
Piotr Pyrdoł: Wszystkie moje dotychczasowe kroki były słuszne
- Nie przewidzisz przyszłości i dopiero po pewnym czasie możesz ocenić, czy dana decyzja była słuszna. W moim przypadku wszystkie wcześniejsze takie były i jestem przekonany, że tak samo będzie tym razem - mówi Piotr Pyrdoł w pierwszej długiej rozmowie z Legia.com.
Autor: Kamil Majewski, Przemysław Gołaszewski
- Udostępnij
Autor: Kamil Majewski, Przemysław Gołaszewski
Legia.com: - Już na chłodno, po kilku dniach spędzonych w Legii. Jakie są Twoje wrażenia? Czy jest coś, co szczególnie zwróciło Twoją uwagę?
Piotr Pyrdoł: - Zostałem bardzo pozytywnie przyjęty przez drużynę. Każdy jest bardzo otwarty i czuję, że do wszystkich osób mogę zwrócić się o pomoc. Każdy dba o to, aby moja aklimatyzacja przebiegała jak najlepiej. Myślę, że drastycznego zaskoczenia nie ma, aczkolwiek muszę przyznać, że wszystko w tym klubie rzeczywiście funkcjonuje na najwyższym poziomie. Nie brakuje mi niczego, więc mogę skupić się na swoim rozwoju.
- O negocjacjach między Tobą, a Legią mówiło się przez ładnych kilka dni. Jak wyglądało to za kulisami?
- O konkretnym zainteresowaniu ze strony Legii dowiedziałem się pod koniec poprzedniego roku. Otrzymywałem telefony, aż w końcu doszło do spotkania z osobami, które w klubie odpowiadają za transfery. Sytuację, w której się znalazłem, przeanalizowałem z moimi rodzicami, ale rzecz jasna ostateczną decyzję podjąłem sam. Przyznam szczerze, że długo się nie zastanawiałem, choć zanim się zdecydowałem, wszystko przeanalizowałem bardzo dokładnie.
- Jaka była Twoja pierwsza myśl, gdy dowiedziałeś się o zainteresowaniu ze strony Legii?
- Moją pierwszą myślą było to, że dobrze wykorzystałem moment i szansę, którą dostałem w ŁKS-ie. Gdy dowiadujesz się o konkretnym działaniu to, przynajmniej w moim przypadku, działa jako dodatkowa dawka motywacji. To potwierdzenie tego, że idę w dobrym kierunku, a to co robię ma sens.
- Wyszedłeś z założenia, że Legia jest największym klubem w Polsce i po prostu się jej nie odmawia?
- Nie tylko dlatego. Wiedziałem, jakie warunki panują w Warszawie i jacy zawodnicy reprezentują jej barwy. Myślę, że plułbym sobie w brodę, gdybym odrzucił tę ofertę. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam jeszcze na tyle ugruntowanej pozycji, że przyjdę do Legii i z marszu wywalczę sobie miejsce w podstawowym składzie. Mimo to mój transfer jest bodźcem, który pozwala mi myśleć, że zmierzam w dobrym kierunku. Chcę się wspinać coraz wyżej.
- W Twoim przypadku zawód inny, niż piłkarz, chyba nie wchodził w grę?
- Geny są nienajgorsze (śmiech). Jestem bardzo dumny, że mam taką rodzinę. Nie jest jednak tak, że byłem zmuszany do gry w piłkę. Mama często opowiada mi, że odkąd zacząłem chodzić, od razu zabierałem się do kopania piłki. Już w wieku pięciu lat poszedłem na pierwszy trening do SMS-u Łódź, a spowodowane było to tym, że najzwyczajniej w świecie w ŁKS-ie nie było jeszcze tak młodego rocznika. W SMS-ie spędziłem dziewięć lat, a przez kolejnych sześć reprezentowałem barwy ŁKS-u.

- Twoja rodzina jest bardzo związana z ŁKS-em. Dziadek i ojciec nie mówili Ci, że może lepiej zostać w Łodzi?
- Oni również zdawali sobie sprawę z tego, że jest to dla mnie szansa na rozwój i postawienie kilku kroków do przodu. Jest to dla mnie wyzwanie, ale przecież sportowiec musi umieć im sprostać. Mam ogromne wsparcie od rodziców i dziadków. Jest to dla mnie bardzo ważne i bardzo się z tego cieszę.
- Pyrdoł to nazwisko, które w tej części Łodzi, która wspiera ŁKS, jest bardzo ważne. Ciążyło Ci to, gdy reprezentowałeś barwy tego klubu?
- Były z tym związane zarówno sytuacje pozytywne, jak i negatywne. To nazwisko znane jest dzięki dziadkowi, ale ja sam chciałbym zapracować na to, aby w przyszłości było ono kojarzone z Piotrem, a nie z Andrzejem. Dziadek z tatą pomagają mi w tym. Dla nich to również bardzo ważne.
- Jakich rad udzielali Ci gdy powiedziałeś im, że zamierzasz odejść do Legii?
- Przede wszystkim mówili, że decyzję muszę podjąć sam. Zanim jednak do tego doszło, wspólnie zastanawialiśmy się nad tym i długo rozmawialiśmy. Wspólnie uznaliśmy, że jest to dla mnie optymalne rozwiązanie.
- Trudno jest przenieść się chłopakowi z Łodzi do Warszawy?
- Połączenie kolejowe jest bardzo dobre, a myślę, że i autem tę trasę można pokonać dość sprawnie (śmiech). Wiadomo, że ze wszystkimi animozjami między tymi dwoma miastami sportowiec po prostu musi sobie radzić. Trzeba koncentrować się na sobie.

- Mówiliśmy o Twoim dziadku, który w ŁKS-ie ma status legendy. W Legii jednak spotykasz się z kolejną osobą, która w tamtym kręgach cieszy się olbrzymim szacunkiem.
- Moje pierwsze spotkanie z trenerem Markiem Saganowskim miało miejsce jeszcze za czasów, gdy mój dziadek pełnił funkcję szkoleniowca ŁKS-u i mnie, małego chłopca, zabierał na treningi, a trener Saganowski był czynnym piłkarzem. Był świetny i ma olbrzymie doświadczenie. Rozegrał wiele meczów zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju, przez co każdy młody zawodnik może czerpać jego wiedzę garściami. Oprócz tego jest to człowiek z bardzo dobrym charakterem. Po moim transferze porozmawialiśmy sobie na wiele tematów. Mogę się od niego wiele nauczyć.
- W ŁKS-ie kilka miesięcy dzieliłeś z kolei szatnię z Arkadiuszem Malarzem czyli zawodnikiem, który z Legią jest mocno związany. Maczał palce przy Twoim transferze, doradzał Ci?
- Nie wiem czy maczał w nim palce, ale rzeczywiście rozmawiałem z nim na ten temat. Arkadiusz Malarz spędził przy Łazienkowskiej sporo czasu i powiedział mi, że zawsze będę mógł liczyć na jego wsparcie. Wiem, że jeśli będę potrzebował rady, mogę do niego zadzwonić. Przez ŁKS przewinęło się sporo osób, które były w Legii i tak jak ja życzę im jak najlepiej, tak myślę, że w ich przypadku jest tak samo.
- Przeprowadzka do innego miasta to z pewnością duża zmiana w Twoim życiu. Za czym będziesz tęsknił najbardziej?
- ŁKS to klub, w którym zacząłem swoją seniorską karierę. Przez cały ten czas czułem wsparcie kibiców i wiem, że nadal duża część z nich życzy mi dobrze. Za to będę im dozgonnie wdzięczny, będę o nich pamiętał i ich szanował. Łódź to moje miasto i sentyment, a przede wszystkim szacunek, z pewnością pozostanie na zawsze.

- Trafiłeś do klubu, który nie boi się stawiać na młodych zawodników, co trener Aleksandar Vuković udowodnił już niejednokrotnie. Rozmawiałeś z nim o tym, jaką rolę będziesz pełnił w Legii?
- Zdaję sobie sprawę z tego, że moja pozycja nie jest jeszcze na tyle silna, że od razu wskoczę do wyjściowego składu. Wiem, jaka rywalizacja panuje w Warszawie, ale ja nie boję się wyzwań. Muszę skorzystać z szansy, która się nadarzyła. Jestem człowiekiem z takim podejściem, że nie lubię patrzeć na to, ile kto ma lat. Jeśli dana osoba broni się na boisku i prezentuje odpowiedni poziom, nie powinno się zaglądać w jej metrykę.
- Przed oficjalnym ogłoszeniem Twojego transferu zastanawiano się, czy do Legii trafisz już teraz, czy może dopiero w lipcu. Prezes ŁKS-u, Tomasz Salski podczas spotkania z kibicami jasno zadeklarował, że nie wyobraża sobie, żebyś wystąpił w koszulce tego klubu w meczu przeciwko Legii, który odbędzie się 9 lutego. Czułeś żal czy rozumiałeś tę decyzję?
- Nie przywiązuje wagi do tego, co dzieje się wokół mojej osoby. Skupiam się tylko na rzeczach, na które mam wpływ. To są sytuacje, które nie mają na mnie żadnego pozytywnego wpływu. Oczywiście szanuję decyzję tych wszystkich ludzi, aczkolwiek sam skupiałem się na tym, aby wykonywać swoją pracę jak najlepiej i jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej. Nie miałem w tej sytuacji jednak zbyt wiele do powiedzenia.
- W ŁKS-ie debiutowałeś, gdy ten występował w III lidze i zdobywałeś z nim kolejne awanse. Gdy po raz pierwszy wychodziłeś na murawę, funkcję trenera pełnił…
- … mój ojciec (śmiech).
- Przeprowadzka do innego miasta to z pewnością duża zmiana w Twoim życiu. Za czym będziesz tęsknił najbardziej?
- ŁKS to klub, w którym zacząłem swoją seniorską karierę. Przez cały ten czas czułem wsparcie kibiców i wiem, że nadal duża część z nich życzy mi dobrze. Za to będę im dozgonnie wdzięczny, będę o nich pamiętał i ich szanował. Łódź to moje miasto i sentyment, a przede wszystkim szacunek, z pewnością pozostanie na zawsze.

- Ludzie mogli mówić, że syn u trenera, który jest jego ojcem, ma łatwiej. Nie było jednak tak, że Ty miałeś wtedy trudniej?
- Przede wszystkim musiałem bardzo często wrzucać pieniądze do puszki w szatni (śmiech). Myślę, że pod tym względem nie było zawodnika, który robił to częściej, niż ja.
- Za co płaciłeś?
- Za wszystko! Za to, że nie poinformowałem kogoś o zbiórce. Za to, że piłki były nieprzygotowane. Za to, że jakichś akcesoriów nie było na treningu, nawet jeśli to nie ja byłem odpowiedzialny za sprzęt. Generalnie myślę, że jest to bardzo trudna relacja, zarówno w domu, jak i w szatni. Tata w każdej chwili chciał przekazywać mi jak najwięcej i wymagał ode mnie bardzo dużo. Z perspektywy czasu myślę jednak, że wyszło mi to na dobre i jestem dzięki temu silniejszy.
- Potrafiliście w ogóle prywatnie odciąć się od tego?
- Bywało tak, że gdy tylko wsiadaliśmy do auta i ruszaliśmy do domu, od razu wybuchała między nami kłótnia, a później nie odzywaliśmy się do siebie przez dwa, trzy dni. Wtedy byłem młody, miałem 15 lat. Teraz wiem, że tata we wszystkich aspektach miał rację. Potrafię to docenić, ale z pewnością wtedy nie było o to łatwo.
- W Twoim życiu wszystko dzieje się dość szybko. Szybki debiut w seniorach, szybkie awanse, szybki transfer do największego klubu w Polsce. Spodziewałeś się tego?
- Czy ja wiem? Znam przypadki, w których kariera rozwija się jeszcze szybciej (śmiech). Myślę, że w moim przypadku wszystko dzieje się w odpowiednim czasie. Na początku zawsze występują pewne obawy przed słusznością swoich decyzji, ale jest to całkowicie normalne. Teraz już wiem, że wszystkie kroki, które podejmowałem, w oparciu o rozmowy z rodzicami i dziadkiem, były słuszne. Wierzę, że tak będzie również w przypadku transferu do Legii. Muszę podeprzeć to ciężką pracą, którą wykonywałem, odkąd po raz pierwszy poszedłem na trening piłkarski.
- Czego obawiałeś się najbardziej?
- Nie przewidzisz przyszłości i dopiero po pewnym czasie możesz ocenić, czy dana decyzja była słuszna. W moim przypadku wszystkie wcześniejsze takie były i jestem przekonany, że tak samo będzie tym razem.

- Oprócz piłki klubowej miałeś również okazję poznać, jak smakuje powołanie do młodzieżowych reprezentacji Polski.
- Zdarzyły mi się dwa powołania - jedno od trenera Jacka Magiery do reprezentacji U-20 i jedno od trenera Czesława Michniewicza do reprezentacji U-21. W tej pierwszej niestety nie udało mi się zadomowić, ale myślę, że do bezpośredniego zaplecza seniorskiego zespołu drzwi są dla mnie nadal otwarte. To dla mnie, podobnie jak transfer do Legii, wielkie wyróżnienie i motywacja do dalszej pracy.
- Miałeś okazję spotkać się z którymś z piłkarzy, z którymi teraz dzielisz szatnię?
- Z Radkiem Majeckim i Kacper Kostorzem. Ten drugi był jeszcze wówczas zawodnikiem Podbeskidzia Bielsko-Biała.
- Radek Majecki jest osobą, która w pewien sposób łączy dwa nowe nabytki warszawskiej Legii. To on pomaga Ci w aklimatyzacji, czy może ktoś inny pełni rolę Twojego przewodnika?
- Myślę, że on bliżej zna się z Mateuszem Cholewiakiem, ponieważ grali razem w Stali Mielec. W moim przypadku osobami, które pomagają mi w największym stopniu, są Paweł Wszołek, Mateusz Wieteska czy Mateusz Praszelik. Nie mogę jednak stwierdzić, że inni mi nie pomagają. Każdy się stara, abym czuł się jak najlepiej, tak samo Radek.
- Paweł Wszołek jest piłkarzem, który chyba lubi trzymać się z młodszymi?
- Mimo, iż Paweł jest wciąż stosunkowo młodym zawodnikiem, to posiada już ogromne doświadczenie. Grał już przecież i w Ekstraklasie, i w Serie A, i w Championship. To wspaniały gość, z którym możesz nie tylko pożartować, ale również liczyć na jego pomóc.
- Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej?
- Albo na „10”, albo z lewej strony boiska. Na prawym skrzydle również jednak zdarzyło mi się grać. Zresztą, w dzisiejszych czasach pozycje stają się coraz bardziej wymienne. Niezależnie od tego, gdzie gram, czuję się dość swobodnie.
- Na koniec powiedz jeszcze o swoich celach.
- Wiem, do jakiego klubu trafiłem. Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość. Trener powtarza mi, że na chwilę obecną najważniejszy jest dla mnie każdy kolejny mecz i każdy kolejny sparing. Wierzę, że swoją pracą i zaangażowaniem udowodnię, że jestem godny zaufania i w przyszłości będę stanowił ważny element drużyny.
Autor
Kamil Majewski, Przemysław Gołaszewski