Przemysław Zych: Akademia Legii nie może być rajem
- Teraz Akademia Legii ma inne wyzwania niż w przeszłości, musimy od czasu do czasu „wrzucać granat” do tej pięknej, sielankowej scenerii w Legia Training Center. W raju nie ma ludzi głodnych. Dlatego Akademia Legii nie może być rajem – mówi Przemysław Zych, który w ostatnich kilkunastu miesiącach był odpowiedzialny za „przeprowadzkę” Akademii Legii z Łazienkowskiej do nowoczesnego ośrodka Legia Training Center i nadzorował wdrożenie akademii do życia w ośrodku.
Autor: Jakub Wydra
Fot. Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Jakub Wydra
Fot. Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii
- Minął rok od przenosin najstarszych roczników Akademii Legii do Legia Training Center. Jaki to był rok w życiu Akademii Legii?
- Ciekawy i trudny. Stworzyliśmy nowy, trudniejszy plan treningowy, który wykorzystuje nasze nowe możliwości infrastrukturalne. Zmieniliśmy nasz model gry, do czego nasze drużyny, zawodnicy i trenerzy musieli się zaadaptować, program szkolenia uległ pewnym modyfikacjom.
Od zera założyliśmy bursę, która opiekuje się naszymi zawodnikami; założyliśmy kuchnię, która karmi naszych zawodników i pracowników; we współpracy z Liceum w Nadarzynie powstały oddziały mistrzostwa sportowego, dzięki czemu dwa razy w tygodniu to nauczyciele przyjeżdżają do naszego ośrodka; rozpoczęliśmy współpracę z nową podstawówką w Książenicach. Zatrudniliśmy kilkadziesiąt osób: ponad dziesięciu wychowawców w bursie, dziesięciu pracowników kuchni, zespół greenkeeperów dbających o boiska, obsługę techniczną pod przywództwem szefa obiektu, Łukasza Lipca. Przejrzeliśmy strukturę zatrudnienia w istniejących działach Akademii: trenerskim, medycznym, analitycznym, administracyjnym, aby ustalić czy z obecnym zespołem ludzi możemy „obsłużyć” na dobrym poziomie dwa miejsca pracy: Ł3 i LTC, więc i w tych działach w ostatnim roku pojawiły się zmiany.
Idąc dalej, rok temu kilkadziesiąt dotychczas zatrudnionych osób z dnia na dzień zmieniło miejsce pracy i wyniosło się z Łazienkowskiej, co też oznaczało dla nich adaptację. 120 zawodników z dnia na dzień zaczęło trenować w zupełnie innym miejscu niż dotąd. Z nich 75 zmieniło adres zameldowania na bursę w LTC, a pozostali musieli przestawić budziki i zacząć dojeżdżać busem. Dla blisko 100 zawodników przenosiny Akademii oznaczały zmianę szkoły. Te wszystkie osoby – zawodników i pracowników, nowych i starych, trzeba było wdrożyć. A z kolei by im ułatwić funkcjonowanie należało stworzyć różne zasady i procedury, aby znali ramy, w których mają funkcjonować. A potem pilnować, czy na pewno ich przestrzegają… Łącznie tysiące godzin pracy wielu osób.
- Czy LTC ma już swoją specyfikę?
- Otworzyły się dla nas większe możliwości, co zawsze intryguje, ale na koniec to ludzie decydują o wykorzystaniu infrastruktury. Zmiana miejsca pracy, czy życia niesie za sobą jeszcze ten jeden skutek, że przewartościowuje wiele spraw w wielu głowach. Wiele osób – i pracowników, i zawodników - zdało sobie sprawę, że musi podnieść sobie poprzeczkę, ale piękny, luksusowy ośrodek może też sprawić, że wyląduje się w strefie komfortu, bo spełniło się swoje marzenia. Nie każdy zawodnik z małej miejscowości z tym sobie poradzi.
Jeśli choć raz opuszczałeś LTC w piątkowy wieczór na pewno rzucił ci się w oczy piękny zachód słońca, rozciągnięty na cały horyzont, słyszałeś szum drzew, widziałeś zawodników, którzy w wolnym czasie grali na małych boiskach w siatkonogę, podczas gdy pozostali wypoczywali na leżakach na patio… To miejsce ma niesamowity spokój. Ale nazajutrz trzeba wyjść na mecz z agresywnym rywalem, który od tygodni marzy o przyjeździe do tego LTC, pragnie dostać się do Legii i zabrać ci twoje miejsce na leżaku. Teraz mamy inne wyzwania niż w przeszłości, naszym zadaniem stało się to, by od czasu do czasu „wrzucać granat” do tej pięknej, sielankowej scenerii. W raju nie ma ludzi głodnych… Dlatego to nie może być raj.
Na pewno jesteśmy w stu procentach przeprowadzeni i zasymilowani: Akademia ma dwie siedziby, najmłodsze drużyny trenują przy Łazienkowskiej 3, a najstarsze w Książenicach, ale jeszcze wiele przed nami. Przez lata będziemy „dokręcali śrubki”. Charakteru takich miejsc nie tworzy się w rok.
- Chcemy też, by zawodnicy traktowali to miejsce jak swój dom. To dlatego zawodnik, który przebijał się do pierwszej drużyny, dostał od nas zadanie mycia naczyń i stołów w kuchni w LTC, podobnie jak wielu różnych graczy Akademii. Niektórzy odśnieżali ośrodek lub odkurzali korytarze, ale chciałbym, by wszyscy przekonali się – nie tylko na poziomie deklaratywnym - do tego, że dbałość o swój ośrodek powinno być obowiązek każdego zawodnika Akademii Legii, nie tylko tych, którzy nabroili.
- Co je tworzy?
- Oczywiście, to jak ośrodek zostanie zapamiętany zależy w dużej mierze od występów zawodników w pierwszym zespole. To one nakręcają atmosferę w Akademii i budynku. Gdy zawodnicy dostają szansę, to Akademia oddycha. Po debiucie Kuby Kisiela, trzeba to sobie powiedzieć: bardzo normalnego mieszkańca bursy, akurat tak się złożyło, że mieszkającego od początku w pokoju najbliżej segmentu L1, pokój Kuby dzieli ścianę z gabinetem prezesa, i bardzo normalnego ucznia oddziałów mistrzostwa sportowego w Nadarzynie – było to czuć w budynku. Dla zawodników U14 czy U15, a pewnie też starszych drużyn, to jest duża sprawa, że na końcu korytarza mieszka facet, który gra już w jedynce, a którego akcje z debiutu oglądają na ekranie jedząc śniadanie w kantynie… Gdy Michał Karbownik zadebiutował w Brighton, na ekrany w całym ośrodku wrzuciliśmy jego akcje. Takie rzeczy tworzą ten głód w raju.
Chcemy też, by zawodnicy traktowali to miejsce jak swój dom. To dlatego zawodnik, który przebijał się do pierwszej drużyny, dostał od nas zadanie mycia naczyń i stołów w kuchni w LTC, podobnie jak wielu różnych graczy Akademii. Niektórzy odśnieżali ośrodek lub odkurzali korytarze, ale chciałbym, by wszyscy przekonali się – nie tylko na poziomie deklaratywnym - do tego, że dbałość o swój ośrodek powinno być obowiązek każdego zawodnika Akademii Legii, nie tylko tych, którzy nabroili. Raz w tygodniu do bursy przychodzi człowiek z ekipy technicznej i razem z chłopakami – powtórzę: razem – naprawiają zepsute rzeczy albo odmalowują pokój.
Takie zdarzenia, podobnie jak godzinne rozmowy wychowawców i trenerów z zawodnikami, mają wypełniać to miejsce.
- Dla przeciętnego kibica znalezienie się Akademii Legii w LTC to fakt, do którego zdążyli już przywyknąć, a tak naprawdę oznaczał tysiące godzin pracy wielu osób.
- Nie będę mówił o budowie, która była nadzorowana przez zespół APL – na czele z Tomkiem Zahorskim, Wojtkiem Rokickim i Łukaszem Lipcem – bo jaki jest efekt, to każdy widzi, ale są tysiące spraw w codziennej pracy Akademii, które trzeba było rozwiązać. Jak nasi zawodnicy będą jeździli do liceum w Nadarzynie i kto będzie ich formalnym opiekunem w trakcie przejazdu? Gdzie będzie „wykręcał” autobus grodziskiej komunikacji miejskiej, by zabrać zawodników do podstawówki w Książenicach? Gdzie swoje miejsce do relaksu będą mieli zawodnicy z Warszawy, skoro bursę, jako „dom rodzinny”, chcemy trochę zamknąć, myśląc o spokoju mieszkańców? Do którego szpitala w okolicy pojedzie zawodnik z urazem? Gdzie przyjmować będzie nowy lekarz rodzinny? Spełniając jakie zasady i w jakich godzinach można korzystać z hali? Czym zawodnicy będą otwierali drzwi, a jak zgubią opaskę, to ile ich to kosztuje? Skoro zawodnicy będą mieli prane codziennie sprzęt sportowy – nawiasem, to też była nowa rzecz, w Warszawie sprzęt treningowy prali sobie sami – to którędy będą jeździli z praniem do pani Iwonki? Którędy, swoją drogą, zawodnik powinien chodzić po ośrodku, a którędy nie? Tysiące błahych rzeczy, o których na co dzień się nie myśli i z góry zakłada, że one się same wydarzą, bo „ktoś to na pewno zrobi”, a tak przecież nie jest. Otrzymaliśmy wspaniały, profesjonalnie zarządzany, wyposażony budynek, ale na koniec to ludzie i ogarnięcie tysięcy takich małych spraw tworzy jakość miejsca. W piłce seniorskiej jest nieporównywalnie większa presja zewnętrzna, ale w piłce juniorskiej mnogość problemów i zadań wynikająca z liczby zawodników i drużyn, jeśli chce się podejść do tego profesjonalnie.
Na pewno w przenosinach i pierwszych miesiącach pomagała obecność Richarda Grootscholtena, który przekazywał nam swoje doświadczenie z różnych polskich i zagranicznych obiektów, a każdy kto miał styczność z Richardem wie, że zwraca dużą uwagę na te małe, teoretycznie błahe spraw. Trudno nie doceniać jego roli w tej przeprowadzce. W skrócie: wszyscy mieliśmy co robić.
- Wierzę, że kilka lat konsekwentnej pracy sprawi, że zawodnik wychodzący z Akademii Legii będzie takim człowiekiem, jakim chcemy, a po wejściu do pierwszego zespołu spełni wymogi każdego trenera.
- Zupełnie nowym projektem była bursa.
- Zatrudniliśmy do niej Mariusza Trojanowskiego, człowieka z 20-letnim doświadczeniem w pracy wychowawczej, ale też znającego specyfikę piłki nożnej, był trenerem. Od zera zbudowaliśmy zespół wychowawców – chcieliśmy, aby były w nim osoby o różnym doświadczeniu i spojrzeniu, kobiety, mężczyźni w różnym wieku, tak aby nasi zawodnicy mieli różne wzorce. Jeden będzie bardziej dziadkiem, drugi tatą lub mamą, trzeci bardziej starszym bratem. Z jednym można wyjść pograć w siatkonogę, a z innym porozmawiać o życiu. Wspólną ich cechą ma być bycie przyjaznym, ale i wymagającym. Z przeprowadzonej po tym roku ankiety z zawodnikami wynika, że to się udało, mieszkańcy czują się dobrze w bursie w LTC, a też, co równie ważne, zrobili w większości spory postęp w kwestii zrozumienia naszych wymogów.
To zadanie było o tyle specyficzne, że w poprzednich latach nasi zawodnicy - przez nasze niedostatki infrastrukturalne - mieszkali w różnych bursach, gdzie panowały nieraz odmienne zasady. Tutaj od początku wrzuciliśmy ich w jeden reżim i myślę, że dziś wszyscy wiedzą jakie są nasze oczekiwania. Nie będę ukrywał, że bliskość bursy i coraz lepsza współpraca trenerów z wychowawcami – czego, podkreślmy, też się uczymy, to nowy element, gdy wszystko mamy obok siebie - sprawia, że dziś wiemy o naszych zawodnikach dużo więcej niż przed rokiem. Możemy dzięki temu reagować, kształtować i selekcjonować ich tak jak chcemy. W tym względzie LTC bardzo pomoże w rozwoju zawodników i później we właściwym wyborze tych, którym chcemy dać szansę.
- Jakie są główne cele bursy?
- Osią działań bursy jest instytucja wychowawcy wiodącego, każdy poza dyżurami zajmuje się bardziej dokładnie 8-10 podopiecznymi. Wychowawca wiodący ma wiedzieć wszystko o każdym ze swoim zawodników. Wiedzieć jak się czuje w bursie? Czy tęskni za domem? Czy może ostatnio się zakochał? A jak zawodnik idzie na randkę, to podpowiedzieć w co się ubrać i jak się zachowywać. Ma być pewnego rodzaju „przedłużeniem” mamy i taty z daleka od domu. Być w stałym kontakcie z rodzicami i informować ich o wszystkim.
Wychowawcy wiodący byli też obecni w trakcie rozmów końcowych z rodzicem, zawodnikiem i trenerem, w czasie których przedstawiana jest ocena roczna. Po raz pierwszy zwróciliśmy tak duży i systemowy akcent na to, jak zawodnik zachowuje się poza boiskiem, jakim jest człowiekiem, co robi w szkole. Trenerzy oceniają od teraz również te kwestie w formularzu ewaluacyjnym zawodnika. Jest tam też teraz osobne miejsce na np. język angielski, który podajemy zawodnikom w taki sposób, aby łatwiej go przyswajali, poprzez przykłady piłkarskie. Angielskiego uczy u nas Piotr Wierzbicki, były dziennikarz sportowy m.in. „Przeglądu Sportowego”, więc doskonale rozumie specyfikę zawodników. Od września do pracy z tą grupą zawodników dokładamy drugiego nauczyciela angielskiego.
Wierzę, że kilka lat konsekwentnej pracy sprawi, że zawodnik wychodzący z Akademii Legii będzie takim człowiekiem, jakim chcemy, a po wejściu do pierwszego zespołu spełni wymogi każdego trenera. Jeśli spędzamy kilka lat pracując nad piłkarzem, potem dziesiątki godzin, by zainteresować piłkarzem sztab szkoleniowy pierwszego zespołu, a na koniec trener – hipotetyczna sytuacja - odrzuca zawodnika, bo ten schodzi ostatni na zbiórkę, to okazuje się, że ta praca nad człowiekiem jest dużo ważniejsza niż wszystkim się wydaje.
- Miło było wyjeżdżać w czwartkowe wieczory i widzieć z daleka jak pali się światło w Sali Dublin na pierwszym piętrze i Sali St. Etienne na parterze, gdzie prowadziliśmy dodatkowe zajęcia z matematyki i polskiego dla uczniów dwóch najstarszych klas licealnych. Nie każdy zawodnik to doceni, ale my musimy przygotowywać system dla takich jak Jakub Kisiel. Poważnie podchodzących i normalnych.
- Jak rozwiązaliście kwestię szkoły?
- Aby móc realizować nasz program sportowy założyliśmy oddziały mistrzostwa sportowego przy Liceum w Nadarzynie, które jest oddalone o 10 minut jazdy od ośrodka. Dwa razy w tygodniu prowadzimy szkołę w salach na terenie LTC, które są nazwane na cześć wielkich zwycięstw Legii np. Goeteborg, Genoa, St. Etienne czy Dublin. To nauczyciele przyjeżdżają do nas, w pozostałe trzy dni zawodnicy jeżdżą do szkoły. Niestety, ze względu na pandemię w ten sposób funkcjonowaliśmy tylko we wrześniu, październiku i w czerwcu, bowiem w trakcie miesięcy zimowych i wiosennych trwała nauka online. Jednak te trzy miesiące pokazały nam, że na obecnym etapie rozwoju Akademii wybraliśmy dobry wariant.
W trakcie tego sezonu doszliśmy również do tego, że chcemy by zawodnicy na etapie szkoły podstawowej – czy to w Warszawie, czy w Książenicach, bo współpracujemy z dwoma podstawówkami - chodzili do klas z innymi „normalnymi” dziećmi, tak aby nie zabierać im dzieciństwa i umożliwiać integrację. Dopiero od liceum trafiają do klas złożonych wyłącznie z zawodników Legii.
Nauka online nie była łatwa dla milionów dzieci, te zgromadzone w bursie miały nieco łatwiej, bo chociaż obok siebie miały rówieśników. W pewnym momencie uznaliśmy, że musimy na co dzień bardziej egzekwować ich obecność na lekcjach, choćby tę wirtualną, niezależnie od trudnych okoliczności. Wprowadziłem więc zasadę, że tylko zawodnik, który danego dnia był na wszystkich lekcjach w szkole, może wyjść na trening zespołowy. Wpisaliśmy tę zasadę do nowego regulaminu Akademii, dalej będziemy działać w ten sposób, również w normalnych warunkach szkoły stacjonarnej. I wiem z doświadczenia, że jest to coś, do czego pewnie nie mielibyśmy tak dużego przekonania w momencie wdrażania idei, gdyby nie LTC, bliskość bursy i szkoły.
Miło było wyjeżdżać w czwartkowe wieczory i widzieć z daleka jak pali się światło w Sali Dublin na pierwszym piętrze i Sali St. Etienne na parterze, gdzie prowadziliśmy dodatkowe zajęcia z matematyki i polskiego dla uczniów dwóch najstarszych klas licealnych. Nie każdy zawodnik to doceni, ale my musimy przygotowywać system dla takich jak Jakub Kisiel. Poważnie podchodzących i normalnych. Inni przepadną, w piłce, w życiu.Pamiętajmy też, że większość naszych zawodników mieszka w bursie, a od końca października do końca maja mieli naukę zdalną, bez odskoczni w postaci szkoły, spotkań z innymi rówieśnikami. Czapki z głów dla wszystkich, którzy w tym sezonie pomagali na co dzień naszym zawodnikom przejść przez te trudności, przede wszystkim dla wychowawców z bursy, trenerów i nauczycieli.
- W praktyce jak wielką różnicę robi LTC?
- Nie będę już mówił o świetnie przygotowanych dywanach-boiskach, czy dobrym jedzeniu, które przygotowuje szef kuchni Bohdan Daukst-Koziczyński i jego zespół. Powiem o przeciętnym dniu zawodnika. Gdy w Warszawie chcieliśmy zorganizować podwójny trening to dzień życia najstarszych zawodników wyglądał tak: pobudka rano w bursie na Wiślanej, jazda 4 kilometry z bursy na poranny trening przy Łazienkowskiej, potem 12 km w korkach do liceum przy Zuga, potem z powrotem 12 km w korkach na Łazienkowską, a wieczorem kilka kilometrów do bursy. W miesiące ciepłe trenowaliśmy na murawie trawiastej w Rembertowie. Aby tam się dostać, zawodnicy musieli w pośpiechu pokonać ze swojego liceum jakieś 25 km…
Teraz dwa razy w tygodniu zawodnicy pokonują w klapkach kilkaset metrów w obrębie jednego budynku, a my dzięki temu możemy wykorzystać ten zaoszczędzony czas.
- W ostatnim roku Akademia przestawiała się też na inne tory w kwestiach programu szkolenia i modelu gry – więcej jest prób budowy akcji od tyłu, więcej zwracania uwagi na szczegóły w przygotowaniu technicznym.
- Czy ośrodek LTC wpłynął na działania innych działów?
- Oczywiście, w latach poprzedzających przenosiny najstarszych roczników do LTC trwały przygotowania na różnych polach. Wszyscy starali się wyobrazić sobie co może być potrzebne, gdy znajdziemy się w ośrodku. Ale to nigdy nie zastąpi faktycznego znalezienia się w nowym miejscu, pracy w nim, zderzenia się z problemami czy dostrzeżenia innych możliwości. Np. nasi zawodnicy po raz pierwszy, od poprzedniego sezonu, mają w czasie wolnym możliwość dodatkowej pracy indywidualnej na siłowni Legii pod okiem naszego człowieka, oczywiście w pewnych godzinach i pod naszą kontrolą. Dział medyczny wprowadził m.in. podologa do swojej pracy, szereg zajęć rozciągających w poniedziałki i robi poważny „przegląd” zdolności jeszcze młodszym zawodnikom niż wcześniej. Dział analizy – który też zrobił fajny postęp w minionym roku – od początku poprzedniego sezonu bardzo dokładnie mecz po meczu badał efektywność wdrażania nowego modelu gry, luksusem było to, że mogliśmy to śledzić na bieżąco. Zaczął też bardziej systemowo przygotowywać indywidualne materiały dla zawodników, włączając je również do wewnętrznego systemu Soccerlab, z którego w LTC zaczęliśmy lepiej korzystać. Od zimy raz w tygodniu na treningach indywidualnych zaczęli regularnie pojawiać się byli zawodnicy Legii, Marcin Mięciel i Dariusz Kubicki, którzy pracują pod okiem Mateusza Kamudy, a od nowego sezonu dołączył do nich Inaki Astiz, Tomasz Sokołowski oraz Norbert Misiak. W ostatnim roku Akademia przestawiała się też na inne tory w kwestiach programu szkolenia i modelu gry – więcej jest prób budowy akcji od tyłu, więcej zwracania uwagi na szczegóły w przygotowaniu technicznym. W tych tematach Richard będzie dalej pracował ze swoim zastępcą, Piotrem Urbanem.
- Akademia zaczyna drugi sezon w LTC, który powinien być bardziej stabilny? Jak to będzie wyglądało?
- Moim zadaniem przez ostatnie dwa lata było przygotowanie i spięcie wielu wspomnianych elementów i wdrożenie ich w życie – w skrócie przeniesienie Akademii z Łazienkowskiej do LTC. Stworzenie pomysłu jak to zrobić, założenie od zera nowych elementów np. bursy i szkoły, rozpisanie struktury zatrudnienia, znalezienie ludzi lub wsparcie w ich znalezieniu, wdrożenie pracowników, a potem przeprowadzenie nas przez rafy. Byłem osobą, która - ze strony Akademii – miała w głowie te wszystkie detale, których realizacja przekładała się na to, że Akademia mogła dość łagodnie wkroczyć w życie w Legia Training Center. Wszystko to działo się niestety w sezonie z COVID-em, który kilka razy kazał nam zmieniać rytm pracy, więc ogółem nie było to łatwe zadanie. Teraz, miejmy nadzieję, przed nami łatwiejszy sezon, ale drugi rok w ośrodku oznacza również, że potrzeba innego podejścia. Dotychczasowy koordynator najmłodszych drużyn, Sebastian Różycki, zajmie się całościowo wszystkimi kwestiami poza boiskowymi, obejmując zajmowane przeze mnie obecnie stanowisko Menedżera Operacyjnego, stając się kimś w rodzaju gospodarza Akademii i dalej konsekwentnie realizować obraną drogę. Z kolei tak jak zaplanowaliśmy, ja mogę – ponownie - zająć się kolejnymi, nowymi projektami w życiu naszej organizacji jako Menedżer ds. Rozwoju Akademii, w tym między innymi analizą i łączeniem danych oraz informacji, co musimy robić bardziej świadomie, czy też poszukiwaniem świeżych pomysłów w Polsce i zagranicą. Powiem wprost – biorąc to wszystko pod uwagę, wypracowane schematy działania w pierwszym sezonie w LTC, podział obowiązków między dobrze rozumiejącymi się ludźmi i nadchodzącą świeżą krew, jestem optymistą. Uważam, że pod względem jakości pracy przed nami najlepszy sezon w dotychczasowej historii Akademii Legii.
Autor
Jakub Wydra