Lindsay Rose: Wreszcie czuję się gotowy do gry na 100 procent
Początki Lindsaya Rose’a w barwach Legii nie były najłatwiejsze. Problemy z regularną grą, kontuzje, brak odpowiedniego rytmu. Jednak po zimowym zgrupowaniu sytuacja znacznie się zmieniła, a obrońca stał się pewnym punktem bloku defensywnego naszej drużyny. O przyczynach swoich kłopotów, zmianie mentalności, przywiązaniu do ojczyzny, a także o tym, jak ciekawym świata jest człowiekiem, Lindasy Rose opowiedział w rozmowie z Legia.com.
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Archiwum LR
- Udostępnij
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Archiwum LR
Początki Lindsaya Rose’a w barwach Legii nie były najłatwiejsze. Problemy z regularną grą, kontuzje, brak odpowiedniego rytmu. Jednak po zimowym zgrupowaniu sytuacja znacznie się zmieniła, a obrońca stał się pewnym punktem bloku defensywnego naszej drużyny. O przyczynach swoich kłopotów, zmianie mentalności, przywiązaniu do ojczyzny, a także o tym, jak ciekawym świata jest człowiekiem, Lindasy Rose opowiedział w rozmowie z Legia.com.
- Kilka miesięcy temu na Twoim Instagramie pojawiło się nagranie, na którym wraz z synem spędzałeś czas na rollercoasterze. Lubisz ekstremalną rozrywkę?
- Zdecydowanie. Taka forma spędzania czasu bardzo mi odpowiada. Razem z moim dziećmi uwielbiamy Disneyland, staramy się odwiedzać to miejsce minimum dwa razy w roku.
- Zapytałem o rollercoaster, ponieważ ten sezon jest dla nas trochę jak przejażdżka taką kolejką - od pięknego początku w Europie do kryzysu, z którego dopiero teraz powoli wychodzimy.
- Masz rację, zaczęliśmy na górze, a później spadliśmy gwałtownie w dół. Czas teraz ponownie się podnieść. To był trudny okres dla nas, dla kibiców, dla wszystkich związanych z klubem. Legia jest mistrzem, w jej DNA zapisane są zwycięstwa. Za każdym razem, kiedy przytrafiają się porażki, musimy być rozczarowani. Było nam trudno z tym żyć, ta sytuacja nas przytłaczała, ale pracowaliśmy ciężko, by wyjść z dołka. Towarzyszyły nam straszne uczucia, ale naszym zadaniem było pokazać charakter i odwrócić los. Czujemy się teraz dużo mocniejsi, gramy lepiej, a przede wszystkim punktujemy i poprawiamy pozycję w tabeli.
- Trafiłeś do Legii po udanym sezonie w Grecji, gdzie rozegrałeś 39 spotkań. W Polsce od początku miałeś jednak problemy z regularnymi występami.
- W Arisie Saloniki grałem co tydzień, rozegrałem blisko sto spotkań. Spędziłem tam dwa niesamowite sezony i poczułem, że muszę wykonać kolejny krok. Przejście do Legii było naturalnym i słusznym wyborem. Adaptacja była trudna, trafiłem do nowego otoczenia, musiałem dostosować się do sposobu gry w lidze, poznać kolegów, nowy styl taktyczny, przystosować się do wizji trenera. Przyznam szczerze, że proces aklimatyzacji trwał dłużej niż się spodziewałem. Moje ciało nie było też w najlepszej dyspozycji, kiedy zmieniłem klub miałem problemy z nogą. Nałożyło się zatem kilka spraw, przez które potrzebowałem trochę więcej czasu, by wrócić do pełni zdrowia i odpowiedniej formy. Teraz czuję się już bardzo dobrze, poznałem kolegów z zespołu, charakterystykę ligi. Moje kłopoty na początku wynikały właśnie z przedłużającej się aklimatyzacji, która teraz jest już za mną.
- Wspomniałeś o różnicach w sposobie gry między Grecją a Polską. Na czym one polegają?
- Liga polska jest zdecydowanie twardsza. Zawodnik toczy podczas meczu zdecydowanie więcej bezpośrednich pojedynków, trzeba być naprawdę mocnym fizycznie, by sobie z tym poradzić. Mam wrażenie, że często pierwsze 60 minut meczu to przede wszystkim walka fizyczna. Różni się też sposób pracy podczas treningów. Mam tutaj na myśli nawet z pozoru tak mało istotny aspekt jak warunki pogodowe. Praca przy ujemnych temperaturach różni się od treningu w pełnym słońcu przy 25 stopniach Celsjusza. Twoje ciało inaczej reaguje, musisz się do tego przystosować.
- Adaptacja była trudna, trafiłem do nowego otoczenia, musiałem dostosować się do sposobu gry w lidze, poznać kolegów, nowy styl taktyczny, przystosować się do wizji trenera. Przyznam szczerze, że proces aklimatyzacji trwał dłużej niż się spodziewałem. Moje ciało nie było też w najlepszej dyspozycji, kiedy zmieniłem klub miałem problemy z nogą.
- To prawda, że odchodząc z Grecji mogłeś trafić do innego klubu? Mówiło się o Crvenie zvezdzie.
- Tak, miałem kilka ofert, ale nie chcę o nich mówić. Jedną z opcji był powrót do francuskiej Ligue 1. Jednak Legii się nie odmawia. Rozmawiałem nawet o tym z kolegami z drużyny, każdy z nich jest takiego samego zdania. To duży klub, znany we Francji i w Europie. Chciałem występować przed tak żywiołową publicznością, grać w drużynie prezentującej ofensywny futbol i te oczekiwania spełnia Legia.
- Po rozczarowującym początku, w końcu trafiłeś do wyjściowego składu, ale szybko ponownie wypadłeś. Podczas meczu z Jagiellonią doznałeś groźnie wyglądającej kontuzji nosa.
- To było niezwykle bolesne, nie spodziewałem się, że nos może aż tak boleć. W tamtym momencie czułem się dobrze fizycznie, moja noga była już w odpowiedniej dyspozycji. Liczyłem, że zacznę grać i złapię właściwy rytm, ale właśnie przytrafiła się ta nieszczęsna kontuzja. Na szczęście trafiłem do znakomitego lekarza - po operacji czuję się dokładnie tak samo jak przed tym urazem. Zastanawiałem się nawet, czy po zabiegu mój nos będzie funkcjonował tak jak wcześniej, czy nie będę czuł dolegliwości, ale historia zakończyła się pozytywnie.
- W styczniu przytrafiła się kolejna przykra niespodzianka - na zgrupowanie w Dubaju dołączyłeś dopiero po kilku dniach, ponieważ wyniki twoich badań wykazały zakażenie koronawirusem.
- Poczułem wtedy, że mogę przegapić kolejny ważny moment, by wskoczyć w rytm meczowy. Letniego okresu przygotowawczego nie przepracowałem tak jak powinienem, moje ciało nie było gotowe, by grać na najwyższym poziomie od początku sezonu. Liczyłem na to, że w Dubaju będę mógł popracować na najwyższych obrotach, przygotować się do wiosny i wywalczyć miejsce w wyjściowym składzie. Kiedy złamałem nos, moja pierwszą myślą było - “no nie, zabraknie mnie na zgrupowaniu”. Gdy okazało się, że mogę wrócić do gry i gdy już szykowałem się do powrotu do klubu po przerwie, otrzymałem pozytywny wynik testu. Czułem się zdrowy, nie miałem żadnych objawów, ale musiałem pozostać w kwarantannie. Po kilku dniach wyniki kolejnych testów były już negatywne i mogłem przylecieć do Dubaju. Chciałem nadrobić te zaległości, dawałem z siebie więcej niż maksa.
- No właśnie. Zauważyłem podczas zimowego zgrupowania, że już od swojego pierwszego dnia wskoczyłeś na naprawdę wysokie obroty, po pierwszym treningu przez kilka minut wyczerpany leżałeś na murawie.
- Byłem niezwykle zmotywowany. W pierwszej połowie sezonu nie byłem sobą. Moim celem na zimowy okres przygotowawczy była tak naprawdę zmiana przyszłości. Nie chciałem już siedzieć na ławce i oglądać meczów z boku. Chciałem być podstawowym zawodnikiem drużyny i udowodnić wszystkim swoją wartość. Nie mogłem pogodzić się z tym, że moje dotychczasowe miesiące w klubie wyglądały tak jak wyglądały. Walczyłem o zmianę swojej pozycji podczas zgrupowania, ale robię to też na każdym innym treningu. Daję z siebie wszystko, bo chcę być istotnym punktem zespołu.
- W pierwszej połowie sezonu nie byłem sobą. Moim celem na zimowy okres przygotowawczy była tak naprawdę zmiana przyszłości. Nie chciałem już siedzieć na ławce i oglądać meczów z boku. Chciałem być podstawowym zawodnikiem drużyny i udowodnić wszystkim swoją wartość. Nie mogłem pogodzić się z tym, że moje dotychczasowe miesiące w klubie wyglądały tak jak wyglądały.
- Wiosną zacząłeś pojawiać się regularnie w pierwszym składzie. Czujesz, że twoja dyspozycja jest teraz bliska tej, którą prezentowałeś w Grecji?
- Z jednej strony tak, z drugiej nie. Na początku sezonu nie mogłem wskoczyć na swój poziom. Kiedy wychodziłem na boisko, nie grałem pełnych 90 minut. Czułem, że ciało nie spełnia moich oczekiwań. Nie byłem w stanie złapać serii spotkań. Po 45 minutach byłem zmęczony. Po powrocie ze zgrupowania sytuacja się zmieniła. Odczuwam dużą zmianę w mojej dyspozycji, ogólnym samopoczuciu. Tak, jestem blisko powrotu do formy z Grecji, ale futbol w Grecji jest też inny niż w Polsce. Nie przypominam sobie, abym toczył tam tyle bezpośrednich pojedynków co w ekstraklasie. W Arisie częściej byłem też przy piłce, odpowiadałem za budowanie akcji ofensywnych od naszej bramki. W Legii tę rolę pełni Mateusz Wieteska.
- Po przerwie zimowej widzimy inną Legię, nie tylko pod kątem fizycznym, ale też mentalnym. Brak pewności siebie był waszym największym problemem?
- Tak. Mamy tych samych piłkarzy, a gramy zupełnie inaczej. Pewność siebie dał nam trener Vuković. Szczerze, to do tej pory nie spotkałem w moim piłkarskim życiu szkoleniowca, który miałby tak duży wpływ na mentalność zawodników. Aleksandar Vuković jest bardzo uczciwy, wszyscy są dla niego równi i wszystkich szanuje, a to czyni różnicę na boisku. Mam poczucie, że wyjściowa jedenastka walczy o to, by zachować swoją pozycję, a wszyscy rezerwowi dają z siebie więcej niż sto procent, by do tej jedenastki wskoczyć. To bardzo istotne. To idealny szkoleniowiec na ten moment. Zna Legię, żyje Legią, wierzy w nas. Nie chodzi jedynie o Aleksandara Vukovicia, ale też o członków sztabu, którzy przyszli tu razem z nim. Ich praca przynosi pozytywne efekty. Marek Gołębiewski również był trenerem, który miał te cechy. Doceniam to, co dla nas zrobił. To wciąż młody szkoleniowiec, a został postawiony przed naprawdę wymagającym zadaniem. Chciałbym mu też podziękować za to, że robił wszystko, by nam pomóc.
- Za nami seria ligowych zwycięstw, ale przed nami starcia z czołówką ligi. Jesteśmy w stanie wygrać te mecze?
- Oczywiście. W pierwszej części sezonu przegraliśmy, ponieważ popełnialiśmy zbyt dużo błędów i brakowało nam pewności siebie. Dziś jesteśmy w odpowiedniej formie, a nasza mentalność całkowicie się zmieniła. Chcemy się rozwijać, grać na wyższym poziomie i piąć w górę tabeli. Jesteśmy Legią i musimy wygrywać z każdym. To nie będą łatwe mecze, ale znamy swoją wartość i jeśli damy z siebie maksa, to wygramy.
- Zanim wrócimy na ligowe boiska, wystąpisz w meczach drużyny narodowej. Urodziłeś się w Francji, grałeś w młodzieżowych reprezentacjach tego kraju, ale teraz reprezentujesz Mauritius. Co cię łączy z tym krajem?
- Mój tata jest Maurytyjczykiem. Urodziłem się we Francji i tam wychowałem. Mój tata przybył do Francji, kiedy miał czternaście lat i tam poznał moją mamę. Jednak moja rodzina z Mauritiusa cały czas tam mieszka. Uwielbiam ten kraj, często go odwiedzam i jestem dumny, że mogę być jego reprezentantem. Maurytyjczycy nie posiadają wiele, nie są bogaczami, ale mają wspaniałe serca. Są gotowi oddać ci wszystko co mają. Za każdym razem, kiedy jestem na Mauritiusie, czuję jakbym wracał do rzeczywistości, stykał się z prawdziwym życiem - z jego blaskami i cieniami. Kocham ten kraj.
- Uwielbiam ten kraj, często go odwiedzam i jestem dumny, że mogę być jego reprezentantem. Maurytyjczycy nie posiadają wiele, nie są bogaczami, ale mają wspaniałe serca. Są gotowi oddać ci wszystko co mają. Za każdym razem, kiedy jestem na Mauritiusie, czuję jakbym wracał do rzeczywistości, stykał się z prawdziwym życiem - z jego blaskami i cieniami. Kocham ten kraj.
- Czujesz się bardziej Maurytyjczykiem czy Francuzem? Pamiętam, że podczas wizyty na Expo w Dubaju odwiedziłeś pawilon afrykańskiego kraju.
- Maurytyjczykiem i Francuzem i jestem z tego dumny. W moim sercu jest miejsce na oba kraje. Jestem dumny, że mogę występować w barwach Mauritiusu z opaską kapitańską, ponieważ w Europie nie ma zbyt wielu reprezentantów tego kraju.
- Mam wrażenie, że nie jesteś “typowym piłkarzem”. Chcesz się cały czas uczyć, poznawać nowe rzeczy, najlepszym przykładem jest twoja nauka języka polskiego, którą rozpocząłeś chwilę po podpisaniu kontraktu.
- Jednym z powodów, dla których postanowiłem przenieść się do Polski, była chęć wzbogacenia moich dzieci o nowe doświadczenia, przekazanie nowych wartości i poznanie świeżego spojrzenia na życie. Czerpaliśmy wiele z mentalności ludzi w Grecji i to samo chcemy robić w Polsce.
- Twój styl życia jest dość ciekawy…
- Mam swoje poglądy i przekonania. Dbanie o środowisko to dla mnie istotna sprawa. Nie jem mięsa, korzystam z ekologicznych produktów, chcę chronić naszą planetę. Natura pełni ważną rolę w moim życiu, również z powodu moich związków z Mauritiusem, gdzie życie toczy się w zgodzie z nią. Jednym z elementów, który wpłynął na decyzję o moich przenosinach do Warszawy było to, że jest to zielone, ekologiczne miasto. Kiedy grałem w Grecji, często wychodziliśmy rano z rodziną na plażę i sprzątaliśmy śmieci. Zamieściłem nawet takie zdjęcie na Instagramie, nie po to, by się pochwalić, ale by zwrócić uwagę na problem, który dotyczy każdego z nas. Moja żona angażuje się również w pomoc niepełnosprawnym dzieciom. Jestem piłkarzem, żyję ze swojej pasji i jest to wspaniałe doświadczenie, za które jestem wdzięczny. Ale my-piłkarze nie możemy zapominać, jak wygląda prawdziwe życie. Nie zawsze jest ono kolorowe, piękne i przyjemne. Musimy wykorzystywać swoje możliwości i pomagać potrzebującym. W taki sposób wychowuję też swoje dzieci, chcę je nauczyć odpowiedzialności i przekazać właściwe wzorce.
- Twoje pierwsze słowa po polsku wpisały się w tematykę - w jednym z filmów na naszym YouTube powtarzałeś “Ziemia jest twarda” (śmiech). Zrobiłeś jakieś postępy od tego momentu?
- Rozumiem coraz więcej. Trener mówi do nas po polsku i angielsku, więc przy okazji szlifuję też swoje umiejętności językowe. Jednak szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że język polski jest tak trudny. Greckiego nauczyłem się dużo szybciej, ale nie poddaję się i kontynuuję naukę. Muszę jednak powiedzieć, że bardzo zaskakują mnie moi synowie, którzy robią ogromne postępy. Czasem sami próbują mnie uczyć podczas zabawy.
- Jestem piłkarzem, żyję ze swojej pasji i jest to wspaniałe doświadczenie, za które jestem wdzięczny. Ale my-piłkarze nie możemy zapominać, jak wygląda prawdziwe życie. Nie zawsze jest ono kolorowe, piękne i przyjemne. Musimy wykorzystywać swoje możliwości i pomagać potrzebującym. W taki sposób wychowuję też swoje dzieci, chcę je nauczyć odpowiedzialności i przekazać właściwe wzorce.
- Ciekawi cię też historia. Pamiętam, że na przedmeczowym spacerze przed jednym z wyjazdowych meczów w europejskich pucharach rozmawialiśmy o Warszawie i byłeś pod ogromnym wrażeniem historii tego miasta.
- Tę historię czuć na każdym kroku. Warszawiacy są naprawdę dumni ze swojego miasta i ojczyzny. Historia Polski jest szalona. Zabory, wojna… a wy to przetrwaliście i staliście się mocnymi, dumnymi ludźmi. Polska to też ojczyzna artystów. Zanim trafiłem do Legii już słyszałem o wielu wybitnych ludziach związanych z tym krajem. Staram się być człowiekiem z otwartym umysłem, szanuję sztukę, odwiedzam muzea i opery. Nawet kilka dni temu byłem w operze. Nie ograniczam się też wyłącznie do Warszawy. Odkrywam wasz kraj, ostatnio zwiedziłem Łódź.
- Gdyby nie piłka, na pewno byś sobie w życiu poradził. Może zostałbyś pilotem samolotu…
- Nawiązujesz pewnie do jednego ze zdjęć z Francji (śmiech). Kiedy grałem w Lorient, mieliśmy okazję wracać z meczu prywatnym samolotem i zapytałem pilotów, czy mogę spędzić lot w kabinie i podejrzeć jak wygląda ich praca. Zgodzili się, choć powiedzieli, że najciekawsze rzeczy dzieją się podczas startu i lądowania. To było niezwykłe doświadczenie, którego nie zapomnę. Pomyśl - tych dwóch pilotów miało w swoich rękach życie wielu osób. Od wykonywanej przez nich pracy zależy tak wiele. To niesamowita świadomość, ale i ogromna odpowiedzialność.
- Kiedy grałem w Lorient, mieliśmy okazję wracać z meczu prywatnym samolotem i zapytałem pilotów, czy mogę spędzić lot w kabinie i podejrzeć jak wygląda ich praca. To było niezwykłe doświadczenie, którego nie zapomnę. Pomyśl - tych dwóch pilotów miało w swoich rękach życie wielu osób.
- Skoro o podróżach mowa, chciałbym przenieść się do Francji, ponieważ miałeś tam okazję pograć z naprawdę dużymi nazwiskami. Jak wyglądałaby jedenastka stworzona z najlepszych zawodników, z którymi spotkałeś się w swojej karierze?
- To prawda, miałem przyjemność spotkać w szatni naprawdę mocnych zawodników. To ma być jedenastka złożona z piłkarzy, z którymi grałem w zagranicznych klubach?
- Tak.
- W bramce Anthony Lopes z Lyonu, reprezentant Portugalii. Ma wszystko to, co powinien mieć bramkarz na najwyższym poziomie. Grałem z wieloma świetnymi golkiperami, ale niestety na tej pozycji mogę wybrać tylko jednego. Chcę jednak wyróżnić jeszcze Arnauda Balijona, którego znam ze Stade Lavallois. Był pierwszym bramkarzem w mojej seniorskiej karierze, wprowadził mnie do profesjonalnej piłki, bardzo mi pomógł na tym etapie i jestem mu ogromnie wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobił.
- Teraz obrona.
- Mam też uwzględnić siebie?
- Tak.
- W takim razie w środku obrony zagrałbym z serbskim stoperem Milanem Bisevacem, z którym grałem w Lyonie. Jego mentalności i cechy przywódcze były na najwyższym poziomie. Na lewej obronie Raphaël Guerreiro, który obecnie gra w Borussii Dortmund. Bardzo mądry gracz, ze świetną lewą nogą. Na prawą stronę wybieram Emanuela Sakicia, z którym dzieliłem szatnię w Arisie Saloniki. Jeśli chodzi o same umiejętności piłkarskie, być może miałem okazję grać z zawodnikami nieco lepszymi, ale jego cechy mentalne były niezwykłe. Nigdy się nie poddawał. Czasem jest to ważniejsze niż piłkarska jakość.
- Pamiętam, kiedy pierwszy raz spotkałem Anthony’ego Martiala, wypożyczonego do Sevilli zawodnika Manchesteru United. Był niesamowicie szybki, a przy tym niezwykle silny. Praktycznie nie dało się odebrać mu piłki.
- Pomoc.
- Maxime Gonalons, mój kapitan z Lyonu. Obok niego Kolumbijczyk Carlos Sanchez. Co to był za piłkarz, bestia! Przed nimi, jako ofensywny pomocnik, Nicolas Diguiny - Francuz, z którym spotkałem się w Arisie. Lewa strona to oczywiście Nabil Fekir, niesamowity gość, robi z piłką co chce. Na prawej flance Maor Melikson, dobrze znany również z polskich boisk. Graliśmy razem w Valenciennes, spędzaliśmy wspólnie dużo czasu poza boiskiem.
- Pozostał napastnik.
- Allan Saint-Maximin, obecnie zawodnik Newcastle United. Co za piłkarz. Szalony gość. Nie widziałem lepszego zawodnika. Z piłką przy nodze może zrobić wszystko.
- W reprezentacjach młodzieżowych też poznałeś kilka głośnych nazwisk…
- Pamiętam, kiedy pierwszy raz spotkałem Anthony’ego Martiala, wypożyczonego do Sevilli zawodnika Manchesteru United. Był niesamowicie szybki, a przy tym niezwykle silny. Praktycznie nie dało się odebrać mu piłki. W młodzieżowej reprezentacji do lat 21 spotkałem też Kingsleya Comana z Bayernu Monachium. Wystąpił w meczu przeciwko reprezentacji Singapuru, mimo że miał wtedy 17 lat. Ogromnym talentem był też Paul-Georges Ntep, obecnie gracz Boavisty, ale występował też we Francji i w Niemczech. Nasza reprezentacja do lat 21 od zawsze była kopalnią talentów, można by wymieniać zawodników bez końca, ale chciałbym też zwrócić uwagę na trenera - Willy’ego Sagnola. W kilku meczach pod jego
skrzydłami nauczyłem się więcej niż w kilku miejscach przez lata. Darzę go ogromnym szacunkiem.
- Skoro o nazwiskach mowa - wpisywałeś kiedyś swoje nazwisko w wyszukiwarkę YouTube? - - Raczej nie.
- Jeśli to zrobisz, znajdziesz film zatytułowany “Lindsay Rose - Van Dijk z Mauritiusa”. Po jednym z meczów Maciej Rosołek nazwał cię z kolei Cafu. Do którego z nich ci bliżej (śmiech)?
- Jestem zawodnikiem, który dużo walczy, szuka pojedynków i atakuje na sto procent, może dlatego pojawiło się nazwisko Van Dijka. Z kolei ksywka “Cafu” pojawiła się, kiedy podczas treningu zagrałem na prawej obronie. Nie wiem, do którego z nich mi bliżej, to już nie jest pytanie do mnie (śmiech). Moim największym idolem zawsze był natomiast Sergio Ramos, wzorowałem i wzoruję się cały czas na takich graczach jak Kalidou Koulibaly, Thiago Silva czy Alex, który zakończył już karierę.
Autor
Przemysław Gołaszewski