Rosołek: Byłem buntownikiem (cz. I) - Legia Warszawa
Plus500
Rosołek: Byłem buntownikiem (cz. I)

Rosołek: Byłem buntownikiem (cz. I)

Z Maciejem Rosołkiem rozmawialiśmy o jego mentalnej przemianie, błyskawicznie rosnącym zainteresowaniu mediów i... o wstydliwych scenach płaczu.

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Janusz Partyka

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Janusz Partyka

Legia.com: Łatka ‘jokera” już się od Ciebie nie odklei. Najpierw zwycięski gol w debiucie z Lechem po około dwóch minutach na boisku. Później ważne trafienie z ŁKS-em po siedmiu minutach od wejścia. Dla kibiców już zawsze będziesz jokerem. Taka rola Ci pasuje?

Maciej Rosołek: - W moim wieku i przy obecnej sytuacji kadrowej jest to dobra rola. Jeszcze kilka miesięcy temu brałbym taką w ciemno i się nie zastanawiał. Nie mam z tym problemu. Do każdego meczu jestem tak samo przygotowany, kiedy wchodzę z ławki chcę pomóc drużynie. Rola jokera nie jest też dla mnie obca. W przeszłości pełniłem podobną funkcję, a w drużynach trenera Kobiereckiego nawet mówiono na mnie „joker”. Historia zatoczyła koło, bo w rezerwach też wchodziłem w końcówce spotkań i w pierwszych meczach trafiałem do siatki kilka minut po wejściu na murawę.

 

- Kilkanaście dni temu pierwszy raz zagrałeś od początku spotkania i nie był to dla Ciebie łatwy mecz. Trudniej zacząć od pierwszej minuty czy wejść z ławki w końcówce i odmienić losy meczu?

 - Wolę zacząć mecz od początku. Mówi się, że wejście z ławki jest łatwiejsze, bo rywal jest zmęczony i łatwiej zrobić różnicę. Nie zgodzę się z tym. Zawodnicy grający od pierwszej minuty są już w pewnym rytmie meczowym i zawodnikowi wprowadzonemu z ławki trudniej jest przystosować do warunków spotkania. Mecz z Rakowem był wymagający i specyficzny, biorąc pod uwagę naszą dyspozycję w tym sezonie. Trudno było nam cokolwiek ugrać z przodu, bo rywale nie pozostawiali wiele miejsca. Patrząc przez pryzmat moich doświadczeń z gry w pierwszej drużynie, paradoksalnie trudniej było mi zacząć spotkanie od pierwszej minuty.

Zdjęcie

- Większą presję odczuwałem podczas meczu z Lechem. Był to debiut, w chwili wejścia na murawę wynik nie był korzystny. Do tego otoczka spotkania była wyjątkowa.

- Kiedy czułeś większą presję? Gdy trener dał Ci zadebiutować w meczu z Lechem, gdy te oczekiwania nie były jeszcze tak duże, czy kiedy postawił na Ciebie od początku, co było sygnałem, że ma już wobec Ciebie pewne wymagania?

- Większą presję odczuwałem podczas meczu z Lechem. Był to debiut, w chwili wejścia na murawę wynik nie był korzystny. Do tego otoczka spotkania była wyjątkowa. Tamtego dnia towarzyszyły mi zdecydowanie większe emocje niż w Bełchatowie. Każdy kolejny mecz po Lechu był dla mnie łatwiejszy. Nawet jeśli rosły oczekiwania wobec mnie, to wzrastała też moja pewność siebie.

 

- Po Twoim debiucie z Lechem Poznań Telewizja Polska opublikowała materiał złożony z archiwalnych nagrań, na których pokazane są Twoje akcje z pewnego turnieju z dzieciństwa. Widziałeś ten film?

- Tak, oglądałem, oczywiście (śmiech). Widziałem to nawet dużo wcześniej, bo cały film ukazał się kilka lat temu. Zapomniałem o tym nagraniu, dopiero mama i koledzy mi o nim przypomnieli, gdy zaczęli rozsyłać go po meczu z Lechem. Obejrzałem i odświeżyły mi się stare czasy. Muszę też jednak przyznać, że zrobiło mi się głupio, gdy zobaczyłem obrazki, na których płaczę po meczach. Miło wrócić do przeszłości.

 

- Widać w tym filmie, że już kilka lat temu Twoja postawa wzbudzała zainteresowanie mediów. Jesteś tam jednym z głównych bohaterów.

- Nie pamiętam jak nazywały się te zawody, podczas których nagrywano ten film. Prawdopodobnie był to jeden z cyklicznych turniejów Donalda Tuska. Telewizja Polska wybierała sobie jedną drużynę, z którą była podczas turnieju. Nagrywano każdy nasz krok. Mówiąc nieskromnie, byłem bardziej wyróżniającą się postacią drużyny i może dlatego dziennikarze się na mnie skupili. Nie ukrywam, od dziecka zawsze chciałem wygrywać. Z co drugiego turnieju przywoziłem statuetki i medale, dlatego porażki były dla mnie bardzo rozczarowujące.

Zdjęcie

- Duży wpływ na moje zachowanie miał trwający trzy lata pobyt w bursie salezjańskiej. Miałem trudny początek. Po tygodniu chcieli mnie już odesłać do domu, bo nie mogłem dogadać się z wychowawcami (śmiech).

- Jak na błyskawiczną sławę zareagowali koledzy w szatni?

- W szatni nie zrobiło to większego wrażenia. Każdy nasz zawodnik jest oswojony z pewnego rodzaju popularnością. Choć muszę przyznać, że na początku trochę żartów się pojawiło. Nie była to jednak dla mnie nadzwyczajna zmiana. Koledzy z drużyny od początku dobrze mnie traktowali i to się nie zmieniło.

 

- Jako młody zawodnik byłeś bardzo nerwowy, impulsywnie reagowałeś na boiskowe wydarzenia. Tymczasem obecnie sprawiasz wrażenie oazy spokoju. Skąd tak duża przemiana w tak młodym wieku.

- Duży wpływ na moje zachowanie miał trwający trzy lata pobyt w bursie salezjańskiej. Miałem trudny początek. Po tygodniu chcieli mnie już odesłać do domu, bo nie mogłem dogadać się z wychowawcami (śmiech). Zawsze mieszkałem w domu rodzinnym z rodzicami, można powiedzieć, że byłem trochę rozpieszczony i kontakt z pewnymi regułami panującymi w bursie był dla mnie trudny. Nieco się buntowałem. Z czasem zrozumiałem, że do niczego to nie doprowadzi i się zmieniłem. Punktem przełomowym było też dzielenie pokoju z Konradem Matuszewskim, który przebywa obecnie na wypożyczeniu w Wigrach Suwałki. Konrad od zawsze był spokojny, ułożony. W szkole miał świetne wyniki, zawsze skrupulatnie odrabiał lekcje, bardzo przykładał się do nauki. Jego średnia nie spadała poniżej 5,0. Przyzwyczaiłem się do jego trybu życia, zacząłem go naśladować.

 

- Pochodzisz z Siedlec, miasta kibicującego Legii. Wychowałeś się wśród legionistów?

- Trudno powiedzieć, bo w dzieciństwie głównie rozmawialiśmy o Realu Madryt czy Barcelonie. Jednak to prawda, że Siedlce są miastem legijnym, nie znam stamtąd osoby, która kibicowałaby innej polskiej drużynie. Śmiało mogę powiedzieć, że wychowałem się w środowisku kibiców Legii Warszawa.

 

- Podobno już od najmłodszych lat nosiłeś plecak z herbem Legii.

- Mama kupowała mi wiele takich akcesoriów. Jeśli nie plecak, to piórnik, albo nawet ołówek czy gumkę do ścierania. Zawsze miałem przy sobie mały przedmiot z naszym herbem.

Zdjęcie

- Trener Akademii Rafał Gębarski powiedział mi kiedyś podczas meczu, że „mam na boisku zachowywać się jak Ibrahimović”. Chodzi tu o charakter, przekonanie o własnych umiejętnościach. To rzeczywiście działało.

- Siedlce są silnie związane z Legią również przez osobę Artura Boruca, który pochodzi z tego miasta. Od początku przygody z piłką miałeś zatem lokalny wzór do naśladowania. Korzystałeś z tego?

- Miałem świadomość, że Artur pochodzi z Siedlec i doszedł na bardzo wysoki poziom. Nie skupiałem się jednak, by go naśladować. Chciałem iść swoją drogą, dążyć do postawionych celów na swój sposób. Nie chciałem obierać kierunku innej osoby. Artur doszedł w piłce bardzo daleko, ale ja chciałbym osiągnąć jeszcze więcej.

 

- Podobno Twoim idolem jest Zlatan Ibrahimović. Co najbardziej imponuje Ci w jego grze?

- Ibrahimović od zawsze imponuje mi pewnością siebie. Umiejętnościami zazwyczaj przewyższał przeciwników, ale bardzo pomagała mu w tym pewnego rodzaju nonszalancja na boisku. Można nawet powiedzieć, że w pozytywnym znaczeniu miał bezczelną osobowość. Trener Akademii Rafał Gębarski powiedział mi kiedyś podczas meczu, że „mam na boisku zachowywać się jak Ibrahimović”. Chodzi tu o charakter, przekonanie o własnych umiejętnościach. To rzeczywiście działało. Kiedy zachowywałem się w taki sposób, grałem swoje najlepsze mecze. Trudno dokładnie określić w czym mi to pomagało, ale odczuwałem różnicę. Napędzało mnie to i dzięki temu mogłem wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii.

 

- Obecnie też masz kogo podpatrywać. Który zawodnik z aktualnej kadry Legii robi największe wrażenie?

- Staram się podpatrywać każdego po trochu. Kiedy trafiłem do pierwszej drużyny, przyglądałem się uważnie grze Jarosława Niezgody. Jego zachowanie w polu karnym i wykończenie akcji mnie urzekło. Jarek wykorzystywał większość sytuacji, w których się znajdował. Dla napastnika jest to najważniejsze. Po odejściu Jarka rolę tę bardzo sprawnie przejął Jose Kante. Jose udowadnia, że ma to samo co Jarek. Występuję też na skrzydle, dlatego podpatruję również Arvydasa Novikovasa, którego sposób gry bardzo mi się podoba.

Druga część wywiadu ukaże się w sobotę. Maciej Rosołek opowie w niej m.in. o pobycie w Akademii Legii Warszawa, zdradzi sekret Michała Karbownika i przytoczy historię tajemniczego zdjęcia. Zapraszamy.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Przemysław Gołaszewski

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.