
LegiaRetro (43): 10 lat minęło jak jeden dzień
Dziś w cyklu LegiaRetro przedstawiamy zdjęcie z 7 sierpnia 2010 roku. Za trzy dni mija równo 10 lat od oficjalnego otwarcia nowego stadionu przy Łazienkowskiej. Legioniści przy wypełnionych po brzegi trzech trybunach podejmowali Arsenal FC. Pamiętacie jakim wynikiem skończyło się to spotkanie i kto popisał się hat-trickiem?
Autor: Janusz Partyka
Fot. Włodzimierz Sierakowski
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Włodzimierz Sierakowski

7 sierpnia 2010 roku o godzinie 16:27 prezes Legii Paweł Kosmala oraz prezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz w towarzystwie członków Galerii Sław Legii otworzyli Nowy Stadion Legii. - Całe pokolenia marzyły o tym stadionie. Dzisiaj to marzenie się spełnia. Wiele osób włożyło swój wysiłek, aby on powstał. Serdecznie im za to dziękuję - powiedział ówczesny prezes Legii Paweł Kosmala. - Przez 20 lat mówiło się o budowie nowego stadionu, ale nikt tego nie robił. Dzisiaj mamy jeden z najpiękniejszych dni w historii Warszawy. To sukces nas wszystkich - powiedział z kolei prezydent Wojciechowicz.
Po krótkim wystąpieniu prezes Legii wspólnie z prezydentem Warszawy symbolicznie przecięli wstęgę, co oznaczało otwarcie stadionu. W meczu otwarcia nowego stadionu Legia przegrała z Arsenalem 5:6. Gole dla naszej drużyny strzelili Alejandro Cabral, Maciej Iwański i trzy Artur Jędrzejczyk. Bramki dla gości zdobyli Chamakh, Gibbs, Thomas, Nasri i dwie Eboue. Przed rozpoczęciem meczu piłkarze Legii i Arsenalu uczcili pamięć zmarłego Edmunda Zientary.
Na początku pierwszej połowy obie drużyny skupiły się na walce o środek pola. W pierwszym kwadransie jedyny niecelny strzał oddał Samir Nasri. W 18. minucie Alejandro Cabral znalazł trochę wolnego miejsca na połowie rywala. Argentyńczyk zdecydował się na strzał z 25 metrów, a piłka ugrzęzłą w bramce „Kanonierów” obok bezradnego Łukasza Fabiańskiego. W 28. minucie Ivica Vrdoljak doznał kontuzji po starciu z piłkarzem gości. Miejsce naszego kapitana zajął Maciej Iwański. Pięć minut później „Ajwen” dośrodkowywał z rzutu rożnego piłkę w pole karne Arsenalu. Zamieszanie w „sszesnastce” Anglików wykorzystał Artur Jędrzejczyk i strzelił drugiego gola dla Legii. „Jędza” okazał się bohaterem kolejnej akcji legionistów. W 37. minucie piłkę w polu karnym rywali zgrał mu Cabral. Reprezentant Polski nie myślał długo i mocnym uderzeniem zdobył trzecią bramkę dla Legii.
Wysokie prowadzenie legionistów podziałało mobilizująco na gości z Londynu. W 38. minucie Maourone Chamakh wykorzystał błąd Marijana Antolovicia i zdobył kontaktową bramkę dla gości. Legioniści w pierwszej połowie prezentowali się bardzo dobrze na tle renomowanego rywala. Szczególnie może cieszyć postawa linii środkowej. Znakomicie spisywało się trio Vrdoljak - Borysiuk - Cabral. Po zejściu Chorwata udanie lukę wypełnił Maciej Iwański. Na początku drugiej połowy do ataku ruszyli goście. Szybsza gra „Kanonierów” zaowocowała trzema bramkami. W 53. minucie Emmanuel Eboue wykorzystał błąd Marijana Antolovicia i zdobył drugą bramkę dla Arsenalu. Po siedmiu minutach był już remis, ponieważ reprezentant WKS wykorzystał sytuację sam na sam z chorwackim bramkarzem. W 62. minucie Kieran Gibbs kolejny raz pokonał „Antka”, strzelając w krótki róg. W międzyczasie doskonałą okazję zmarnował Maciej Iwański. Reprezentant Polski uderzył w znakomitej sytuacji prosto w Wojciecha Szczęsnego.
Co nie udało się „Iwankowi”, uczynił Artur Jędrzejczyk. „Jędza” przejął piłkę po zagraniu Piotra Gizy i w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym juniorem strzelił gola na 4:4. Radość naszych zawodników trwała zaledwie pięć minut. Jay Aston Emmanuel pokonał Kostię Machnowskiego w sytuacji sam na sam, a w 81. minucie szóstego gola dla „Kanonierów” strzelił Samir Nasri. Nie bez winy był w tamtej sytuacji młody Ukrainiec, który puścił pod ręką uderzenie Francuza. Jedenasty gol był autorstwa Macieja Iwańskiego. Świeżo upieczony kadrowicz Franciszka Smudy wykorzystał podanie Takesure'a Chinyamy i wpakował piłkę do pustej bramki. W ostatniej akcji minimalnie spudłował Marcin Komorowski.
- Pół żartem, pół serio można powiedzieć, jeśli chodzi o wynik, że poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Nie wiem, czy kiedykolwiek komukolwiek uda się dorównać temu rezultatowi. Podczas otwarcia nowego stadionu były dla mnie trzy ważne momenty. Pierwszym było rozpoczęcie meczu przez Pana Lucjana Brychczego. Piękna symbolika, pewna klamra spinająca historię, legendę z nowoczesnością. Drugi, to oczywiście historyczny gol. Nie żaden farfocel z padliny, tylko piękna bramka z akcji wykreowanej przez zespół. Trzeci element, ten, na który tak długo czekaliśmy, czyli na to, że trybuny wreszcie żyją. Mimo upału, mimo tego, że musiałem siedzieć w słońcu, to miałem w oczach łzy radości słysząc, że trybuny śpiewają, że wrócił doping. Tak miało być. Teraz nie ma już żadnej wymówki dla piłkarzy. Organizacyjnie jest taka, jak trzeba, mamy świetnego trenera, fantastyczny stadion z wyborną publicznością, oni mają znakomicie - podsumował otwarcie stadionu Olaf Linde-Lubaszenko.
- Atmosfera meczu była fantastyczna, a trzeba pamiętać, że Legia gra przy trzech trybunach. Cieszę się, że kibice wrócili do dopingu, ponieważ dzięki nim mogą wygrać niejeden mecz. Arsenal Londyn to jedna z najlepszych drużyn na świecie. Oni co rok grają o wygraną w Lidze Mistrzów oraz Premiership. Legioniści pokazali, że są w stanie grać na równi z każdym. Gdyby ktoś mi powiedział, że warszawski zespół strzeli pięć goli i nie wygra, to byłoby mi ciężko w to uwierzyć. Był to fajny mecz. Sam stadion robi wrażenie, bo jest nowy i buduje fantastyczną atmosferę. Jestem pewien, że Legia będzie miała dużą pociechę ze swoich kibiców - stwierdził z kolei Roman Kosecki.
- Nie ma widowiska bez kibiców, ich emocji i dopingu, który niesie zawodników. Porażka mnie nie zaskoczyła, ponieważ wiemy, gdzie jest Arsenal, a gdzie my. Uważam, że w wielu elementach Legia pozytywnie zaskoczyła. Mamy problem z bramkarzami. Jednak jest to również kłopot Arsenalu. Mam nadzieję, że nie będziemy mieli takiego samego fatum z tą pozycją jak „Kanonierzy”. Stoperzy również nie prezentują się najlepiej. Jednak mimo tych kłopotów możemy pochwalić się kawałkiem dobrej drużyny. Moim zdaniem z tym składem można spokojnie zawalczyć o mistrza. Cieszę się, że transfery pierwszy raz są widocznym wzmocnieniem. Oby tak dalej. Przed nami derby. Zobaczymy na ile te dwie drużyny przebudowane mogą stanowić o sile polskiej ligi - zakończył Jan Krzysztof Bielecki.
Autor
Janusz Partyka