
Historia: Kalendarium Legii (29 marca) - Robert Gadocha - piłkarz, którego kocha(ła) cała Warszawa
Codziennie na Legia.com - w Kalendarium Legii - przypominać Wam będziemy istotne wydarzenia ze 104-letniej historii klubu z Łazienkowskiej przypadające na dany dzień. W kolejnym odcinku o skrzydłowym Legii Robercie Gadosze, który jako pierwszy polski piłkarz w historii otrzymał zgodę PZPN oraz Ministerstwa Sportu na zagraniczny transfer i przeszedł do francuskiego FC Nantes.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
29 marca 1975 roku piłkarz Legii Robert Gadocha jako pierwszy polski zawodnik dostał zgodę PZPN oraz Ministerstwa Sportu na zagraniczny transfer. Przeszedł do francuskiego FC Nantes. Robert Gadocha występował w Legii w latach 1967-1975. W tym czasie wystąpił w 279 meczach, w których strzelił 88 goli.

Już od najmłodszych lat biegał za piłką razem ze swoim ojcem Marianem. Ten zabierał go na krakowskie plaże nad Wisłą i kazał godzinami prowadzić futbolówkę raz lewą, raz prawą nogą. Kiedy mały Robert podrósł, zapisał go do swojej ukochanej Garbarni, gdzie ten doskonalił umiejętności. Pozycję na boisku zawdzięcza ponoć przypadkowi, inne niż lewa strona ataku były w drużynie zajęte. Wyróżniał się na tle innych, grał ze starszymi od siebie i szybko trafił do juniorskich reprezentacji. Gadocha na Łazienkowską przyszedł w 1966 roku. Trener Jaroslav Vejvoda szukał takich właśnie zawodników. Ambicją i uporem zjednał sobie serca warszawskich kibiców na tyle, że ci ułożyli nawet okazjonalną przyśpiewkę: „Robert Gadocha, Roberta Warszawa kocha”. Na rozgrzewkę zaczął już wybiegać z tunelu jako ostatni. Dla niego bowiem zarezerwowana miała być oddzielna porcja braw.

Robert Gadocha był szybki, dynamiczny i skuteczny. Jego pojedynki z obrońcami często stanowiły ozdobę meczu. Idealnie wpisywał się w ówczesną taktykę, gdzie skrzydłowi ściśle trzymali się linii, czekając na piłkę nawet nieco poza boiskiem, by zbiec na pełnej szybkości z futbolówką w stronę szesnastki i obsłużyć kolegów kluczowym podaniem. Balansem i dryblingiem z piłką trzymaną krótko przy nodze potrafił zgubić najlepszych defensorów w Europie. Umiejętność posiadł grając wcześniej w hokeja i jak się okazało to doświadczenie mógł stosować także w futbolu. Był zawodnikiem, który sam potrafił wygrać mecz.
Z Legią zdobył dwa mistrzostwa i jeden Puchar Polski, triumfy święcił także z reprezentacją. Tak jak podczas mundialu w Niemczech, gdzie bez jego kluczowych zagrań nie byłoby siedmiu bramek Grzegorza Laty, pięciu Andrzeja Szarmacha czy trzech Deyny. Został wówczas wybrany najlepszym lewoskrzydłowym świata i trafił do jedenastki turnieju. Naukowcy zaczęli analizować sposób perfekcyjnego przetrzymywania piłki i przewidywania boiskowych sytuacji przez legionistę. „Zawodnik bez przerwy obserwował ostrością wzroku zmienną dynamiczną zawodników, a piłkę przyjmował obserwując ją dolnym nieostrym polem widzenia. To wspaniałe ułożenie nawykowe sprawiało, że podejmował zawsze optymalne decyzje i precyzyjnie adresował piłkę. A gdy chciał opanować niekorzystną sytuację drużyny, potrafił przetrzymać piłkę nawet wówczas, gdy był otoczony kilkoma przeciwnikami. Nie pozwolił jej jednak sobie odebrać, a po uporządkowaniu szyków potrafił precyzyjnie podać wybranemu partnerowi” - mówił twórca „Tarczy Bramki Piłki Nożnej” dr Ferdynand Barbasiewicz z Centrum Klawiterapii.

Już wcześniej w turnieju olimpijskim w Monachium '72 jego sześć bramek przyczyniło się do zdobycia złotego medalu przez biało-czerwonych, a przecież wyjazd tam nie był dla niego oczywisty. „Cudem dostałem się na igrzyska, a po dwóch meczach miałem już pięć goli. Przed turniejem zerwałem torebkę stawową. Wszyscy mnie skreślili, ale nie trener Górski, który mimo kontuzji powołał mnie na zgrupowanie i powtarzał, żebym się nie poddawał. Jestem mu bardzo wdzięczny” - mówił. Stał się popularny i lubiany w całym kraju, a ludzie układali na ulicy dowcipy w stylu: „Jak urodzi nam się syn, to damy mu na imię Robert, a jak córka, to Gadocha”. Kraj oszalał na punkcie Gadochy.
Autor
Janusz Partyka