![Legia vs Lech: O historii, która kołem się toczy [WIDEO]](https://cdn.legia.com/variants/34Au5utCayiDNAWbjjvwveHB/545c15e9cca6f06af6246aeb5cf03b7aca3451e6443595cf6ef7e6b628d6481e.jpeg)
Legia vs Lech: O historii, która kołem się toczy [WIDEO]
Podobno w życiu nic dwa razy się nie zdarza. Piękno piłki polega jednak na tym, że zdarzyć się w niej może absolutnie wszystko i to taką ilość razy, jaką akurat zaplanuje sobie futbol. Dobitnie zresztą pokazują to starcia Legii z Lechem, w których koła historii toczą się nad wyraz szybko.
Autor: Jakub Jeleński
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Adam Polak/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Jakub Jeleński
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Adam Polak/Archiwum Legii
25.03.2000, 20. kolejka Ekstraklasy: Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2
Trzecia w tabeli Legia przyjechała do mającego zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową Lecha. Strata Wojskowych do lidera była spora, więc jeżeli któraś ze stron miała nóż na gardle, to zdecydowanie byli nią gospodarze. Piłkarze Kolejorza tak bardzo byli świadomi rangi spotkania, że wyszli na mecz z… przefarbowanymi na niebiesko włosami. Remis utrzymywał się bardzo długo, aż wreszcie w 81. minucie arbiter odgwizdał rzut karny dla Lecha, który wykorzystał Sławomir Suchomski. Gospodarze cieszyli się wynikiem niecałe 60 sekund, bo właśnie wtedy wynik wyrównał Bartosz Karwan. Tuż przed końcem wydarzyło się coś, czego nie mogli spodziewać się najwięksi optymiści w Warszawie. Nadlatującą w pole karne piłkę przejmował pomocnik Lecha, Michał Goliński. 19-latek postanowił głową odegrać ją do bramkarza i zrobił to tak nieszczęśliwie, że przelobował własnego zawodnika, dając Legii zwycięstwo. Po zakończonym spotkaniu Lech znalazł się w strefie spadkowej gdzie zakończył sezon i zleciał z ligi. Tym sposobem zaczął się jego trwający aż po dziś dzień koszmar w meczach z Legią.

18.05.2005, ćwierćfinał Pucharu Polski: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Po bezbramkowym remisie w Poznaniu awans do półfinału rozgrywek pozostawał sprawą otwartą. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z ciężaru gatunkowego spotkania, toteż na starej Żylecie kibice zgotowali istne piekło. Legia niesiona dopingiem wyszła na prowadzenie już w 17. minucie spotkania – do rzutu wolnego na dwudziestym metrze podszedł Aleksandar Vuković i strzałem od poprzeczki wbił piłkę do siatki Lecha. Goście odpowiedzieli trafieniem Zbigniewa Zakrzewskiego kilkanaście minut później i od tej pory na tablicy wciąż widniał wynik remisowy. Ponieważ gol na wyjeździe premiował awansem Lecha, przyjezdni robili wszystko by po prostu dowieźć go do końca. Wtedy Legia ruszyła z atakiem ostatniej szansy. W doliczonym czasie gry futbolówkę zacentrowaną w pole karne odbił lechita Mariusz Mowlik i… zrobił to tak nieszczęśliwie, że ta wpadła do poznańskiej bramki, rzutem na taśmę dając awans Legii. A to przecież były dopiero początki.

3.11.2006, 13. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 3:2
Pomni swojego niepowodzenia sprzed roku poznaniacy wiedzieli, że na Legię muszą uważać od pierwszej do ostatniej minuty. Przez blisko godzinę gry wynik pozostawał bezbramkowy, aż wreszcie hucznie otworzył go Sebastian Szałachowski, który zdobył bramki dwukrotnie w odstępie pięciu minut. Lech jednak nie składał broni – kontaktowego gola strzelił Piotr Reiss, a Zbigniew Zakrzewski powtórzył swój wyczyn z pucharowego meczu i dziesięć minut przed końcem znów wyrównał wynik. Kiedy goście z 0:2 zrobili 2:2 wydawało się, że nic złego im już nie grozi i wtedy tuż przed końcem spotkania dał o sobie znać Miroslav Radović. Była 86. minuta gdy Tomasz Kiełbowicz dośrodkował w pole karne, z piłką minął się Grzegorz Wojtkowiak, a Serb dopadł do futbolówki i pewnym strzałem dał Legii zwycięstwo. Nie była to jeszcze aż tak bolesna porażka jak ta, która miała nastąpić za cztery lata.

24.09.2010, 7. kolejka ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Tym razem to Lech objął prowadzenie jako pierwszy. Dość szybko, bo po 9 minutach meczu, za sprawą Siergieja Krivetsa goście wygrywali 1:0. Jeszcze w pierwszej połowie Wojskowym udało się zremisować – po podaniu Manu swoją pierwszą bramkę w lidze zdobył 19-letni wówczas Michał Kucharczyk. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, jednak minutę przed końcem pierwszej połowy drugą żółtą kartkę obejrzał Maciej Rybus i Legia musiała radzić sobie w dziesiątkę. Na domiar złego boisko opuścił także na noszach Dickson Choto, który zerwał ścięgno Achillesa. Lech atakował, ale Wojskowi mądrze się bronili, przede wszystkim jednak wiedząc kiedy zaatakować. W 88. minucie wywalczyli sobie rzut wolny pod polem karnym Lecha. Do piłki podszedł Tomasz Kiełbowicz, posłał ją w szesnastkę, a tam najwyżej ze wszystkich wyskoczył Bruno Mezenga i głową wbił ją do bramki. Był to jeden z zaledwie trzech goli jakie Brazylijczyk strzelił z „eLką” na piersi. Ale za to jaki.

18.05.2013, 27. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 1:0
Żaden z kibiców oglądających to spotkanie nigdy w życiu go nie zapomni. O tytuł walczyły już tylko dwie drużyny mające gigantyczną przewagę nad resztą stawki – Legia Warszawa i Lech Poznań. Eksperci i komentatorzy zgodnie stwierdzali, że ten mecz najprawdopodobniej wyłoni nowego mistrza Polski. Stadion był nabity do granic, sektor gości pękał w szwach. Przeważali Wojskowi, ale i goście potrafili groźnie zaatakować. Wreszcie nadeszła 85. minuta. Ivica Vrdoljak posłał do przodu kapitalne prostopadłe podanie, w pole karne wbiegł Jakub Kosecki, gdzie równo z trawą wyciął go Mateusz Możdżeń. Decyzja mogła być tylko jedna – czerwona kartka i rzut karny. Ciśnienie było gargantuiczne, ale wziął je na siebie kapitan. Zegar pokazywał 85 minut i 5 sekund gdy piłka wpadła do bramki Lecha. Szał jaki ogarnął wtedy Warszawę był nieprawdopodobny. Kolejkę później Wojskowi przypieczętowali tytuł.
27.04.2014, 10. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:2
W tym meczu nic nie układało się po myśli Legii. Najpierw zamieszanie po rzucie rożnym wykorzystał Kamiński, a chwilę przed przerwą kompletną dezorganizację naszej obrony wypunktował Formella, dając gościom dwubramkowe prowadzenie. W pewnym momencie było bliżej do wyniku 0:3 niż 1:2, ale szczęście uśmiechnęło się do zespołu Legii. Kwadrans przed końcem Tomasz Brzyski posłał w pole karne dośrodkowanie, które zamieniło się w bramkę niezwykłej urody – kapitalny lob z ponad 30 metrów. Gdy Lech odliczał już sekundy do końca spotkania, Legia miała jeszcze rzut wolny pod polem karnym gości. Dośrodkowanie wykonał Brzyski, a najwyżej wyskoczył do niego Dossa Junior, który zdobył bramkę na 2:2. Piłka wpadła do siatki dokładnie w momencie, w którym zegar wskazał 89 minutę i 59 sekundę.
22.10.2016, 13. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Legia awansowała już do Ligi Mistrzów, ale gra na dwóch poważnych frontach kosztowała ją aż 12 punktów straty do lidera. W tabeli wyżej znajdował się również Lech, który chciał zrobić wszystko, by jeszcze bardziej odskoczyć Wojskowym. Na prowadzenie szybciej wyszła jednak Legia – po godzinie gry do siatki trafił Nemanja Nikolić. Kiedy kibice sądzili, że nic złego nie może się wydarzyć, Michał Kopczyński sfaulował rywala w polu karnym, zaś jedenastkę w 90. minucie wykorzystał Marcin Robak. Po tej sytuacji na boisku rozgorzały przepychanki, a kiedy arbitrzy doprowadzili piłkarzy i sztaby do porządku, był jeszcze moment na skonstruowanie ostatniej akcji. W 93. minucie na bramkę uderzył Łukasz Broź, jego próbę odbił Matus Putnocky, ale Słowak był już bezradny przy dobitce Kaspera Hamalainena. Nieprawdopodobna historia stała się faktem – Fin pogrążył swój były zespół. Pierwszy, ale nie ostatni raz.
9.04.2017, 28. Kolejka Ekstraklasy: Lech Poznań - Legia Warszawa 1:2
Ten sam sezon, te same drużyny. Mecz w Poznaniu jawił się jako arcytrudny – w tabeli prowadziła Jagiellonia, a Legia i Lech traciły do niej odpowiednio jeden i trzy punkty. Było więc jasne, że spotkanie będzie kluczowe dla układu stawki po rundzie zasadniczej i – najprawdopodobniej – w kontekście całego mistrzostwa. Było ono więc niezwykle zacięte – obie ekipy atakowały naprawdę groźnie i wydawało się, że mecz rozgrywany jest do pierwszej bramki – kto trafi ten raczej nie wypuści już prowadzenia z rąk. Bułgarska ryknęła w 82. minucie – Jevtić posłał dośrodkowanie na głowę Kędziory, a ten strzałem przy słupku pokonał Arkadiusza Malarza. Legia nie zamierzała jednak odpuszczać i postawiła wszystko na jedną kartę. Trzy minuty przed końcem zamieszanie po aucie w polu karnym Lecha wykorzystał Maciej Dąbrowski i płaskim, mocnym strzałem doprowadził do wyrównania. I gdy wszystkim wydawało się, że nastąpi podział punktów wybiła 94. minuta. Kasper Hamalainen odebrał piłkę w środku pola, zagrał ją do Adama Hlouska, a sam popędził przed siebie tak, jakby miało nie być jutra. Czech nie miał już sił, ale parł do końca i zanim padł na ziemię zdołał jeszcze zacentrować piłkę w pole karne. 93:44 – właśnie tyle wskazywał zegar, gdy Kasper Hamalainen wyskoczył w powietrze i zdobył najważniejszą bramkę w swojej karierze. Coś co nie miało prawda zdarzyć się nigdy, zdarzyło się dwa razy.
4.03.2018, 26. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Kolejny mecz ostatniej szansy dla Lecha. Do prowadzącej Jagiellonii tracił pięć punktów, Legia natomiast miała ich o trzy mniej. Zwycięstwo więc było dla obu ekip na wagę złota. Wojskowi błyskawicznie wyszli na prowadzenie za sprawą debiutanckiej bramki Marko Vesovicia, który kapitalne podanie Williama Remy’ego zamienił na bramkę już w 2. minucie meczu. Lech jednak bardzo mocno naciskał i po godzinie gry zdołał wyrównać, gdy do siatki trafił Christian Gytkjaer. Pewnie nic więcej już by się w tym spotkaniu nie wydarzyło, gdyby nie szkolny błąd Wołodymyra Kostewycza. Obrońca Lecha, który rok wcześniej w decydującej akcji dał się przeskoczyć Hamalainenowi, teraz w prozaiczny sposób zagrał ręką w polu karnym. Do piłki w 86. minucie podszedł Michał Kucharczyk i kompletnie myląc bramkarza, dał Wojskowym upragnione zwycięstwo.
19.10.2019, 12. kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Atmosfera wokół Legii była koszmarna. Dwie porażki z rzędu i zaledwie ósme miejsce w tabeli sprawiały, że starcie z Lechem miało wręcz gigantyczne znaczenie. Zwycięstwo nad takim rywalem dałoby zespołowi potężny impuls, natomiast porażka mogła oznaczać ogromne zmiany. Przerwa na kadrę dodatkowo spotęgowała oczekiwanie na mecz. No i wreszcie się zaczęło. Legia grała nieźle, ale to goście wyszli na prowadzenie, gdy po niecałej godzinie spotkania do siatki trafił Jevtić. Trener Aleksandar Vuković musiał reagować. Najpierw wpuścił na boisko Jarosława Niezgodę, a ten po dwóch minutach od wejścia zainicjował akcję ofensywną, którą wykończył Arvydas Novikovas. Udana zmiana pociągnęła konieczność następnej – kwadrans przed końcem meczu „Vuko” wpuścił na boisko absolutnego debiutanta, 18-letniego Macieja Rosołka. Ten na odwdzięczenie się trenerowi potrzebował kilkudziesięciu sekund – w 76. minucie spotkania Domagoj Antolić posłał mu piłkę w pole karne, a „Rosi” wpakował ją do bramki, notując tym samym jeden z najbardziej spektakularnych debiutów ostatnich lat. Szybko okazało się, że nie ostatni.
8.11.2020, 9. Kolejka Ekstraklasy: Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1
Sytuacja kadrowa Legii nie była godna pozazdroszczenia. Wojskowi mieli zagrać bez takich piłkarzy jak Bartosz Slisz, Domagoj Antolić, Luquinhas czy Thomas Pekhart, więc nic dziwnego, że rozpędzony ostatnim zwycięstwem w Lidze Europy Lech, ostrzył sobie zęby na pierwsze od pięciu lat zwycięstwo przy Łazienkowskiej. Co prawda początek należał do gospodarzy, ale przyjezdni dopięli swego po pół godzinie gry, kiedy kuriozalnego gola samobójczego strzelił Josip Juranović. Wojskowym potrzebny był impuls, a tego trzeba było poszukać na bardzo okrojonej ławce. Padło na zupełnie anonimowego dla kibiców 19-letniego Kacpra Skibickiego, który w 59. minucie zadebiutował w zespole Legii, zmieniając zeszłorocznego zdobywcę bramki na 2:1, Macieja Rosołka. Skibickiemu potrzebne było osiem minut – to właśnie wtedy Paweł Wszołek dograł mu piłkę w szesnastkę, a ten przepięknym strzałem od słupka wyrównał wynik meczu. Podrażniło to Lecha, który atakował niezwykle zaciekle, jednak bramki Wojskowych strzegł nieprawdopodobnie interweniujący tego dnia Artur Boruc. Sędzia doliczył zaledwie 120 sekund, w trakcie których działo się już raczej niewiele. Komentatorzy byli w trakcie podsumowań niedzielnego remisu, gdy z ostatnią akcją skrzydłem ruszył Filip Mladenović. Serb dośrodkował na trzeci metr i historia zatoczyła kolejne koło. Piłka uderzona przez Rafaela Lopesa wpadła do bramki dokładnie w 92 minucie i 1 sekundzie. Arbiter nie wznowił nawet gry. Futbol kolejny raz pokazał, że zdarzyć może się w nim absolutnie wszystko.
Autor
Jakub Jeleński