Novikovas: Grając w Jagiellonii myślałem, że gdybym występował w Legii, byłbym jeszcze lepszym piłkarzem - Legia Warszawa
Plus500
Novikovas: Grając w Jagiellonii myślałem, że gdybym występował w Legii, byłbym jeszcze lepszym piłkarzem

Novikovas: Grając w Jagiellonii myślałem, że gdybym występował w Legii, byłbym jeszcze lepszym piłkarzem

- Nie jest tak, że przychodzisz do lepszej drużyny i od razu stajesz się lepszym piłkarzem. Mało tego, tutaj jest nawet trudniej - przyznaje w rozmowie z Legia.com Arvydas Novikovas.

Autor: Kamil Majewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Kamil Majewski

Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Legia.com: - Co jest dla Ciebie najważniejsze w karierze?

Arvydas Novikovas: - Najważniejsze, jak dla każdego piłkarza, jest to, aby grać w piłkę, osiągać sukcesy i zdobywać zawsze pierwsze miejsce. Ja, odkąd trafiłem do Polski, zawsze byłem drugi. Nie podoba mi się to, chcę to w końcu zmienić.

 

- Czyli przedkładasz trofea nad pieniądze?

- Nie ma co ukrywać, wszyscy myślimy o pieniądzach i to jest normalne. Nie powinno być to jednak najważniejsze wtedy, gdy zaczyna się seniorską karierę. Później się to zmienia, ponieważ każdy zakłada rodzinę i musi myśleć również o niej. Każdy chce zabezpieczyć się na przyszłość.

 

- Tym bardziej, że Twoja rodzina już niebawem się powiększy.

- Tak, dokładnie. W grudniu urodzi mi się drugie dziecko i bardzo cieszę się z tego powodu.

Zdjęcie

. Idę w dobrym kierunku, krok po kroku. Jeszcze grając w Jagiellonii myślałem, że gdybym występował w Legii, byłbym jeszcze lepszym piłkarzem.

- Rola piłkarza czy rola ojca - która jest trudniejsza?

- Nie da się tego porównać, ponieważ to zupełnie coś innego. W naszym przypadku dużo więcej pracy przy dziecku ma mama. Ja spędzam wiele czasu na treningach, wyjazdach lub zgrupowaniach. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla moich dzieci nie jest to dobre, ale wierzę, że sobie poradzimy i będzie dobrze.

 

- Tuż po transferze powiedziałeś: „Przyszedłem do Legii, aby się rozwijać”. Rozwinąłeś się?

- Jeszcze nie mogę powiedzieć, że się rozwinąłem. Idę w dobrym kierunku, krok po kroku. Jeszcze grając w Jagiellonii myślałem, że gdybym występował w Legii, byłbym jeszcze lepszym piłkarzem. Przecież w tym zespole są gracze, z którymi możesz jeszcze lepiej pograć piłką. Przekonałem się jednak, że to nie takie proste. Nie jest tak, że przychodzisz do lepszej drużyny i od razu stajesz się lepszym piłkarzem. Mało tego, tutaj jest nawet trudniej. W każdym meczu to my dłużej utrzymujemy się przy piłce, a wszyscy rywale dają z siebie wszystko i chcą pokazać się z jak najlepszej strony. Przeciwko Legii się zap***a, każdy zespół w Polsce wychodzi z takiego założenia.

Zdjęcie

- Tuż po ogłoszeniu mojego transferu wylała się na mnie fala hejtu. Od kibiców Jagiellonii, co oczywiste, ale nie tylko. Jasne, nie podobało mi się to.

- Po transferze do Warszawy wróżono Ci, że przepadniesz w wielkim mieście, tymczasem Ty zmniejszyłeś swoją aktywność medialną. Można powiedzieć, że dojrzałeś?

- Tuż po ogłoszeniu mojego transferu wylała się na mnie fala hejtu. Od kibiców Jagiellonii, co oczywiste, ale nie tylko. Jasne, nie podobało mi się to. Dlatego staram się udowadniać, że mogę być realnym wzmocnieniem. Co do mediów społecznościowych - na Instagramie nadal publikuję różne fotografie, ale Twitter to problem. Sam wiesz, że miałem w przeszłości wiele kłopotów (śmiech). Szczerze mówiąc na tej słynnej Mazowieckiej nigdy nie byłem. Jasne, że zdarza mi się wyjść z domu, ale nie wiem dlaczego ludzie stwierdzili, że jestem imprezowiczem. Idę, kiedy idą wszyscy i kiedy jest na to odpowiedni czas.

 

- To dotyczyło nie tylko Ciebie.

- Ktoś kiedyś powiedział, że jesteśmy „grupą bankietową” z Białegostoku. Chodziło o mnie, Ivana Runje oraz Guilherme. Z małej rzeczy zrobiono duży problem. A może to nawet nie był problem? Jeśli ktoś chce, niech gada. Ja nie mam z tym kłopotu.

- No dobra, z Twittera się wycofałeś, ale w gry komputerowe dalej lubisz grać?

- Oczywiście (śmiech). Tutaj w Legii wszyscy grają.

 

- A w jakie?

- Ja najczęściej gram w Counter Strike’a. Jest jeszcze taka gra jak Dota, podobna trochę do League of Legends.

 

- A w Fifę?

- W Fifę nie gram.

Zdjęcie

Dostałem informację, że mogę się pakować, ponieważ za dwa dni możemy już podpisać kontrakt. Niestety, w tym czasie z klubu odszedł trener Stanisław Czerczesow i temat mojego transferu do Legii upadł.

- Interesujesz się piłką nożną, czy raczej starasz się od tego odcinać poza treningami i meczami?

- Nie, w ogóle. Nawet dziś (rozmowa przeprowadzona była we wtorek - przyp. red.) jest chyba Liga Mistrzów UEFA?

 

- Tak.

- Nie będę oglądał. Jasne, jak wychodzimy razem z chłopakami, mogę pooglądać. Sam jednak nigdy nie siadam przed telewizorem. No dobra, może tylko wtedy, gdy odbywa się finał (śmiech). My, piłkarze, również musimy mieć drugie życie. Czasami potrzebujemy odpoczynku i wyciszenia.  

 

- Jakie masz zatem sposoby na odpoczynek?

- Gry komputerowe lub książki. Vako Gvilia czyta bardzo dużo i często poleca mi różne tytuły (śmiech). Na to wszystko mam jednak mało czasu, gdyż poza treningami, meczami i wyjazdami, muszę przecież poświęcać się żonie i dziecku. Mogę pozwolić sobie na to chociażby teraz, ponieważ moja rodzina wyjechała na kilka dni na Litwę.

 

- Wydaje się, że Twoje przyjście do Legii było nieuniknione. Jak wyglądała ta kwestia w 2016 roku, za kadencji trenera Stanisława Czerczesowa?

- Agent mówił mi, że wszystko jest już ustalone. Dostałem informację, że mogę się pakować, ponieważ za dwa dni możemy już podpisać kontrakt. Niestety, w tym czasie z klubu odszedł trener Stanisław Czerczesow i temat mojego transferu do Legii upadł.

 

- Gdy w styczniu 2017 roku trafiłeś do Polski miałeś myśli, że jest to dla Ciebie krok w tył?

- Tak. Później jednak, gdy już przyjechałem do Polski, zobaczyłem stadiony, kibiców, poziom ligi czy chociażby sposób realizacji transmisji w telewizji. Polska piłka stale się rozwija, ale do ideału brakuje nam zwycięstw na arenie europejskiej.

Zdjęcie

- Moim zdaniem to, co myślisz i mówisz, nie jest problemem piłkarza. Oczywiście, niektóre z tych wypowiedzi mogą się komuś nie podobać, ale przecież nie oznacza to, że jesteś gorszym zawodnikiem.

- Mógłbyś już teraz grać w którejś topowych lig na Zachodzie?

- A dlaczego nie? Myślę, że na pewno.

 

- Kontuzje, czy różne Twoje wypowiedzi, często szczere i dosadne - co miało na to większy wpływ na to, że nie wyjechałeś?

- Moim zdaniem to, co myślisz i mówisz, nie jest problemem piłkarza. Oczywiście, niektóre z tych wypowiedzi mogą się komuś nie podobać, ale przecież nie oznacza to, że jesteś gorszym zawodnikiem. Oczywiście, ja dużo gadałem, ale przede wszystkim grałem w piłkę. Dlatego myślę, że były to kontuzje, szczególnie za czasów, gdy byłem zawodnikiem Erzgebirge Aue. Zainteresowanie moją osobą wyrażał wówczas Werder Brema, a ja wypadłem z gry na trzy miesiące. Później drużyna spadła do trzeciej ligi, a ja odszedłem do VfL Bochum. To była moja najgorsza decyzja w karierze. Żeby była jasność - nic nie mam przeciwko temu klubowi. Wyglądało to jednak tak, że trafiłem tam, a okazało się, że chciał mnie tylko dyrektor sportowy. Wyciągnąłem wnioski i od teraz, przed każdym transferem, zawsze przeprowadzam rozmowę tak, aby upewnić się, że to trener, a nie ktokolwiek inny, nalega na mój transfer.

 

- Mówisz o Gertjanie Verbeeku?

- On nie był mną w ogóle zainteresowany, nawet gdy po raz pierwszy przyjechałem do klubu. Teraz było zupełnie inaczej. Wiedziałem, że trener Aleksandar Vukovic mnie chce i nie zastanawiałem się zbyt długo. 

 

- Grałeś mało, popadłeś w konflikt z trenerem, a mimo to byłeś tam aż półtora roku. Dlaczego?

- Byłem po kilku kontuzjach i musiałem wrócić do swojej najwyższej dyspozycji. Długo czekałem, ale w końcu powiedziałem, że nie chcę być dłużej zawodnikiem VfL Bochum, ponieważ trener nie daje mi grać. Do tego wszystkiego doszła jeszcze napięta atmosfera w szatni. Poirytowani byli nawet ci zawodnicy, którzy występowali regularnie. Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie tak. Później zadzwonił do mnie trener Michał Probierz i zapytał, czy chciałbym dołączyć do Jagiellonii. To było bodajże w grudniu. Po urlopie wyjechałem do Białegostoku.

Zdjęcie

Nie przypominam sobie, żebym kogokolwiek prowokował na boisku. Była tylko jedna sytuacja ze Sławomirem Peszko, ale to w internecie. Dla mnie był to zwykły żart, on tego nie zrozumiał.

- Zanim jeszcze trafiłeś do Niemiec, byłeś na testach w Benfice Lizbona. Żałowałeś, że nie podpisałeś kontraktu z tym klubem?

- To było bardzo dawno temu, miałem 16 czy 17 lat. Nie wiem jak by było, gdybym wtedy ten kontrakt podpisał. Z jednej strony wiem, że nie mogę już tego rozpamiętywać i do tego wracać, ale z drugiej, zdarza mi się o tym myśleć. Bardzo tego chciałem i szczerze mówiąc naprawdę nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem. 

 

- Spodziewałeś się, że w Polsce zrobi się wokół Ciebie aż taki szum?

- Ja po prostu chciałem wrócić na boisko. Byłem głodny gry, ponieważ przez kilkanaście miesięcy grałem tylko wtedy, gdy wyjeżdżałem na reprezentacje. Grałem dwa mecze po 90 minut, wracałem do Bochum i znów siadałem na ławce lub trybunach.

 

- Dlaczego została przypięta Ci łatka prowokatora, gwiazdora, a swego czasu nawet imprezowicza? Prywatnie jesteś przecież bardzo spokojnym człowiekiem, a opinia publiczna często wypowiada się o Tobie w bardzo negatywny sposób.

- Nie mam pojęcia. Szczególnie zastanawiam się w przypadku tego prowokatora. Nie przypominam sobie, żebym kogokolwiek prowokował na boisku. Była tylko jedna sytuacja ze Sławomirem Peszko, ale to w internecie. Dla mnie był to zwykły żart, on tego nie zrozumiał. Później jednak stanęliśmy naprzeciw siebie, przybiliśmy piątkę i zapomnieliśmy o tym. Nie wiem skąd to się bierze. Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem normalnym, spokojnym gościem, a nie żadnym prowokatorem. Lubię sobie czasami pogadać, ale to wszystko w ramach żartów.

 

- Każdy Twój ruch, każde słowo i każdy wpis, jest w polskich mediach szeroko komentowany.

- Burza rozpętała się nawet wtedy, gdy na Twittera wstawiłem kropkę (śmiech). Wszystko zaczęło się od wpisu o tym, że to śmieszne, gdy kobieta wypowiada się na tematy piłkarskie. Zrobił się z tego wielki szum, więc za dwa dni postanowiłem napisać tylko kropkę, aby sprawdzić reakcję ludzi. Nic się nie zmieniło, dalej ze mną jechali (śmiech).

Zdjęcie

Komentarze 16 czy nawet 30-letnich ludzi, którzy tylko siedzą i je piszą, a w życiu nic nie osiągnęli? Prawdziwi kibice siedzą na Żylecie i pozostałych trybunach naszego stadionu, i to właśnie ich opinia jest dla mnie istotna.

- Jeszcze za czasów gry w Jagiellonii mówiłeś, że drugie miejsce nigdy Cię nie interesowało. Musiałeś być zatem wściekły, gdy, już z Legią, od początku sezonu szło wam średnio.

- Wyniki nie były najgorsze, ale sam styl mógł być dużo lepszy. Sam również nie byłem w najlepszej dyspozycji.

 

- Jak reagowałeś na opinie o swojej słabej dyspozycji?

- Nie czytałem tego. Wiadomo, że jeśli ktoś napisze do mnie krytyczną wiadomość na Instagramie, to ją odczytam. Moi znajomi również mówili mi o tym, że w prasie piszą o mnie ch***wo. W porządku, niech piszą. Zobaczymy, co będą pisać za jakiś czas.

 

- Pobyt w Polsce sprawił, że stałeś się odporny na krytykę?

- Ale na jaką krytykę? Komentarze 16 czy nawet 30-letnich ludzi, którzy tylko siedzą i je piszą, a w życiu nic nie osiągnęli? Prawdziwi kibice siedzą na Żylecie i pozostałych trybunach naszego stadionu, i to właśnie ich opinia jest dla mnie istotna. Nie interesuje mnie to, co ma do powiedzenia jeden czy drugi użytkownik Twittera. Specjalnie mnie oznaczają i piszą różne rzeczy, licząc na to, że im odpowiem. Dla nich najważniejsze jest to, aby być znanym na Twitterze i mieć więcej followersów, niż ten drugi. Wszyscy wiedzą, że nie warto patrzeć na te negatywne komentarze. Nie mam nic przeciwko krytyce, ale musi być ona konstruktywna, a nie bezpodstawna. Przecież tak dokładnie było z tweetem tej kobiety. Ona napisała, że ja nie wracam do obrony i nie biegam, a ja praktycznie zawsze miałem największą liczbą sprintów w Jagiellonii. To jest krytyka? To jest głupota i nieprawda. Jeżeli ktoś krytykuje mnie i podpiera to argumentami, biorę to na klatę.

 

- Teraz Twoja forma, podobnie jak całej drużyny, poszła w górę. Co czujesz?

- Przede wszystkim ulgę. Widzimy to my, widzą to kibice. Gramy lepiej, stwarzamy wiele sytuacji. Nawet w meczu z Arką mogliśmy wygrać wyżej. Zdarzają się spotkania takie jak z Wisłą, w których wpada wszystko, a czasami takie, jak ten ostatni. Strzelasz dużo, a nie wpada nic. Dobrze, że mamy Jarka Niezgodę (śmiech).

Zdjęcie

Niezależnie od wyników, krytyka będzie zawsze. Nawet, jak będziemy grać dobrze, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że Novikovas robi to, czy tamto.

- Nagle z drużyny krytykowanej przez wszystkich staliście się liderem ekstraklasy z serią kolejnych zwycięstw. Jak to wytłumaczyć?

- Trener wciąż powtarzał nam, że potrzebujemy czasu. Niezależnie od wyników, krytyka będzie zawsze. Nawet, jak będziemy grać dobrze, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że Novikovas robi to, czy tamto.

 

- W sobotę mierzycie się z Górnikiem Zabrze. Grałeś przeciwko tej drużynie jeszcze w barwach Jagiellonii. Jak wspominasz te mecze?

- Wspominam Angulo (śmiech). On zawsze strzelał nam mnóstwo goli. Mówiąc już zupełnie serio, bardzo dobrze wspominam te mecze. Często udawało mi się trafiać w nich do siatki.

 

- Trzy gole i jedna asysta w pięciu meczach.

- Sam widzisz! To dobre statystyki. Moim ulubionym rywalem w Polsce jest chyba jednak Korona Kielce. Tej drużynie strzeliłem jeszcze więcej.

 

- A najmniej ulubiony?

- Chyba Cracovia, albo Śląsk Wrocław. Z nimi nie wygrałem nigdy. Mało tego, chyba dwa razy przegrałem po 0:4.

Zdjęcie z galerii nr 1
1 / 9
Udostępnij

Autor

Kamil Majewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.