Mileta Rajović: Wiara to fundament mojego życia
Na pierwszy rzut oka - blisko dwumetrowy wojownik, z którym raczej nie chciałbyś zadzierać. I wszystko się zgadza, ale tylko na boisku. Poza nim to bardzo spokojny i rodzinny człowiek. Niedawno doświadczył najpiękniejszego dnia w swoim życiu, a na co dzień jego motywacją jest wiara. Poznajcie z nieco innej strony nowego napastnika Legii, Miletę Rajovicia.
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
Na pierwszy rzut oka - blisko dwumetrowy wojownik, z którym raczej nie chciałbyś zadzierać. I wszystko się zgadza, ale tylko na boisku. Poza nim to bardzo spokojny i rodzinny człowiek. Niedawno doświadczył najpiękniejszego dnia w swoim życiu, a na co dzień jego motywacją jest wiara. Poznajcie z nieco innej strony nowego napastnika Legii, Miletę Rajovicia.
– Myślę, że w Polacy kojarzą Danię przede wszystkim z dwóch rzeczy. Pierwsza to klocki Lego. Miałeś w domu swój ulubiony zestaw?
– To nie było coś, czym bawiłem się jako dziecko. U mnie była tylko piłka – całe dzieciństwo toczyło się wokół futbolu. Ale dwa lata temu, już jako dorosły mężczyzna, kupiłem swój pierwszy zestaw Lego – samochód Ferrari. Zrobiłem to tak dla zabawy, żeby zobaczyć, o co w tym chodzi. To był mój pierwszy i jak na razie ostatni zestaw Lego w życiu. Myślę jednak, że w Kopenhadze i ogólnie w Danii, Lego jest bardzo popularne. W każdym przedszkolu, w każdym miejscu gdzie są dzieci, zawsze znajdziesz klocki. To coś, co naturalnie otacza każdego duńskiego dzieciaka.
– Drugie skojarzenie Polaków z Danią to baśnie Hansa Christiana Andersena. Czytałeś je w dzieciństwie? Masz ulubioną historię?
– Tak, te baśnie są w Danii dostępne praktycznie wszędzie. W książkach, w telewizji, w szkołach – wszyscy dorastamy z jego opowieściami. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia „Brzydkiego kaczątka”, które przemienia się w pięknego łabędzia. To chyba jego najbardziej znana baśń, symboliczna i bardzo duńska.
/777cab38-18b4-4ae2-a11e-6a134a8542ab/1758991001_mileta_sesja003.jpg)
- W Danii się urodziłem, wychowałem, chodziłem do szkoły, grałem w piłkę – to jest mój dom. Ale kiedy jadę do Czarnogóry, też czuję się jak w domu. Mam tam rodzinę, mieszkanie, przyjaciół. Choć nigdy na stałe tam nie mieszkałem, to jednak od dziecka słyszałem ten język, tę muzykę, te zwyczaje. Dlatego czuję, że oba te miejsca są moim domem.
– A jeśli odwrócimy to pytanie – co Duńczycy wiedzą o Polsce? Jakie mają pierwsze skojarzenie?
– Myślę, że przede wszystkim religia. Kiedy pierwszy raz pomyślałem o Polsce od razu przyszło mi do głowy, że jesteście bardzo religijni. Mam też wrażenie, że Polacy są bardzo dumni ze swojego kraju. Ja to rozumiem, bo sam mam bałkańskie korzenie i czuję podobną dumę, kiedy tam jestem. Do tego dochodzi polska kultura. Wiem, że są to wartości, które w Waszym kraju są mocno kultywowane. Polacy dbają o wszystkie rzeczy, które przez lata rozwijali i o które dzielnie walczyli.
– Powiedziałeś, że o bałkańskich korzeniach.
– Tak. Moi rodzice urodzili się już w Danii, ale ich rodzice przyjechali z Czarnogóry w latach 70. Ja i moje rodzeństwo urodziliśmy się w Danii, ale mamy w Czarnogórze dużą rodzinę i mieszkanie, które odwiedzamy. Dorastałem więc jako Duńczyk, ale zawsze z silnym poczuciem, że moje korzenie są na Bałkanach.
– Teraz czujesz się w stu procentach Duńczykiem?
– To bardzo trudne pytanie. W Danii się urodziłem, wychowałem, chodziłem do szkoły, grałem w piłkę – to jest mój dom. Ale kiedy jadę do Czarnogóry, też czuję się jak w domu. Mam tam rodzinę, mieszkanie, przyjaciół. Choć nigdy na stałe tam nie mieszkałem, to jednak od dziecka słyszałem ten język, tę muzykę, te zwyczaje. Dlatego czuję, że oba te miejsca są moim domem. Ciężko stwierdzić, czy czuję się w stu procentach Duńczykiem. Na pewno oba te kraje są bliskie mojemu sercu. A teraz, od kiedy gram w Legii, Warszawa także zaczyna być dla mnie domem. Każdego dnia czuję się tutaj coraz lepiej. To miasto, które ma do zaoferowania bardzo wiele i w którym ja bardzo dobrze się odnajduję. Doceniam szczerość i pogodę ducha mieszkańców Warszawy, ale też Wasze zabytki i historię, którą to miasto przeżyło.
- Byłem zdenerwowany i spanikowany, bo nie spodziewałem się takiej sytuacji, a zazwyczaj z tymi lotami nie ma żadnego problemu. Ostatecznie pojechałem razem z moim tatą. Jechaliśmy dziesięć godzin bez przerwy. Do szpitala dotarłem o 6:16 rano – dwie minuty po porodzie. Zdążyłem przeciąć pępowinę. Gdybym czekał na samolot, nie zdążyłbym. To była najdłuższa i najkrótsza podróż w moim życiu – pełna stresu, ale zakończona szczęściem.
– Gdy człowiek cię nie zna, a potem spojrzy w twoją stronę, to zapewne pomyśli: „wielki chłop, wytatuowany, wygląda jakby miał się zaraz z kimś bić”. A z tego, co ja słyszałem, ty poza boiskiem jesteś bardzo spokojnym gościem.
– Tak. Na boisku emocje są ogromne. Dodatkowo mój charakter jest taki, że zawsze chcę wygrywać bez względu na okoliczności. W takich momentach pokazujesz inną twarz – walczysz, czasem krzyczysz, czasem wchodzisz w starcia. Sam widzisz – teraz gdy rozmawiamy mam rozcięty łuk brwiowy, ale taka jest piłka. Poza boiskiem jestem zupełnie inny – spokojny, lubię się śmiać, spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Może przez tatuaże wyglądam na groźniejszego niż jestem w rzeczywistości, ale naprawdę – w codziennym życiu jestem bardzo prostym i spokojnym człowiekiem. Doceniam to, co mam i w gronie najbliższych czuję się najbardziej spełniony.
– Wiem, że rodzina jest dla ciebie bardzo ważna.
– Tak, rodzina jest dla mnie wszystkim. Niedawno zostałem ojcem – moja córeczka ma teraz sześć tygodni. To najważniejsze wydarzenie zarówno dla mnie, jak i dla mojej narzeczonej. Jestem też bardzo blisko z rodzicami, rodzeństwem, kuzynami – zarówno w Danii, jak i w Czarnogórze. Dorastałem w domu, gdzie rodzina była zawsze na pierwszym miejscu. Teraz sam zakładam rodzinę i to dla mnie największa radość. Każda chwila z najbliższymi jest tą wyjątkową. Kiedy gramy domowe mecze moi rodzice przyjeżdżają na nasz stadion, aby oglądać naszą drużynę w akcji. Czasem zostają w Warszawie chwilę dłużej, a czasem przylatują tylko na jeden dzień, żeby spędzić ze mną kilka godzin. Nie ma słów, w których mógłbym opisać, jak bardzo im za to dziękuję.
– Twoja narzeczona opowiadała, że kiedy zaczęła rodzić, ty byłeś w Warszawie i w panice ruszyłeś… do Danii. Opowiedz, jak to wyglądało.
– To było w sobotę. Zadzwoniły do mnie mama i narzeczona. Powiedziały, że są w szpitalu, bo zaczyna się poród. Lekarze mówili, że dziecko urodzi się pewnie w niedzielę, kiedy mieliśmy mecz. Od razu zadzwoniłem do menadżera i powiedziałem, że muszę być z rodziną, bo nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Rozmawiałem również z trenerem, który powiedział mi, że w takich chwilach rodzina jest najważniejsza i mam lecieć do Danii. No ale właśnie - nie było żadnych lotów z Warszawy do Kopenhagi. Byłem zdenerwowany i spanikowany, bo nie spodziewałem się takiej sytuacji, a zazwyczaj z tymi lotami nie ma żadnego problemu. Ostatecznie pojechałem razem z moim tatą. Jechaliśmy dziesięć godzin bez przerwy. Do szpitala dotarłem o 6:16 rano – dwie minuty po porodzie. Zdążyłem przeciąć pępowinę. Gdybym czekał na samolot, nie zdążyłbym. To była najdłuższa i najkrótsza podróż w moim życiu – pełna stresu, ale zakończona szczęściem.
– Co czułeś, kiedy pierwszy raz trzymałeś dziecko na rękach?
– To uczucie nie do opisania. Cała miłość, sens życia, szczęście – wszystko skupia się w tej jednej chwili. Czujesz, że nic innego się nie liczy. To zmienia człowieka na zawsze.
- Religia zawsze była częścią mojego życia. Daje mi jasność, siłę, równowagę – i w piłce, i w codziennym życiu. To coś, co wyniosłem z domu, z tradycji.
– Wiem, że jesteś bardzo religijny.
– Tak. Religia zawsze była częścią mojego życia. Daje mi jasność, siłę, równowagę – i w piłce, i w codziennym życiu. To coś, co wyniosłem z domu, z tradycji. W Czarnogórze mamy kościół, do którego zawsze chodzimy. Wiara to fundament mojego życia. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem.
– To prawda, że nigdy nie piłeś alkoholu.
– Tak, nigdy. Oczywiście nie mówię o sytuacjach, gdy do wieczornej kolacji nalewasz sobie lampkę wina. Nie miałem jednak potrzeby próbować mocniejszego alkoholu. W mojej rodzinie nikt nie pije. Jedyny wyjątek to Rakija na Bałkanach – spróbowałem raz, ale to nie dla mnie.
– Cofnijmy się teraz w twojej karierze piłkarskiej. Zaczynałeś w Brøndby. To klub szczególny dla ciebie?
– Tak. Trafiłem tam w wieku 11 lat. Wcześniej grałem w małym klubie w mojej rodzinnej miejscowości. Rywalizowałem z dzieciakami rok lub dwa lata starszymi, albo z drużyną mojego starszego brata. Udało mi się jednak trafić do tego zasłużonego, duńskiego klubu. W Brøndby przeszedłem całą młodzieżówkę, a później miałem szczęście wrócić i grać tam jako senior – na wypożyczeniu z Watfordu. To było wyjątkowe, bo jako dziecko kibicowałem temu klubowi. Kiedy byłem mały, chodziłem na ich mecze i marzyłem, żeby kiedyś zagrać na tym stadionie. I to marzenie się spełniło. Jestem jednak typem człowieka, który cały czas chce więcej, dlatego stawiam sobie kolejne cele.
– A jak wspominasz Watford i Championship?
– Championship to jedna z najbardziej fizycznych lig na świecie. Dużo walki, długie piłki, wiele pojedynków. Sędziowie pozwalają na bardzo ostrą grę. Ale Watford to duży klub – mieli ambicje, chcieli grać w piłkę, mieli dobrych zawodników. Czasem boiska czy rywale wymuszali bardziej prymitywną grę, ale generalnie poziom był wysoki. To było dla mnie bardzo wartościowe doświadczenie – pozwoliło mi rozwinąć się fizycznie i mentalnie.
/777cab38-18b4-4ae2-a11e-6a134a8542ab/1756431064_LEGHIB051.jpg)
- Gdy strzelam gole najchętniej wbiegłbym w trybuny, by świętować razem z nimi. Te momenty są nie tylko nasze, ale też naszych kibiców. Staram się im za to wszystko odwdzięczyć i wiem, że ta wzajemna więź będzie rosła.
- Wspomniałeś wcześniej o wyjątkowych chwilach, o spełnieniu marzenia. Wielu kibiców zauważyło, jak żywiołowo reagujesz po zdobytej bramce. Widać, że przeżywasz takie chwile całym sobą.
- Czuję, że kibice Legii wspierają mnie od samego początku. Fani w Warszawie są niesamowici. Wiem, jak reaguję na zdobyte dla Legii bramki, ale nie ma w tym żadnego przypadku. Chciałbym w ten sposób stworzyć więź między kibicami, a nami piłkarzami. Widzę, ile ten klub dla nich znaczy. Bycie jego częścią to duma, ale też odpowiedzialność. A takie momenty jak radość po golu chcę przeżywać z ludźmi, którzy są Legii w pełni oddani. Strzeliłem już kilka goli dla tego klubu, ale liczę, że strzelę ich wiele więcej.
– Widziałeś oprawę kibiców Legii podczas rewanżowego meczu z Midtjylland?
– Tak, widziałem zdjęcia – Legioland! Muszę przyznać, że cała ta oprawa wyglądała niesamowicie. Ale świetna atmosfera na naszym stadionie jest czymś normalnym. Dla tych wszystkich ludzi przychodzących na stadion Legia, to coś więcej. Ci kibice są z klubem od dzieciństwa – ich pasja i oddanie są niesamowite. Chciałbym choć w 1% poczuć to, co oni czują na co dzień, bo ich miłość daje każdemu z nas ogromną energię i wsparcie - zarówno na Łazienkowskiej, jak i podczas meczów wyjazdowych. Gdy strzelam gole najchętniej wbiegłbym w trybuny, by świętować razem z nimi. Te momenty są nie tylko nasze, ale też naszych kibiców. Staram się im za to wszystko odwdzięczyć i wiem, że ta wzajemna więź będzie rosła. Wspomniałem, że przyszedłem do Legii 2-3 miesiące temu, ale czuję, że to wyjątkowe miejsce.
/777cab38-18b4-4ae2-a11e-6a134a8542ab/1756677830_CRALEG037.jpg)
- Z Rakowem i z Jagiellonią dominowaliśmy, kreowaliśmy swoje sytuacje, ale nie kończyliśmy akcji. Ja sam miałem okazje, które wiem, że powinienem wykorzystać. To jest element, nad którym musimy pracować. Cieszę się jednak, że dochodzimy do sytuacji, bo to jest bardzo istotne. Zrobimy wszystko, żeby w kolejnych meczach po prostu wykorzystywać te okazje. Wiem, że ten zespół stać na znacznie lepszą grę. Naprawdę wierzę w tę drużynę.
– Jak się czujesz w drużynie po kilku miesiącach w Warszawie?
– Od pierwszego dnia poczułem się, jak część rodziny. Każdy z zawodników przyjął mnie bardzo pozytywnie, a ja sam czuję się, jakbym w Legii występował od wielu lat. Nasza kadra składa się nie tylko ze świetnych piłkarzy, ale przede wszystkim dobrych ludzi. Mamy wielu nowych graczy, ale jestem pewien, że szybko znajdziemy wspólną drogę. Trener ma jasną wizję, kibice są z nami – możemy osiągnąć wszystko: wygrać ligę, puchar, a także coś w Europie. Wiem, jak wyglądały dwa ostatnie spotkania. Z Rakowem i z Jagiellonią dominowaliśmy, kreowaliśmy swoje sytuacje, ale nie kończyliśmy akcji. Ja sam miałem okazje, które wiem, że powinienem wykorzystać. To jest element, nad którym musimy pracować. Cieszę się jednak, że dochodzimy do sytuacji, bo to jest bardzo istotne. Zrobimy wszystko, żeby w kolejnych meczach po prostu wykorzystywać te okazje. Wiem, że ten zespół stać na znacznie lepszą grę. Naprawdę wierzę w tę drużynę.
– A reprezentacja? Myślisz o powołaniu do kadry Danii?
– Oczywiście, że to marzenie. Każdy piłkarz chciałby zagrać dla swojego kraju. Kiedy byłem w Watfordzie, w pierwszych trzech meczach zdobyłem trzy bramki i znalazłem się na szerokiej liście powołań do kadry Danii. Ale teraz skupiam się na Legii. Jeśli przyjdzie powołanie – czy z Danii, czy z Czarnogóry – to będzie zaszczyt. Ale priorytetem jest klub: wygrywanie meczów, trofea, bramki.
– Czego mogę ci życzyć na koniec rozmowy?
– Zdrowia dla mnie i mojej rodziny. Bożego błogosławieństwa. A dla Legii – wielu zwycięstw, mistrzostwa Polski, i dla mnie - mam nadzieję - wielu bramek!
Autor
Mateusz Okraszewski