Z cyklu LegiaRetro (34): CWKS z pierwszym Pucharem Polski
Dziś w naszym cyklu zdjęcie autorstwa Eugeniusza Warmińskiego sprzed 71 lat. W roku 1955 legioniści po raz pierwszy wznieśli w górę Puchar Polski, a w drodze do finału pokonali m.in. Cracovię. Było to pierwsze z dwóch pucharowych starć z drużyną „Pasów” w historii Turnieju Tysiąca Drużyn. W finale piłkarze CWKS pokonali Lechię Gdańsk aż 5:0.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
„Liga wznowiła rozgrywki w sierpniu (1955 roku - przyp. red.) i po raz kolejny okazało się, że przerwy nie służą zawodnikom z Łazienkowskiej. W pierwszym spotkaniu ulegli warszawskiej Gwardii (2:3), która niedługo potem została nowym liderem, w drugim natomiast przegrali w Poznaniu z Kolejarzem (1:2). Sytuacja znów zrobiła się nieciekawa. CWKS spadł na 4. miejsce w tabeli. Wydawało się, że wracają koszmary z poprzednich sezonów. Trener Steiner miał powody, żeby się martwić. Drużyna grała w kratkę, tracąc gdzieś dotychczasową dynamikę. Niektórzy zaczęli doszukiwać się błędów szkoleniowca w prowadzeniu ekipy. Kiedy bardziej nerwowi działacze pytali trenera, co o tym myśli, odpowiadał w swoim stylu: 'Grose spiele, nul pause, kaput' – co w wolnym tłumaczeniu miało znaczyć: 'Grać bez przerwy to jest zabójstwo', i odnosiło się to do licznych powołań do różnych reprezentacji (Warszawy, Okręgu, Wojska Polskiego i narodowej), które przychodziły do Brychczego, Jerzego Woźniaka, Szymkowiaka, Kempnego, Kowala, Pohla i Mahselego. Wojskowi dwa kolejne mecze wygrali (2:0 z Gwardią Kraków u siebie i 1:0 na wyjeździe z Budowlanymi Gdańsk w próbie sił przed zbliżającym się finałem Pucharu Polski), ale 25 września w Chorzowie doznali dotkliwej porażki z Unią (1:4). Stołeczny zespół pogrążył Gerard Cieślik (ustrzelił hat tricka), o którego CWKS toczył wcześniej boje na najwyższych szczeblach komunistycznej władzy. Według samego Cieślika ('Niebieska eRka', 1/09.2010), był to jego najlepszy mecz, jaki kiedykolwiek rozegrał przeciwko warszawskim wojskowym. Przeciwko Legii grał w lidze 22 razy. Zdobył w tych meczach aż 12 goli. Sześć kolejek przed końcem CWKS wciąż był czwarty, za Gwardią (2 pkt straty), Stalą Sosnowiec i Włókniarzem (1). Zanim jednak odbył się finisz rozgrywek ligowych, zespół czekał finał Pucharu Polski. 29 września na Stadionie Wojska Polskiego piłkarze CWKS ograli Budowlanych (Lechię) Gdańsk aż 5:0, a mogli jeszcze nawet wyżej. Losy meczu zostały rozstrzygnięte już po dwóch kwadransach. Marzenia kibiców CWKS o zdobyciu trofeum zaczęły się spełniać już od 2. min. Wówczas Kempny celnym strzałem zakończył koronkową akcję pary Pohl–Brychczy. W 8. min po efektownym strzale Kempnego było już 2:0. W ataku dyrygowanym przez Kempnego bardzo dobrze grał również Pohl, którego udziałem był gol strzelony w 32. min. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, nadal ton nadawali zawodnicy CWKS, dlatego już w 52. min ponownie na listę strzelców wpisał się Kempny. Wojskowi jednak, nie zwalniając tempa, dążyli do efektowniejszego zwycięstwa. Piątą bramkę, kwadrans przed końcem, strzałem z rzutu wolnego zdobył Strzykalski. W 89. min po uderzeniu Janeczka piłka raz jeszcze znalazła się w bramce Budowlanych, ale sędzia gola nie uznał, odgwizdując spalonego. Bohaterami meczu byli Brychczy i Kempny, któremu trener Steiner powierzył rolę kierownika ofensywnej piątki CWKS. Pociągnięcie to okazało się skuteczne. Kempny mógł wreszcie się 'wyżyć' hasając po całym boisku. Raz widzieliśmy go na lewym, raz na prawym skrzydle, innym razem na środku, gdzie umiejętnie i dość szczęśliwie wykańczał akcje inicjowane przez Brychczego i Pohla – pisał 'Przegląd Sportowy' (103/1955). O przewadze CWKS najlepiej świadczy fakt, że bramkarz Szymkowiak tylko dwukrotnie wyłapywał piłkę – po kiksach Mahselego i Piedy, zawodników ze swojej drużyny. Bezpośrednio po zakończeniu meczu przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej Włodzimierz Reczek pogratulował warszawskim piłkarzom zwycięstwa i w asyście przewodniczącego Sekcji Piłki Nożnej GKKF Władysława Rajkowskiego oraz naczelnika Wydziału Piłki Nożnej Ryszarda Łysakowskiego wręczył kapitanowi zespołu Zygmuntowi Piedzie pierwsze trofeum w historii klubu. Gdy mosiężny puchar został przez piłkarzy wzniesiony, rozległ się aplauz 12-tysięcznej widowni. Za zdobycie Pucharu Polski zawodnicy otrzymali... po zegarku. W tym historycznym dla klubu spotkaniu uczestniczyli: Edward Szymkowiak, Horst Mahseli, Jerzy Słaboszewski, Jerzy Woźniak, Marceli Strzykalski, Zygmunt Pieda, Edmund Kowal, Lucjan Brychczy, Henryk Kempny, Longin Janeczek, Ernest Pohl i Andrzej Cehelik” - pisze Wiktor Bołba na łamach Księgi Stulecia Legii. Na zdjęciu autorstwa Eugeniusza Warmińskiego legioniści z pierwszym trofeum Pucharu Polski w hisotrii zdobytym w 1955 roku. W tym roku mają szansę na zdobycie pucharu numer 20.
Zanim jednak piłkarze CWKS dotarli do finału w 1/8 musieli zmierzyć się przy Łazienkowskiej z Cracovią - było to pierwsze z dwóch starć tych drużyn w historii rozgrywek o Puchar Polski. 28 kwietnia 1955 roku w Warszawie podopieczni Janosa Steinera pokonali „Pasy” 3:2, po golach Kowala, Strzykalskiego i Pohla.
„Tym razem CWKS zagrał bardzo słabo. Szymkowiak miał więcej roboty niż bramkarz Cracovii. Bramkarz CWKS narzekał na brak zatrudnienia w spotkaniach ligowych. Sąd ten zmieni chyba po meczu pucharowym. Napastnicy Cracovii czynili bowiem wszystko żeby nie nudziło się Szymkowiakowi na jego posterunku. A może obrońcy CWKS celowo dopuszczali do strzałów Wawrzusiaka, Kadłuczkę i Kasprzyka, by wypróbować aktualną formę swego kolegi. Nic podobnego. W czwartek atak Cracovii grał zupełnie nieźle, o klasę lepiej, niż w meczu mistrzowskim ze Spartą. Zawodnicy dość składnie kombinowali, grali zdecydowanie, bez trudu ogrywając defensywę Wojskowych. Gdy dodamy, że większość akcji kończyła się strzałem, otrzymamy pełny obraz gry piątki ofensywnej gości i poznamy rolę, jaka w tym meczu przypadła Szymkowiakowi. Strzykalski i Pieda np. którzy w niedziele unieruchomili Cieślika i Pohla mieli poważny kłopot z Rajtarem i Kadłuczką. Para pomocników CWKS i głównie Strzykalski zasłużyła tym razem na ostre słowo krytyki. Grali bez ambicji, nie dochodzili do odległych o 2—3 metry piłek, nie cofali się pod własną bramkę, rzadko tez wspomagali własny napad w akcjach ofensywnych. W poprzednich meczach zdobył sympatię Warszawy napad CWKS. Po pięknych akcjach środkowej piątki Brychczy — Kowal — Poll same ręce składały się da oklasków. A tym razem napastnicy dorównywali 'in miuns' poziomem defensywie i zmuszali widzów do gwizdów. Nikt z całe piątki nie walczył z zębem, nie szedł zdecydowanie na piłkę i nie zachwycił koncepcją. Bardzo słabo grał Kowal. Znów wzięła u niego górę skłonność do wstrzymywania akcji nagminne stosowanie nożnych krzyżyków i zygzaków. Z kondycją też nie było w porządku. Środkowy CWKS przewracał się przy każdym niemal starciu z przeciwnikiem, niekiedy nawet po samotnej walce z 'cieniem'. Jak padły zatem zwycięskie bramki? Pierwszą dobił Kowal z 3 metrów po centrze Kempnego, drugą zdobył Strzykalski Z karnego, przy trzeciej pomógł Pohlowi zarówno obrońca pozwalając mu dojść da podania Brychczego, jak i źle ustawiony bramkarz. W sumie CWKS srogo zawiódł. Zespół nie był tym niedzielnym zgranym monolitem, o równej, dobrej grze poszczególnych formacji. Skok poziomu w przeciągu kilku dni jest zastraszający. Przyczyny tego stanu rzeczy powinno rozpatrzyć kierownictwo drużyny. Takich niespodzianek robić nie wolno” - pisali dziennikarze Przeglądu Sportowego z 29 kwietnia 1955.
Autor
Janusz Partyka