
LegiaRetro (9): Jupitery, wszystkie cztery
W październiku 1960 roku legioniści rozegrali rewanżowe spotkanie I rundy Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. Potyczka stołecznych z duńskim Aarhus zapisała się na kartach historii, jednak nie ze względu na wydarzenia boiskowe a na fakt, że był to pierwszy w historii mecz przy Łazienkowskiej w asyście sztucznego oświetlenia.
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii

Pierwsze spotkanie z Duńczykami odbyło się 21 września. „Znów wysiadka w Pucharze Europy. Trzy gole i piesek w bramce Fołtyna” - skomentowała wyjazdowy występ Legii warszawska popołudniówka „Express Wieczorny”. Podopieczni Kazimierza Górskiego byli tłem dla znakomicie dysponowanego zespołu mistrza Danii. Stołeczni piłkarze bronili się do 32. minuty, kiedy to bramkarza Legii pokonał obrońca Aarhus, John Amdisen. Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, kolejne bramki dla zespołu gospodarzy zdobyli Peder Kjær-Andersen oraz John Jensen. Kwestia awansu do kolejnej fazy zamknęła się zatem praktycznie po pierwszym spotkaniu, legionistom pozostała walka o honor.
Mimo niekorzystnego wyniku sprzed trzech tygodni stołeczni kibice tłumnie zasiedli na trybunach przy Łazienkowskiej. Duża część kibiców na stadion udała się jednak nie po to, aby dopingować Legię, lecz po to, aby na własne oczy obejrzeć mecz przy sztucznym oświetleniu. Plany budowy takowego powstały już w roku 1958, wówczas jednak większość osób decyzyjnych w klubie sprzeciwiło się im stwierdzając, że taka inwestycja jest dla Legii zbyt kosztowna. Osobą, dzięki której sztuczne oświetlenie ostatecznie powstało, był Sekretarz Generalny klubu płk Edward Potorejko. Tylko w sobie znany sposób Potorejko zdobył sojuszników oraz fachowców, którzy wspomogli budowę. Bardzo dużą rolę w budowie odegrał Klub Kibica, a szczególnie jego członkowie, m.in. inż. Kalinicz, naczelny dyrektor „Budomontażu”. Projektantem instalacji elektrycznej był inż. Harasiuk, a konstrukcji inż. Skarżyński.
Po akceptacji planów budowy natychmiast pojawiły się problemy z odpowiednimi materiałami budowlanymi. Odpowiedni kabel zasilający oświetlenie znaleziono w Krakowie, lampy zaś w... Moskwie. „W Polsce lampy były problemem nie do pokonania, ponieważ takich żarówek nie produkował nikt. Płk Potorejko, będąc wcześniej w Moskwie dowiedział się, że mają tam stare lampy, które wymieniono na stadionie Spartaka. Wyruszył więc do Moskwy, by dokonać transakcji. Wyposażony był w dodatkowy atrybut – skrzynkę alkoholu. Widząc taki 'prezent' Rosjanie nie mieli wątpliwości, że przyjaciele z Polski zasługują nie na stare, tylko na... nowe lampy, które zalegały magazyny Spartaka. 5 października 1960 roku na stadionie Legii nastąpiła więc podniosła chwila – inauguracja sztucznego oświetlenia o mocy 800 luksów” - tak przedstawiał później tę historię w tygodniku "Nasza Legia" dziennikarz Wiktor Bołba.
„Heroiczną pracę wykonano przy obsadzaniu masztów. Ogromne rzesze wojska i sympatyków kopały bardzo głębokie doły, natomiast inżynierowie, którzy byli odpowiedzialni za obsadzanie i umocowanie masztów, odbyli rekonesans na stadionie Partizana Belgrad. W swojej ekspertyzie fachowcy stwierdzili, że samo zalanie betonem może nie wytrzymać naporu wiatru, więc sprowadzono z Kielc specjalne głazy, które wtopiono w beton a później zasypano” - czytamy na historycznych stronach NL. Bezpieczniki, ze względu na brak innych możliwości technicznych, znajdowały się na samej górze masztów, dlatego premierowy mecz przy sztucznym oświetleniu elektrycy, na wypadek awarii, spędzili kilkanaście metrów nad ziemią.
„Dorobiliśmy się wspaniałego oświetlenia, w ubiegłym tygodniu przeprowadziliśmy próbę generalną. Jest bez zarzutu i bardzo silne, znacznie silniejsze od jupiterów na Stadionie Śląskim” - mówił z dumą na łamach „Przeglądu Sportowego” płk Potorejko. Samo spotkanie jednak nie potoczyło się po myśli legionistów. Podopieczni Kazimierza Górskiego odważnie zaatakowali od samego początku, obijali słupki i poprzeczki, bramka Henry’ego Forma była jednak jak zaczarowana. Jedyna bramka w tym spotkaniu padła w 30. minucie za sprawą Helmuta Nowaka. Po raz drugi Wojskowi pożegnali się z europejskimi pucharami już w pierwszej rundzie rozgrywek.
Na zdjęciu autorstwa Eugeniusza Warmińskiego montaż jednego z masztów od strony ulicy Łazienkowskiej w asyście działaczy wojskowych. „Jupitery, wszystkie cztery” - śpiewali od tej pory fani zasiadający na trybunach warszawskiej Legii.
Autor
Janusz Partyka