
Historia: Kalendarium Legii (6 marca): Walka z żywiołem i triumf nad włoskimi gwiazdorami
Codziennie na Legia.com - w Kalendarium Legii - przypominać Wam będziemy istotne wydarzenia ze 104-letniej historii klubu z Łazienkowskiej przypadające na dany dzień. 6 marca to ważna data w historii klubu z Łazienkowskiej. Zarówno w roku 1990, jak i pięć lat później, Wojskowi rozgrywali bowiem tego dnia jedne z najważniejszych spotkań w europejskich pucharach. O ile konfrontacja z Sampdorią Genua do dziś kojarzy się fanom z olbrzymim triumfem przetrzebionej Legii z włoską potęgą futbolu, o tyle mecz z Panathinakosem w 1/4 finału Ligi Mistrzów jest nie wywołującym szczególnych emocji wspomnieniem.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Włodzimierz Sierakowski, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Włodzimierz Sierakowski, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
Jesienią 1995 roku Legia odniosła jeden z największych sukcesów w swojej historii. Po uprzednim awansie do rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów (jako pierwsza polska drużyna) zajęła drugie miejsce w stawce, co premiowało ją do gry w ćwierćfinale Champions League. Do konfrontacji z Grekami przystępowała już jednak inna Legia niż ta, która wywalczyła awans.

Rozeszły się drogi klubu i Janusza Romanowskiego, zaczęły pojawiać się nawet pogłoski, że niedawny właściciel zabierze większość piłkarzy Wojskowych do Pogoni Konstancin, co nastąpiło, ale nieco później. Pamiętny dwumecz miał odbyć się w marcu 1996 roku. Na początku miesiąca w Warszawie panował straszliwy mróz – temperatura w nocy dochodziła do minus 24 stopni (PZPN zdecydował się przełożyć pierwszą wiosenną kolejkę). Na murawie Stadionu Wojska Polskiego zalegała kilkunastocentymetrowa warstwa lodu i zmrożonego śniegu. Termin meczu wydawał się więc poważnie zagrożony. Legia była jednak wówczas klubem wojskowym, postanowiła więc do walki z żywiołem zatrudnić żołnierzy, którzy na różne sposoby próbowali pozbyć się zalegającej warstwy lodu. Po kilkudniowej nierównej walce postanowiono ściągnąć na Legię ciężki sprzęt – spychacze oraz potężne dmuchawy z lotniska. Wszystko na nic, postawiono więc na sól i amoniak, które skutecznie stopiły lód i... doszczętnie wyżarły murawę.

Mecz jednak doszedł do skutku. Fatalna, grząska murawa ograniczyła ofensywne zapędy obydwu drużyn, w ogóle zawody nie przypominały gry w normalny futbol. Piłkarzom Legii, którzy chcieli, a w zasadzie musieli wyrobić sobie bramkową zaliczkę przed rewanżem, sztuka ta się nie powiodła. Zawodzili napastnicy – Cezary Kucharski i Jerzy Podbrożny, którzy nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Józefa Wandzika. Nieskuteczny był także napastnik „Koniczynek” Krzysztof Warzycha i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. „Nie wiem nawet jak nazwać to, po czym biegaliśmy, bo chyba nigdy wcześniej na czymś takim nie grałem. Chcieliśmy przełożyć ten mecz, ale Grecy chcieli koniecznie grać. Przyjechali po bezbramkowy remis, więc takie boisko im odpowiadało i swój cel osiągnęli. Przygotowywaliśmy się do rundy wiosennej na świetnych boiskach, a przyszło nam grać na klepisku. Gdybyśmy zagrali w normalnych warunkach, nasze szanse na awans byłyby większe” – mówił po latach pomocnik Legii Zbigniew Mandziejewicz. W tym meczu debiut w Legii zaliczył Tomasz Sokołowski I. Rewanż z Panathinaikosem miał odbyć się za dwa tygodnie.

6 marca 1996 r., Warszawa, 1/4 finału Ligi Mistrzów
Legia Warszawa – Panathinaikos 0:0
Legia: Szczęsny – Jóźwiak, Zieliński, Mandziejewicz – Lewandowski (78' Wieszczycki), Michalski, Pisz, Staniek, Bednarz – Podbrożny, Kucharski (66' Sokołowski)
Panathinaikos: Wandzik – Apostolakis, Markos, G.H. Georgiadis, Kalidzakis – G.S. Georgiadis, Kolitsidakis, Borelli, Marangos, Alexoudis (79' Kapouranis) – Warzycha
Sędziował: Díaz Vega (Hiszpania), Widzów: 15 000
***
Kiedy w grudniu 1990 roku, po wyeliminowaniu szkockiego Aberdeen, los przydzielił Wojskowym za rywala w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharu włoską Sampdorię – z Gianluca Viallim, Roberto Mancinim, Toninho Cerezo i Gianluca Pagliucą w składzie – praktycznie nikt nie pozostawiał drużynie Władysława Stachurskiego większych złudzeń. Włosi byli wówczas obrońcą trofeum, czołową drużyną w Europie i murowanym kandydatem do mistrzostwa kraju. Jak się później okazało, w maju 1991 roku Sampdoria zdobyła swoje pierwsze Scudetto. Klub z Łazienkowskiej był na przeciwległym biegunie. Po rundzie jesiennej plasował się w środku ligowej stawki, bez szans na kolejny występ w pucharach. W dodatku zimą drużynę Wojskowych opuścił jej lider Roman Kosecki, który przyjął ofertę tureckiego Galatasaray.

6 marca 1991 roku, na wypełnionym po brzegi Stadionie Wojska Polskiego, doszło do olbrzymiej sensacji. Dariusz Czykier w 44. minucie wyprowadził Legię na prowadzenie, która nie oddała go już do końca spotkania. Tak NL po latach pisała o pamiętnym meczu: „Półfinałowy mecz Legii z Sampdorią Genua, rozegrany 6 marca 1991 roku, zgromadził zaledwie 15 tysięcy widzów. Dziwną tradycją wspomnianych rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów było to, że pomimo renomy przeciwników, dobrej gry Legii i zaskakujących wyników, ani razu na Stadionie Wojska Polskiego nie zanotowano kompletu publiczności. Mecz z Sampdorią piłkarze Legii rozpoczęli bez kompleksów. Grając z ogromnym sercem i poświęceniem, często byli szybsi od graczy włoskich. W 9. minucie z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Andrzej Łatka. Była to bardzo duża strata, ponieważ Łatka w drużynie odgrywał znaczącą rolę.

Zastąpił go młodziutki Wojciech Kowalczyk (choć nawet komentator Telewizji Polskiej poinformował widzów, że na plac gry wchodzi... Artur Salamon), piłkarz bez kompleksów, którego nazwisko już wkrótce komentatorzy w całej Europie mieli wymieniać we wszystkich przypadkach. W ostatniej akcji przed przerwą Dariusz Czykier strzałem głową pokonał bramkarza Sampdorii Gianlucę Pagliukę. Sensacja – 1:0 dla Kopciuszka z Warszawy, który nie przestraszył się milionerów z Genui! Jak się okazało gol Czykiera był golem zwycięskim. Obrońca Pucharu Zdobywców Pucharów, czołowy zespół Serie A, przegrał w Warszawie 0:1. Oczywiście znani ze swojej pyszałkowatości Włosi twierdzili wszem i wobec, że u siebie na kipiącym niczym wulkan stadionie Luigi Ferraris łatwo odrobią te niewielką stratę. W porównaniu z tym jak Legia ugościła piłkarzy Sampdorii w Warszawie (mieszkali w hotelu Victoria, który spełniał najwyższe standardy), dwa tygodnie później Włosi przyjęli legionistów mniej niż skromnie. Zakwaterowano ich w hotelu o standardzie dalekim od luksusu, lokując w małych i ciasnych pokoikach. W dodatku ekipie z Polski zapomniano... przydzielić tłumacza, co również nie było zbyt eleganckie ze strony gospodarzy”.

6 marca 1991 r., Warszawa, 1/4 finału Pucharu Zdobywców Pucharów
Legia Warszawa - Sampdoria Genua 1:0 (1:0)
Bramka: Czykier (44)
Legia: Szczęsny – Kubicki, Gmur, Bąk, Czykier – Pisz, Czachowski, Sobczak, Iwanicki, Łatka (9' Kowalczyk) – Cyzio
Sampdoria: Pagliuca – Lanna, Mannini, Vierchowod, Lombardo – Pari, Cerezo, Katanec, Dossena, Branca – Mancini. Trener: Vujadin Boskov
Sędzia: Muhmenthaler (Szwajcaria), Widzów: 15 000

Autor
Janusz Partyka