Historia: Kalendarium Legii (7 grudnia): Legionista Jagiełło i triumf nad Sportingiem - Legia Warszawa
Plus500
Historia: Kalendarium Legii (7 grudnia): Legionista Jagiełło i triumf nad Sportingiem

Historia: Kalendarium Legii (7 grudnia): Legionista Jagiełło i triumf nad Sportingiem

Codziennie na Legia.com - w Kalendarium Legii - przypominać Wam będziemy istotne wydarzenia ze 104-letniej historii klubu z Łazienkowskiej przypadające na dany dzień. 7 grudnia 1951 roku w Boleszkowicach urodził się Jerzy Jagiełło. Obrońca Legii występował przy Łazienkowskiej w latach 1973-1978. W 71 meczach strzelił jednego gola – w wyjazdowym spotkaniu z Szombierkami Bytom.

Autor: Janusz Partyka

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Archiwum Wiktora Bołby, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Janusz Partyka

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Archiwum Wiktora Bołby, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Na boisku występował w roli obrońcy bądź pomocnika. Był wychowankiem warszawskiej Gwardii, ale w końcu – jeszcze po drodze przez Polonię – trafił na Łazienkowską, gdzie zadebiutował 16 czerwca 1973 roku w rozgrywkach o Puchar Intertoto – w meczu z IFK Norrkoeping. Z początku wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, ale w miarę upływu czasu nie wytrzymywał konkurencji i był zawodnikiem wchodzącym. Był silnym, twardym, świetnym technicznie i dynamicznie grającym piłkarzem. Imponował także kondycją i niezłą wydolnością.

Zdjęcie

Urodzony 7 grudnia 1951 roku w Boleszkowicach zawodnik w barwach Wojskowych występował przez pięć sezonów – w latach 1973-1978 (ostatni mecz rozegrał 29 kwietnia 1978 roku – z Odrą w Opolu), ale nie udało mu się zdobyć z drużyną żadnego trofeum. „W roku 1970 skończyłem szkołę i dostałem powołanie do wojska. (...) Po przysiędze przyjechał po piłkarzy trener Chruściński i zabrał nas do Warszawy. Kiedy opuszczałem jednostkę w Ciechanowie nie sądziłem, że tak to się potoczy i uda mi się w tak krótkim czasie wskoczyć do pierwszej drużyny Legii trenowanej przez samego Jaroslava Vejvodę – z Deyną, Ćmikiewiczem i Gadochą w składzie! (...) Lekko nie było, ale ja nie należałem do zawodników, którym wiązały się nogi. Trenowałem z nimi jak równy z równym. Pamiętam kiedy ćwiczyliśmy w Rembertowie i podczas gierki założyłem Robertowi Gadosze 'siatkę'. Robert się odwrócił i wymierzył młodemu – czyli mnie – siarczystego kopa w tyłek. Takie były początki. Nawiasem mówiąc ta zagrywka nobilitowała mnie wśród starszych, ponieważ nabrali przekonania, że młody nie pęka. To był okres, kiedy trener Vejvoda po raz drugi przyszedł do Legii i zdał sobie sprawę, że Andrzej Zygmunt, Felek Niedziółka i paru innych zawodników z tej dawnej drużyny, z którą odnosił sukcesy, najlepsze dni mieli poza sobą i zaczął wprowadzać nowych: Topolskiego, Tumińskiego, Kwapisza, Lasonia i mnie. (...) Całą wiosnę w 1974 roku jeździłem z pierwszą drużyną i wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że gdy ktoś wskutek kontuzji wyskoczył ze składu, chłopaki mówili – Jurek, teraz będziesz grał. Też tak myślałem do czasu, gdy Vejvoda czytał skład i zamiast mojego wyczytywał nazwisko Krzyśka Krajewskiego... Przed wyjazdem Legii na turniej do Hiszpanii byłem z drugą drużyną na obozie we Włodawie, ale wskutek kontuzji Tadka Cypki w trybie awaryjnym zostałem ściągnięty do Warszawy, by polecieć z pierwszą drużyną na Wyspy Kanaryjskie. To prawda czy żart – taka była moja reakcja na wieść o tym, że jadę z pierwszą drużyną na turniej do Hiszpanii. W turnieju wypadliśmy bardzo dobrze. Pokonaliśmy m. in. Herculesa Alicante, a ja zdobyłem jedną z bramek. Pamiętam tę akcję, jakbym rozgrywał ją dziś. Było to pod koniec pierwszej połowy, poszliśmy z kontrą ja i Kazik Deyna. Jechałem z piłką, jednocześnie kątem oka widząc wybiegającego na pozycję Deynę. Kaziu był już wtedy trzecim piłkarzem świata, więc trzeba by mu podać – pomyślałem. Identycznie pomyślał jeden z obrońców Herculesa i ruszył w stronę Deyny. W tej sytuacji musiałem coś zrobić i zdecydowałem się na strzał. Wyszło mi rewelacyjnie, z 20 metrów trafiłem w same „widły”. Po powrocie do Polski wskoczyłem do „jedynki” na mecz z Pogonią, ale nie wyszedł mi on najlepiej i ponownie znalazłem się na ławce. Swoją drogą bardzo ciężko było załapać się do pomocy Legii, w której brylowali: Stefan Białas, Kazimierz Deyna, Jan Pieszko i Lesław Ćmikiewicz. (...) Przed wyjazdem do Australii trener Vejvoda zawołał mnie do szatni i zaproponował grę na prawej obronie. Oczywiście zgodziłem się bez mrugnięcia okiem. Gdy pojechaliśmy do Australii,  wystawił mnie właśnie na tej pozycji. Wypadłem na tyle dobrze, że w całej wiosennej rundzie, w silnej kadrowo Legii, rozegrałem wszystkie mecze” – wspominał swoje początki w Legii w rozmowie z Wiktorem Bołbą na łamach NL.

Zdjęcie

W 71 występach legionista strzelił jednego gola. Po wyjeździe z Warszawy Jerzy Jagiełło grał kolejno w Motorze Lublin (1978-1981) i Avii Świdnik (1981-1982). W roku 1982 wyemigrował do Kanady, gdzie mieszka do dziś. Za Oceanem reprezentował barwy Toronto Falcons, Cracovii, Croatii, Grzegorz Lato Team, Polonii Hamilton, Polonii Mississauga oraz White-Red Mississauga. Karierę zakończył w tym ostatnim klubie w roku 1995.

Zdjęcie

***

 

Z kolei 7 grudnia 1980 roku Ryszard Milewski zadebiutował w narodowej reprezentacji w spotkaniu Polska - Malta (2:0). W kadrze rozegrał ogółem trzy mecze.

***

 

Natomiast 7 grudnia 2016 roku Legia pokonała przy Łazienkowskiej Sporting CP w ostatniej kolejce rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów UEFA i awansowała do Ligi Europy UEFA. Złotego gola dla Wojskowych strzelił w 30. minucie Guilherme.

 

„Wyrachowana, pragmatyczna, skuteczna, ale też nadal radosna w ataku - taka miała być Legia w meczu ze Sportingiem. I taka właśnie była! Mistrz Polski wygrał z wicemistrzem Portugalii 1:0 i na wiosnę zagra w Lidze Europy!” - pisali dziennikarze legia.sport.pl. „Gdy w 29. minucie Bas Dost dostał podanie w pole karne, od razu otoczyło go pięciu, może nawet sześciu graczy Legii. Holender nie miał szans - stracił piłkę, a mistrz Polski ruszył z kontrą. A w zasadzie to zbudował całkiem ładną akcję, którą po podaniu Aleksandara Prijovicia wykończył Guiherme. Legia po golu Brazylijczyka prowadziła 1:0. I to był wynik, który zapewniał jej grę wiosną w Lidze Europy. Awans do 1/16 finału tych rozgrywek, gdzie drużyna z Warszawy doskakiwała już w sezonach 2011/12 i 2014/15. - W ataku nadal chcemy być radośni, ale w obronie musimy zagrać uważniej. Najważniejsze dla nas będzie to, żeby rezultat w środę utrzymywał się na pograniczu gwarantującego nam awans - mówił przed meczem Jacek Magiera. Legia po niemrawym początku, kiedy dała się zepchnąć pod własną bramkę, odzyskała równowagę. Dobrze funkcjonował przede wszystkim jej środek pola. Nieźle grał Thibault Moulin, i Michał Kopczyński. Szczególnie ten drugi, który nie tylko dobrze odbierał piłkę rywalom, ale też asekurował swoich kolegów, gdy ci ją tracili. Przed meczem w składzie mistrzów Polski była jedna niewiadoma - obsada lewej obrony. Adam Hloušek od dłuższego czasu miał problem z mięśniem, opuścił poprzedni mecz z Borussią (4:8), a także dwa spotkania ligowe. Walka z czasem trwała do samego końca, ale się udało - Hloušek na Sporting wrócił do składu. I była to dobra wiadomość. Dobra przede wszystkim dla Guilherme, który mógł zagrać na skrzydle, czyli na swojej ulubionej pozycji. W drugiej połowie Legia znowu oddała inicjatywę. Ale zrobiła to całkiem świadomie. Bo choć to nadal Sporting częściej utrzymywał się przy piłce, to z tego utrzymywania niewiele wynikało. Piłkarze mistrza Polski nadal umiejętnie przerywali akcje Sportingu w środkowej strefie boiska. Byli skuteczni ale też radośni. Z przodu największą frajdę wszystkim sprawiał Vadis Odidija-Ofoe. Belgijski pomocnik ładnymi zwodami potrafił wkręcić w ziemię nawet aktualnego mistrza Europy Williama Carvalho, który po faulu na nim w 85. minucie zobaczył drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Legia grała w przewadze i mogła wygrać wyżej. Znakomite okazje w samej końcówce marnowali jednak Odidija-Ofoe i Miroslav Radović. Legia po losowaniu fazy grupowej miała być pośmiewiskiem, najgorszą drużyną w historii fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po pierwszym meczu, przegranym 0:6 z Borussią, wróżono jej jeszcze gorzej. Że w grudniu z podkulonym ogonem ucieknie z balu, gdzie bawią się najlepsi i najbogatsi. Tymczasem ona z tego balu nie tylko nie uciekła, ale też kilkukrotnie zaskoczyła towarzystwo” - czytaliśmy dalej.

 

- Gratuluje drużynie bardzo dobrego meczu. Awans jest sukcesem całej polskiej piłki. To wielki dzień, gramy dalej w Europie. Chcę pochwalić drużynę za determinację, konsekwencję, za to że zagrali tak jak sobie zaplanowali, stali za sobą od pierwszej do ostatniej minuty. Nie można się teraz zdrzemnąć, trzeba pracować. I to będziemy robić od jutrzejszego dnia - powiedział po meczu na łamach Legia.com trener Jacek Magiera.

Zdjęcie

7 grudnia 2016 roku, Warszawa, Liga Mistrzów UEFA

Legia - Sporting CP 1:0 (1:0)

Bramka: Guilherme (30)

Legia: Malarz - Bereszyński, Rzeźniczak, Pazdan, Hlousek - Moulin, Kopczyński - Guilherme (62' Kucharczyk), Odjidja-Ofoe, Radović (90' Dąbrowski) - Prijović (86' Hamalainen)

Sporting CP: Patricio - Oliveira (58' Esgaio), Coates, Semedo, Zeegelaar (68' Andre) - Martins, Silva, Carvalho, Cesar - Marković (59' Ruiz), Dost

Żółte kartki: Kopczyński, Rzeźniczak, Odjidja-Ofoe, Radović, Pazdan (Legia) - Silva, Carvalho (Sporting)

Czerwona kartka: Carvalho (za dwie żołte)

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.