Kacper Tobiasz: Święta przypominają nam, jak ważne jest dbanie o bliskich
W okresie świąteczno-noworocznym porozmawialiśmy z piłkarzem, dla którego kończący się 2023 rok był wyjątkowy. O przeszłości, skazaniu na Legię, ale też zwyczajach bożonarodzeniowych opowiada bramkarz Wojskowych, Kacper Tobiasz.
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa
W okresie świąteczno-noworocznym porozmawialiśmy z piłkarzem, dla którego kończący się 2023 rok był wyjątkowy. O przeszłości, skazaniu na Legię, ale też zwyczajach bożonarodzeniowych opowiada bramkarz Wojskowych, Kacper Tobiasz.
- Od zawsze byłeś skazany na Legię?
- Moja historia momentami była kręta, ale wszystko układało się tak, że kiedyś w tej Legii po prostu musiałem zagrać. Nie mam na myśli gry z przymusu. Od małego marzyłem o występach z eLką na piersi. Swoją przygodę rozpocząłem od trybun, od Żylety. Z perspektywy czasu widzę, jak bardzo mi to pomogło. Wiem, czym jest Legia. Wiem, co to presja i wiem, jakie są tutaj oczekiwania. Szybko zrozumiałem, w jakim miejscu i do jakiego środowiska trafiłem. Wierzę, że to wszystko było gdzieś zapisane w gwiazdach.
- Nie miałeś nigdy wrażenia, że momentami chodziło po prostu o zrządzenie losu?
- Wychodzę z założenia, że jeżeli czegoś bardzo pragniesz i dzień w dzień robisz kolejny krok, to twoje marzenie może się spełnić. Ja tak podchodziłem do gry w Legii. Były momenty, w których czułem, że jestem blisko. Były chwile, w których cel się oddalał. Gdy pierwszy raz dołączyłem do Legii, czułem wielką ekscytację. Z perspektywy czasu wiem jednak, że ta decyzja była pochopna i nie do końca dobra dla mojego samorozwoju. Nie zamierzałem się poddawać. Nigdy nie przestałem wierzyć, a wiara podparta była ciężką pracą. Ja widziałem tylko taką drogę do spełnienia marzenia. Na pewno niektóre sytuacje działy się niezależnie ode mnie. Czy to przypadek? Moim zdaniem nie. Widocznie sobie na to zasłużyłem.
- Nie lubię mówić o przypadku w nieskończoność, jeżeli niektóre rzeczy dzieją się systematycznie i zbliżają Cię do osiągnięcia celu. Nawet na moment nie zwątpiłem, że podążam dobrą drogą.
- Nawiązując do skazania na Legię, kiedy twój tata dowiedział się, że niebawem urodzi mu się syn?
- Śmiejemy się rodzinnie, że do tej pory moja mama ma zakaz stadionowy. To był 8 marca 2002 roku. Wyjazdowy mecz z Pogonią Szczecin przegrany przez Legię 2:3. Spotkanie, w którym z eLką na piersi zadebiutował Artur Boruc. Właśnie tego dnia mój tata dowiedział się, że urodzi mu się syn. Można powiedzieć, że swój debiut stadionowy miałem jeszcze przed narodzeniem.
- Kolejna sytuacja. Pierwszy raz w eskorcie dziecięcej pojawiłeś się w ramach spotkania Legia – ŁKS. Wyprowadzałeś wówczas Jakuba Rzeźniczaka. A przeciwko komu debiutowałeś w Ekstraklasie? Przeciwko Wiśle Płock, w której grał Jakub Rzeźniczak.
- Właśnie o tym mówię. Można mieć w życiu trochę szczęścia. Czasami pojawiają się również sytuacje przypadkowe. Ja nie lubię mówić o przypadku w nieskończoność, jeżeli niektóre rzeczy dzieją się systematycznie i zbliżają Cię do osiągnięcia celu. Nawet na moment nie zwątpiłem, że podążam dobrą drogą.
- Mówiłeś o tym, że pierwsze dołączenie do Legii było niepotrzebne. Dlaczego?
- To nie był odpowiedni moment. W tamtej chwili, dla młodego chłopaka, najważniejszy powinien być rozwój. Każdy człowiek powinien dążyć do realizacji marzeń, jednak to powinno być podparte ciężką pracą, a nie jedynie chęcią udowodnienia czegoś samemu sobie. Gdy byłem nastolatkiem rodzice nakłaniali mnie, abym pozostał w SEMP-ie i dalej rozwijał swoje umiejętności. Ja byłem jednak uparty. Gdy pojawiały się nabory do Legii, to dosłownie błagałem mamę i tatę o możliwość wzięcia udziału. Obiecywałem, że nawet jak się dostanę, to podziękuję i zostanę w SEMP-ie. Chciałem pokazać, że nie jestem gorszy od tych wszystkich młodych bramkarzy z całej Polski, którzy próbowali swoich sił na Łazienkowskiej. I powiem szczerze, że faktycznie nie byłem.
- Znam wielu młodych bramkarzy z dużymi umiejętnościami. Być może większymi od moich. Nad większością z nich miałem jednak przewagę mentalną. Głowa jest bardzo ważna w piłce, szczególnie dla młodego bramkarza. To był czynnik, który zdecydowanie mnie wyróżnił.
- To w czym byłeś lepszy?
- Zawsze miałem szczęście, że trafiałem na dobrych ludzi. To bardzo ważne dla młodego zawodnika. Wszyscy trenerzy dawali mi szansę, a ja te szanse wykorzystywałem. Kosztowało to wiele poświęcenia. Nie było życia pozaszkolnego w kluczowym wieku 14-17 lat. Poświęciłem się tylko i wyłącznie piłce. Moje życie towarzyskie było inne niż typowego nastolatka. Powiedziałem sobie, że chcę grać w piłkę i nie będę szedł na skróty, żeby to osiągnąć. Poza tym zawsze miałem przewagę mentalną. To dało mi bardzo dużo. Znam wielu młodych bramkarzy z dużymi umiejętnościami. Być może większymi od moich. Nad większością z nich miałem jednak przewagę mentalną. Głowa jest bardzo ważna w piłce, szczególnie dla młodego bramkarza. To był czynnik, który zdecydowanie mnie wyróżnił.
- Jak ta przewaga się objawiała?
- U mnie to było naturalne. Nie potrzebowałem nigdy z nikim rozmawiać na ten temat. Kogo byś nie zapytał, wszyscy powiedzą Ci to samo. Piłka była spełnieniem marzeniem. Nie wyobrażałem sobie tego, jak można stresować się meczami. Kocham futbol i nigdy nie czułem presji wychodząc na boisko. Tak objawiała się moja przewaga. To był tego typu luz, który zawsze pozytywnie wpływał na mnie podczas kolejnych spotkań.
- Mówili ci, że masz za wysokie ego?
- To nie jest kwestia ego. To kwestia wiary we własne umiejętności. Świadomość tego, w jakim miejscu się jest i czego od Ciebie oczekują. W Legii musisz znać swoją wartość. Tu nie ma miejsca na bojaźń. Jako jednostka jestem silny mentalnie, a to pozwala mi zyskiwać przewagę na boisku. Dzięki temu jestem lepszym bramkarzem, lepiej zachowuje się między słupkami, a to buduje moją pewność siebie. Nigdy nie chciałem mówić o sobie wyssanych z palca faktów, które nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Takie podejście doprowadziłoby mnie donikąd.
- Byłem trochę w tyle, a to dało mi luz w pracy. Nikt nie oczekiwał ode mnie wiele oprócz siebie samego.
- Kiedyś mówiłeś, że Artur Boruc nauczył cię patrzeć z dystansem na inne osoby. Dlaczego to było tak ważne?
- Każdy popełnia błędy, ja też je popełniam. Nigdy nikogo nie skreślam. Musiałem jednak przekonać się na podstawie doświadczeń życiowych osoby, która osiągnęła wiele w życiu sportowym, jak podchodzić do tego typu sytuacji. Po cichu obserwowałem jak Artur radzi sobie w trudnych sytuacjach, chociażby z hejtem. Nauczyłem się, że w wielu przypadkach nie ma co przejmować się opiniami ludzi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie dyskredytował twoje umiejętności. Chciałem rozgraniczyć hejt od konstruktywnej krytyki, żeby brać do serca jedynie dobre uwagi. Bez tego nie wiem czy zrobiłbym kolejny krok.
- Jak sam wspomniałeś, rozwijałeś swoje umiejętności trochę w ciszy. W jaki sposób ci to pomogło?
- Do dwudziestego roku życia ani razu nie pojechałem na młodzieżową kadrę. Często byłem w kręgu zainteresowań, ale nigdy nie byłem tym pierwszym wyborem. Byłem trochę w tyle, a to dało mi luz w pracy. Nikt nie oczekiwał ode mnie wiele oprócz siebie samego. Uważam, że sprostałem swoim oczekiwaniom, aczkolwiek nie zadowalam się tym, co jest. Zawdzięczam to ludziom, z którymi pracowałem, ale też samemu sobie. Miałem okazję pracować w ciszy i to przyniosło efekty.
- Nigdy nie brakowało ci tego promowania twojego nazwiska?
- Zawsze byłem przeciwnikiem takiego pompowania na siłę. Denerwowało mnie to, że niektórzy dostają szansę tylko dlatego, że mają jakieś znajomości. To nie była droga, którą chciałem podążać. Nie potrzebowałem pochlebnych komentarzy ze strony osób trzecich. Najważniejsze było to, co ja sam o sobie myślę i jakie uwagi mają do mnie moi trenerzy, czy moja rodzina. Odciąłem się od negatywnych komentarzy, a po tych pozytywnych starałem się nie spoczywać na laurach.
- Dla mnie nie tylko każdy mecz jest emocjonalnie ważny. To samo tyczy się każdego treningu, każdej akcji przygotowanej przez klub i każdego dnia ze świadomością tego, że jesteś legionistą. Wiem, że kilka lat temu mówiło się o mnie bardzo mało. Pewnie wielu ludzi nie wiedziało, kim jest Kacper Tobiasz. Teraz te osoby zna moją wartość sportową, a spora część z nich poznała również, jakim jestem człowiekiem.
- Po debiucie w Legii szybko przeskoczyłeś z gościa szkolącego się na uboczu do jednego z najbardziej medialnych zawodników w przekroju całej Ekstraklasy. Nie bałeś się tej zmiany?
- Przez lata sportowego i życiowego wychowywania się trochę na poboczu obserwowałem jak wygląda cały ten świat i szykowałem się do tej roli. Wiedziałem, co chcę osiągnąć, ale też jak chcę się zachowywać, aby maksymalnie wykorzystać swój potencjał na każdym polu. Byłem na to wszystko dobrze przygotowany. Zawód piłkarza nie kończy się tylko na tym, co reprezentujesz na boisku. Teraz jestem w miejscu, w którym zawsze chciałem być, ale to też mnie zobowiązuje do większej pracy. Dla mnie nie tylko każdy mecz jest emocjonalnie ważny. To samo tyczy się każdego treningu, każdej akcji przygotowanej przez klub i każdego dnia ze świadomością tego, że jesteś legionistą. Wiem, że kilka lat temu mówiło się o mnie bardzo mało. Pewnie wielu ludzi nie wiedziało, kim jest Kacper Tobiasz. Teraz te osoby zna moją wartość sportową, a spora część z nich poznała również, jakim jestem człowiekiem.
- Wiele z tych osób wychwalało cię, gdy wybroniłeś rzuty karne dające Legii Puchar Polski, Superpuchar i awans do Ligi Konferencji Europy UEFA. Teraz spora część z nich obarcza Cię o stratę punktów.
- Ja nie chcę żyć przeszłością. Wiem, że te trzy karne pozwoliły nam coś osiągnąć. Zdobyliśmy dla klubu dwudziesty Puchar Polski, chociaż wielu postronnych widzów już na początku meczu w nas zwątpiło. Przełamaliśmy klątwę Superpucharu Polski i awansowaliśmy do rozgrywek europejskich. Bezpośrednio po tych meczach byłem z siebie dumny i zadowolony, że dołożyłem swoje cegiełki do takich sukcesów. Po kilku dniach od tych wydarzeń stawiałem już sobie kolejne cele. W piłce wszystko dzieje się bardzo szybko. Nie chcę żyć przeszłością i tym, że kiedyś coś osiągnąłem. To będą super wspomnienia za kilka lat, ale ja sam – jak i cała drużyna – mamy jeszcze sporo do wygrania. Wszyscy dobrze wiemy, że prezentujemy się gorzej niż na początku sezonu. Nie zgodzę się jednak z tym, że traciliśmy punkty tylko przez moją dyspozycję. Na pewno popełniłem jakieś błędy, a w niektórych sytuacjach mogłem zachować się lepiej. Nie wzbraniam się od tego i mogę to uczciwie przyznać. Wyciągam z tego lekcje i mam nauczkę na przyszłość. Wielu ludzi patrzy na mnie przez pryzmat tego, że w ostatnim czasie nie wybroniłem czegoś „ekstra” na linii. Czy faktycznie głównym zadaniem bramkarza jest bronienie czegoś „ekstra”? Ja chciałbym się skupić przede wszystkim na tym, aby zachować równą, wysoką formę. Wiem nad czym mam pracować. Nie mam żadnych pretensji o negatywne komentarze w moją stronę dotyczące formy. Ja sam nie myślę już o tym, co było tydzień, dwa tygodnie, czy pół roku temu. Nie chcę do tego wracać. Mam ambicję i chcę prezentować się lepiej, niż w ostatnich miesiącach.
- Żyleta bardzo przyczyniła się do tego, abym poczuł emocjonalne związanie z tym klubem. To chyba wystarcza do tego, aby powiedzieć, że wychowała mnie jako legionistę.
- Przez to, że jesteś związany emocjonalnie z Legią to czujesz, że musisz w tym miejscu jeszcze mocniej odcisnąć swoje piętno?
- Zależy mi na tym miejscu i na tym klubie. Gra w Legii to przywilej wielu piłkarzy. Dostałem szansę i chcę się odpłacić. Nie chodzi o to, aby moje nazwisko kojarzyło się wyłącznie z zagraniem kilku meczów z eLką na piersi. Bardzo bym chciał, aby po usłyszeniu „Kacper Tobiasz” kibice mieli w głowie gościa, który dał klubowi coś więcej i przy pomocy którego Legia zapisała się w historii polskiej piłki. Byłem jestem i będę głodny sukcesów. A osiągnięcie takich celów w klubie, który zawsze miałeś i będziesz miał w sercu, to spełnienie marzeń. Bardzo chciałbym zdobyć z Legią mistrzostwo Polski. Jedno mistrzostwo już mam, ale byłem wtedy tak naprawdę czwartym bramkarzem. Chciałbym wywalczyć krajowy tytuł z Legią jako pierwszoplanowa postać.
- Można powiedzieć, że jako legionista jesteś wychowany przez Żyletę?
- Na pewno Żyleta bardzo przyczyniła się do tego, abym poczuł emocjonalne związanie z tym klubem. To chyba wystarcza do tego, aby powiedzieć, że wychowała mnie jako legionistę. Jak byłem kibicem, to dopingowałem drużynę ile miałem sił. Gdy grałem w Akademii to zaszczytem było dla mnie reprezentowanie tego klubu. Teraz jako piłkarz pierwszej drużyny mogę przyczynić się do osiągnięcia sukcesów i trofeów, o których każdy kibic marzy. Sam przeżywałem to, co setki tysięcy kibiców przeżywa dzisiaj, na każdym meczu. Poznałem co to radość, poznałem co to smutek i rozczarowanie. Myślę, że dzięki temu jeszcze mocniej cieszę się ze zwycięstw i jeszcze bardziej przeżywam porażki. Będąc tak związanym z klubem nie da się przejść bezuczuciowo od wszystkich tych emocji.
- Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie kibicowskie?
- Gol Guilherme w meczu ze Sportingiem. To był piękny moment. Radość była ogromna. Pamiętam, że kibicowałem z perspektywy drugiego piętra i prawie wypadłem z trybuny. Jeżeli chodzi o kibicowski moment, to zdecydowanie wskazałbym ten mecz.
- A z perspektywy piłkarza?
- Zdecydowanie finał Fortuna Pucharu Polski. Klimat PGE Narodowego jest niepodrabialny. Kibice poprowadzili nas do sukcesu, byli po prostu niesamowici. Ja jako bramkarz trochę wyłączam się podczas meczu na wszystko, co dzieje się dookoła. Pamiętam jednak, jak nasi fani zaczęli skandować: „Legia, Legia Warszawa”. Cały stadion wtedy zapłonął. W tym momencie poczułem się, jakbym odleciał w kosmos. Nie słyszałeś własnych myśli, a to wszystko dodatkowo Cię nakręcało. Ten finał na zawsze zostanie w mojej pamięci.
- Nie powinniśmy ograniczać się do rodzinnych spotkań jedynie w czasie świąt. Równie dobrze możemy spotkać się w dużym gronie w czerwcu, lipcu, sierpniu, czy wrześniu. Dla mnie rodzina od zawsze była najważniejsza. Nie ma nic cenniejszego niż szczęście najbliższych Ci osób.
- Słyszałem, że z Narodowym miałeś jeszcze jedną ciekawą historię dotyczącą tego, o czym rozmawialiśmy na początku. Chodzi o pewien koncert.
- To był 2019 rok, a koncert miała wtedy Metallica. Byliśmy na koncercie ze znajomymi, a także z moim tatą. Nie miałem wtedy jeszcze 17 lat. Stanąłem przy scenie, popatrzyłem się dookoła i zawołałem mojego tatę. Powiedziałem, a raczej obiecałem sobie, że kiedyś zagram mecz na tym stadionie jako piłkarz. To kolejny przykład na to, że ciężką pracą możesz dojść do spełnienia swoich marzeń. Patrzę na to i cieszę się, ile celów młodego Kacpra zostało spełnionych po upływie kilku lat. Najwyższa pora zacząć realizować kolejne marzenia.
- Przed nami święta i okres noworoczny. Masz już plany na okres bożonarodzeniowy?
- Na samą Wigilię lecimy z Olą na wakacje. Wcześniej zorganizowaliśmy duże spotkanie mojej rodziny i rodziny mojej dziewczyny, aby wspólnie przeżyć ten świąteczny czas. To pierwsza taka sytuacja, gdy Wigilię spędzę poza Polską, ale bardzo chciałem w tym okresie spotkać się jeszcze z całą moją rodziną.
- Czym tak naprawdę są dla ciebie Święta Bożego Narodzenia?
- Przede wszystkim to czas spędzony z bliskimi. Ja uważam, że takie spotkania są bardzo ważne i łączą ludzi. Odcinasz się od rzeczywistości, zostawiasz za sobą złe rzeczy i skupiasz się tylko na pozytywach. Jako młody dzieciak uwielbiałem ten okres i tak zostało do dzisiaj. Uważam, że święta to dobry czas, aby przypomnieć każdemu z nas, jak ważne jest dbanie o bliskich. Nie powinniśmy ograniczać się do rodzinnych spotkań jedynie w czasie świąt. Równie dobrze możemy spotkać się w dużym gronie w czerwcu, lipcu, sierpniu, czy wrześniu. Dla mnie rodzina od zawsze była najważniejsza. Nie ma nic cenniejszego niż szczęście najbliższych Ci osób.
- Prezenty na święta? Tutaj muszę bardzo podziękować mojej dziewczynie. Wykonała ogromną pracę, aby przygotować wszystkie rzeczy. Gdyby nie ona… nawet nie chcę myśleć, co by teraz było. Wszystkie prezenty mieliśmy gotowe dobre kilka dni przed Wigilią. Ola, jeżeli będziesz to czytała, to bardzo dziękuję za pomoc!
- Kto w tym roku załatwiał prezenty?
- Tutaj muszę bardzo podziękować mojej dziewczynie. Wykonała ogromną pracę, aby przygotować wszystkie rzeczy. Gdyby nie ona… nawet nie chcę myśleć, co by teraz było. Wszystkie prezenty mieliśmy gotowe dobre kilka dni przed Wigilią. Ola, jeżeli będziesz to czytała, to bardzo dziękuję za pomoc!
- Miałeś w ogóle czas, aby przeżywać tę atmosferę świąteczną w tym roku?
- Tak, bo uwielbiam ten klimat. Przechodzisz przez miasto, widzisz dookoła wiele świątecznych rzeczy. Co prawda natłok meczów pod koniec roku był duży, ale miałem chwilę, aby jak co roku poczuć magię świąteczno-noworocznego okresu. Pod względem klimatu to zdecydowanie najlepszy czas w roku.
- A kto najlepiej radzi sobie w kuchni, przy świątecznych potrawach?
- Na pewno nie ja. Tutaj może zaskoczę, ale najlepszy jest mój tata. Wszystko co przygotuje, to schodzi ze świątecznego stołu praktycznie od razu. Bardzo dobrze gotuje również mama mojej Oli.
- Ulubiona potrawa wigilijna?
- Zdecydowanie barszcz czerwony. Tutaj nie ma o czym mówić. Nie lubię natomiast śledzi. Próbowałem przekonać się do nich rok temu, ale to była kompletnie nieudana próba.
- Mam nadzieję, że dla każdego legionisty ten rok będzie jeszcze lepszy niż poprzedni. Życzę wszystkim, aby te święta spędzili w wymarzony przez siebie sposób. Niech ten moment będzie dobrym spuentowaniem tego, co wydarzyło się przez ostatnie 365 dni. Mam nadzieję, że my jako piłkarze i wy jako kibice, wejdziemy w nowy rok z dodatkową siłą i motywacją. Jestem pewny, że wspólnie możemy osiągnąć wszystko.
- Macie jakieś własne, świąteczne i rodzinne zwyczaje?
- Nie stawiamy tylko na typowo polskie i wigilijne potrawy. Czasem na naszym stole pojawi się łosoś, awokado. Nie jesteśmy w tym temacie ortodoksyjni, chociaż mięsa w tym okresie nie spożywamy. Poza tym nasza wigilia i święta wyglądają podobnie, jak u większości polskich rodzin. Najważniejsza jest bliskość i wspólnie spędzony czas.
- Twój najbardziej wspominany prezent?
- Zawsze dostawałem ciekawe prezenty. Wiadomo, że gdy byłem małym dzieckiem, to tylko czekałem na to, co będzie pod choinką. Wtedy tych prezentów pojawiało się od groma. Z biegiem lat zacząłem otrzymywać bardziej praktyczne, czasem piłkarskie rzeczy. Nie mam jednego ulubionego prezentu, bo cieszę się ze wszystkiego, co dostanę. Bardzo doceniam samą pamięć i gest drugiej osoby. W takiej sytuacji cena, czy jakość prezentu są dla mnie nieistotne. Wszystkie rzeczy otrzymane od serca są ważne i potrafią mnie wzruszyć.
- A ty sam wolisz dawać, czy dostawać prezenty?
- Zdecydowanie bardziej wolę dawać. Uwielbiam ten moment, gdy bliska mi osoba otwiera prezent, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. Właśnie na tym polega cały ten świąteczny czas.
- Przy wigilijnym stole pojawiają się tematy związane z Legią?
- Nie będę ukrywał, że zawsze chociaż w niewielkim stopniu kwestia Legii jest poruszana. Ale ten klub to nieodłączny element życia nie tylko mojego, ale również członków mojej rodziny.
- Jakie życzenia świąteczne i noworoczne wysłałbyś do naszych kibiców?
- Przede wszystkim życzę każdemu zdrowia. Mam nadzieję, że dla każdego legionisty ten rok będzie jeszcze lepszy niż poprzedni. Życzę wszystkim, aby te święta spędzili w wymarzony przez siebie sposób. Niech ten moment będzie dobrym spuentowaniem tego, co wydarzyło się przez ostatnie 365 dni. Mam nadzieję, że my jako piłkarze i wy jako kibice, wejdziemy w nowy rok z dodatkową siłą i motywacją. Jestem pewny, że wspólnie możemy osiągnąć wszystko. Wspierajcie nas tak, jak robiliście to do tej pory. Wszyscy bardzo to doceniamy. Wiemy, że jesteście z nami zawsze, więc zrobimy wszystko, aby dać wam wiele satysfakcji w 2024.
Autor
Mateusz Okraszewski