Radosław Kucharski: Chcę zbudować uniwersalną drużynę (cz. 2)
- Priorytetem zawsze jest początek okienka i przygotowań do nowego sezonu. To dobry moment, by piłkarze się poznali, złapali odpowiedni kontakt i nabrali pewnych boiskowych mechanizmów. Każdy trener ma takie oczekiwania i ja też oczekuję od siebie, aby ten zespół stworzyć jak najszybciej, ale zrobić to przede wszystkim z głową - mówi Radosław Kucharski. Zapraszamy na drugą część rozmowy z dyrektorem sportowym Legii Warszawa.
Autor: Jakub Jeleński, Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Jakub Jeleński, Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii
- Jak długo jesteśmy w stanie utrzymać Michała Karbownika w klubie?
- Na moje oko maksymalnie pół roku. Przy tym progresie, który ten chłopak ma w sobie, byłbym zaskoczony, gdyby kluby europejskie nie widziały tego co ja widzę. Jeżeli zostanie z nami przez cały sezon, byłaby to wielka niespodzianka.
- Jaka kwota musi znaleźć się na stole, żeby odwieźć Michała na lotnisko?
- Nie ma takiej kwoty (śmiech). Szczerze mówiąc nie myślę teraz o konkretnej ilości pieniędzy, bardziej skupiam się na tym, kto go zastąpi gdy od nas odejdzie. Musi być to więc suma, która pozwoli go bardzo dobrze zastąpić. Jak widzieliście, w tym roku było tak, że gdy przeprowadzaliśmy transfer wychodzący, to transfer przychodzący był skonstruowany tak, że zespół poszedł do przodu. Jeśli Michał ma od nas odejść, to na pewno ze strony mojej i trenera Vukovicia sposób myślenia będzie taki sam. Okej, niech na klubowym koncie się zgadza, ale poziom zespołu musi pójść do przodu.
- Zastępca Michała jest już w klubie? Filip Mladenović związał się z Legią, to jeden z najlepszych bocznych obrońców w lidze. Czy w przypadku odejścia Michała Karbownika lewa obrona z Filipem będzie mocniejsza?
- Michał i Filip to zupełnie inni piłkarze. Michał Karbownik grał na prawej i na lewej stronie. Nie powiem, że jest lepszym piłkarzem od Mladenovicia, ale na pewno jest innym typem zawodnika. Ma całkowicie inne predyspozycje motoryczne, może pokryć kilka pozycji na murawie. Jego adaptacja do grania w różnych miejscach boiska jest na bardzo wysokim poziomie, co pomaga trenerowi Vukoviciowi w ułożeniu tych puzzli w mgnieniu oka. Filip będzie grał u nas na lewej obronie. Czy to piłkarz, który zastąpi Karbownika? Myślę, że mamy inny pomysł. Chcemy, aby grali razem.
- Czy to oznacza przesunięcie Michała Karbownika na „ósemkę”?
- Na tej pozycji jest Bartosz Slisz, jest Domagoj Antolić...
- Jeśli mowa o Domagoju, ostatnio pojawiły się informacje o zainteresowaniu tym piłkarzem ze strony tureckich klubów.
- Nic o tym nie wiem. Turcją nie żyję, żyję Legią. Wracając na chwilę do poprzedniego pytania. Mam szersze spojrzenie na konstrukcję zespołu. Buduję zespół na cały sezon, a nie na jeden mecz. Możemy mówić, że w danym meczu Karbownik zagra na „ósemce”, a Mladenović na „trójce”, ale ja chcę zbudować tak uniwersalny zespół, że trener Vuković zdobędzie swoje drugie mistrzostwo Polski z rzędu. Nie patrzę na klub przez pryzmat jednego meczu. Sami wiecie, ile niespodziewanych rzeczy wydarzyło się w tym sezonie. Najlepszy przykład to Marko Vesović. Grał na bokach obrony, ale też na prawym i lewym skrzydle. Z Michałem Karbownikiem jest podobnie. To piłkarz, który w czasie jednego meczu może zagrać na pięciu pozycjach.
- Osobiście lubię piłkarzy, którzy w ofensywie mają możliwość rotowania pozycji. Michał jest takim zawodnikiem. Każdy trener, który z nim się spotka, będzie bardzo zadowolony, ponieważ nie jest łatwo znaleźć piłkarza zdolnego do gry na wysokim poziomie na pięciu pozycjach.
- Znamy tę uniwersalność Michała, ale czy to gra na lewej obronie nie jest największą przepustką do europejskiej kariery? To pozycja deficytowa we współczesnej piłce.
- Spoglądam na Michała i jestem przekonany, że na każdej pozycji sobie poradzi. Nikt nie zakładał rok temu, że zagra blisko trzydzieści spotkań na lewej obronie. Grał na tej pozycji i robił różnicę. Był bardzo ważnym piłkarzem podczas tego sezonu i podnosił poziom całego zespołu. Na jego jakość ofensywną z chęcią się patrzyło. Osobiście lubię piłkarzy, którzy w ofensywie mają możliwość rotowania pozycji. Michał jest takim zawodnikiem. Każdy trener, który z nim się spotka, będzie bardzo zadowolony, ponieważ nie jest łatwo znaleźć piłkarza zdolnego do gry na wysokim poziomie na pięciu pozycjach. Michał nie podbija swojej ceny tylko tym, że gra jako lewy obrońca, a zwłaszcza tym, że jego unikatowa uniwersalność może być we wszelaki sposób wykorzystana.
- Budujemy zespół na cały sezon, ale już niespełna za miesiąc rozpoczniemy walkę o europejskie puchary. Ile nowych nazwisk musi pojawić się w klubie, abyśmy się rozwinęli i byli gotowi na awans?
- Priorytetem zawsze jest początek okienka i przygotowań do nowego sezonu. To dobry moment, by piłkarze się poznali, złapali odpowiedni kontakt i nabrali pewnych boiskowych mechanizmów. Każdy trener ma takie oczekiwania i ja też oczekuję od siebie, aby ten zespół stworzyć jak najszybciej, ale zrobić to przede wszystkim z głową. Okienko transferowe w Legii Warszawa zawsze jest długie. W większości przypadków reagujemy, gdy transfery wychodzące są już zrealizowane. Transfery do klubu są następstwem tych ruchów. W zimowym okienku na początku dokonaliśmy płatnego wypożyczenia Dominika Nagya, a w to miejsce sprowadziliśmy Mateusza Cholewiaka i Piotra Pyrdoła. Następnie zrobiliśmy transfer Jarka Niezgody, a za fundusze z tej transakcji sprowadziliśmy Bartka Slisza. W letnim okienku działaliśmy tak samo. Najpierw odszedł Sebastian Szymański, a później rozpoczęliśmy budowanie drużyny i sprowadziliśmy Vako Gvilię, Luquinhasa, Arvydasa Novikovasa i Pawła Wszołka. Chciałbym zmienić te proporcje i stworzyć większe możliwości dojścia do Europy, a później reagować. Mamy pomysły i intensywnie pracujemy ze skautami, by trener Aleksandar Vuković odczuł różnicę w szatni, ale jest to wynik wielu zmiennych i czynników zewnętrznych oraz wewnętrznych.
- Najpierw musimy sprzedać, aby później kupić?
- Tak zawsze było w Legii Warszawa. Kilka tygodni temu podpisaliśmy kontrakt z Filipem Mladenoviciem, który był wolnym zawodnikiem. Jeżeli chcielibyśmy go kupić, prawdopodobnie by się to nie wydarzyło. Na całym świecie istnieją kluby kupujące i sprzedające. My jesteśmy klubem sprzedającym i trzeba mieć tego świadomość, gdzie znajdujemy się na rynku europejskim. To jest ta druga różnica między Legią a Bayernem. Walczymy o puchary i chcemy grać w pucharach, ale drużynę wzmacniamy na podstawie informacji budżetowych, które przekazuje zarząd.
- Trener Vuković umiejętnie korzysta z narzędzi, które otrzymał, ma w sobie wiele pasji oraz determinacji i chce rozwijać się osobiście, ale też wszystkich piłkarzy i cały klub. Trzeba to docenić bez względu na to, czy wygramy mecz czy przegramy. Budujemy klub, który musi mieć stabilne fundamenty, a rola trenera jest w tym kluczowa.
- Wszyscy doskonale znamy sytuację, kiedy w dzieciństwie po pytanie: „kiedy będzie obiad?”, słyszeliśmy od mamy: „jak się ziemniaki ugotują”. Gdybym zapytał teraz dyrektora sportowego: „kiedy będą transfery?”, zapewne usłyszę: „jak będą to będą”. Ma Pan w głowie zbiór graczy, którzy mogą dołączyć do Legii. Jakie są proporcje Polaków do zawodników zagranicznych?
- Jestem przekonany, że w tym okienku sprowadzimy więcej obcokrajowców niż Polaków. Nie mamy na ten moment w lidze polskiej tak wielu piłkarzy, którzy mogą zrobić różnicę. Jeśli już są, to mówimy o obcokrajowcach. Polacy mogą być wzmocnieniem kadry w kontekście zawodników do lat 21. To wymagający projekt - nie dlatego, aby po prostu go zrealizować, ale by utrzymać właściwą jakość zespołu. Młodzi piłkarze muszą stanowić o sile - tak jak miało to miejsce w tym sezonie. Michał Karbownik robi różnicę, Radosław Majecki był bardzo stabilny, Bartek Slisz będzie dużym wzmocnieniem w kolejnym sezonie. W projekcie U21 będziemy stawiać na Polaków, ale przy transferach będą brani pod uwagę również doświadczeni gracze z zagranicy.
- Sytuacja z młodzieżowcem w minionym sezonie była do pewnego momentu idealna. Radek Majecki grał od deski do deski. Teraz jest Michał Karbownik, ale jak Pan powiedział - zdziwi się, jeśli w Legii zostanie dłużej niż pół roku. Mamy plan, w jaki sposób obsadzić to obowiązkowe miejsce dla młodzieżowca?
- Na ten moment mamy Michała Karbownika, Bartka Slisza, Maćka Rosołka, młodych chłopców z rocznika 2003, a więc Szymona Włodarczyka, Radka Cielemęckiego, Ariela Mosóra. Na wypożyczeniu znajdują się Kacper Kostorz i Czarek Miszta. Ci dwaj piłkarze wrócą do nas na okres przygotowawczy i będą mieli szansę się pokazać, a my ocenimy ich poziom. Już teraz inne kluby z PKO Ekstraklasy są nimi zainteresowane. Nie zabraknie nam pomysłów i jakości. Jestem spokojny.
- Mówił Pan o młodszych zawodnikach, ale ja zapytam o nieco starszego piłkarza. Czy Luis Rocha rozegrał w niedzielę ostatni mecz w barwach Legii Warszawa?
- Nie. Ani ostatni, ani przedostatni. Nie mam tego jeszcze na papierze, ale wkrótce będziecie mieli odpowiedź. Chcemy, by Luis z nami został.
- Możemy spodziewać się kolejnych przedłużeń?
- W okresie letnim mieliśmy trzy kończące się kontrakty. Inaki Astiz podpisał nową umowę, Luis Rocha również ma taką możliwość, a Mateusz Praszelik opuścił klub. Nie mieliśmy więcej umów do przedłużenia. Kwestie kontraktów innych piłkarzy zamknęliśmy na wcześniejszym etapie sezonu.
- Był jeszcze jeden kontrakt, kontrakt trenera Aleksandara Vukovicia. Gdy rozpoczęła się runda mistrzowska i mecze nie układały się po naszej myśli, pojawiły się pewne wątpliwości, że mistrzostwo może wymknąć się na ostatniej prostej?
- Kontrakt trenera Vukovicia był tak skonstruowany, że automatycznie mógł się przedłużyć o rok po zdobyciu mistrzostwa Polski. Natomiast rozmowę z trenerem odbyłem jeszcze w maju lub na początku czerwca. Wracaliśmy wówczas do rozgrywek. Zawsze staram się spojrzeć na sprawy nieco szerzej. Wynik jest naprawdę istotny dla klubu i kibiców, natomiast trener przez rok zrobił bardzo dużo dla Legii nie tylko na boisku. Trener Vuković umiejętnie korzysta z narzędzi, które otrzymał, ma w sobie wiele pasji oraz determinacji i chce rozwijać się osobiście, ale też wszystkich piłkarzy i cały klub. Trzeba to docenić bez względu na to, czy wygramy mecz czy przegramy. Budujemy klub, który musi mieć stabilne fundamenty, a rola trenera jest w tym kluczowa. Miałem okazję pracować z różnymi trenerami w wielu różnych konfiguracjach struktury i brak stabilizacji nigdy nie jest korzystny. W takiej sytuacji zawsze wraca się do punktu wyjścia, a klub ekonomicznie zawsze traci. Mam na to inne spojrzenie, pracuję z trenerem Vukoviciem najwięcej ze wszystkich osób w klubie, chcę taką drogę konwersacji i wsparcia prowadzić dalej. Tylko tak możemy dojść do sukcesu końcowego.
- Mieliśmy w zespole kontuzje, o których informacje nie wyszły z szatni. Tomas Pekhart grał z pękniętym żebrem na lekach przeciwbólowych. Domagoj Antolić podobnie. Michał Karbownik był niesamowicie obciążony. Byliśmy fizycznie w stanie, który zaczynał nam mocno dokuczać. Kilku ważnych piłkarzy wypadło przez urazy, a wiadomo, że w takiej sytuacji rotacja w zespole jest mniejsza.
- Trener Aleksandar Vuković po meczu z Cracovią, kiedy przypieczętowaliśmy tytuł mistrzowski, powiedział: „nie można było od tej drużyny więcej wymagać w końcówce sezonu, zwłaszcza biorąc pod uwagę problemy, o których nikt nie wiedział”. Może Pan zdradzić, o jakie problemy chodziło?
- W pewnym momencie trener sam się do tego odniesie. Mieliśmy w zespole kontuzje, o których informacje nie wyszły z szatni. Tomas Pekhart grał z pękniętym żebrem na lekach przeciwbólowych. Domagoj Antolić podobnie. Michał Karbownik był niesamowicie obciążony. Byliśmy fizycznie w stanie, który zaczynał nam mocno dokuczać. Kilku ważnych piłkarzy wypadło przez urazy, a wiadomo, że w takiej sytuacji rotacja w zespole jest mniejsza. Musieliśmy to przetrwać i dlatego tym bardziej się cieszę, że mistrzostwo zdobyliśmy dwie kolejki przed końcem. Dzięki temu mogliśmy dać odpocząć najbardziej zmęczonym chłopakom i w mądry sposób rozpocząć przygotowania do kolejnego sezonu.
- Kończąc wątek Aleksandara Vukovicia, trener powiedział, że bardzo docenia wykonaną pracę, by zmniejszyć koszty utrzymania drużyny. Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale jeśli wydatki Legii na pensje stanowiły rok temu kwotę X, to jaka część tej kwoty jest teraz wypłacana na utrzymanie zespołu?
- Przebudowując zespół obniżyłem budżet na pensje o około dwa i pół miliona złotych w skali roku. Mówimy o pierwszej drużynie Legii.
- Pamiętam jeszcze, jak za czasów trenera Jacka Magiery mówiło się, że bez europejskich pucharów Legia nie będzie w stanie finansowo funkcjonować. Nie zagraliśmy raz i przetrwaliśmy, nie zagraliśmy drugi raz i też przetrwaliśmy. Nie zachęcam broń Boże, by w pucharach nie grać, ale jak bardzo europejskie rozgrywki są nam niezbędne do funkcjonowania?
- Naturalne jest, że jeśli nie kwalifikujemy się do europejskich pucharów, to musimy odpowiednio reagować, sprzedawać piłkarzy i uzupełniać budżet klubu. Chcemy się rozwijać, a możemy to robić tylko w sytuacji, kiedy będziemy mieć zapewniony budżet. Doszedł do nas dodatkowy koszt w postaci utrzymania ośrodka Legia Training Center, jest to nasza wielka inwestycja. Bądźmy jednak spokojni, Legia nigdy nie zginie. Nawet w trudnych momentach sobie poradzimy, bo wokół jest mnóstwo ludzi, którzy chcą, aby ten klub istniał i był mocny. Kwestie finansowe są dla mnie oczkiem w głowie, ponieważ cały czas musimy iść do przodu. Dzięki pierwszemu zespołowi możemy grać w pucharach europejskich, a co się z tym wiąże mieć lepszych piłkarzy i być bardziej stabilni. Te kwestie zataczają krąg.
- Skoro Legia Training Center jest inwestycją, to kiedy się zwróci?
- Nie możemy liczyć tylko pieniędzy wydanych na budowę. Trzeba wziąć pod uwagę kolejne wydatki. Jeśli kupujesz dom, to musisz o niego dbać, utrzymać go i ogrzewać, aby cały czas było ciepło. Nie wiem czy jest to inwestycja, która ma się zwrócić jeden do jednego danego dnia. To krok milowy w rozwoju Legii Warszawa. Tak jak stadion przy ulicy Łazienkowskiej. Jeszcze niedawno mecze rozgrywaliśmy w zupełnie innych warunkach. Czy stadion się komuś zwróci? Tego nie wiem. Czy inwestycja w Legia Training Center zwróci się prezesowi Mioduskiemu? Nie wiem. Natomiast czy prezes oczekuje pełnego zwrotu? Myślę, że prezes Mioduski ma bardzo szerokie spojrzenie i chce zbudować coś zdecydowanie ważniejszego.
- Podstawową kwestią jest, by każdy piłkarz, który przychodzi do Legii, rozwijał się w jeszcze lepszym otoczeniu. Tylko wtedy trener Vuković będzie miał więcej materiału w pierwszym zespole. Jestem przekonany, że stać nas na zdecydowanie dużo więcej.
- Legia Training Center już nazywana jest fabryką piłkarzy. Jaka filozofia i wizja będzie przyświecała tej „produkcji”? Jaki będzie wzór wychowanka Legia Training Center?
- Wiele kwestii można poruszyć przy tym pytaniu. Nie jest to tak jednoznaczne, jaki profil piłkarza może zrobić różnicę w tej „fabryce”. Z perspektywy całej inwestycji, tak jak robimy to od wielu lat, budując klub i przynosząc najbardziej wartościowych młodych piłkarzy do Legii Warszawa, będziemy podążali tą drogą. Tak było w przypadku Sebastiana Szymańskiego, Radosława Majeckiego, Michała Karbownika - całym gronem piłkarzy, którzy w młodzieżowej piłce wyróżniali się i dzięki temu trafili do Legii Warszawa. Chcemy to kontynuować, skauting cały czas wykonuje świetną pracę w grupach młodzieżowych. Podstawową kwestią jest, by każdy piłkarz, który przychodzi do Legii, rozwijał się w jeszcze lepszym otoczeniu. Tylko wtedy trener Vuković będzie miał więcej materiału w pierwszym zespole. Jestem przekonany, że stać nas na zdecydowanie dużo więcej. Chyba nigdy w pierwszym zespole Legii nie grało tylu młodych piłkarzy, ilu mieliśmy w ciągu minionych dwóch lat, gdy jestem dyrektorem sportowym. To też odpowiedź, w którą stronę będziemy szli.
- Na koniec mała niespodzianka. Dostaliśmy pytania od internauty o pseudonimie Guliwer, z prośbą aby zadać je podczas tej rozmowy.
- (śmiech) No proszę bardzo. Pozdrowienia dla Guliwera.
- Jak się pracowało w Łomiankach jako trener drużyny kobiet?
- Sprostuję pytanie. W Łomiankach pracowałem z rocznikami 90. i 91. Była to drużyna chłopaków. Bardzo dobrze się pracowało, na tyle dobrze, że mogłem poczynić swoje pierwsze kroki w piłce. Z dużym uśmiechem wspominam tamten czas. Mogę zdradzić, że jeden z chłopaków, który był w tamtym zespole, Janusz Sobczak, jest dziś skautem Legii Warszawa. Cieszę się, że udało mi się go zatrudnić, bo to fajny chłopak i bardzo zdolny człowiek.
- Czy to prawda, że potrafi Pan „ochrzanić” pracowników działu skautingu milczeniem?
- Tak. Są momenty, w których nie trzeba nic mówić, wystarczy spojrzeć.
- Ile hot dogów potrafi Pan zjeść na trasie Warszawa - Gdańsk?
- Maksymalnie dwa, ale nie pobiję „Kiełbika” (śmiech).
- Nigdy nie słyszałem, abym był dobrze zapowiadającą się dziesiątką (śmiech). Marzyłem o poważnej piłce i jestem teraz w poważnej piłce.
- Jakie są Pana ulubione miejsca i restauracje w Lublinie? Co warto odwiedzić?
- To podchwytliwe pytanie. Studiowałem w Lublinie, mam tam wielu znajomych i wspaniałe wspomnienia z tego miejsca. Nie potrafię polecić jednego miejsca. Szkoda, że nie możemy zagrać tam w Pucharze Polski. Pozdrawiam serdecznie wszystkich przyjaciół z Lublina.
- Czy to prawda, że w Łukowie był Pan dobrze zapowiadającą się „dziesiątką”, ale przez braki motoryczne nie przebił się do poważnej piłki?
- Nigdy nie słyszałem, abym był dobrze zapowiadającą się dziesiątką (śmiech). Marzyłem o poważnej piłce i jestem teraz w poważnej piłce.
- Czy to prawda, że jest Pan koneserem jedzenia i jaką potrawę ostatnio Pan próbował?
- To prawda. Jestem smakoszem, nie muszę dużo jeść, ale lubię dobre smaki. Ostatnio jadłem tatar z jajkiem przepiórczym. Bardzo polecam.
- Te pytania trochę odbiegały od konwencji wywiadu, dlatego należy się słowo wyjaśnienia, bo nawet my nie wiemy za bardzo o co chodzi (śmiech). Kim jest Guliwer?
- To ksywka jednego z naszych skautów, Kuby Młynarskiego. Wszystkie pytania są bardzo prywatne, ale możecie je śmiało puścić (śmiech). Ksywka narodziła się podczas wspólnego wyjścia w naszym gronie, a dlaczego Internauta? Bo ciągle siedzi w Internecie. Wie wszystko, co dzieje się na Twitterze, Instagramie. Jest młodym chłopakiem, który tym żyje, wie co i gdzie sprawdzić w internecie. Mamy w zespole mieszankę młodości z doświadczeniem. Bardzo dobrze się uzupełniamy. Podrzucił wam naprawdę dobre pytania (śmiech).
Część pierwsza wywiadu z Radosławem Kucharskim znajduje się TUTAJ.
Autor
Jakub Jeleński, Przemysław Gołaszewski