
Wspomnienia Kazimierza Górskiego (cz. 2)
W marcu tego roku przypada 100. rocznica urodzin Kazimierza Górskiego. Z tej okazji prezentujemy wspomnienia Trenera Tysiąclecia, które ukazały się ponad 20 lat temu na łamach tygodnika „Nasza Legia”. Pana Kazimierza wysłuchał wówczas dziennikarz NL, a obecnie kustosz Muzeum Legii, Wiktor Bołba. Zapraszamy na drugi odcinek naszego cyklu.
Autor: Wiktor Bołba, JP
Fot. Archiwum Autora, Rys. Wiktor Bołba, NAC
- Udostępnij
Autor: Wiktor Bołba, JP
Fot. Archiwum Autora, Rys. Wiktor Bołba, NAC
Wojna
Kiedy wybuchła wojna miałem zaledwie 18 lat i dopiero zaczynałem grać tak zwaną wielką piłkę nożną. W 1939 roku otrzymałem propozycję zmiany klubu, ale nie zdążyłem z niej już skorzystać. Sport praktycznie przestał istnieć. Nikt wtedy nie miał głowy do sportu, ludzie w związku z bandyckim najazdem hitlerowskich Niemiec na Polskę mieli inne sprawy na głowie. Wsłuchiwano się w komunikaty o zaciętych bojach od morza aż po Tatry. Wkrótce do Lwowa wkroczyły także wojska radzieckie, zakończyła się kampania wrześniowa, a rozpoczęły się długie lata okupacji.
Życie sportowe w naszym mieście zaczęło się trochę odradzać w 1940 roku W mieście dawnych polskich klubów Rosjanie utworzyli na wzór Związku Radzieckiego Spartaka, Dynamo, CSKA. Wszystko to były kluby branżowe. Spartak był klubem spółdzielczym, Dynamo - klubem NKWD, CSKA - wojskowym, a Lokomotiw - kolejowym. Ja grałem w Spartaku. Otrzymaliśmy stroje, buty piłkarskie i mieliśmy walczyć o mistrzostwo grupy okręgowej. W skład naszej drużyny wchodzili zawodnicy z różnych klubów. Nie trwało to jednak długo. W 1941 roku Lwów zajęty został przez Niemców, klub przestał istnieć, a drużyna rozpadła się. Tym razem rozbrat z piłką miał dla mnie potrwać aż do 1945.
Wojsko
Jesienią 1944 roku, kiedy ziemia lwowska ponownie znalazła się pod panowaniem Armii Czerwonej, wspólnie z kolegami zgłosiliśmy się do biura werbunkowego, by wstąpić do wojska polskiego. Ja trafiłem do 8. pułku zapasowego, który stacjonował na Majdanku koło Lublina. Mieszkaliśmy w barakach obozu koncentracyjnego. Kiedy docierało do mnie, ile ludzkich tragedii widziały ściany tych baraków, trudno było nie poddać się uczuciu przygnębienia.
W styczniu 1945 roku przeniesiono mnie do 1. pułku zapasowego. Wyruszyliśmy w stronę Warszawy. Po kilku dniach marszu dotarliśmy do zrujnowanej stolicy. Kiedy zobaczyliśmy opuszczone ulice, wypalone domy i morze ruin, z wrażeń aż ściskało nas w gardle, trudno było wydobyć z siebie choćby słowo. Zakwaterowano nas przy ulicy 29 listopada, tam gdzie dziś mieści się sala gimnastyczna Legii. Pobyt w Warszawie miał potrwać tydzień lub dwa, a następnie mieliśmy być kierowani na front lub do szkół oficerskich. Ja dostałem skierowanie do szkoły oficerskiej artylerii, jednak w przeddzień wyjazdu dostałem wysokiej gorączki i zamiast do szkoły trafiłem na izbę chorych. Tam też dowiedziałem się, że instruktor wychowania fizycznego, ppor. Neuding, usłyszawszy o mojej piłkarskiej przeszłości postanowił, że zostawi mnie na miejscu. W Warszawie organizowany miał być bowiem I Wojskowy Klub Sportowy.

Selekcjoner WKS-u
Zadanie jakie otrzymałem od ppor. Neudinga polegało na wyszukiwaniu piłkarzy wśród żołnierzy przybywających do 1. pułku zapasowego. I tak oto zostałem po raz pierwszy w mojej karierze selekcjonerem. Na czym polegała taka selekcja? Najpierw braliśmy przybyłych do pułku cywilów i pytaliśmy się, kto z nich grał wcześniej w piłkę. Oczywiście zdecydowana większość chcąc uniknąć skierowania na front odpowiadała, że występowali np. w Cracovii, Garbarnii, Wiśle, Ruchu. Wtedy braliśmy tych delikwentów, rzucało się im piłkę i obserwowało, który w ogóle potrafi ją kopnąć, a następnie zapisywało się jego nazwisko. Po obiedzie zaś szliśmy z wybranymi w pierwszej selekcji na boisko i graliśmy na dwie bramki. Ten, który rzeczywiście miał pojęcie o grze, potrafił przyjąć piłkę, podać, zrobić zwód — zostawał z nami. W ten sposób wyłowiliśmy kilku niezłych zawodników , np. lewoskrzydłowego Marca z Niwki Sosnowiec, obrońcę Grondziela i wielu innych. Tak oto powstała drużyna I Wojskowego Klubu Sportowego Warszawa.

Pierwszy mecz jako WKS rozegraliśmy z Okęciem. Odbył się on w Parku Paderewskiego, ponieważ boisko przy Łazienkowskiej nie nadawało się jeszcze do gry. Żeby dotrzeć na miejsce musieliśmy przeprawić się łodzią na drugą stronę Wisły. Niestety, przy licznej widowni przegraliśmy ten mecz 1:3. Pamiętam, że występowaliśmy już w kompletnych strojach — zielonych spodenkach i białych koszulkach. Pierwszy mecz na prawdziwym boisku, gdzie stały dwie bramki na których wisiały siatki i były wyznaczone linie boiska, rozegraliśmy 1 maja 1945 roku. Mecz ten odbył się przy Łazienkowskiej, gdy obiekt Legii został już uporządkowany, a stawiło się na nim całe nasze dowództwo. Byli to tacy ruscy Polacy, którzy zagrzewali nas do gry okrzykami: „Do boju, rebiata!”. Naszym przeciwnikiem był zespół Syreny Warszawa. Pamiętam, że kiedy zdobyliśmy bramkę, jeden z dowódców zarządził specjalną premię - po strachanie wódki dla każdego. Jednak kiedy zawodnicy Syreny wyrównali, odwołał swoją decyzję. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 3:3 i obiecana wcześniej premia trafiła w nasze ręce. C.d.n.

Na zdjęciu nr 1 Kazimierz Górski z kolegami w czasie okupacji. Górski w latach 40. grał w Spartaku Lwów (fot. nr 2). Zdjęcie nr 3 i 4 - legioniści na łódce pokonują Wisłę i podczas meczu w Parku Paderewskiego w Warszawie.
O historii Legii Warszawa przeczytacie w Księdze Stulecia, która jest teraz dostępna w niższej cenie.
Autor
Wiktor Bołba, JP