Marco Burch: Jestem częścią Legii Warszawa, a to napawa mnie dumą - Legia Warszawa
Plus500
Marco Burch: Jestem częścią Legii Warszawa, a to napawa mnie dumą

Marco Burch: Jestem częścią Legii Warszawa, a to napawa mnie dumą

W meczu z Pogonią pojawił się na boisku w arcytrudnym momencie, ale podobnie jak cała drużyna pokazał olbrzymi charakter. Charakter zwycięzcy. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, jeżeli bliżej poznacie jego historię. Zapraszamy na rozmowę z nowym obrońcą Legii, Marco Burchem.

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa

W meczu z Pogonią pojawił się na boisku w arcytrudnym momencie, ale podobnie jak cała drużyna pokazał olbrzymi charakter. Charakter zwycięzcy. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, jeżeli bliżej poznacie jego historię. Zapraszamy na rozmowę z nowym obrońcą Legii, Marco Burchem.

 

-  Gdybym powiedział Ci kilka lat temu, że będziesz w tym miejscu, w którym aktualnie jesteś, uwierzyłbyś?
- Szczerze? Nie uwierzyłbym. Gdy byłem dzieckiem to marzyłem o grze w piłkę. Nie było chwili, w której nie myślałbym o futbolu. Całą swoją dotychczasową karierę prowadziłem tak, aby być w tym miejscu, w którym jestem. Marzyłem o grze na takim stadionie, przed takimi fanami. Jako dziecko wyobrażałem sobie różne scenariusze, ale ciężko było zakładać, że wszystko potoczy się aż tak dobrze. Teraz jestem niezwykle szczęśliwy. Jestem częścią Legii Warszawa, a to napawa mnie dumą. 
 

- Miałeś wiele przesłanek, że może być gorzej, niż jest obecnie?
- Tak naprawdę przez całą karierę nie miałem łatwo. Musiałem wiele razy pokazywać, że mam jakość, że się nadaję. Teraz patrzę na to z uśmiechem na ustach, bo jestem piłkarzem największego klubu w Polsce. 
 

- W piłkarskim życiu dostawałeś wiele lekcji, których nie zapomnisz do dziś?
- Tak, miałem wiele ciężkich momentów. Pamiętam jeden z sezonów, w którym razem z FC Luzern wygraliśmy krajowy puchar. To był ogromny sukces dla całej drużyny. Byliśmy na fali wznoszącej, ale to wszystko ekspresowo się zmieniło. Bardzo słabo zaczęliśmy kolejny sezon, przegrywaliśmy mecze. Do 11. kolejki nie wygraliśmy żadnego spotkania. Spojrzenie na nas i na całą drużynę szybko się zmieniło. Z piłkarskiego szczytu spadliśmy praktycznie na sam dół. Ale nie poddaliśmy się. To właśnie w takich momentach uczysz się najwięcej. Nic nie rozwija piłkarza tak, jak porażki. 
 

Zdjęcie

- Pewnego dnia otrzymaliśmy listę piłkarzy, którzy będą przechodzili do starszego rocznika, do starszej drużyny. Spodziewałem się, że dzięki dobrym występom znajdzie się tam moje nazwisko. Niestety było inaczej, a ja nie znalazłem się na liście. To był dla mnie cios i tak naprawdę pierwszy moment w piłkarskim życiu, w którym poczułem się tak bardzo źle. Zawsze mówiłem, że chcę czerpać z piłki nożnej radość. Wtedy czułem, że pozostanie w klubie może mi tego szczęścia nie dać.

- Pierwszą trudną chwilę przeżyłeś gdy miałeś 12 lat. Podobno byłeś blisko opuszczenia FC Luzern, ale wtedy pomogła Ci twoja mama. O co chodziło w tej historii?
- Byłem zawodnikiem młodzieżowej drużyny FC Luzern. To właśnie w tym klubie dojrzewałem jako piłkarz od najmłodszych lat. Trenowałem każdego dnia. Chciałem być coraz lepszy. Pewnego dnia otrzymaliśmy listę piłkarzy, którzy będą przechodzili do starszego rocznika, do starszej drużyny. Spodziewałem się, że dzięki dobrym występom znajdzie się tam moje nazwisko. Niestety było inaczej, a ja nie znalazłem się na liście. To był dla mnie cios i tak naprawdę pierwszy moment w piłkarskim życiu, w którym poczułem się tak bardzo źle. Zawsze mówiłem, że chcę czerpać z piłki nożnej radość. Wtedy czułem, że pozostanie w klubie może mi tego szczęścia nie dać. To prawda, chciałem opuścić FC Luzern. Nie znalazłem się na liście i myślałem: „okej, co mam teraz zrobić, przecież ja chcę grać dalej w piłkę”. W tym momencie bardzo pomogła mi mama i tata, a także reszta mojej rodziny. 
 

- Pamiętasz, co dokładnie powiedzieli Ci wtedy rodzice?
- Może nie słowo w słowo, ale pamiętam, o co im wtedy chodziło. Pytali się mnie, czy na pewno chcę odejść z klubu. Czy jestem pewny, że nie chcę już grać w Luzern. Ta rozmowa okazała się bardzo ważna. Ja sam bałem się, że nie będę czuł w Luzern tej radości z futbolu. Dzięki pomocy mojej rodziny wszystko się zmieniło. Nie chciałem się poddać, nie chciałem zawieść samego siebie. Ostatecznie jestem im za to bardzo wdzięczny. Rodzina zawsze była przy mnie i zawsze przy mnie pozostanie. 
 

- To była tylko kwestia zmiany klubu, czy po prostu zakończenia gry w piłkę?
- Nigdy nie chciałem przestać grać w piłkę. Chodziło tylko i wyłącznie o zmianę klubu. Byłem młodym chłopakiem, zapewne zareagowałem na to zbyt impulsywnie. Po rozmowie mojej mamy z trenerem wszystko poszło w dobrym kierunku. Wróciłem do treningów, rozgrywałem mecze i zostałem dodany na listę, o której mówiłem. 

Zdjęcie

- Wychowywałem się w otoczeniu zwierząt domowych i stąd decyzja o zakupie kota dla mojej mamy. To taki mały, ale bardzo ważny gest. Cieszyłem się, gdy widziałem uśmiech na twarzy mojej mamy. Uwielbiam takie momenty. Uwielbiam, gdy moja rodzina jest szczęśliwa, a ja mogę do tej radości dołożyć swoją cegiełkę. 

- To była najważniejsza lekcja, jaką Ci dała rodzina. Żeby nigdy się nie poddawać?
- Na pewno jedna z najważniejszych. Rodzina wielokrotnie pokazała, że w każdym złym momencie będzie razem ze mną. Ludzie mogą mówić różne rzeczy, mogą narzekać, mogą krytykować. Zawsze jednak będę miał wokół siebie ludzi, którzy będą przy mnie w każdym złym momencie. To powoduje, że czuję jeszcze większą pewność. 
 

- Można powiedzieć, że podziękowałeś mamie w nietypowy sposób. Razem ze swoją dziewczyną kupiliście jej kota o imieniu „Tilly”. 
- Wszystko się zgadza! Cała moja rodzina kocha zwierzęta. Rodzina mojej dziewczyny ma psa i kota. Chcieliśmy, aby moja mama również miała swojego pupila. Kot miał wówczas bodajże 12 tygodni. Na początku Tilly bała się wielu rzeczy, musiała się do wszystkiego przyzwyczaić. W naszym domu każde zwierzę może liczyć na wiele ciepła i miłości. Wychowywałem się w otoczeniu zwierząt domowych i stąd decyzja o zakupie kota dla mojej mamy. To taki mały, ale bardzo ważny gest. Cieszyłem się, gdy widziałem uśmiech na twarzy mojej mamy. Uwielbiam takie momenty. Uwielbiam, gdy moja rodzina jest szczęśliwa, a ja mogę do tej radości dołożyć swoją cegiełkę. 
 

Zdjęcie

- Z treningu na trening, z meczu na mecz byłem coraz lepszy. Trenerzy mówili, że mam twardą głową. Nie chciałem, żeby dało się mnie zniszczyć. Minęło trochę czasu odkąd zrozumiałem, czego wymagam od samego siebie. 

- Wiem, że jesteś spokojną osobą, ale masz w sobie dużo pewności siebie…
- Ale nie zawsze taki byłem. Gdy byłem młodym chłopakiem to nie wiedziałem tak wiele o świecie. Nie znałem tak dobrze samego siebie. Pewnie w swoim życiu miałem momenty, gdy stałem w miejscu i nie rozwijałem się tak, jak sobie założyłem. Musiałem trochę dorosnąć, aby to wszystko zrozumieć. Wiedziałem, że droga do bycia profesjonalnym piłkarzem nie jest łatwa. To wymaga wielu poświęceń, wielu trudnych chwil. Chciałem być profesjonalny. Każdego dnia dbałem o to jeszcze bardziej, a to rozwijało moją pewność siebie. Z treningu na trening, z meczu na mecz byłem coraz lepszy. Trenerzy mówili, że mam twardą głową. Nie chciałem, żeby dało się mnie zniszczyć. Minęło trochę czasu odkąd zrozumiałem, czego wymagam od samego siebie. 
 

- Nigdy nie chciałeś „skorzystać” z młodzieńczych lat. Wiesz, co mam na myśli – imprezy, alkohol, zabawa do rana?
- Nie chciałem. Tak szczerze, to po prostu nie było dla mnie. Wolałem skupić się na tym, co było dla mnie dobre. Treningi, praca nad własnym sobą – nie tylko na boisku, ale też poza nim. Profesjonalizm wymaga poświęceń, ale ja nie czułem z tego powodu jakiejś straty. Uważam, że trzeba odróżniać momenty, w których można sobie na coś pozwolić od tych, w których powinieneś przystopować i zastanowić się nad konsekwencjami. Ja wolałem skupić się na swoich celach. 
 

- Josue przed meczem z Aston Villą mówił, że mentalność w piłce jest najważniejsza. Zgadzasz się z tym?
- Zdecydowanie tak. Wiem, jaki mam potencjał. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem zapewne najsilniejszym, czy najszybszym obrońcą. Codzienną pracą będę starał się dążyć do bycia takim zawodnikiem. Tym bardziej istotne, żeby być silnym mentalnie. Pokazaliśmy to chociażby w meczu z Aston Villą, gdy wielu skazywało nas na porażkę. Ta drużyna rozwija się z meczu na mecz, a ja razem z nią. 

Zdjęcie

- Bardzo doceniam, że klub przygotował taki film, chociaż oglądając go – po rozmowie z dziewczyną i znajomymi – nie obyło się bez momentów śmiechu. Jestem obrońcą, a film wygląda tak, jakby moim głównym zadaniem na boisku było strzelanie goli. Po tej produkcji ludzie pracujący w klubie pisali do mnie, kiedy w takim razie zdobędę kolejną bramkę.

- Porozmawiajmy jeszcze chwilę o twoim poprzednim klubie. W wieku 21 lat stałeś się kapitanem drużyny, szybko zacząłeś być jedną z kluczowych postaci zespołu. Nie bałeś się, że wszystko idzie zbyt szybko?
- To była dla mnie bardziej motywacja niż strach. Czułem, że to uniosę. Pierwszy mecz w roli kapitana drużyny był wyjątkowy. Może byłem lekko zestresowany, ale to szybko ze mnie zeszło. Pracuję z trenerem mentalnym. Bardzo dużo z nim rozmawiałem przed pierwszym spotkaniem w roli kapitana. Powiedział mi, że nie powinno być żadnej różnicy w moim podejściu, gdy gram jako kapitan albo jeden z jedenastu zawodników pierwszej jedenastki. Jesteś cały czas tą samą osobą, tym samym Marco. Spodobało mi się to nowe wyzwanie. Chciałem pokazać jeszcze więcej i udowodnić trenerom, że zasłużyłem na tę opaskę. Dowodzenie drużyną było zaszczytem. Gdy coś się działo podczas meczu, jako pierwszy mogłem interweniować, pomóc zespołowi. Czułem odpowiedzialność, ale ona mnie nakręcała. 
 

- Byłeś bardzo zżyty z zespołem FC Luzern. Po twoim transferze do Legii szwajcarski klub opublikował film o twojej historii.
- To był dla mnie wzruszający moment. Całe piłkarskie życie spędziłem w tej drużynie. Tak naprawdę zawdzięczam jej wszystko. Bardzo doceniam, że klub przygotował taki film, chociaż oglądając go – po rozmowie z dziewczyną i znajomymi – nie obyło się bez momentów śmiechu. Jestem obrońcą, a film wygląda tak, jakby moim głównym zadaniem na boisku było strzelanie goli. Po tej produkcji ludzie pracujący w klubie pisali do mnie, kiedy w takim razie zdobędę kolejną bramkę. Na pewno pozostanie to dla mnie wyjątkową pamiątką. 
 

- Który moment swojej kariery w FC Luzern pamiętasz najlepiej? Który mecz, która sytuacja były dla Ciebie najważniejsze?
- Na pewno jednym z ważniejszych momentów było wywalczenie Pucharu Szwajcarii. Cały klub mocno wierzył, że wywalczymy trofeum i to się nam udało. Być może Cię zaskoczę, ale w profesjonalnej karierze miałem inne, najważniejsze spotkanie. Chodzi o pewien mecz towarzyski. Naszym rywalem była drużyna FC Schaffhausen. Nie grałem wtedy w pierwszym składzie, w rozgrywkach ligowych. Nie miałem jeszcze takiej pewności siebie, a trener nie stawiał na mnie w szwajcarskiej Ekstraklasie. Ten mecz towarzyski był dla mnie bardzo istotny. Chciałem pokazać wszystkim na przekór, że jestem gotowy na grę w pierwszym składzie. Zagrałem bardzo dobre spotkanie. Po tym meczu trener powiedział do mnie: „Jeżeli będzie grał tak jak dziś, z taką pewnością siebie, to będziesz miał miejsce w pierwszym składzie”. Myślę, że to był dla mnie przełomowy moment. Od tego czasu zacząłem być podstawowym zawodnikiem. 
 

Zdjęcie

- Josue i Max Meyer są piłkarzami technicznymi. Mają świetny przegląd pola. Przy takich zawodnikach rośnie twoja pewność siebie, bo wiesz, że możesz się od nich dużo nauczyć. Widzę podobne cechy, jednak ich style gry są trochę inne i ciężko je ze sobą zostawić. To co najważniejsze to ich wpływ na drużynę. 

- W FC Luzern miałeś okazję grać z wieloma świetnymi zawodnikami. Zapytam Cię o dwóch z nich. Pierwszym jest Holger Badstuber. Niemiecki obrońca, który wygrał wiele trofeów z Bayernem Monachium. 
- Holger był zawodnikiem na swój sposób wyjątkowym. Był doświadczony, miał bardzo silną psychikę. Gdy grałeś z nim to widziałeś jego mentalność. Grał twardo, nieustępliwie. W każdym złym momencie starał się podnosić drużynę. Nie bał się rozmawiać, poruszać trudnych kwestii. Jako młody zawodnik zawsze mogłem na niego liczyć. 
 

- Drugi piłkarz to Max Meyer. Niegdyś wielki talent niemieckiej piłki, który pewnie nie do końca wykorzystał swój moment i swój potencjał. 
- Max to fantastyczny zawodnik. Najgroźniejszy jest wtedy, gdy ma piłkę przy nodze. To tym piłkarza, który może zrobić coś z niczego. Nigdy nie wiesz, czym jest w stanie cię zaskoczyć. Max widział na boisku więcej, miał niesamowity zmysł do gry kombinacyjnej. Tak naprawdę ma wszystkie cechy wielkiego piłkarza. Gdy miałeś go w swojej drużynie, to byłeś spokojny o ofensywę. On zawsze potrafił wykreować jakieś sytuacje dla napastników. Taki zawodnik byłby wartością dodaną dla większości europejskich zespołów. 
 

- Można porównać Maxa Meyera do Josue?
- Jeśli chodzi o umiejętności to na pewno tak. Obydwaj są piłkarzami technicznymi. Mają świetny przegląd pola. Przy takich zawodnikach rośnie twoja pewność siebie, bo wiesz, że możesz się od nich dużo nauczyć. Widzę podobne cechy, jednak ich style gry są trochę inne i ciężko je ze sobą zostawić. To co najważniejsze to ich wpływ na drużynę. 
 

Zdjęcie

- Rodzina, bliscy, dziewczyna – codziennie staram się być dla nich jak najlepszy. Na boisku możesz wyzwolić dodatkowe emocje. Pokazać to, czego w codziennym życiu nie pokazujesz. Wyrzucić z siebie wszystko. W moim wypadku jest podobnie. 

- Marco Burch na boisku i poza nim to ten sam Marco?
- Wielu piłkarzy ma tak, że na boisku i poza nim zachowuje się trochę inaczej. Ja mam podobnie. Gdy rozpoczyna się mecz, to skupiam się tylko na tym. Chcę dać z siebie wszystko by drużyna odniosła zwycięstwa. Uwielbiam wygrywać i nie znoszę porażek. W codziennym życiu jestem o wiele spokojniejszy. Dbam i pielęgnuje to, co dla mnie najważniejsze. Rodzina, bliscy, dziewczyna – codziennie staram się być dla nich jak najlepszy. Na boisku możesz wyzwolić dodatkowe emocje. Pokazać to, czego w codziennym życiu nie pokazujesz. Wyrzucić z siebie wszystko. W moim wypadku jest podobnie. 
 

- A gdy strzelisz gola pokazujesz swoją cieszynkę, numer 8. Co to dla Ciebie znaczy?
- Tak jak powiedziałeś, po strzelonym golu zawsze pokazuję liczbę osiem. Jest ona dedykowana wyjątkowej dla mnie osobie. 
 

- W młodym wieku zdecydowałeś się na transfer do Polski. Wielu ludzi interesujących się szwajcarską piłką było zdziwionych tą decyzją. Młodzi piłkarze ze Szwajcarii często decydują się na transfer do Niemiec, Turcji, Holandii, a ty postanowiłeś inaczej. Dlaczego?
- Chciałem dołączyć do wielkiego klubu. Chciałem być częścią historii zasłużonej drużyny, z bogatą przeszłością, ze wspaniałymi piłkarzami, wyjątkowymi kibicami, ale też dobrą dla mnie perspektywą rozwoju. Szukałem wiele informacji o Legii. Mój menedżer prowadził wiele rozmów, ja sam odbyłem rozmowę z trenerem – Kostą Runjaiciem. Widziałem, że klub bardzo chce mnie pozyskać. Legia była bardzo zdeterminowana, a mi od razu spodobał się ten projekt. Poczułem magię tego miejsca. Wokół Legii jest wyjątkowa otoczka. Całe miasto żyje razem z klubem. Wszyscy czekają na mecze naszej drużyny. To było niesamowite i tym bardziej potwierdziło mi, że moja decyzja jest dobra. 
 

- Media informowały, że niemieckie kluby też się tobą interesowały. Hannover 96 podobno o Ciebie zabiegał. 
- Były oferty, były zapytania. Hannover też pytał, ale nie było tam żadnych konkretów. Legia była konkretna, a ja chciałem tutaj trafić. 
 

Zdjęcie

- Poczułem tę atmosferę na własnej skórze. Wcześniej widziałem różne filmy w Internecie, ale to nie to samo. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Internet nie oddaje nawet w połowie tego, jak na żywo wygląda doping i atmosfera stworzona przez kibiców Legii. 

- Co czułeś, jak pierwszy raz wszedłeś na stadion Legii?
- Niesamowite emocje. Takie emocje przeżywasz raz w życiu. Stadion był pełny, było bardzo głośno. Poczułem tę atmosferę na własnej skórze. Wcześniej widziałem różne filmy w Internecie, ale to nie to samo. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Internet nie oddaje nawet w połowie tego, jak na żywo wygląda doping i atmosfera stworzona przez kibiców Legii. 
 

- Trzy dni przed transferem zrobiłeś… patent na łódkę. Nie kusiło zostać jeszcze chwilę i popływać po szwajcarskich wodach?
- Mój ociec miał łódkę. W przeszłości spędzaliśmy wiele czasu na wodzie, na łódce. Gdy doznałem kontuzji w tym roku uznałem, że będę miał chwilę czasu, aby zrobić patent na łódkę. Można powiedzieć, że to było takie moje małe marzenie. Zacząłem się przygotowywać, uczyć wszystkich zasad. Naukę przerwały mecze reprezentacji Szwajcarii U21, ale później ponownie siadłem do książek i praktyki na wodzie . Miałem kilka lekcji, które gwarantowały wiele emocji i śmiechu. Ostatecznie przystąpiłem do egzaminu i zdałem! Szkoda, że nie mam czasu, aby trochę popływać, ale na pewno skorzystam z tej możliwości przy najbliższej okazji.
 

- Co chciałbyś osiągnąć w najbliższych miesiącach i latach. 
- Najważniejsze jest wygrywanie każdego kolejnego meczu. Ze spotkania na spotkania pokazujemy swoją jakość i chcemy dalej kroczyć tą drogą. Atmosfera w zespole jest niesamowita. Razem z naszymi kibicami możemy osiągnąć coś niezwykłego i tego właśnie oczekuję. 
 

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.