandczycy Bellamy'ego, tak Polacy mieli swojego Dziekanowskiego. Zawsze chodził swoimi ścieżkami, gdy drużyna wybiegała na przedmeczową rozgrzewkę wychodził z tunelu jako ostatni. Oddzielne oklaski należały się właśnie jemu. Stolica kochała go tak, jak on kochał stolicę. W Warszawie był uwielbiany, w innych miastach lżony i wygwizdywany. „Nie każdy może być aktorem i tak samo jest z piłkarzem. Dla mnie to najpiękniejszy moment, gdy jako goście wchodziliśmy na murawę i wszyscy krzyczeli chcąc nas wytrącić z równowagi. Wtedy wiesz, że oczy wszystkich są zwrócone na ciebie. Zdarzało się, że na rozgrzewce celowo przepuszczałem piłkę, żeby być bliżej kibiców, by się uśmiechnąć i coś złośliwego szepnąć” - mówił w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.

Zdjęcie

Dziekanowski był „złotym dzieckiem” polskiej piłki. Na początku lat 80., jako gwiazda reprezentacji U18, dwukrotnie zdobył z nią wicemistrzostwo Europy. I choć brał potem udział w eliminacjach do mistrzostw świata w Hiszpanii, Antoniemu Piechniczkowi zabrakło odwagi by zabrać go na mundial. To był jeden z punktów zwrotnych, który odcisnął piętno na jego dalszej karierze. Rok po mundialu w Hiszpanii utalentowany warszawiak przeniósł się z Gwardii do... No właśnie, nie do wymarzonej Legii, do której skierował zresztą swoje pierwsze kroki, a do łódzkiego Widzewa. Najpierw jednak spotkał się z zarządzającym Legią pułkownikiem Zenonem Olszakiem. Na początku rozmowy było miło i przyjemnie, ale do czasu. Pułkownik w pewnym momencie zapytał „Dziekana” co może dla niego zrobić, aby ten przeszedł na Łazienkowską. Gdy piłkarz powiedział o swoich oczekiwaniach Olszak wpadł w szał natychmiast kierując rozmowę na oficjalne tory. „Dziekan” wyszedł z klubu wściekły, rozczarowany i bez konkretów. Do gry włączył się Widzew. Prezes Sobolewski zgodził się spełnić wszystkie jego zachcianki i w ten sposób piłkarz trafił do Łodzi. O niektórych kobietach zwykło się mówić, że wyglądają jak milion dolarów. Dziekanowski mógł w pewnym momencie poczuć, jakby wyglądał niczym... 21 milionów złotych. Za tak astronomiczną jak na tamte czasy kwotę Widzew wykupił z Gwardii najzdolniejszego piłkarza w kraju. Ówczesna średnia pensja wynosiła 14,5 tys. złotych. Za tę kwotę (nie)można było kupić około dwustu „maluchów”, po cenach oficjalnych.

Zdjęcie

W Łodzi szło mu jednak nie najlepiej. Statusem gwiazdy musiał dzielić się z Włodzimierzem Smolarkiem, co wówczas nie było takie proste. Poza tym koledzy często nie dostrzegali go na boisku, dając do zrozumienia, że mają olbrzymi kompleks stolicy. Taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie, a on sam we włókienniczym mieście czuł się źle. W pewnym momencie udzielił pamiętnego do dziś wywiadu w którym stwierdził, że kiedy wjeżdża do Warszawy szeroko otwiera w samochodzie okno, by móc wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem. To był jego początek końca w Widzewie.

Zdjęcie

Latem 1985 roku wreszcie mógł przenieść się do swojej Legii. Pięknie rozpoczynająca się kariera okazała się jednak jego największym przekleństwem. Na boisku imponował bajeczną techniką i strzeleckim nosem. Poza tym wyróżniał się elokwencją i pewnością siebie. Dziekanowski był jednak piłkarzem chimerycznym. Zarzucano mu, że zbyt często dobre mecze przeplata słabymi. Może dlatego, że coraz bardziej pociągały go uroki rodzinnego miasta, nie mające jednak wiele wspólnego z piłką?

Zdjęcie

Miał jednak wystarczający talent i umiejętności, by swoją grą czarować fanów z Łazienkowskiej. W swoim debiucie w samej końcówce meczu z Bałtykiem Gdynia w Warszawie zdobył decydującego gola. W pamięci kibiców zapadły również jego trzy bramki zdobyte w niespełna cztery minuty z Olimpią Poznań, zaraz po tym gdy przy linii bocznej boiska zmienił piłkarskie buty. Dla Dziekanowskiego na Stadion Wojska Polskiego zaczęło przychodzić coraz więcej fanów. Poza stolicą był najgłośniej wygwizdywanym legionistą, stając się niejako symbolem najbardziej znienawidzonego klubu w kraju. Największą zmorą „Dziekana” i innych świetnych piłkarzy Legii, którzy w tym czasie występowali przy Łazienkowskiej, był jednak brak mistrzostwa Polski. Przez klub przewinęło się sporo indywidualności, lecz nie było zespołu, który ciągnąłby wózek w jedną stronę. Po stronie sukcesów napastnik Legii może zapisać jedynie Puchar Polski zdobyty w 1989 roku. Dziekanowski doskonale grał także w pamiętnych meczach z Interem Mediolan w rozgrywkach o Puchar UEFA, po których Włosi wykładali za niego olbrzymie pieniądze. Władza komunistycznego kraju pozostała jednak niewzruszona i nie pozwoliła mu na wyjazd do zespołu, w którym miał stworzyć atak marzeń z Rummenigge i Altobellim. Odebrano mu tym samym szansę występów w najlepszej lidze świata. Był jeszcze temat transferu do Bayeru Leverkusen, który również nie doszedł do skutku. Od tego momentu jego kariera znalazła się na równi pochyłej, a w sensie mentalnym wyzionęła ducha. Zrezygnowany Dziekanowski nigdy nie pogodził się z tym, że odebrano mu jakiekolwiek złudzenia, by zostać piłkarzem europejskiego formatu. Ostatecznie po przemianach ustrojowych pozwolono mu wyjechać do Szkocji, gdzie podpisał kontrakt z Celtikiem Glasgow. Mimo kilku pamiętnych występów i sympatii fanów z Celtic Park, był to już jednak łabędzi śpiew legionisty. „Dziekan” grał jeszcze przez chwilę w Bristol City... Legii, Alemanii, FC Koln i Polonii Warszawa, by w roku 1996 zakończyć karierę.

Prawdopodobnie nie było w historii polskiej piłki zawodnika o większym potencjale niż on. Bez wątpienia nie dano mu szansy na adekwatny do skali jego talentu rozwój kariery. Z drugiej strony warto pamiętać, że także on sam często stawał na jej drodze. Legendą obrosła historia, kiedy to czołowego piłkarza Wojskowych z lat 80. na godzinę przed meczem... wyciągnięto z wanny w jego domu i przywieziono na stadion, a ten przesądził o wygranej Legii. Ciekawe, czy w tej opowieści chodzi akurat o „Dziekana”? Piłkarz rozegrał w Legii 134 mecze, w których strzelił 59 goli.

Udostępnij

Autor

Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.