Maik Nawrocki: Wiedziałem, że wykorzystam swoją szansę
Masz 21 lat. Jesteś podstawowym obońcą Legii i jednym z filarów linii defensywy warszawskiej drużyny. Po każdym spotkaniu otrzymujesz wiele pochwał, kibice doceniają twoje występy i twój wpływ na drużynę. W końcu zostajesz doceniony przez selekcjonera dorosłej reprezentacji Polski i... nie odpływasz, cały czas twardo stąpając po ziemi. Przez ostatnie miesiące w życiu Maika Nawrockiego działo się naprawdę dużo. Jak sam opowiada - zmienił się nie tylko jako piłkarz, ale przede wszystkim jako człowiek. Czy podczas rozmowy w cztery oczy radzi sobie tak dobrze, jak na boisku zatrzymując napastników rywali? Sami sprawdźcie. Zapraszamy na wywiad z obrońcą Legii, Maikiem Nawrockim.
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
Masz 21 lat. Jesteś podstawowym obońcą Legii i jednym z filarów linii defensywy warszawskiej drużyny. Po każdym spotkaniu otrzymujesz wiele pochwał, kibice doceniają twoje występy i twój wpływ na drużynę. W końcu zostajesz doceniony przez selekcjonera dorosłej reprezentacji Polski i... nie odpływasz, cały czas twardo stąpając po ziemi. Przez ostatnie miesiące w życiu Maika Nawrockiego działo się naprawdę dużo. Jak sam opowiada - zmienił się nie tylko jako piłkarz, ale przede wszystkim jako człowiek. Czy podczas rozmowy w cztery oczy radzi sobie tak dobrze, jak na boisku zatrzymując napastników rywali? Sami sprawdźcie. Zapraszamy na wywiad z obrońcą Legii, Maikiem Nawrockim.
- Podczas ostatniej rozmowy z nami mówiłeś, że najbardziej cenisz to, w jaki sposób twoja kariera się rozwija. Cały czas masz takie wrażenie, że wszystko idzie zgodnie z planem?
- Wydaje mi się, że tak. Gdy przychodziłem do Legii, to bardzo szybko awansowałem do pierwszego składu. Chyba sam się nawet tego nie spodziewałem. Chciałem krok po kroku się rozwijać i z perspektywy czasu widzę, że to mi się udało. W międzyczasie pojawiły się kontuzje, które czasami przeszkadzały w całym procesie. Gdy jednak byłem zdrowy i mogłem zaprezentować swoje umiejętności na boisku, to wszystko układało się po mojej myśli.
- W Legii zmieniłeś się bardziej jako człowiek, czy jako piłkarz?
- Mam wrażenie, że przez cały ten czas bardzo dużo się zmieniłem – zarówno jako człowiek, jak i piłkarz. Można powiedzieć, że na dobre wszedłem do seniorskiej piłki i to jeszcze w innym kraju. Czułem trochę ten przeskok, ale nie przeszkadzało mi to. Legia to zupełnie inny klub. Presja, która towarzyszy grze w takiej drużynie jest ogromna, ale to dodatkowo mnie motywuje. Świetnie jest móc prezentować swoje umiejętności w barwach takiego zespołu, przy takiej atmosferze, przed takimi kibicami. To pomaga Ci nie tylko stawać się lepszym piłkarzem, ale też lepszym człowiekiem.
- Wspomniałeś o tym, że Legia to zupełnie inny klub. Dużo czasu zajęło Ci nauczenie się Legii?
- Człowiek uczy się cały czas. Legia to największy klub w Polsce, od samego początku to wiedziałem. Jestem w zespole prawie półtora roku. Przez ten czas bardzo dużo się nauczyłem. Mówiłem o presji, która towarzyszy piłkarzowi, gdy gra w Legii. To uczucie jest obecne, ale ja czuję dzięki temu dodatkową motywację. Wychodzisz po prostu na boisko, zapominasz o wszystkim i dajesz z siebie 100%, żeby zejść z murawy ze zwycięstwem. Czujesz ogromne wsparcie z trybun, a dzięki temu możesz pokazać pełnię swoich umiejętności. To bardzo ważne dla młodego piłkarza, który niedawno wszedł do seniorskiej piłki.
- Wiem, że jestem coraz lepszym piłkarzem. Dzięki temu czuję rosnącą pewność siebie, ale to jest normalne. Nic nie dzieje się przypadkowo. To nie jest tak, że trafiłem do Legii i od razu moja pewność siebie wyraźnie wzrosła. Zapracowałem sobie na to dobrymi występami na boisku.
- Twoja pewność siebie też wyraźnie wzrosła?
- Cały czas idę do przodu. Wiem, że jestem coraz lepszym piłkarzem. Dzięki temu czuję rosnącą pewność siebie, ale to jest normalne. Nic nie dzieje się przypadkowo. To nie jest tak, że trafiłem do Legii i od razu moja pewność siebie wyraźnie wzrosła. Zapracowałem sobie na to dobrymi występami na boisku. Zagrałem kilka dobrych i bardzo dobrych meczów w Europie, wywalczyłem sobie miejsce w pierwszym składzie. Chciałem pokazać na co mnie stać, a teraz widzę tego efekty.
- Dla młodego chłopaka przychodzącego do takiego klubu najważniejsza jest szybka akceptacja drużyny?
- Drużyna, sztab szkoleniowy, trenerzy… wszyscy od początku bardzo we mnie wierzyli. To wspaniałe uczucie. Gdy czujesz, że masz za sobą tylu ludzi, to po prostu chcesz stawać się lepszym. Chciałem się zrewanżować za takie przyjęcie swoją dobrą postawą na boisku. Kiedy grasz i wszystko idzie po twojej myśli, to czujesz, że możesz iść tylko do góry. Ja od samego początku miałem takie podejście, a Legia tylko mi w tym pomogła.
- Miałeś albo czułeś taki przełomowy moment, który był dla Ciebie najistotniejszy i najważniejszy od czasu, gdy jesteś w Legii?
- Najważniejszy w tym wszystkim jest proces. Momentów możesz mieć wiele. Raz jest lepiej, raz jest gorzej – tak to w piłce wygląda. Najważniejsze jest to, co ty masz w głowie, jak sobie radzisz z porażkami, ale też jak reagujesz na zwycięstwa. Musisz być skupiony na swoim celu i cały czas, z dnia na dzień, starać się go zrealizować. Chcę napisać swoją historię i codziennie czuję, że idę w dobrym kierunku.
- Teraz jest ten moment, w którym trzeba wycisnąć z siebie jeszcze więcej. W prawdzie na Mistrzostwa Świata nie uda mi się pojechać, ale świat się na tym nie kończy. Po tym turnieju będzie kolejna przerwa na kadrę i kolejna szansa, aby otrzymać powołanie. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie udowodnię, że pierwsza reprezentacja to miejsce dla mnie.
- Kilka miesięcy temu mówiłeś, że dla Ciebie poważna piłka dopiero się zaczyna. To jak jest dzisiaj, już się zaczęła?
- Zgadza się. Czuję, że poważna piłka już się rozpoczęła. Zagrałem z Legią w europejskich pucharach, rywalizowałem przeciwko znanym, europejskim klubom, rozegrałem wiele spotkań w młodzieżowej kadrze narodowej. Wcześniej nie chciałem mówić o poważnej piłce. Byłem i nadal jestem młodym piłkarzem, który cały czas się rozwija. Przez ostatnie kilka miesięcy wydarzyło się jednak tyle, że teraz śmiało mogę tak powiedzieć.
- Tobie poważna piłka też chyba trochę kojarzy się z aktywnością medialną i częstym używaniem social mediów.
- A nie będę ukrywał, że niespecjalnie za tym przepadam. Nie czuję potrzeby pokazywania, jak wygląda moje piłkarskie życie. Być może za kilka lat to się zmieni. Na razie jednak wolę skupić się na pracy. Internet mi w tym nie pomoże, a jedynie może odwrócić moją uwagę.
- Skupiłeś się na piłce i jak widać były tego efekty. Powołania do wąskiej kadry reprezentacji Polski nie udało się zdobyć, ale obecność w szerokim gronie 46. zawodników na pewno dużo znaczy.
- Zdecydowanie tak! Nie ukrywam, że byłem bardzo zaskoczony, podobnie jak moja rodzina. Siedziałem gdzieś na korytarzu i oglądałem konferencję prasową trenera Czesława Michniewicza na telefonie. To było duże zaskoczenie. Byłem bardzo szczęśliwy. To wielkie wyróżnienie.
- No właśnie. To wielkie wyróżnienie czy bardziej nagroda za ciężką pracę. Którą opcję ty wybierasz?
- Trener Michniewicz powiedział, że gdyby nie kontuzje, to już wcześniej mogłem być powołany do reprezentacji. Cieszę się, że w takim momencie szkoleniowiec postanowił mnie wyróżnić. Czuję, że jestem blisko gry w kadrze reprezentacji. Teraz jest ten moment, w którym trzeba wycisnąć z siebie jeszcze więcej. W prawdzie na Mistrzostwa Świata nie uda mi się pojechać, ale świat się na tym nie kończy. Po tym turnieju będzie kolejna przerwa na kadrę i kolejna szansa, aby otrzymać powołanie. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie udowodnię, że pierwsza reprezentacja to miejsce dla mnie. Traktuję to jako efekt mojej ciężkiej pracy.
- Ja wiedziałem, że muszę robić swoje. A jakie były efekty? Wszedłem do pierwszej jedenastki po kontuzji i swojego miejsca już nie oddałem. Można powiedzieć, że mój plan się udał (śmiech).
- Mówisz o ciężkiej pracy, która została zaburzona już na samym początku sezonu przez kontuzje. Frustracja była bardzo widoczna?
- Bardzo. Chciałem jak najszybciej wrócić do drużyny tym bardziej, że kontuzje miałem jeszcze w poprzednim sezonie i musiałem pauzować kilka miesięcy. Ciężko pracowałem podczas obozu przygotowawczego, aby być gotowym na pierwszą kolejkę Ekstraklasy. Wchodzę na boisko, chcę dać z siebie jak najwięcej i ponownie łapie kontuzje. To był bardzo ciężki moment. Musiałem od nowa pracować nad dobrą dyspozycją, a samo wejście do składu po takiej kontuzji nie jest proste. Ja jednak wiedziałem, że muszę robić swoje. A jakie były efekty? Wszedłem do pierwszej jedenastki po kontuzji i swojego miejsca już nie oddałem. Można powiedzieć, że mój plan się udał (śmiech).
- Rozmawiałem przed naszym wywiadem z Bartoszem Kotem (fizjoterapeuta), który pokazywał mi zdjęcia, gdy miałeś całą zatejpowaną twarz. Najbardziej korzystnie to na pewno nie wyglądało.
- Tutaj niestety muszę się z tobą zgodzić (śmiech). Tak naprawdę po doznaniu tej kontuzji miałem tylko dwa tygodnie przerwy, w czasie których nic nie robiłem. Potem rozpocząłem proces powrotu do formy i z tego miejsca mogę podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że tak szybko wróciłem do treningów z drużyną. Tej pracy nie widać tak dobrze na pierwszy rzut oka, ale liczba godzin spędzonych w gabinetach lekarskich na pewno była spora. Od początku mieliśmy cel, aby szybko postawić mnie na nogi i to się udało. Jestem za to bardzo wdzięczny.
- Wiem, że jestem dobrym zawodnikiem. Od zawsze to wiedziałem. Nigdy jednak nie chciałem, aby było to jedynie puste gadanie. Swoją jakość trzeba pokazywać na boisku. Wierzę w siebie i wierzę w swój sukces.
- Dzięki tej pracy udało Ci się szybko wrócić do gry. Pierwsze spotkanie w pełnym wymiarze czasowym i porażka 0:4 z Rakowem. Mocny cios.
- Sam wiesz, jak ten mecz wyglądał. Wynik mógł być zupełnie inny, ale w końcówce spotkania otworzyliśmy się, chcieliśmy zaryzykować i dostaliśmy jeszcze dwa gole. W piłce tak jest, że czasem lepiej przegrać jeden mecz 0:4, niż cztery spotkania wynikiem 0:1. Taki rezultat zadziałał na nas motywująco. Wiedzieliśmy, że każdy kolejny mecz musimy wygrać. Czasem udawało nam się przepychać niektóre spotkania, ale od rywalizacji ligowej z Wisłą Płock złapaliśmy lepszą dyspozycję. Coraz bardziej dominujemy na boisku, zamykamy rywali na ich połowie. Za wynikami idzie też styl, co na pewno jest bardzo ważne. W ostatnim sezonie nie mieliśmy takich sytuacji, że traciliśmy bramki i wracaliśmy do spotkania. Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet gdy jako pierwsi tracimy gola, to wiemy, że za moment możemy zdobyć dwie bramki. Na tym polega moc naszego zespołu.
- Ty sam czułeś, że potrzebujesz chwili, aby wrócić do odpowiedniej dyspozycji?
- Chyba tak. Potrzebuję kilku spotkań, aby wejść na swój poziom. Wiedziałem, że muszę dostać szansę, a wtedy po prostu ją wykorzystam.
- Swoją szanse wykorzystałeś w stu procentach. Był taki moment, że po każdym ze spotkań do naszego cyklu Plus500 Zawodnik Meczu wybieraliśmy właśnie Ciebie. Kibice chętnie oddawali swoje głosy na Maika Nawrockiego, widząc jego dobrą dyspozycję.
- Wiem, że jestem dobrym zawodnikiem. Od zawsze to wiedziałem. Nigdy jednak nie chciałem, aby było to jedynie puste gadanie. Swoją jakość trzeba pokazywać na boisku. Wierzę w siebie i wierzę w swój sukces. Bardzo cieszę się, że kibice tak dobrze oceniają moją grę. Ja na pewno jestem wobec siebie trochę bardziej krytyczny. Po każdym meczu widzę coś, co w kolejnym spotkaniu trzeba poprawić. Taki już po prostu jestem. Takie podejście pozwala mi iść do przodu.
- Nie zamierzam odlatywać, ale też nie będę ujmował sobie jako piłkarzowi. Pokazałem, że Legia i drużyna mogą na mnie liczyć. Teraz chcę to kontynuować.
- Dostawałeś tyle dobrych sygnałów, ludzie chwalili Cię za twoją formę, wszystko szło w dobrym kierunku. Miałeś taki moment, w którym poczułeś, że trochę za bardzo „odleciałeś”?
- Na pewno nie. To wszystko zależy od charakteru. U mnie nigdy nie było tak, że sobie coś dopowiadałem. Nigdy nie mówiłem o sobie jako o lepszym piłkarzu, niż faktycznie jestem. Ludzie w internecie piszą, że Maik Nawrocki powinien otrzymać szansę w kadrze. Okej, to bardzo miłe, wiele dla mnie znaczy, ale ja nigdy sam czegoś takiego nie powiedziałem. Na swoje miejsce chcę zapracować dyspozycją, a nie takim gadaniem. Wiem, że w młodym wieku piłkarze często mogą odlecieć po jednym, czy drugim dobrym meczu. Ale takie podejście do niczego Cię nie doprowadzi. Od samego początku swojej kariery o tym wiedziałem.
- Mam dla Ciebie jeden cytat. Jestem ciekawy, czy wiesz, kto to powiedział. „Maik cały czas pokazuje na co go stać. Ja na treningu widzę, jak duże on ma umiejętności. Uwierzcie, że ten zawodnik nie pokazał jeszcze wszystkiego. Nie wiem kiedy, ale ten piłkarz trafi do świetnego, europejskiego klubu. Ja sam wróżę mu wielką karierę”. Wiesz, czyje to słowa?
- Mateusz Wieteska?
- Artur Jędrzejczyk po wygranym spotkaniu z Leicester City. Miło usłyszeć takie coś?
- Oczywiście, że tak. Usłyszeć takie słowa od takiego zawodnika to sama przyjemność. Taka wypowiedź może mnie tylko zmotywować do działania i bardzo dziękuję Jędzy. Piłka nożna cały czas się zmienia. Nie grałem w Warcie Poznań, a dwa miesiące później wystąpiłem w spotkaniu przeciwko Dinamo Zagrzeb. W futbolu bardzo szybko możesz pójść do góry, ale jeszcze szybciej możesz spaść na dół. Taka właśnie jest piłka. Tu nie ma czasu na zbędne zastanawianie się. Cały czas musisz robić swoje. Jeżeli moja dyspozycja jest w tak pozytywny sposób odbierana chociażby przez Artura Jędrzejczyka, to ja sam mogę się tylko cieszyć. Musisz twardo stąpać po ziemi, aby utrzymać ten poziom. Nie zamierzam odlatywać, ale też nie będę ujmował sobie jako piłkarzowi. Pokazałem, że Legia i drużyna mogą na mnie liczyć. Teraz chcę to kontynuować.
- Mogę po tym wnioskować, że sam o sobie nie bardzo lubisz mówić?
- Robię swoje, a niech inni mówią o mnie. Zrobię wszystko, żeby mówili jedynie w samych superlatywach.
- Werder Brema ma odwiecznego rywala – HSV Hamburg. Te spotkania są nazywane „Derbami Północy”. Bramka w 90. minucie na wagę zwycięstwa Werderu w ramach tej rywalizacji – to by było coś!
- Mam dla Ciebie niespodziankę. Dzisiaj trochę urozmaicimy wywiad, bo tak się składa, że kilka pytań do naszej rozmowy otrzymałem od twoich kolegów z szatni. Zaczniemy od pytania Yuriego Ribeiro. Co czułeś po strzeleniu pierwszego gola w tym sezonie?
- Przede wszystkim ogromną radość. Bardzo długo na to czekałem. Jako obrońca wiesz, że twoim najważniejszym zadaniem jest bronienie dostępu do własnej bramki, ale ja zawsze lubiłem strzelać gole. Udało się to w meczu z Jagiellonią. Poczułem ulgę, ale przede wszystkim bardzo się cieszyłem. Świetnie było zobaczyć cała drużynę, która razem ze mną celebruje tego gola. Dla takich momentów grasz i dajesz z siebie 100%.
- Zostańmy przy temacie Jagielloni. Lindsay Rose pyta się, dlaczego po strzeleniu gola zasłoniłeś ręką jedno oko.
- Robię już tak od paru lat. Ma to dla mnie pewien symbol, ale jeszcze nie zdradzę, o co dokładnie chodzi (śmiech).
- Czas na Ihora Kharatina, który pyta, przeciwko jakiej drużynie najbardziej chciałbyś strzelić gola?
- Bardzo ciężkie pytanie. Werder Brema ma odwiecznego rywala – HSV Hamburg. Te spotkania są nazywane „Derbami Północy”. Bramka w 90. minucie na wagę zwycięstwa Werderu w ramach tej rywalizacji – to by było coś!
- Maciej Rosołek mówił, że w kadrze U15 miałeś małe problemy z komunikacją. Jak ty się wtedy czułeś?
- Byłem wówczas jedyną osobą, która nie mówiła dobrze po polsku. To mogło być trochę stresujące. Ja jednak nigdy z tego powodu jakoś bardzo nie narzekałem. Nie lubiłem dużo mówić. Wolałem wyjść na boisko i pokazać siebie z najlepszej strony. Język piłkarski jest dla każdego dobrze znany, więc nie mieliśmy problemów z komunikacją (śmiech).
- Zacząłem grać w bilarda na początku tego roku. Wszyscy się tego nauczyliśmy. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, to trzeba sobie powiedzieć szczerze. Teraz jest już o wiele lepiej. Koledzy śmiali się, że gram sam ze sobą i z nikim nie wygrywam. I proszę bardzo! Ciężkie treningi się opłaciły. Teraz uważam, że naprawdę nieźle mi idzie.
- Widziałem, że przed naszą rozmową grałeś w bilarda z Patrykiem Sokołowskim, który zadał tobie kolejne pytanie. Kiedy nauczysz się w tego bilarda grać?
- Niech Sokół tu przyjdzie, ja zaraz sam się go zapytam (śmiech). Zacząłem grać na początku tego roku. Wszyscy się tego nauczyliśmy. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, to trzeba sobie powiedzieć szczerze. Teraz jest już o wiele lepiej. Koledzy śmiali się, że gram sam ze sobą i z nikim nie wygrywam. I proszę bardzo! Ciężkie treningi się opłaciły. Teraz uważam, że naprawdę nieźle mi idzie.
- Ostatnie pytanie od Roberta Picha. Chyba taka lekka szpileczka. Jakie masz plany na najbliższy czas wolny od treningów, na najbliższe wakacje?
- Pewnie chodzi o to, że ostatecznie nie jadę na mistrzostwa świata (śmiech). Konkretnych planów jeszcze nie ma, ale będę chciał gdzieś polecieć i odpocząć. Najważniejsze, żeby było ciepło!
- Część piłkarzy potraktowała to na śmiesznie, część zadała konkretniejsze pytania, ale każdy z wielką chęcią podszedł do tego pomysłu. Ty sam czujesz, że masz mocną pozycję w zespole, a Legia jest dla Ciebie jak rodzina?
- Zdecydowanie tak. Jestem już tutaj drugi rok, który na pewno jest łatwiejszy niż pierwszy. Poznałem zawodników, członków sztabu szkoleniowego, ludzi pracujących w klubie. Każda osoba przyjęła mnie w dobry sposób, a ja czuję się w Legii bardzo dobrze. To świetne uczucie móc codziennie spotykać grupę tak ambitnych ludzi.
- Czego na sam koniec można życzyć Maikowi Nawrockiemu?
- Przede wszystkim zdrowia, a wszystko inne przyjdzie razem z tym!
Autor
Mateusz Okraszewski