Tomasz Kiełbowicz i Piotr Włodarczyk: Mecze Legii z Widzewem elektryzowały całą Polskę - Legia Warszawa
Plus500
Tomasz Kiełbowicz i Piotr Włodarczyk: Mecze Legii z Widzewem elektryzowały całą Polskę

Tomasz Kiełbowicz i Piotr Włodarczyk: Mecze Legii z Widzewem elektryzowały całą Polskę

Polski klasyk, mecz elektryzujący całą Polskę, piłkarskie święto w naszym kraju. Tak przez wiele lat określano rywalizację Legii z Widzewem Łódź. W najbliższy piątek oba zespoły spotkają się na Łazienkowskiej, aby rozegrać kolejne, ligowe starcie. Przed rozpoczęciem meczu porozmawialiśmy z byłymi zawodnikami Legii i Widzewa - Tomaszem Kiełbowiczem i Piotrem Włodarczykiem, który opowiedzieli kilka ciekawostek dotyczących tych spotkań. Sami sprawdźcie, czego się dowiedzieliśmy!

Autor: Mateusz Okraszewski, Janusz Partyka

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Włodzimierz Sierakowski, Adam Polak/Archiwum Legii

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski, Janusz Partyka

Fot. Janusz Partyka, Mateusz Kostrzewa, Jacek Prondzynski, Włodzimierz Sierakowski, Adam Polak/Archiwum Legii

Polski klasyk, mecz elektryzujący całą Polskę, piłkarskie święto w naszym kraju. Tak przez wiele lat określano rywalizację Legii z Widzewem Łódź. W najbliższy piątek oba zespoły spotkają się na Łazienkowskiej, aby rozegrać kolejne, ligowe starcie. Przed rozpoczęciem meczu porozmawialiśmy z byłymi zawodnikami Legii i Widzewa - Tomaszem Kiełbowiczem i Piotrem Włodarczykiem, który opowiedzieli kilka ciekawostek dotyczących tych spotkań. Sami sprawdźcie, czego się dowiedzieliśmy!

 

- W Warszawie czeka nas absolutny klasyk. Jak ze swojej strony wspominacie rywalizację z zespołem z Łodzi na przestrzeni lat. 
Tomasz Kiełbowicz:
- To były mecze, które tak naprawdę elektryzowały całą piłkarską Polską. Ja przez pół roku byłem także piłkarzem Widzewa i wiem, jak to wtedy wyglądało. Wcześniej, gdy grałem w Rakowie, to czekałem na mecze Legii z Widzewem. W obu zespołach było wielu reprezentantów Polski, wiele świetnych nazwisk. Szczególnie w latach 90. tych te zespoły grały o najwyższe cele. W XXI wieku, gdy byłem piłkarzem Legii, to Widzew trochę balansował pomiędzy Ekstraklasą i 1. Ligą. Tę rywalizację można nazwać klasykiem. Przełożyła się ona również na dzisiejsze czasy. Dlatego te mecze tak elektryzują. 
Piotr Włodarczyk: - Legia jest takim klubem, który brał udział w każdym klasyku. Inne zespoły miały etapy. Kiedyś był Górnik, później Widzew, następnie Lech. W tych klasykach Legia uczestniczy zawsze, a drugi zespół często można powiedzieć „doskakuje”. Takie mecze po prostu zostają w pamięci. Czuć całą otoczkę nie tylko przed pierwszym gwizdkiem, ale na dobre kilka dni przed samym spotkaniem.

Zdjęcie

- Czułeś na kilka dobrych dni wcześniej, że niedługo rozpocznie się piłkarskie święto. Wychodziłeś z tunelu, widziałeś pełny stadion. To nie zawsze się zdarzało. Gdy grałeś z zespołami z dolnych rejonów tabeli, taka sytuacja nie zawsze miała miejsce. Spotkania z Widzewem zawsze były o coś. Obok nich nie dało się przejść bezuczuciowo. 

- W swojej karierze występowaliście również w Widzewie. Jak te spotkania wyglądały przez pryzmat zawodników zespołu z Łodzi, ale także kibiców i trenerów?
Piotr Włodarczyk: - Gdy grałem w innym klubie niż Legia to pamiętam różne sytuacje. Przed rozpoczęciem sezonu czekało się na opublikowanie terminarza i szukało się, kiedy ten mecz z Legią nastąpi. Legia od zawsze miała w sobie coś takiego. Obok takich spotkań po prostu nie przechodzisz obojętnie. Legia determinuje bardzo wiele – większy ruch przy kasach, większą liczbę kibiców na stadionie, więcej sprzedanych biletów. Gdy Legia gra na wyjeździe, to przeważnie kluby osiągają rekordy frekwencyjne. Jedziesz na mecz ze średnim przeciwnikiem i widzisz pustki na trybunach. Grasz z Legią, a stadion wypełniony jest po brzegi. 
Tomasz Kiełbowicz: - Gdzie Legia nie pojedzie, tam zawsze rośnie frekwencja. Ta tendencja się stale utrzymuje. Zgadzam się z tym, co powiedział Piotrek. Gdy byłem piłkarzem Widzewa czuło się, że mecze z Legią są czymś specjalnym. Otoczka była zupełnie inna niż w przypadku pozostałych spotkań. Napięcie, emocje, wyczekiwanie tego spotkania – tak bym skomentował to, jak w Łodzi szykowano się na tę rywalizację. 

 

- A w odwrotną stronę. Jak to wyglądało, gdy byliście piłkarzami Legii? Piłkarski klasyk, czy raczej mecz jeden z wielu do rozegrania?
Piotr Włodarczyk: - To wszystko zależało od miejsca w tabeli i aktualnej wtedy klasie rywala. W XXI wieku – tak jak wspomniał Tomek – Widzew balansował między Ekstraklasą i 1. Ligą. Dla kibiców te mecze zawsze były wielkim wydarzeniem. Dla nas piłkarzy, gdy wiedziałeś, że w perspektywie czasu masz mecze z zespołami z czołówki, to te spotkania były meczami, które po prostu musisz wygrać. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z bogatej historii tych rywalizacji, jednak na początku XXI wieku te zespoły miały trochę inne priorytety. Pamiętajmy – piłkarz gra po to, aby zdobywać trofea, ale zawsze fajnie jest grać na wielkich stadionach, przy komplecie publiczności. Grasz nie tylko dla siebie, ale też dla kibiców. 
Tomasz Kiełbowicz: - Sytuacja była podobna. Czułeś na kilka dobrych dni wcześniej, że niedługo rozpocznie się piłkarskie święto. Wychodziłeś z tunelu, widziałeś pełny stadion. To nie zawsze się zdarzało. Gdy grałeś z zespołami z dolnych rejonów tabeli, taka sytuacja nie zawsze miała miejsce. Spotkania z Widzewem zawsze były o coś. Obok nich nie dało się przejść bezuczuciowo. 
Piotr Włodarczyk: - Czułeś przed pierwszym gwizdkiem, że tego dnia będzie się działo. Piłkarze lubią czuć, że będzie gorąco. To nakręca Cię do działania i motywuje. 

Zdjęcie

Gdy słyszysz o meczu Legia – Widzew, to od razu masz przed oczami tę oprawę - "Witamy w Piekle". Była wyjątkowa. Jak ją zobaczyliśmy wiedzieliśmy, że będzie gorąco na boisku i na trybunach.

- Ta atmosfera dla was piłkarzy odznaczała się w jakiś specjalny sposób? Inny rodzaj treningów, dodatkowa motywacja na takie spotkania?
Tomasz Kiełbowicz: - Przygotowania były podobne, ale w takich momentach dużo rozmawialiśmy. Wiedzieliśmy, że będzie gorąca atmosfera…
Piotr Włodarczyk: - Przed takimi spotkaniami czasami trzeba było nawet trochę ostudzać zapały. Każdy wiedział, co tu będzie. Trener musiał przygotować drużynę wyłącznie pod kątem taktycznym. Adrenalina sama robiła robotę. My czekaliśmy na takie spotkania. 

 

- Wspomnieliście o atmosferze. W tych meczach zawsze było gorąco, a my nie możemy nie wspomnieć o słynnym spotkaniu z 2002 roku i oprawie „Witamy w Piekle”.
Tomasz Kiełbowicz: - Gdy słyszysz o meczu Legia – Widzew, to od razu masz przed oczami tę oprawę. Była wyjątkowa. Jak ją zobaczyliśmy wiedzieliśmy, że będzie gorąco na boisku i na trybunach.
Piotr Włodarczyk: - Takimi meczami żyją przede wszystkim kibice. Przygotowania bardzo często nie trwają tydzień, tylko znacznie więcej. Potem ty wychodzisz na boisko i oglądasz to wszystko z perspektywy piłkarza. Dla mnie to zawsze było niesamowite. Wszystkie oprawy Legii robiły olbrzymie wrażenie, nie inaczej było w przypadku „Witamy w Piekle”.

 

- Pojawiają się dwa głosy. Jedni mówią, że nie skupiają się na tym, co na trybunach, a inni słuchają i widzą dopingujących kibiców. Jak to wyglądało z waszej perspektywy? 
Piotr Włodarczyk: - Często te oprawy przed pierwszym gwizdkiem sędziego były bardziej zapamiętywane przez piłkarzy. Masz chwilę, żeby stanąć, popatrzeć, pomyślę co tym wszystkim. Faktycznie w czasie meczu nie wszystkie bodźce są odbierane przez zawodników. Z mojej perspektywy takie rzeczy były dodatkową motywacją. Ja lubiłem patrzeć na oprawy, choreografie, czy po prostu dopingujących kibiców. Wracałeś do domu i myślałeś sobie, jaką fantastyczną robotę zrobili twoi kibice. To oni poprowadzili Cię do zwycięstwa. Oczywiście mam na myśli doping, a nie przerywanie meczów z powodu np. rzucanych przez kibiców na boisko butelek. Takie zachowanie bardzo często dekoncentrują i wybijają z rytmu piłkarzy. 

Zdjęcie

- W szatni zapanowała cisza. Było słychać przelatującą mówić. Co tu było dużo mówić. W pięć minut straciłeś szansę na mistrzostwo. Ciężko byłoby to nawet wyreżyserować.

- Czasami spotkania są przerywane nie tylko przez kibiców, ale także przez sędziów. Piotrek, przeniesiemy się do 1997 roku. Siedziałeś wtedy na ławce. Co tam się po prostu stało?
Piotr Włodarczyk: - W tym meczu była jedna sytuacja, którą dobrze pamiętam. Było 2:0. Mieliśmy świetną sytuację na 3:0, ale Marcin Mięciel trafił w słupek. Sam końcówka spotkania, trener zdecydował się na zmiany. Zeszło dwóch napastników. Cała linia Widzewa przesunęła się do przodu i zaczęła grać na chaos. My cofnęliśmy się we własne pole karne. Straciliśmy jedną bramkę, pojawiła się panika. Szybko dostaliśmy drugiego gola, który eliminował nas z walki o mistrzostwo. Widzew do momentu przeprowadzenia tych zmian nie miał żadnych sytuacji. Jeszcze wcześniej kontuzji doznał sędzia. Gra została wstrzymana na jakieś 10 minut. Do tej pory nie wiem, jak to się mogło stać. 

 

- Co po takim meczu dzieje się w szatni?
Piotr Włodarczyk: - W szatni zapanowała cisza. Było słychać przelatującą mówić. Co tu było dużo mówić. W pięć minut straciłeś szansę na mistrzostwo. Ciężko byłoby to nawet wyreżyserować. Po pierwszej bramce byliśmy sparaliżowani, to było widać. W szatni przez półtorej godziny siedzieliśmy i nic do siebie nie mówiliśmy. Dla każdego to był ogromny szok. Nie chciałeś nawet z nikim rozmawiać. 

Zdjęcie

- Artur Boruc bardzo dobrze strzelał karne. To nie było tak, że wszedł tam z marszu. Na treningach bardzo często umieszczał piłkę w siatce. W gierkach potrafił balansem ciała wykreować sobie sytuacje. Czasami zapominaliśmy, że jest bramkarzem (śmiech).

- Wspomnijmy też o wiele lepszy dla Legii mecz z 2004 roku, w którym bramkę z rzutu karnego zdobył… Artur Boruc.
Tomasz Kiełbowicz:
- Z tego co pamiętam, Widzew miał poważne problemy organizacyjne i spadł po tym sezonie z Ekstraklasy.
Piotr Włodarczyk: - Ja właśnie zimą przyszedłem z Widzewa do Legii. Ale zostawiłem ich na bezpiecznym miejscu (śmiech).
Tomasz Kiełbowicz: - Pamiętam to spotkanie. Dominowaliśmy, prowadziliśmy 3:0 i mieliśmy rzut karny. Kibice domagali się tego, żeby Artur podszedł do karnego. Strzelił w lewy róg bramkarza, bez szans do obrony.
Piotr Włodarczyk: - Ale Artur zawsze to miał. On w różnych gierkach wyglądał bardzo dobrze. Był naprawdę dobry jeśli chodzi o technikę użytkową. 
Tomasz Kiełbowicz: - Artur bardzo dobrze strzelał karne. To nie było tak, że wszedł tam z marszu. Na treningach bardzo często umieszczał piłkę w siatce. W gierkach potrafił balansem ciała wykreować sobie sytuacje. Czasami zapominaliśmy, że jest bramkarzem (śmiech).

 

- Ta decyzja była konsultowana z trenerem, czy bardziej wynikała z decyzji Artura?
Tomasz Kiełbowicz: - Wtedy mieliśmy innego zawodnika wytyczonego do strzelania rzutów karnych, ale głos trybun zadecydował. Tak jak wspomniałem – nie było jednak tak, że do jedenastki podchodził gość, który nigdy nie strzelał karnych. My byliśmy pewni, że Artur zaraz umieści piłkę w siatce.

 

- We wrześniu 1999 roku Legia wygrała z Widzewem 2:1, a piłkarzem zespołu z Łodzi był wówczas Tomasz Kiełbowicz. Co pamiętasz z tego spotkania?
- Tomasz Kiełbowicz: - Przyjechaliśmy na Łazienkowską z Widzewem. Prowadziliśmy 1:0, ale do wyrównania doprowadził Marcin Mięciel. Ja w tym spotkaniu grałem na Sylwestra Czereszewskiego. Byłem trochę zaskoczony, ponieważ zagrał na nietypowej dla siebie pozycji prawego pomocnika. Powiedziałem sobie, że nie mogę dopuścić do sytuacji, w których będę musiał z nim walczyć w powietrzu. Sylwek już wtedy bardzo dobrze grał głową.

 

Druga połowa. Dośrodkowanie w nasze pole karne i... tak, zdobył bramkę głową, drugą dla Legii. Mecz był bardzo wyrównany. Pamiętam, że w pierwszej połowie miałem świetną sytuację, ale zamiast strzelać, zdecydowałem się na podanie. Po tym meczu podszedł do mnie doktor Machowski i powiedział, że fajnie jakbym trafił do Legii. Mimo porażki, to były bardzo miłe słowa (śmiech). 

Zdjęcie

Ja grałem w kilku klubach przeciwko Legii. Zawsze czuje się ten wydźwięk medialny. To dociera do piłkarza, tym bardziej w dobie tych wszystkich mediów społecznościowych. Mówi o tym cała piłkarska Polska.

- Leo Beenhakker kiedyś powiedział, że nieważne ile meczów Barcelona wygra w sezonie, ważny żeby u siebie wygrała z Realem. W trakcie tych rywalizacji takie prawidłowości miały miejsce?
Piotr Włodarczyk: - Ja tego aż tak nie czułem. Wiadomo było, że każdy chce ograć Legię, ale raczej nie odbywało się to kosztem czegoś innego. Zawsze mówi się – bij mistrza. Nawet teraz, gdy Legia nie jest aktualnym mistrzem Polski, to każdy chce ją pokonać.
Tomasz Kiełbowicz: - Ja grałem w kilku klubach przeciwko Legii. Zawsze czuje się ten wydźwięk medialny. To dociera do piłkarza, tym bardziej w dobie tych wszystkich mediów społecznościowych. Mówi o tym cała piłkarska Polska.

 

- Warto wspomnieć też o jeszcze jednym meczu. To pytanie do Piotrka. Po porażce z Widzewem w 1997 roku, chwilę później rozegraliście mecz o Superpuchar Polski, który wygraliście 2:1. Odkuliście się trochę za pamiętne 2:3. 
Piotr Włodarczyk: - Ten mecz doskonale pamiętam. Dzień wcześniej wesele miał Grzegorz Szamotulski. Byliśmy na nim całą drużyną, łącznie z trenerem. Niektórzy pojechali do domu trochę szybciej. Ja wcześniej wróciłem do domu, może dlatego nie zagrałem (śmiech). Bardzo chcieliśmy zrewanżować się Widzewowi i to nam się wówczas udało. Superpuchar Polski nie może równać się z mistrzostwem, ale satysfakcja z naszej strony była bardzo duża. Pięknego gola strzelił wówczas Kenneth Zeigbo. Taka klasyczna wcinka. 

 

- Wywołałeś Kennetha Zeigbo. Była to bardzo barwna postać, która zasłużyła się także w meczach  z Widzewem. Jak ty wspominasz tego piłkarza?
Piotr Włodarczyk: - On był niekonwencjonalny. Wydawało się, że dużo rzeczy ma po prostu gdzieś, ale zdecydowanie bronił się piłkarsko. Szczególnie pod względem technicznym. Pamiętam, że Kenneth na wszystko odpowiadał „spoko, spoko”. O co byś nie zapytał, na wszystko dostawałeś taką odpowiedź (śmiech). Ale tak jak mówię – przez pryzmat piłkarski był to świetny zawodnik. 

Zdjęcie

- Takich meczów jak ten z Legii i Widzewem jest coraz mniej. Coraz rzadziej mamy do czynienia z takimi rywalizacjami i na boisku i na trybunach. W piątek czeka nas piłkarskie święto.

- Pamiętacie jeszcze inne barwne postacie w spotkaniach Legii i Widzewa?
Piotr Włodarczyk: - Na pewno Grzegorz Szamotulski. Przed którymś meczem ostrzygł się tak, że z tyłu głowy widać było eLkę. To był taki piłkarz, który lubił prowokować. 
Tomasz Kiełbowicz: - Konkretnych piłkarzy może nie, ale dobrze pamiętam ten mecz z 1999 roku, gdy byłem zawodnikiem Widzewa. Obie jedenastki praktycznie w całości były złożone z zawodników, którzy przewinęli się przez Polski. Takiej sytuacji w dzisiejszych czasach już nie ma. Wtedy było to na porządku dziennym. 

 

- Jak wy, uczestnicy tej rywalizacji w przeszłości, chcielibyście zachęcić kibiców do przyjścia na stadion? 
Piotr Włodarczyk: - Takich meczów jak ten z Legii i Widzewem jest coraz mniej. Coraz rzadziej mamy do czynienia z takimi rywalizacjami i na boisku i na trybunach.
Tomasz Kiełbowicz: - Czeka nas piłkarskie święto, jestem o tym przekonany.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski, Janusz Partyka

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.