Radosław Cierzniak: To cenna, życiowa lekcja - Legia Warszawa
Plus500
Radosław Cierzniak: To cenna, życiowa lekcja

Radosław Cierzniak: To cenna, życiowa lekcja

Szkołę ukończył parę ładnych lat temu, ale nowych rzeczy uczy się każdego dnia. Pozytywy potrafi znaleźć nawet w najtrudniejszych sytuacjach, zarówno tych na boisku, jak i w życiu. Radosław Cierzniak w mediach mówi rzadko, jednak kiedy już się odezwie, trudno obok jego słów przejść obojętnie. Zaczęliśmy od roli rezerwowego i przegranego mistrzostwa, skończyliśmy na treningach pomiędzy kuchnią a salonem i rzeczywistości ogólnoświatowej pandemii. Zapraszamy do przejścia tej drogi wspólnie z nami.

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Jakub Jeleński

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski

- Podczas wywiadu sprzed dwóch lat przekonywałeś mnie, że jesteś szczęściarzem. Nadal to podtrzymujesz czy coś się w tej kwestii zmieniło?
- Absolutnie nie, bez wahania jestem w stanie odpowiedzieć to samo. Wszystko układa się tak jak sobie zaplanowałem. Mam na siebie jakiś plan, pragnę go konsekwentnie realizować i tworzę go chcąc połączyć różne elementy życia w taki sposób, żeby wszystko się ze sobą zgrywało. Uważam, że jeżeli człowiek coś dokładnie sobie zaplanuje i wytrwale będzie dążył do realizacji tych założeń, to potem wszystko uda mu się osiągnąć. 

 

- 33 mecze przez pięć sezonów w Legii – średnio sześć spotkań na sezon – niektórym pewnie trudno nazwać jest dokładną realizacją planu. 
- Niektórym pewnie tak. Ktoś może powiedzieć, że nie mam ambicji, bo siedzę na ławce i mógłbym w końcu iść do innego klubu żeby grać. Pewnie, że bym mógł. Przez cały ten czas miałem oferty z innych zespołów, teraz zresztą też się one pojawiają. Tylko w takich momentach trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: co jest ważniejsze? Iść do przeciętniaka i grać, czy spełniać marzenia z dzieciństwa, będąc ważną częścią zespołu? Tutaj to wszystko mam, z tym klubem chcę osiągać sukcesy. Bo nawet kiedy nie gram, to wiem, że zespół mnie potrzebuje. Gdyby tak nie było, gdybym czuł się w Legii niechciany, to pierwszy poszedłbym do prezesa, podziękował za współpracę i rozwiązał kontrakt, bądź po prostu go nie przedłużał. Ale ja tutaj jestem potrzebny. Czy jest mi łatwo siedzieć na ławce? Jasne, że nie. Ale gra w piłkę i funkcjonowanie zespołu są trochę bardziej skomplikowane, niż wydaje się osobie stojącej z boku. Skoro trenerzy i koledzy mnie doceniają, uważają, że jestem potrzebny szatni, to to jest dla mnie najważniejsze i dlatego tutaj jestem.

Zdjęcie

- Nie wiem, bo ciężko jest tak jednoznacznie zdefiniować samego siebie. Po prostu każdego dnia staram się być dla innych dobrym człowiekiem. Oczywiste też, że chcę być najlepszy jak tylko mogę na boisku, ale za życiową zasadę przyjąłem przede wszystkim stawianie dobra najbliższych mi osób nad swoim własnym.

- To jak w takim razie określić Twoją rolę?
- Nie wiem, bo ciężko jest tak jednoznacznie zdefiniować samego siebie. Po prostu każdego dnia staram się być dla innych dobrym człowiekiem. Oczywiste też, że chcę być najlepszy jak tylko mogę na boisku, ale za życiową zasadę przyjąłem przede wszystkim stawianie dobra najbliższych mi osób nad swoim własnym. W trakcie kariery miałem sytuacje, gdzie nie grałem dlatego, że chciałem być fair przede wszystkim sam ze sobą. Gdybym szedł do celu po trupach, to może grałbym więcej, ale może i nie. Z całą pewnością jednak stałbym w sprzeczności z własnymi zasadami, a życie się przecież na piłce nie kończy. Mało tego, uważam, że - w naszym przypadku - to właśnie po niej na dobre się ono zaczyna. Obecna sytuacja wiele mnie uczy. To ogromna życiowa lekcja i jestem przekonany, że bycie w Legii da mi w życiu dużo więcej niż występowanie w przeciętniaku. A, że ktoś powie, że Cierzniak rozegrał tylko pięć, czy sześć spotkań? No okej, rozegrał. Tylko ja na pewne aspekty patrzę pod trochę szerszym kątem.

 

- Na pojęcie szczęścia chyba też. Po obozie w Troi miałeś być pierwszym bramkarzem, a siedziałeś na ławce. Potem wywalczyłeś sobie miejsce w składzie i na treningu przy prostym ćwiczeniu doznałeś kontuzji, która na miesiąc wykluczyła Cię z gry. Ja nazwałbym to raczej pechem. 
- A ja cenną nauką. Gdy przegrywasz rywalizację nigdy nie jesteś szczęśliwy, ale musisz umieć zaakceptować decyzję trenera. Potem jednak dopiąłem swego i udało mi się wywalczyć miejsce w składzie. Nabrałem bardzo dużo pewności siebie, pomyślałem - no, to teraz jestem pierwszym bramkarzem z prawdziwego zdarzenia, nic złego nie może się stać. I to mnie zgubiło, bo nagle - bach, kontuzja. Nie mogłem grać, a kiedy wróciłem do regularnych treningów, chwilę mi zajęło żeby odzyskać formę sprzed urazu. To była kolejna życiowa lekcja - nigdy nie bądź zbyt pewny siebie.

 

- No i potem wywalczyłeś sobie plac, broniłeś nieprzerwanie od marcowego meczu ze Śląskiem. Miałeś świetne mecze, jak ten w Zabrzu, czy z Jagiellonią, gdzie obroniłeś rzut karny. A potem przyszedł mecz z Pogonią – długo spędzał Ci sen z powiek?
- Nie, a wiesz czemu? Czy byłem jedyny na boisku? Czy nie mieliśmy sytuacji do strzelenia gola i przechylenia szali na naszą stronę? Nie. Mieliśmy kupę okazji do tego, żeby wygrać ten mecz, ja też zresztą obroniłem kilka trudnych piłek. A potem popełniłem błąd. I jasne, że najłatwiej jest znaleźć jednego winnego, to specyfika pozycji bramkarza. Ale nie dam sobie wmówić, że zremisowaliśmy wtedy tylko przeze mnie. W drużynie gra jedenastu zawodników.

Zdjęcie

- W ogóle uważam też, że nam jako ludziom, jako całemu społeczeństwu, ta sytuacja paradoksalnie bardzo pomoże. Będziemy bardziej pozytywnie patrzeć na świat, pracę, przestaniemy narzekać.

- Ciężej Ci było przegrać tytuł, czy stracić miejsce w bramce?
- Pewnie, że przegrać tytuł. Bardzo chciałem wygrać mistrza czwarty raz z rzędu. Mam już swoje lata, do końca kariery zdecydowanie bliżej niż dalej, więc każde trofeum to dla mnie coś niezwykle cennego. Szczerze jednak przyznam, że nie zasłużyliśmy wtedy na mistrza, po prostu. Mistrzostwo powinno się zdobywać wyraźnie, tak jak rok wcześniej, gdy w rundzie finałowej zaliczyliśmy serię zwycięstw. Jasne, że gdybyśmy wygrali to byłoby super, ale prawda jest taka, że nie zrobiliśmy wszystkiego co powinniśmy i nic nie zatrybiło tak, jak chociażby ostatnio. 

 

- A które miejsce w hierarchii ważności zajmuje teraz piłka?
- Bardzo trudne pytanie. Uważam, że szybko wrócimy do gry, mimo wszystko. Staram się teraz pomagać żonie, więcej czasu mogę poświęcić obowiązkom domowym, także to na pewno jest plus. W ogóle uważam też, że nam jako ludziom, jako całemu społeczeństwu, ta sytuacja paradoksalnie bardzo pomoże. Będziemy bardziej pozytywnie patrzeć na świat, pracę, przestaniemy narzekać. My, Polacy, często marudzimy, szukamy wymówek, staramy się znaleźć problemy i winę wszędzie, ale nie u siebie. Teraz nadszedł czas na przewartościowanie pewnych rzeczy i obecne wydarzenia mogą sprawić, że nauczymy się dbać o to, co naprawdę ważne, że nauczymy cieszyć się małymi, prostymi rzeczami, czerpać radość z każdego dnia. 

 

- Kiedy zrozumiałeś, że robi się niebezpiecznie?
- To był moment, kiedy mieliśmy jechać na mecz do Poznania. Sam się wtedy odezwałem w szatni, że to już nie są żarty, sytuacja jest poważna i powinniśmy się nad nią porządnie zastanowić. Przeprowadziliśmy mocne rozmowy, wypowiedziałem swoje zdanie. Przez cały tydzień, praktycznie w każdym dniu, było coraz więcej nowych informacji i wszystko zaczęło wyglądać bardzo nieciekawie. Nie będę zgrywał bohatera, sam zacząłem się obawiać o to co będzie. Media co rusz relacjonowały wydarzenia, ja je śledziłem i doszedłem do wniosku, że tutaj naprawdę może dziać się coś złego. Piłka jest ważna, ale są rzeczy ważniejsze.

 

- Ale nie jest na tyle nieważna, żeby móc o niej zapomnieć. 
- Dlatego dzień zaczynam od treningu. Rano wstaję, jem śniadanie i od razu po nim zaczynam przygotowywać się do zajęć tak jak w szatni. Łączymy się ze sztabem, ja mam konferencję z trenerami bramkarzy, dostajemy szczegółowy plan i go realizujemy. Podstawą są ćwiczenia na siłę i wytrzymałość. Zwykle ćwiczę mniej więcej półtorej godziny, czasem dłużej, a potem spędzam czas z rodziną. Siedzimy w domu, sporo z żoną gotujemy, mam też córkę, której ciągle staram się poświęcać czas. W trakcie sezonu dużo nie ma mnie w domu, więc - znowu starając się szukać plusów tej sytuacji - teraz mam więcej czasu dla rodziny i po prostu nie chcę go zmarnować. Oprócz tego mam też czas na to, żeby rozwijać się w innych dziedzinach, trochę zajmuję się również papierkową robotą. Nie narzekam na nudę, ale chciałbym już wrócić do codzienności.

Zdjęcie

- Jeżeli podtrzymamy siłę i dynamikę, to jestem przekonany, że gdy wrócimy już na boisko, bardzo szybko uda nam się złapać rytm. Więcej nic nie możemy zrobić, przecież nie będziemy się rzucać po kafelkach i parkietach.

- Jak można trenować piłkę pomiędzy kuchnią a salonem?
- Skupiamy się przede wszystkim na wytrzymałości, bo ją gubi się najszybciej. Oprócz tego ćwiczymy siłę, bo na niej my jako bramkarze bazujemy. Jeżeli podtrzymamy siłę i dynamikę, to jestem przekonany, że gdy wrócimy już na boisko, bardzo szybko uda nam się złapać rytm. Więcej nic nie możemy zrobić, przecież nie będziemy się rzucać po kafelkach i parkietach. Jestem jednak przekonany, że ćwiczenia, które wykonujemy teraz, bardzo nam w późniejszych tygodniach pomogą. Czucia piłki z całą pewnością będzie brakowało, tego nie unikniemy, ale meczów do rozegrania będzie tyle, że bardzo szybko to nadrobimy.

 

- A czym sobie zabijasz czas wieczorami?
- Oglądam sporo seriali, jeśli akurat mam chwilę. Nie tylko na Netfliksie, bo płacę też za Playera. Doceniam pracę polskich aktorów, więc staram się ich wspierać wykupując dostęp. Wspólnie z żoną lubimy sobie wspólnie obejrzeć odcinek czy dwa, jak tylko położymy córkę. Bardzo podobała mi się „Chyłka”, „Motyw”, „Belfer” właściwie też, ale już trochę mniej. Sporo tych polskich produkcji teraz oglądam, bo na Netfliksie wszystko co mnie interesuje chyba już przerobiłem (śmiech). 

 

- Wiem, że bardzo pozytywnie podchodzisz do każdej, nawet trudnej sytuacji. Miewasz w ogóle momenty zwątpienia?
- Jasne, jak każdy boję się tego, co będzie. Obecna sytuacja wpłynie na wszystkich: piłka, biznes, gospodarka - wszyscy ucierpimy. Nadal jednak twierdzę, że w dłuższym rozrachunku to nam pomoże, staniemy się po tym lepszymi ludźmi. Naturalnie mam też trudne chwile, boję się o rodzinę i bliskich, ale próbuję o tym nie myśleć. Jeżeli takie myśli zaczynają latać mi po głowie, wówczas błyskawicznie usiłuję zastąpić je tym, na co mam wpływ. Nie mogę w żaden sposób pomóc osobom chorym czy lekarzom, ale mogę po prostu starać się nie zarazić - siedzieć w domu, myć ręce, przestrzegać zasad. Ciągłe pochłanianie informacji z zewnątrz jest bardzo szkodliwe: zarażenia, umieranie - przerażające. Nie powinniśmy tego cały czas śledzić, bo to niepotrzebnie nas nakręca.

Zdjęcie

- Nie znamy się na wszystkim, więc jeżeli mądrzejsi od nas mówią nam co mamy robić, to po prostu to róbmy. Nie zgrywajmy bohaterów, ale zajmijmy się tym na co mamy wpływ, czyli - krótko mówiąc - żyjmy tak żeby się nie zarazić.

- Jest Twoim zdaniem szansa na to, żeby w ogóle dograć ligę?
- Myślę, że w maju już rozpoczniemy i zagramy minimum te cztery spotkania, do 30. kolejki. Liczę też na Puchar Polski, jest dla mnie ważny, bo regularnie w nim gram i bardzo chciałbym dokończyć te rozgrywki, wieńcząc je wygranym finałem na Stadionie Narodowym. Wszystko się przesunie, to jasne, ale sądzę, że jakoś damy radę. 

 

- A co jeśli nie uda się skończyć?
- Będę bardzo ubolewał. Ogólnie rzecz ujmując uważam, że zasłużyliśmy na mistrzostwo już teraz. Osiem punktów przewagi o czymś świadczy, to nie jeden czy dwa. Ale z drugiej strony nie chodzi tylko o sam fakt zdobycia tytułu, bo wiem, że dla klubu najważniejsze jest to, by po prostu grać. Chcę wrócić i pomóc klubowi oraz właścicielowi, bo - chcemy czy nie - piłka nożna to też biznes. Żeby więc udało się wszystko spiąć, musimy wyjść na boisko. Sądzę, że wrócimy już w maju, więc sponsorzy i telewizja będą mogli wszystko uregulować. Czuję na sobie obowiązek pomocy klubowi, stąd bardzo liczę na to, że liga zostanie normalnie zakończona. 

 

- Potrzebny wam będzie drugi obóz przygotowawczy? To przerwa jeszcze dłuższa niż ta zimowa. 
- Myślę, że przyda nam się dziesięć dni, może dwa tygodnie treningów z piłką. Jeżeli zaczniemy sezon, to meczów zrobi się tak dużo, że do optymalnej formy dojdziemy samym rozgrywaniem spotkań. Musielibyśmy grać co trzy dni, a wtedy dyspozycja meczowa wyrobi się sama. 

 

- Wczoraj rząd wprowadził nowe obostrzenia, ludzie – co naturalne – się boją. Gdybyś mógł, kibicom przekazałbyś żeby...
- ...słuchali ludzi mądrzejszych od siebie. Nie znamy się na wszystkim, więc jeżeli mądrzejsi od nas mówią nam co mamy robić, to po prostu to róbmy. Nie zgrywajmy bohaterów, ale zajmijmy się tym na co mamy wpływ, czyli - krótko mówiąc - żyjmy tak żeby się nie zarazić. Pozostańmy w domach, stosujmy się do zaleceń, pozwólmy działać innym. Po prostu bądźmy odpowiedzialni, a wszystko dobrze się skończy.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Jakub Jeleński

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.