Rafał Augustyniak: Kibice Legii są wobec mnie naprawdę fair - Legia Warszawa
Plus500
Rafał Augustyniak: Kibice Legii są wobec mnie naprawdę fair

Rafał Augustyniak: Kibice Legii są wobec mnie naprawdę fair

Rafał Augustyniak w rozmowie z Legia.com opowiedział nam o swoim niecodziennym hobby z młodości, rywalizacji Legii z Widzewem oraz najdroższych zdjęciach, jakie kiedykolwiek sobie zrobił. Zapraszamy na rozmowę zawodnikiem, dla którego gra w środku pola i w środku obrony nie jest straszna.

Autor: Przemysław Gołaszewski

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Przemysław Gołaszewski

Rafał Augustyniak w rozmowie z Legia.com opowiedział nam o swoim niecodziennym hobby z młodości, rywalizacji Legii z Widzewem oraz najdroższych zdjęciach, jakie kiedykolwiek sobie zrobił. Zapraszamy na rozmowę zawodnikiem, dla którego gra w środku pola i w środku obrony nie jest straszna.

 

 

Legia.com: - Zacznę może trochę nietypowo - słyszałem, że lubisz spacerować po nocach. 

Rafał Augustyniak: - Lubię spacerować po nocach? Chyba nie wiem o co chodzi. 

 

- Dowiedziałem się od Twojej żony, że kiedy zaczynaliście się spotykać, to wracałeś od niej na pieszo do Zduńskiej Woli, a to było z 20 kilometrów drogi. 

- A tak, to prawda! Nie miałem wtedy nawet osiemnastu lat, więc o prawie jazdy nie było mowy. Nie miał też kto po mnie przyjechać, a że rano trenowałem, to musiałem sobie jakoś radzić. Na tamtym etapie bałem się jeszcze jej rodziców, więc nie zostawałem na noc (śmiech). Kawałek trzeba było się więc przespacerować. 

 

- Ale podobno ówczesnej dziewczynie, a dziś żonie, nic nie mówiłeś, że wracasz spacerkiem.

- Zawsze mówiłem, że przyjechał po mnie tata, a wracało się na pieszo. Cztery godziny przyjemnego spaceru i byłem w domu. 

 

- I następnego dnia rano na treningu dawałeś radę?

- Trzeba było sobie radzić.
 

- Nie dziwi więc, że na boisku lubisz sobie pobiegać. Mówiąc w ciemno, nie znając cię osobiście, postawiłbym, że jesteś bardzo rodzinnym człowiekiem.

- Można tak powiedzieć. Do Polski wróciłem, bo postawiłem rodzinę na pierwszym miejscu. Chciałem być przy moich bliskich, bardzo lubię spędzać z nimi czas i chętnie wracam do rodzinnego domu. 

 

- A jak odnajdujesz się w roli taty? 

- Jest trudno, myślałem, że życie w tej roli będzie trochę prostsze. Najgorsze są noce, bo dziecko często się budzi, ale na szczęście żona przejęła dyżury i wstaje, by się nim zająć. Ja jestem na nogach od godziny 6 rano. Daję radę to przeżyć.

 

- Miałeś lata temu nocne treningi, więc teraz powinieneś sobie z tym radzić. 

- Tak i teraz nie muszę tyle spacerować. 

 

- Wychowałeś się w trochę innym środowisku, kibicującym głównie Widzewowi, o czym jeszcze porozmawiamy, ale można powiedzieć, że syn Franek pokierował Twoją karierą i sprowadził Cię do Legii Warszawa.

- Syn bardzo pomógł mi w wyborze. Najważniejsze było dla mnie dobro rodziny, chciałem być przy najbliższych. Chciałem żeby moje dziecko wychowywało się przy rodzinie.

Zdjęcie

Można powiedzieć, że syn bardzo pomógł mi w wyborze Legii. Najważniejsze było dla mnie dobro rodziny, chciałem być przy najbliższych. Chciałem żeby moje dziecko wychowywało się przy rodzinie.

- Jak to było z kontraktem w Rosji. Grałeś w Uralu Jekaterynburg, kiedy w lutym wybuchła wojna. Miałeś kontrakt ważny do lata, prezes klubu podobno zachęcał cię do pozostania, ale Twój agent w mediach już wcześniej zapowiadał, że zostajesz w Rosji tylko do wygaśnięcia kontraktu, a potem zmieniasz klub. Kiedy podjąłeś decyzję o odejściu z Rosji? 

- Decyzję podjąłem od razu po wybuchu wojny. Nie chciałem tam zostać. To prawda, że prezes namawiał mnie do pozostania do samego końca obiecywał, że wszystko będzie dobrze i będę tu bezpieczny. Nie wyobrażałem sobie jednak, że mogę zostać w Rosji na dłużej i nie był w stanie mnie przekonać. Decyzja została już podjęta. 

 

- Spędziłeś w Rosji trochę czasu, jak ty postrzegasz życie tam? Czy Rosjanin może w ogóle mieć kontakt z tą prawdziwą rzeczywistością?

- Prawdy o świecie raczej się tam nie dowiesz. Propaganda jest bardzo zaawansowana. Na głównym kanale telewizyjnym przez osiem godzin dziennie różni eksperci tłumaczą ludziom rzeczywistość, w taki sposób w jaki ma być ona rozumiana. Po wybuchu wojny główny przekaz był taki, że Rosja broni swoich obywateli i bezpieczeństwa państwa, któremu zagraża Ukraina. 

 

- Spodziewałeś się, że po Rosji wrócisz do Polski? 

- Kiedy wyjeżdżałem do Rosji zakładałem, że następny klub również będzie zagraniczny. Życie napisało jednak taki scenariusz i jestem zadowolony. Naprawdę nie mam czego żałować.
 

- Dużą rolę w twoim transferze odegrał też Jacek Zieliński. 

- Jacek Zieliński bardzo mi pomógł w podjęciu decyzji. Znałem go już za czasów Wigier Suwałki, gdzie też był dyrektorem sportowym. W samych superlatywach wspominam tamtą współpracę. Mieliśmy ze sobą dobry kontakt, drużyna też była solidnie zbudowana i graliśmy przyjemnie dla oka. Między mną a Jackiem Zielińskim była bardzo jasna relacja i miało to wpływ na moje przyjście do Legii Warszawa.

 

- Jacek Zieliński ściągał cię do środka pola czy jako obrońcę?
- Na początku zapowiedział, że przychodzę na środek obrony. W kadrze były problemy, bo kontuzji doznał Maik Nawrocki i miałem uzupełnić tę lukę. Docelowo miałem jednak zostać przeniesiony na pozycję numer 6. Tam czuję się zdecydowanie najlepiej i mam nadzieję, że za jakiś czas zacznę grać w środku pola. Cały czas czuję się głównie pomocnikiem. 

 

- Na początku skorzystałeś na tym, że trener Runjaić zmieniał piłkarzom ich nominalne pozycje, bo wskoczyłeś do pierwszego składu, a trener mógł pogodzić na boisku twoją obecność i obecność Bartka Slisza. Ale teraz stałeś się trochę ofiarą - Yuri zmienił wahadło na środek obrony i zaczął grać regularnie.
- W trakcie okresu przygotowawczego było wiadomo, że w pierwszym meczu nie zagra Artur Jędrzejczyk, bo pauzował za kartki. Trener przygotowywał mnie do wyjściowego składu, cały czas trenowałem jako obrońca w wyjściowym ustawieniu. Niestety w meczu z Koroną popełniłem błąd i liczyłem się z tym, że mogę usiąść na ławce. To uczciwe postępowanie. Po to jest rywalizacja w drużynie, aby zacisnąć zęby i ciężko pracować, by wykorzystywać takie sytuacje i wskakiwać do składu. Ja muszę teraz odzyskać swoje miejsce

Zdjęcie

Decyzję podjąłem od razu po wybuchu wojny. Nie chciałem tam zostać. To prawda, że prezes namawiał mnie do pozostania do samego końca obiecywał, że wszystko będzie dobrze i będę tu bezpieczny. Nie wyobrażałem sobie jednak, że mogę zostać w Rosji na dłużej i nie był w stanie mnie przekonać.

- Ty postrzegasz to jako Waszą siłę czy jednak słabość, że trener zmienia wam nominalne pozycje. Patrząc na to z jednej strony, jesteście bardzo uniwersalni. 

- Ustawienie z trzema obrońcami, w którym gramy, daje nam wiele możliwości. Yuri udowodnił, że można wskoczyć z wahadła do środka obrony i naprawdę solidnie się prezentować. To też dodatkowa mobilizacja. Mamy wielu zawodników, którzy mogą grać na kilku pozycjach, a to ustawienie sprzyja takim rotacjom. 

 

- Osobiście mam wrażenie, że ofensywny styl gry trenera Runjaicia i chęć dominacji rywala sprzyja temu, by jednak Rafał Augustyniak był odważnie grającym defensorem. 

- Mam cechy, które rzeczywiście są korzystne dla zespołu, kiedy gram jako obrońca. Swobodniej czuję się przy wyprowadzeniu piłki, a to ważne we współczesnej piłce. Wydaje mi się jednak, że błędy które mi się przydarzają, choćby te z meczu z Koroną, to pokłosie grania na “szóstce”. Rozmawiałem o tym z trenerem, że zachowuję się jak defensywny pomocnik. Wynika to z tego, że masz wrażenie, że ktoś jeszcze za Tobą jest i możesz podjąć większe ryzyko. Gra na środku obrony jest zupełnie inna niż gra na pozycji defensywnego pomocnika. O wielu przyzwyczajeniach ze środka pola trzeba zapomnieć i wyeliminować je z gry.

 

- Jak oceniasz początek tej rundy. W trzech meczach odrobiliście do Rakowa 2 punkty. To dobry wynik czy pozostaje niedosyt? 

- Czujemy niedosyt. Raków stracił cztery punkty, a my mogliśmy odrobić dwa więcej. W meczu z Cracovią dominowaliśmy, tworzyliśmy sobie sytuacje, ale przez nasz błąd straciliśmy gola i musieliśmy gonić. Szkoda tego meczu, bo mogliśmy mieć pięć punktów straty do Rakowa. Czasu jest jednak wystarczająco dużo, by odrobić tę stratę i wskoczyć na pozycję lidera.

 

- Z drugiej strony goni Lech. W którą stronę tabeli patrzycie jako drużyna? 

- Trener uczula nas, że za naszymi plecami rywale nie śpią. My jednak patrzymy przed siebie i na siebie. Nie będziemy oglądać się za plecy. Wierzę w to, że jeśli będziemy grać tak jak do tej pory, to będziemy w stanie zrobić niespodziankę i odzyskać mistrzostwo.
 

- Przychodząc do nas, po tym jak Legia miała ogromne problemy w poprzednim sezonie, spodziewałeś się tego, że będziemy dziś walczyć o mistrzostwo i Puchar Polski? 

- Po rozmowach z dyrektorem Zielińskim czułem, że ten sezon będzie dobry. Oczywiście nikt nie stawiał Legii w roli faworytów, a zimą już niektórzy przyznawali mistrzostwo Rakowowi. Piłka nie takie scenariusze już pisała. Legia potrafiła już odrobić spore straty. W Anglii również Arsenal był już koronowany, a tymczasem kluby z Manchesteru gonią i przewaga topnieje.

Zdjęcie

Trener uczula nas, że za naszymi plecami rywale nie śpią. My jednak patrzymy przed siebie i na siebie. Nie będziemy oglądać się za plecy. Wierzę w to, że jeśli będziemy grać tak jak do tej pory, to będziemy w stanie zrobić niespodziankę i odzyskać mistrzostwo.

- Mecz z Widzewem będzie spotkaniem na szczycie, nie tylko ze względu na historię i animozje kibiców, ale też ze względu na układ tabeli. 

- Aktualna pozycja Widzewa, beniaminka tego sezonu, na pewno jest sporym zaskoczeniem. Trzeba jednak przyznać, że Widzew gra obecnie bardzo przyjemny dla oka i intensywny futbol. Wszystkie ich mecze są naprawdę wybiegane. Szykuje się dobre widowisko na murawie i na trybunach.

 

- Trudno jest być piłkarzem ukształtowanym przez Widzew, który gra w Legii Warszawa? 

- Nie jest to łatwe, szczególnie, gdy po meczach śpiewamy pewne przyśpiewki. Jednak ja jestem piłkarzem, wykonuję swoją pracę i skupiam się tylko na tym. Nie mogę myśleć o kwestiach kibicowskich.

 

- Twój pierwszy wyjazdowy mecz w barwach Legii trafił się akurat bardzo elektryzujący, właśnie z Widzewem. Jak się czułeś, wchodząc wtedy na murawę, w trudnym momencie meczu? 

- Bardzo liczyłem, że wystąpię w tym spotkaniu. Wróciłem do Łodzi po wielu latach. Zostałem przywitany tak jak się w sumie spodziewałem. Było to dla mnie trochę przykre, ale taka jest piłka. Muszę być profesjonalistą i profesjonalnie do tego wszystkiego podchodzić. Nie mogę skupiać się na tematach kibicowskich. 

 

- Kacper Tobiasz powiedział mi, żebym zapytał Cię jaką wiadomość dostałeś po tamtym spotkaniu. No więc nieśmiało pytam.

- Od jednego z kibiców, z którym się znam, dostałem zaproszenie na solówkę. Koniec końców do niczego nie doszło.


- A jak w ogóle odbierasz przyjęcie cię przez naszych kibiców? Wydaje mi się, że nie było z tym żadnego problemu, Paweł Wszołek miał chyba trudniejsze początki w Legii 

- Właśnie chciałem o tym powiedzieć. Uważam, że zostałem powitany w Warszawie bardzo normalnie. Nie miałem żadnych problemów z tego powodu, że wychowałem się w środowisku Widzewa i tam grałem. Kibice Legii są wobec mnie fair i pokazali klasę. 

 

- Do nadchodzącego meczu już mentalnie się przygotowujesz? 

- Serce na pewno mocniej zabije i ciarki przejdą po plecach. Ale takie emocje mijają razem z pierwszym gwizdkiem, więc jestem spokojny o swoją dyspozycję i odpowiednie podejście do meczu.

 

- Człowiek, który zagrał w barwach reprezentacji na Wembley zniesie chyba każdą presję. 

- Dokładnie. 

Zdjęcie

Bardzo liczyłem, że wystąpię w pierwszym spotkaniu z Widzewem. Wróciłem do Łodzi po wielu latach. Zostałem przywitany tak jak się w sumie spodziewałem. Było to dla mnie trochę przykre, ale taka jest piłka. [...] W piątek serce na pewno mocniej zabije i ciarki przejdą po plecach. Ale takie emocje mijają razem z pierwszym gwizdkiem, więc jestem spokojny o swoją dyspozycję i odpowiednie podejście do meczu.

- Trener Sousa postawił na Ciebie w reprezentacji, teraz ponownie mamy nowe rozdanie, Portugalczyk poprowadzi drużynę narodową. Może Twój profil pasuje do portugalskiej myśli szkoleniowej, wierzysz w powrót do kadry?

- Przede wszystkim chcę wrócić do wyjściowego składu Legii i regularnie grać w klubie. Dopiero wtedy będę mógł myśleć o reprezentacji. Jeśli wrócę do poziomu, który reprezentowałem w Rosji, będę sam z siebie zadowolony, a wtedy i droga do kadry może być prostsza.

- Jakie jest Twoje najlepsze piłkarskie wspomnienie? Właśnie to Wembley?

- Zdecydowanie. Debiut w reprezentacji to coś, o czym powie ci każdy piłkarz. Dodatkowo miałem okazję zadebiutować na historycznym obiekcie przed wielotysięczną publicznością. To było naprawdę fajne przeżycie, którego nie zapomnę. 

 

- Gol strzelony Radomiakowi i dedykacja dla syna Franka też na pewno na długo zostanie w pamięci. 

- Tak, to kolejny wyjątkowy moment.
 

- Zaczęliśmy od Rafała Augustyniaka prywatnie i chciałbym, żebyśmy tak też zakończyli. Jak relaksujesz się po meczach, bo patrząc na Ciebie to mam wrażenie, że głównie na siłowni.

- Kiedyś tak było. Na siłowni spędzałem bardzo dużo czasu, ale nie ćwiczyłem z głową. Robiłem typowy zestaw dyskotekowy - klatka, biceps i triceps. Myślałem wtedy, że to pomoże mi na boisku, ale tak nie było. Zrobiłem się naprawdę duży, byłem cięższy, wcale mi to nie pomagało. Zacząłem więcej czytać, edukować się w tym temacie i zrozumiałem, że źle pracuję. Po latach wiem już naprawdę dużo, rozumiem swój organizm, a w Legii mamy świetnych specjalistów. Jestem w dobrych rękach i czuję się odpowiednio przygotowany fizycznie. Przed przyjściem do Legii współpracowałem z moim trenerem personalnym Łukaszem Jędrychowskim. Pracowaliśmy naprawdę dużo i bardzo pomógł mi w rozwoju. Mam szczęście do specjalistów, bo wiele zyskałem na współpracy z Łukaszem, ale też wiele zyskuję podczas codziennych treningów pod okiem naszych trenerów. 

 

- Praca na siłowni przydała się potem do naszego plakatu meczowego na Wartę, gdzie wcieliłeś się w Leonidasa. 

- Dokładnie, wyszedł z tego bardzo fajny plakat. Nawet pasowałem do tej roli (śmiech).
 

- Mogłeś poczuć się trochę jak za dawnych lat, bo podobno byłeś fanem gier komputerowych, szczególnie RPG.

- Teraz nie mam już na to czasu. Wstaję około piątej lub szóstej i spędzam czas z dzieckiem. Ruszam potem do klubu i po powrocie również w pełni poświęcam się synowi. Z żoną włączamy telewizor dopiero o 20, kiedy syn kładzie się spać, bo nie chcemy, by dziecko spędzało czas przed telewizorem. Całe nasze życie jest podporządkowane pod syna. 

 

- Na koniec chciałbym Ci coś pokazać. Zastanawiam się, czy w Warszawie też robisz sobie zdjęcia na ulicy, bo słyszałem, że akurat to trochę cię kosztowało.

 

Zdjęcie

- Heh, pojechaliśmy wtedy z żoną na krótką, dwudniową wycieczkę do Moskwy. Wyszliśmy na spacer i zaczepili nas ci ludzie z pytaniem czy nie chcemy zrobić sobie kilku zdjęć. Zapozowaliśmy, chcieliśmy zrobić szybko jedno zdjęcie i iść dalej, ale gość zrobił nam kilka fotografii w różnych pozach. Na koniec mówi, że jedno zdjęcie kosztuje pięć tysięcy rubli i zaczyna nas podliczać za każdą fotografię, którą zrobił. Wyszło na to, że ja miałem zrobionych siedem zdjęć i moja żona kolejne siedem. Chcieli od nas naprawdę grube pieniądze. Moja żona, która po rosyjsku mówi raczej średnio, zaczęła z nimi dyskutować i ich wyzywać, aby nie oszukiwali ludzi. Daliśmy im koniec końców część pieniędzy za kilka zdjęć, a resztę kazali nam usuwać z telefonu. Tak skończył się ten moskiewski spacer. 

 

- Życzę Ci, żebyś w maju mógł zapozować na starówce z trofeum zdobytym z Legią Warszawa i wtedy nikt nie będzie chciał od Ciebie za to żadnych pieniędzy. 

- Dokładnie, bardzo dziękuję, też sobie tego życzę. 

Udostępnij

Autor

Przemysław Gołaszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.