#RokDeyny. Istota Legendy
1 września 1989 roku cały świat obiegła tragiczna wiadomość. W wyniku wypadku samochodowego zmarł były kapitan reprezentacji Polski, wieloletni piłkarz warszawskiej Legii, jeden z najlepszych piłkarzy w historii światowego futbolu, Kazimierz Deyna. Dla kibiców piłkarskich to był szok. Dziś, przy okazji meczu Legii z Cracovią w 30-lecie tamtych wydarzeń, zainaugurowano przy Łazienkowskiej #RokDeyny.
Autor: Wiktor Bołba
Fot. Eugeniusz Warmiński
- Udostępnij
Autor: Wiktor Bołba
Fot. Eugeniusz Warmiński
1 września 1989 roku cały świat obiegła tragiczna wiadomość. W wyniku wypadku samochodowego zmarł były kapitan reprezentacji Polski, wieloletni piłkarz warszawskiej Legii, jeden z najlepszych piłkarzy w historii światowego futbolu, Kazimierz Deyna. Dla kibiców piłkarskich to był szok. Dziś, przy okazji meczu Legii z Cracovią w 30-lecie tamtych wydarzeń, zainaugurowano przy Łazienkowskiej #RokDeyny.
Ta śmierć wstrząsnęła nie tylko Polską, ale też całym światem, zwłaszcza tysiącami fanów piłkarskiego geniuszu Kazimierza Deyny. Takiej tragedii nie ma w swojej historii żaden krajowy klub, a Polska piłka nożna wciąż nie może się doczekać tak wybitnego zawodnika. Chociaż od tamtej pory minęło trzydzieści lat, kibice Legii nigdy nie zapomnieli o swoim idolu, pielęgnując pieczołowicie pamięć po tym piłkarzu.
To właśnie dzięki inicjatywie kibiców Legii na frontowej ścianie stadionu Legii widzimy trwały ślad w postaci tablicy upamiętniającej tego fantastycznego piłkarza, która w pierwotnej fazie została 20 stycznia 2005 roku wmurowana w ścianę budynku klubowego Stadionu Wojska Polskiego. To właśnie dzięki staraniom Janusza Dorosiewicza, prezesa Fundacji im. Kazimierza Deyny i kibiców zakochanych w swoim Idolu, do Warszawy po 23 latach od tragicznej śmierci powróciły prochy tego wielkiego piłkarza. Powrót Deyny do Polski był spełnieniem jednego z jego największych marzeń. To właśnie dzięki funduszom zebranym przez kibiców Legii, którzy podczas wielu zbiórek zgromadzili na ten cel ponad 165 tysięcy złotych, 6 czerwca 2012 roku przed stadionem Legii został odsłonięty pomnik Deyny.
Ta śmierć wstrząsnęła nie tylko Polską, ale też całym światem, zwłaszcza tysiącami fanów piłkarskiego geniuszu Kazimierza Deyny. Takiej tragedii nie ma w swojej historii żaden krajowy klub, a Polska piłka nożna wciąż nie może się doczekać tak wybitnego zawodnika.
Kim tak naprawdę był Kazimierz Deyna? Szukając odpowiedzi prześledźmy jego życie. „Kaka” był nie tylko fenomenalnym piłkarzem. Jego poza boiskowe życie byłoby wspaniałym scenariuszem filmowym. Mówiło się o nim, że kobiety jadał łyżkami i właśnie to jego wcielenie najbardziej pobudza wyobraźnię. Elegancki i nieco ekstrawagancki - jako jedyny z piłkarzy w tamtych czasach nosił futro, był przesadnie pedantyczny. Potrafił wiele czasu spędzić przed lustrem „dopieszczając” swoją fryzurę. „Każdy włosek musiał być na swoim miejscu” - mówiła jego żona Mariola. Pomimo tego, że napisano o nim tysiące artykułów, wciąż pozostaje człowiekiem niezwykle zagadkowym. Chociaż od jego śmierci minie we wrześniu trzydzieści lat, jest w Polsce wciąż bardzo popularny i jako jedyny legionista cieszy się niegasnącą sławą. W Legii nigdy nie było lepszego piłkarza. W 390 meczach, które rozegrał w jej barwach, strzelił 141 goli, a największe międzynarodowe sukcesy - półfinał i ćwierćfinał Pucharu Mistrzów - Legia zawdzięcza w dużej mierze właśnie Kazimierzowi Deynie.

Nie ulega wątpliwości, że dla tysięcy kibiców symbolem Legii jest Lucjan Brychczy, ale pomiędzy nimi jest taka różnica, że wszyscy związani z Legią kochają „Kiciego” za jego przywiązanie do klubu, lecz fascynują się Deyną. O tym drugim zawsze mówią Kazik, o Brychczym zaś zawsze Pan Brychczy lub „Mistrz”. Kazimierz Deyna, będąc piłkarskim wirtuozem doskonale wpisywał się w koncepcje kolejnych trenerów. W 1974 roku, podczas mistrzostw świata w RFN, był najlepszym piłkarzem w drużynie Kazimierza Górskiego, niekwestionowanym liderem zespołu. Obdarzony znakomitą intuicją, wyborny technik i znakomity strzelec potwierdził na mundialu swoją klasę, którą dwa lata wcześniej zaprezentował na igrzyskach w Monachium, zdobywając złoty medal oraz tytuł króla strzelców. Jego akcje i fantastyczne bramki z olimpijskiego turnieju zdobią dziś historię naszej piłki.

W 1974 roku, razem z kolegami wywalczył pierwszy w historii polskiej piłki nożnej medal mistrzostw świata. Fachowcy okrzyknęli go trzecim - po Franzu Beckenbauerze i Johannie Cruyffie - najlepszym piłkarzem świata. Kolejny mundial nie był już tak udany. Piąte miejsce na świecie w 1978 roku w Argentynie uznane zostało za porażkę, a Deyna zakończył reprezentacyjną karierę. Rok później opuścił Legię i przeniósł się do Manchesteru City. To nie był dobry wybór. Jednym z jego największych dramatów było rozwianie złudzeń, że nie jest żadną gwiazdą. Posadzony na ławce rezerwowych, nie potrafił poradzić sobie z tym, że on, wielka gwiazda światowej piłki, został skazany na zapychanie dziur. To był okres, w którym wszystko w jego życiu zaczęło się walić. Okradziony przez najbardziej zaufaną osobę - menadżera i przyjaciela rodziny - był tym całkowicie zdruzgotany. Trzeba pamiętać, że skradzione mu wtedy pieniądze były sumą większą, niż przeciętny Polak był w stanie zarobić przez „dwa życia”. Według zasady, że trzeba walczyć, ruszył do Ameryki w nadziei odbudowania utraconego majątku.

W Stanach ponownie był wielki. To, co pokazywał na boisku, było absolutnie doskonałe. Nawet najlepszy piłkarz świata Pele, wypowiadając się na temat jego gry, był zdania, że nawet Bóg niczego by mu nie poprawił.
W Stanach ponownie był wielki. To, co pokazywał na boisku, było absolutnie doskonałe. Nawet najlepszy piłkarz świata Pele, wypowiadając się na temat jego gry, był zdania, że nawet Bóg niczego by mu nie poprawił. Owszem, było wspaniale, ale to nie był futbol na miarę jego ambicji. Dla piłkarza z Europy gra w halowej piłce w Stanach, to nie był sportowy awans. Równało się to z dorabianiem do piłkarskiej emerytury, co też czynił aż do 40 roku życia. Nie mógł sobie znaleźć miejsca w świecie bez piłki, dzięki której wszedł na bardzo wysoki pułap. Poza grą w piłkę niewiele potrafił, dlatego gdy zakończył karierę spadł na ziemię z bardzo wysoka. On czuł ten upadek z dala od nas, zapomniany w San Diego.

Jak wiele postaci historycznych Kazimierz Deyna był postacią tragiczną. Dopiero nagła śmierć na autostradzie w San Diego wstrząsnęła piłkarską Polską. Nic dziwnego, zginął przecież współtwórca największych i najważniejszych sukcesów w historii polskiego piłkarstwa XX-wieku. W mgnieniu oka wszystko to, za co Kazimierz Deyna za życia był kochany i podziwiany, nienawidzony i krytykowany, dało początek kultowi, którego - przyznaję z dumą - jestem jednym z kapłanów. Wspomnienie Kazimierza Deyny jest dla mnie niczym bezcenny skarb.
Kibica Legii, który przekroczył smugę cienia cieszy, że zainteresowanie Deyną nie przemija. Ma swoich wielbicieli nawet pośród najmłodszego pokolenia kibiców Legii. Dziś przed meczem z Cracovią na stadionie Legii zostanie zapoczątkowany Rok Deyny. Powód jest prosty - w ciągu trzydziestu lat, które minęły od wypadku, nie pojawił się nikt, ani w Legii, ani w reprezentacji Polski, kto mógłby jego zastąpić. Miejsce po Kazimierzu Deynie pozostało puste. Nie był w stanie zająć go żaden inny polski piłkarz. Ani przebojowy Zbigniew Boniek, ani mający ogromne predyspozycje Janusz Kupcewicz czy Leszek Pisz, ani nawet Robert Lewandowski. Posiadał wielkość, której nikt do dziś nie potrafił wykreować.

W Roku Deyny będziemy starali się kultywować pamięć o tym wielkim piłkarzu. W różnych formach zaznaczać będziemy Jego obecność nie tylko wśród legijnej społeczności.
W Roku Deyny będziemy starali się kultywować pamięć o tym wielkim piłkarzu. W różnych formach zaznaczać będziemy Jego obecność nie tylko wśród legijnej społeczności. Legia Warszawa, klub z którego„Kaka” wyruszył w wielki piłkarski świat, powołał dziesięcioosobowy - od ulubionego i zastrzeżonego dla niego na Legii numeru „10” - Komitet Obchodów Roku Kazimierza Deyny. W jego skład wchodzą: Mariola Deyna, Lucjan Brychczy, Dariusz Mioduski, Andrzej Strejlau, Janusz Dorosiewicz, Stefan Białas, Dariusz Dziekanowski, Andrzej Halicki, Andrzej „Bosman” Piórkowski i niżej podpisany. Ogłaszając rozpoczęcie obchodów zadajemy sobie pytanie: co nam pozostało po Kazimierzu Deynie? Odpowiedź jest bardzo prosta. Przede wszystkim legenda, ale także to, że jest dziś najbardziej rozpoznawalną Ikoną Legii. Niektórzy nie znają całej jego historii, ale wszyscy reagują na jego nazwisko. To jest właśnie istota legendy piłkarza XX-wieku w Polsce.

Oficjalne obchody „Roku Deyny” już się rozpoczęły. Hashtag #RokDeyny funkcjonować będzie przez cały rok 2019, aż do ostatniego meczu rozgrywanego przez warszawski klub przy Łazienkowskiej. Z okazji tego wydarzenia przygotowaliśmy także wiele aktywności, które będą mieć miejsce w trakcie najbliższych miesięcy, a o których będziemy informować na bieżąco. Gorąco zachęcamy do śledzenia mediów klubowych. W trakcie trwania „Roku Deyny” klub chce oddać należny hołd jednej z najważniejszych osób w jego 103-letniej historii.
Autor
Wiktor Bołba