Steve Kapuadi: O tym, że chcę grać dla Legii, wiedziałem zanim zaczęły się jakiekolwiek rozmowy
Steve Kapuadi był łączony z Legią przez długie tygodnie i ostatecznie dopiął swego i trafił do Warszawy. W rozmowie z Legia.com opowiedział nie tylko o swojej perspektywie na tę transferową sagę, ale też odkrył wiele kart z życia prywatnego i zdradził, dlaczego jego kariera powiązana jest z… Jakubem Kiwiorem.
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jakub Wydra
- Udostępnij
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jakub Wydra
Steve Kapuadi był łączony z Legią przez długie tygodnie i ostatecznie dopiął swego i trafił do Warszawy. W rozmowie z Legia.com opowiedział nie tylko o swojej perspektywie na tę transferową sagę, ale też odkrył wiele kart z życia prywatnego i zdradził, dlaczego jego kariera powiązana jest z… Jakubem Kiwiorem.
Legia.com: - Jesteś właściwą osobą, która może doradzić jak sobie radzić w nadchodzącym okresie bez meczów piłkarskich. Słyszałem, że oglądasz piłkę nałogowo i nie rozstajesz się z telefonem, gdzie co chwilę sprawdzasz wyniki.
Steve Kapuadi: - Tak, zawsze mam przy sobie telefon i śledzę, co się dzieje w piłce nożnej. Na bieżąco oglądam gole i skróty meczów z całego świata. Kocham futbol, to moja pasja i styl życia. Nie da się tego ukryć.
- Piłkarze często unikają kontaktu z piłką w wolnym czasie, bo mają jej przesyt.
- Ja bym tak nie potrafił. Żyję piłką od najmłodszych lat, od rana do nocy. Zawsze mnie to interesowało i nic się nie zmieniło do tej pory. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że są tacy zawodnicy, którzy nie śledzą piłki w aż takim stopniu. Czasem nie oglądają nawet meczów, bo chcą odpocząć od swojej pracy. To się zdarza w tym środowisku, co więcej mam nawet kolegów, którzy są profesjonalnymi piłkarzami i w taki sposób do tego podchodzą.
- To zawodnicy z naszej szatni?
- Nie, w naszym zespole wszyscy interesują się piłką. Wszyscy śledzą, co się dzieje w tym świecie.
- Jednak Twoim marzeniem nie zawsze było to, by zostać piłkarzem. Marzyłeś, o zostaniu stewardem w liniach lotniczych.
- Zawsze byłem ciekawy świata, chciałem podróżować po całym świecie, a to wydawało mi się najłatwiejszym sposobem, by prowadzić takie życie. Ekscytowała mnie myśl, że wykonując swoją pracę, z dnia na dzień możesz zmieniać miejsca na całym świecie. Wydawało mi się to wizją idealnego życia. Moja droga okazała się jednak inna. Odwiedziłem około dwudziestu państw. Wiadomo, że nasze życie jest podporządkowane rozgrywkom i czasu wolnego na prywatne podróże nie ma za dużo, ale mam to szczęście, że jako piłkarz też mogę podróżować i poznawać świat.
- Wiem od twojej dziewczyny, że ta miłość do podróżowania zaowocowała pewną wiedza - podobno znasz stolice wszystkich państw na świecie. Nie chcę ci tu robić testu, ale to dość niecodzienne… hmm hobby.
- Hahaha. Co ciekawe nie byłem w szkole jakimś wybitnym uczniem, byłem raczej przeciętny. Pamiętam jednak, że w dzieciństwie bardzo często grałem na komputerze w quiz, który polegał na dopasowaniu stolic do państw, krajów do miejsc na mapie itp. Lubiłem takie geograficzne łamigłówki. Dzięki temu zapamiętywałem takie rzeczy.
- Zawsze byłem ciekawy świata, chciałem podróżować po całym świecie, dlatego jako dziecko marzyłem, by zostać stewardem w liniach lotniczych, bo wydawało mi się to najłatwiejszym sposobem, by prowadzić takie życie. Ekscytowała mnie myśl, że wykonując swoją pracę, z dnia na dzień możesz zmieniać miejsca na całym świecie.
- Skoro jesteśmy przy temacie podróży - urodziłeś się we Francji, ale twoje korzenie sięgają Demokratycznej Republiki Konga.
- Tak, pochodzę z rodziny wielokulturowej. Moja babcia ze strony mamy jest Europejką, natomiast dziadek pochodzi z Afryki. Jestem przywiązany do Demokratycznej Republiki Konga. Pierwszy raz byłem tam trzy lata temu i myślę o kolejnych wizytach najszybciej jak to możliwe. Cały czas mieszka tam wielu członków mojej rodziny - prababcia, wujkowie, mam tam wielu bliskich.
- Jakie były twoje odczucia po pierwszej wizycie?
- To kraj znajdujący się w bardzo skomplikowanej sytuacji. Toczy się tam wojna, co czuć w niektórych regionach, szczególnie na wschodzie. To dla mnie bardzo istotne, aby pielęgnować przywiązanie do Demokratycznej Republiki Konga. Moje pochodzenie jest częścią mojej osobowości. Pierwsza wizyta w tym kraju trwała dwa tygodnie i czułem, że to zdecydowanie zbyt krótko. Prawdopodobnie latem ponownie tam polecę. Chcę reprezentować ten kraj. Wiele osób może stwierdzić, że to wybór podyktowany tym, że dostanie się do drużyny narodowej Francji jest zbyt trudne. Ale ja do tego tak nie podchodzę. To wybór serca. Odkąd zacząłem na poważnie grać w piłkę, poczułem, że reprezentowanie Demokratycznej Republiki Konga to coś, czego chcę w swoim życiu.
- Jednak urodziłeś się i wychowałeś nieopodal Paryża. Jak wspominasz ten czas?
- Nie zawsze było łatwo. Moi rodzice żyli w separacji. Od dziecka wychowywałem się głównie przy mamie, mam też bardzo bliskie relacje z babcią, która bardzo jej pomagała w moim wychowaniu. Z tych lat mam same dobre wspomnienia. Cieszyłem się dzieciństwem, miałem wielu kolegów, z którymi spędzałem czas. To były bardzo dobre chwile.
- Twoja przygoda z piłką we Francji nie trwała zbyt długo. Zacząłeś grać w juniorskich drużynach Le Mans i Angers, ale szybko trafiłeś do Belgii.
- Miałem poczucie, że jeśli zostanę we Francji stracę szansę, by zrobić kolejny krok. W tamtym czasie mój tata przeniósł się do Belgii. Byłem z nim w kontakcie i postanowiłem, że przeniosę się do Belgii. Ryzykowałem, to było dla mnie coś nowego. Jako Francuz poza moim krajem czułem, że jestem inaczej postrzegany. Były lepsze i gorsze chwile, ale z perspektywy czasu oceniam ten okres pozytywnie.
- Widziałem twoje zdjęcie w koszulce PSG. To klub, o którym zawsze marzyłeś?
- Paris Saint Germain to pierwsza drużyna, której kibicowałem. Myślę, że moja sympatia do nich pojawiła się około 2008 roku, kiedy zaczynałem grać w piłkę. Ale nie był to mój klub z marzeń. Miałem inny.
- Zdradzisz jaki?
- Liverpool.
- O, a ja zawsze kibicowałem Manchesterowi United.
- To powinniśmy teraz zacząć się kłócić (śmiech). Lubię PSG, wtedy bardzo z nimi sympatyzowałem.
- Paris Saint Germain to pierwsza drużyna, której kibicowałem. Myślę, że moja sympatia do nich pojawiła się około 2008 roku, kiedy zaczynałem grać w piłkę. Ale nie był to mój klub z marzeń. Miałem inny.
- Można powiedzieć, że Paryż też dał ci pracę. Słyszałem historię o pokazie mody.
- (śmiech) Niemożliwe! To była szalona historia. Moja dziewczyna pracuje jako modelka. Miała kiedyś zlecenie w Paryżu, a ja wykorzystałem czas wolny i poleciałem z nią. Na miejscu zapytano mnie czy nie chcę dołączyć, ponieważ dobrze wyglądam i warto spróbować mnie w tej roli. No i nagle okazało się, że musiałem wyjść na wybieg na jakimś wielkim wydarzeniu w stylu Fashion Week. Myślę, że wyglądało to komicznie. Nie mam postury typowego modela, który chodzi po wybiegach, jestem nieco masywniejszej budowy. Muszę przyznać, że spacerowanie po scenie nie należało do najprostszych rzeczy, jakie w życiu robiłem (śmiech). Ale bawiłem się dobrze.
- Wróćmy do piłki i Belgii. To był czas kiedy nie tylko dorastałeś jako piłkarz, ale przede wszystkim jako człowiek.
- Byłem z dala od rodziny, w innym kraju. Kiedy przybyłem do Belgii byłem zawodnikiem poniżej osiemnastego roku życia, który pochodzi z innego państwa, a przepisy były takie, że aby grać jako obcokrajowiec musiałem mieć ukończone osiemnaście lat. W Zulte Waregem nie zagrałem żadnego meczu. Tylko trenowałem i zastanawiałem się, dlaczego zdecydowałem się na te przenosiny. To było dla mnie trudne. Po roku przeniosłem się do Gent i zacząłem regularnie grać w drugim zespole. Nie było łatwo, bo wielu zawodników z pierwszej drużyny przechodziło do rezerw, by tam łapać minuty, więc konkurencja była spora. Po jakimś czasie poczułem to samo co we Francji - że muszę wykonać kolejny krok, wykorzystać inną możliwość. W Gent było mnóstwo zawodników na kontrakcie, wiedziałem że trudno będzie przebić się do pierwszej drużyny. Zdecydowałem się więc na wyjazd na Słowację.
- No właśnie, na Słowację. Dlaczego właśnie tam, to dość nieoczywisty kierunek.
- Miałem wówczas belgijskiego agenta, który miał dobre relacje z tamtejszymi klubami. Podchodziłem do tego tak, że jest to dobra okazja, by ograć się tam i iść dalej do mocniejszej ligi. Bardzo ważne było też dla mnie to, aby dostać profesjonalny kontrakt, bo do tej pory grałem w rezerwach i nie miałem podpisanej profesjonalnej umowy. Ostatecznie związałem się z AS Trencin, ponieważ przekonał mnie ten projekt oraz osoba właściciela. Był nim Tscheu La Ling, były holenderski piłkarz, który grał w Ajaksie Amsterdam i w reprezentacji Holandii. Duże wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z nim. Przyjechał do mnie i przedstawił, jaki mają pomysł na mój rozwój. Miałem wtedy 21 lat i czułem, że to kluczowy moment dla mojej kariery. Dziś młodzież w wieku 16 lat podpisuje profesjonalne kontrakty, a ja miałem 21 lat i nie wiedziałem, w którą stronę to pójdzie. Podjąłem więc decyzję, że chcę podpisać umowę z AS Trencin.
- Na Słowacji poznałeś też Pavola Stano, który mocno wpłynął na twoje dalsze losy.
- Tak. Gdyby nie ciężka codzienna praca, nie odniósłbym sukcesu w piłce, ale śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie Pavol Stano to prawdopodobnie dziś bym tu nie siedział. Co ciekawe los nas połączył jeszcze zanim z nim pierwszy raz rozmawiałem. Stano był wtedy trenerem MSK Ziliny i musiał poradzić sobie z odejściem Kuby Kiwiora do Spezii. Stano szukał z tego powodu środkowego obrońcy z wiodącą lewą nogą. Wiem, że rozmawiał z moim trenerem i chciał, abym trafił do Ziliny. Jednak ja nie grałem wtedy zbyt dużo i właściciel klubu, w którym pracował trener Stano nie zgodził się na ten transfer. Wtedy też odbyliśmy rozmowę, w której powiedział, że tym razem ten ruch się nie uda, ale kiedy trafi do innego zespołu to weźmie mnie ze sobą. Po sześciu lub siedmiu miesiącach zadzwonił ponownie i zapytał o moją sytuację. Obiecał, że zrobi wszystko, by ściągnąć mnie do Wisły Płock. I tak trafiłem do Polski.
- Trener Pavol Stano był wtedy trenerem MSK Ziliny i musiał poradzić sobie z odejściem Kuby Kiwiora do Spezii. Stano szukał z tego powodu środkowego obrońcy z wiodącą lewą nogą. Wiem, że rozmawiał z moim trenerem i chciał, abym trafił do Ziliny.
- W Płocku wyrobiłeś sobie markę. Twój ostatni sezon w Wiśle był szalony. Zaczęliście fantastycznie, byliście liderami. Jednak na koniec spadliście do pierwszej ligi, a ty zostałeś odsunięty od pierwszego zespołu, ponieważ pojawiły się plotki, że chcesz trafić do Legii. Musiałeś trenować indywidualnie.
- To był trudny czas, ale nie obwiniam Wisły Płock. Zdecydowałem, że chcę odejść i odsunięcie od składu było tego konsekwencją. Sytuacja była taka, że będąc w drużynie, która spadnie z ligi, wiedziałem że największy klub w Polsce interesuje się moją osobą. Chciałem tu trafić i jestem zadowolony z moich decyzji.
- Kiedy poczułeś, że chcesz grać dla Legii?
- Zanim jeszcze zaczęły się jakiekolwiek rozmowy z Legią. Przyjechaliśmy na mecz ligowy na Łazienkowską i byłem zachwycony. Stadion nie był zapełniony do ostatniego miejsca, a i tak atmosfera była fantastyczna. Przegraliśmy, ale zagrałem dobry mecz. W mojej głowie pojawiła się myśl, że chciałbym grać tu co dwa tygodnie.
- Były też plotki, że możesz trafić do Włoch, do Wenecji.
- Postawiłem sprawę jasno, że chcę podpisać kontrakt z Legią. Nie znałem zbyt wielu szczegółów, ale prezydent Wisły Płock powiedział mi, że oferta z Włoch jest dla nich korzystniejsza. Ale ja podjąłem już decyzję. Odbyliśmy kilka długich rozmów. Był to trudny moment, bo mieliśmy różne koncepcje. Ja chciałem podążać drogą, która moim zdaniem była najlepsza. Klub chciał jak najwięcej zarobić i sprzedać za granicę. Skończyło się tak, że zostałem piłkarzem Legii i byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
- Jacek Zieliński przyznał, że bardzo zależało mu na tym transferze.
- Rozmawiałem z nim kilka razy i pamiętam, że po pierwszej rozmowie sprawdzałem w internecie jego karierę. Wtedy dowiedziałem się, że był bardzo dobrym, utytułowanym obrońcą. Jego oceny mają więc dla mnie dodatkowe znaczenie. Od początku miałem z nim dobre relacje, tak jak z Radosławem Mozyrką.
- Warszawa nie była dla Ciebie nowym miejscem. Często odwiedzałeś stolicę, gdy grałeś w Płocku.
- Tak, do Warszawy jest blisko z Płocka, więc z tego korzystałem. U Was spędziłem też ostatniego sylwestra. Bardzo lubię to miasto.
- Szybko odnalazłeś się w nowym otoczeniu, nawet mimo zaległości spowodowanych brakiem treningów w Płocku.
- Przede wszystkim byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak to wszystko wygląda w Legii od środka. Z zewnątrz czasem trudno ocenić. Kiedy nie byłem jeszcze zawodnikiem Legii, wydawało mi się, że zawodnicy tego klubu bywają aroganccy, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zostałem fantastycznie powitany i przyjęty przez drużynę, wszyscy cieszyli się, że ta saga dobiegła końca i trafiłem do Legii. Ja też w końcu mogłem skupić się na graniu w piłkę. Okoliczności sprawiły, że z powodów kontuzji musiałem zagrać wcześniej niż zakładano - zadebiutowałem w meczu z Widzewem. Teoretycznie nie byłem jeszcze w stu procentach gotowy, ale tego wymagała sytuacja. Jednak zdałem ten test.
- Trener Kosta Runjaić często rotował trójką defensorów, ale można odnieść wrażenie, że ty zadomowiłeś się w tej formacji i jesteś dla trenera istotnym zawodnikiem.
- Trzeba o to zapytać trenera. Jednak to prawda, że gram coraz więcej. Trener pomógł mi szybko zrozumieć, czego ode mnie oczekuje i jak ma grać nasza drużyna. Przewidział dla mnie nieco inną rolę niż ta, którą pełniłem w Wiśle. Tam grałem głównie na środku obrony, w Legii częściej występuję bliżej lewej strony. To z pozoru bardzo podobne pozycje, ale gra się całkiem inaczej, ponieważ zawodnik musi wykonywać inne ruchy, kryć inne strefy boiska. Coraz lepiej czuję się w tej roli i w tym momencie powiedziałbym, że pozycja, na której występuję w Legii jest moją docelową.
- Jakie są Twoje wrażenia z pierwszych miesięcy w Legii?
- Szczerze mówiąc, nie jestem jakoś bardzo zaskoczony, bo wyobrażałem sobie Legię jako wielki klub i przekonałem się, że tak właśnie jest. Nie chodzi tylko o aspekt sportowy, ale też choćby o otoczkę medialną, pracę z Wami. Wszystko jest tu na najwyższym poziomie, ale tego oczekiwałem. Czuję, że jestem w wielkim klubie.
- W twojej grze można zauważyć spokój, ale też takim człowiekiem jesteś poza boiskiem. Radek Cielemęcki opowiedział mi, że gdy wspólnie graliście w Wiśle Płock, mieszkaliście w jednym bloku. Kiedy on wyjeżdżał z garażu na zbiórkę do klubu, ty dopiero wychodziłeś na spacer z psem. Nigdy nie czułeś presji czasu.
- To prawda (śmiech). Jestem spokojny na boisku i poza nim. Staram się nie denerwować bez powodu i nie stresować. Dzięki temu żyje się lepiej.
- Przede wszystkim byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak to wszystko wygląda w Legii od środka. Z zewnątrz czasem trudno ocenić. Kiedy nie byłem jeszcze zawodnikiem Legii, wydawało mi się, że zawodnicy tego klubu bywają aroganccy, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zostałem fantastycznie powitany i przyjęty przez drużynę, wszyscy cieszyli się, że ta saga dobiegła końca i trafiłem do Legii.
- Kiedy rozmawiamy jesteśmy tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Awans z grupy Ligi Konferencji Europy UEFA to najlepszy świąteczny prezent?
- Na pewno, ale chciałbym dostać jeszcze jeden prezent za pół roku - wygrać mistrzostwo Polski. Byłoby to coś wyjątkowego. Ten tytuł oznacza dla wszystkich bardzo dużo i byłby podsumowaniem pewnej drogi, którą przeszliśmy. W Legii zawsze trzeba mierzyć w tytuł.
- Lubisz ogólnie ten czas w roku - zakupowe szaleństwo, szukanie prezentów. Słyszałem od twojej dziewczyny, że nienawidzisz zakupów i gdy robicie je razem odliczasz jej czas do wyjścia ze sklepu.
- Samemu jeszcze lubię, ale jak idę z kimś to zawsze się niecierpliwię. Wiesz jak to wygląda - idziecie po jakąś konkretną rzecz, zakupy mają trwać maksymalnie godzinę, a wracacie po trzech godzinach z innymi zbędnymi rzeczami. Nienawidzę czegoś takiego.
- Co byś chciał znaleźć pod choinką w tym roku? Pewnie perfumy, bo słyszałem, że je kolekcjonujesz.
- Tak, jeszcze znajdzie się miejsce na półce na nowy flakon (śmiech). Trudno mi powiedzieć, mam wszystko, co mi potrzebne do życia z rzeczy materialnych, więc niech to będzie zdrowie i czas, aby trochę odetchnąć.
- Gdzie będziesz odpoczywał w tym roku?
- Lecimy z dziewczyną na Gwadelupę na Święta i Nowy Rok. Na pewno trochę odpoczniemy i wyczyścimy głowy.
- Czego życzyć ci na Nowy Rok?
- Przede wszystkim zdrowia, to dla mnie najważniejsze, bo mając zdrowie możesz wszystko. Chciałbym, aby omijały mnie kontuzje i abyśmy w maju cieszyli się z mistrzostwa Polski.
Autor
Przemysław Gołaszewski