
Wszołek: Bez zdrowia nie będziesz szczęśliwy
Paweł Wszołek w rozmowie z Legia.com opowiedział o swoim postrzeganiu aktualnej walki z koronawirusem, sygnałach, które docierają do niego z Włoch, a także o swojej wysokiej formie i trudnej drodze do mistrzostwa.
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa
- Udostępnij
Autor: Przemysław Gołaszewski
Fot. Jacek Prondzynski, Mateusz Kostrzewa
- Liga została zawieszona, to dobra decyzja?
- Dobro ludzi i zdrowie jest najważniejsze. Możesz mieć wszystko, być bogaty, ale bez zdrowia nie będziesz szczęśliwy. Nie chcę bawić się w politykę, ale jeśli takie kroki mają powstrzymać rozpowszechnianie się tego wirusa, to po prostu trzeba tak zrobić. Większość krajów podejmuje zdecydowane działania i jest to dobre.
- Przez lata grałeś we Włoszech, gdzie sytuacja jest teraz kryzysowa. Dostajesz informacje od kolegów, jak wygląda tam życie codzienne, treningi?
- Grałem we Włoszech trzy lata, mam dobrego, pięćdziesięcioletniego przyjaciela w Genui. Sytuacja jest tam naprawdę fatalna. Jakiś czas temu rozmawiałem z nim i powiedział, że „na pewno nie jest tragicznie, bo wciąż gramy w calcio. Jeśli przestaniemy grać w piłkę, będzie to znak, że dzieje się coś bardzo złego”. No i liga jest teraz wstrzymana. Mówił mi ostatnio, że ludzie się boją, jest wśród nich duża panika. Na początku traktowali tego wirusa jako chwilowe zagrożenie. Powtarzali, że ta sytuacja zaraz minie. Musimy się pilnować i dbać o siebie.
- Władze zamykają niemal wszystkie instytucje. Dzieci będą miały utrudniony dostęp do boisk, zajęć sportowych. Co radzisz młodym piłkarzom w tych wymagających czasach?
- Nie można całe dnie grać na konsoli czy bawić się telefonem, bo też nie jest to korzystne. Dzieci muszą szukać innych zajęć, które mogą wykonywać w domu. Swoje dzieciństwo spędziłem na podwórku. Od rana do wieczora byłem z przyjaciółmi. Wracałem ze szkoły, rzucałem plecak i grałem w piłkę. To były piękne chwile, które ukształtowały mój charakter. Oczywiście w obecnej sytuacji nie zalecam dzieciom spędzania czasu poza domem, co jest w pełni zrozumiałe. Uważam, że dzieci mogą zagospodarować ten czas na wiele sposobów i nie spędzać go wyłącznie przed telewizorem. Ruch, nawet we własnym pokoju, jest bardzo ważny.

- Według terminarza przed nami jedenaście meczów ligowych plus spotkania pucharowe. Trener cały czas powtarza, że musimy skupić się na każdym kolejnym meczu. Ja wychodzę z takiego samego założenia. W życiu nie możesz wybiegać daleko w przyszłość, bo nie wiesz, co jest ci pisane.
- Wszyscy mamy nadzieję, że kryzys zostanie zażegnany i wkrótce wrócą piłkarskie emocje. Czujecie, że jesteście blisko mistrzostwa?
- Nie. Według terminarza przed nami jedenaście meczów ligowych plus spotkania pucharowe. Trener cały czas powtarza, że musimy skupić się na każdym kolejnym meczu. Ja wychodzę z takiego samego założenia. W życiu nie możesz wybiegać daleko w przyszłość, bo nie wiesz, co jest ci pisane. Liczy się tu i teraz, kolejny dzień i kolejny mecz. Co z tego, że będę myślał o spotkaniu, które odbędzie się za dwa tygodnie, skoro wcześniej czekają inne? Jeśli bym zajmował sobie głowę tym, co wydarzy się w przyszłości, miałoby to negatywny wpływ na moją postawę. Do każdego z kolejnych spotkań będziemy podchodzić, jakby było ono najważniejsze. Tylko w ten sposób drużyna może się rozwijać.
- Sześć goli strzeliłeś już w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. Tyle samo, co w swoim ostatnim sezonie w QPR. Masz też o jedną asystę więcej. W polskiej lidze gra się łatwiej czy twoja forma jest na szczycie?
- Gole i asysty mają dla mnie drugorzędne znaczenie. Bardzo często napastników i pomocników rozlicza się z bramek i finalnych podań, ale ja zawsze powtarzam, że dla mnie kluczowe jest dobro drużyny. Choć z pewnością, gdy zawodnik “robi” liczby, to działa na korzyść całego zespołu. Chcę wygrywać, chcę grać dobrze i realizować swoje zadania, co stwarza mi sytuacje do strzelania goli. Kiedy wychodzę na boisko, chcę grać jak najlepiej, ale nie mogę zapominać, że jesteśmy drużyną i tak samo jak często atakuję, muszę też bronić. Moim zdaniem ofensywnych zawodników nie powinno rozliczać się tylko z gry w ataku, ale też właśnie z pracy, jaką wykonują w akcjach defensywnych.
- Trener Vuković wpoił w Was zaangażowanie w obronę. Nasz szkoleniowiec często zwraca uwagę na ten element.
- Trener cały czas powtarza, że na boisku nie ma świętych krów i każdy musi bronić. Mecze wygrywa się silną defensywą. Jeśli ten element masz doszlifowany, to nawet jeśli drużyna nie strzeli gola, to meczu nie przegra. Piłka się zmienia. Teraz to napastnik jest pierwszym obrońcą i to on musi rozpoczynać pressing. Im bliżej bramki przeciwnika odbierzesz piłkę, tym bliżej strzelenia gola jesteś. To klucz do sukcesu. W wielu meczach było widać, że każdy z nas zasuwa w obronie, a to przekłada się następnie na sytuacje bramkowe dla Legii.

- Polska liga się zmieniła. Jest tu wielu dobrych piłkarzy, którzy odnajdują się później zagranicą. W ostatnich latach nie graliśmy w europejskich pucharach, ale widać potencjał. Przeprowadzane są duże transfery. Cały czas idziemy do przodu.
- Jakie są Twoje wrażenia po pół roku gry w Polsce? Co się zmieniło w naszych rozgrywkach przez ten czas, kiedy występowałeś za granicą?
- Od dawna powtarzam, że nasza liga nie jest słaba. Każdy może wygrać z każdym, dlatego na każdy mecz musisz jechać skoncentrowany. Nigdy nie możesz zlekceważyć przeciwnika. Odnosi się to nie tylko do polskiej ligi, ale też do innych rozgrywek oraz życia poza sportem. Polska liga się zmieniła. Jest tu wielu dobrych piłkarzy, którzy odnajdują się później zagranicą. W ostatnich latach nie graliśmy w europejskich pucharach, ale widać potencjał. Przeprowadzane są duże transfery. Cały czas idziemy do przodu.
- W jednej ze swoich pierwszych rozmów po powrocie do Polski powiedziałeś “Nie muszę się odbudowywać, ponieważ ciężko trenowałem, gdy pozostawałem bez klubu”. Widać to bardzo dobrze, błyskawicznie wskoczyłeś do składu i zacząłeś punktować.
- Może nie błyskawicznie, bo przez dwa tygodnie miałem jeszcze indywidualne treningi. Zawsze staram się o siebie dbać. Jeśli są wakacje, mam przerwę w sezonie to i tak żyję “fit”. Nie ma też co popadać w szaleństwo i odmawiać sobie kawałka czekolady czy pizzy. Wszystko mam pod kontrolą, mam dopasowaną dietę, dbam o siebie i trenuję też indywidualnie. Cały czas chcę poprawiać swoje słabsze strony. Ćwiczę nie tylko pod kątem piłkarskim, ale też ogólnej sprawności, np. pracuję nad biodrami. Aby mieć wysoką formę na boisku, musisz dostosować pod to całe swoje życie. Jedzenie, sen, regeneracja - to wszystko ma znaczenie. Jeśli silnik nie ma oleju, szybko się psuje. Tak samo wygląda to w przypadku piłkarza.
- Przygotowanie fizyczne jest mocną stroną całej drużyny. Podczas meczu z Piastem, mimo gry bez jednego zawodnika, atakowaliście do samego końca. Trener Bortnik ma patent na zabieganie rywali?
- Od pierwszego mojego dnia w Legii zauważyłem, że wszyscy są zaangażowani w swoją pracę w stu procentach. Panuje rodzinna atmosfera, wszyscy dążą w jednym kierunku i wzajemnie sobie pomagają. Mamy w sztabie wielu specjalistów, jednym z nich jest właśnie trener Bortnik. Tak jak powiedziałeś - w meczu z Piastem nie cofnęliśmy się do tyłu po czerwonej kartce, tylko staraliśmy się atakować rywali pressingiem. Wiadomo, że czasem trzeba odpocząć, ale to my kontrolowaliśmy tamten mecz. Nie boję się powiedzieć, że byliśmy lepsi od Piasta Gliwice. W głupich momentach popełnialiśmy błędy. Mogłem się lepiej zachować w sytuacji, gdzie straciliśmy pierwszą bramkę. Byłem ustawiony bokiem do kierunku gry, zgubiłem krycie Jorge Felixa, który wybiegł przede mnie. Nie mogłem zareagować. Straciliśmy gola ze stałego fragmentu gry, natomiast Piast nie stworzył sobie zbyt wiele sytuacji. To dla nas nowe doświadczenie i cenna lekcja. Porażka boli, ale może mieć pozytywny wpływ.

- - Nasi kibice są na każdym wyjeździe, ich pomoc jest niesamowita. Sportu bez kibiców nie da się opisać. Jesteśmy teraz w trudnym momencie, z którym wierzę, że sobie świat poradzi, kiedy widzimy jak wygląda piłka bez kibiców.
- Szybko zdobyłeś zaufanie kibiców. Szczerze - bałeś się przed dołączeniem do Legii, że twoja przeszłość może w tym przeszkodzić?
- Kiedy trafiłem do Legii, powiedziałem, że będę wkładał całe swoje serce w grę dla tego klubu i robił wszystko, by się rozwijać i rozwijać ten zespół. Dobro drużyny jest najważniejsze. W każdym klubie dawałem z siebie wszystko. Nigdy nie paliłem za sobą mostów. W piłce nie wiesz, co spotka cię w przyszłości. Na początku pojawiły się jakieś przyśpiewki, ale ja to rozumiem i akceptuję, bo taki jest świat kibicowski. Wychodzę na boisko, by dać z siebie wszystko i tylko przez dobrą grę i zaangażowanie mogę zyskać szacunek kibiców.
- W październiku kibice nawoływali cię do wspólnego, nieco ironicznego śpiewania. Teraz rozkochałeś w sobie fanów. Symboliczna była radość w Gdańsku, gdy po golu cieszyłeś się przed sektorem legionistów.
- Nasi kibice są na każdym wyjeździe, ich pomoc jest niesamowita. Sportu bez kibiców nie da się opisać. Jesteśmy teraz w trudnym momencie, z którym wierzę, że sobie świat poradzi, kiedy widzimy jak wygląda piłka bez kibiców. Oglądałem ostatnio mecze Ligi Mistrzów rozgrywane przy pustych trybunach i są one zupełnie odarte z emocji. My - piłkarze - wychodzimy na boisko, by grać dla kibiców, rodziny, przyjaciół i samych siebie. Chcesz się pokazać i przeżywać radość z innymi. To jest piękne. Bez tego sport nie byłby taki sam.
- Muszę zapytać o reprezentację Polski. Dostałeś jakieś sygnały od selekcjonera?
- Szczerz mówiąc, skupiam się na tym, co tu i teraz. Żadnego kontaktu do tej pory nie było. Najważniejszy jest dla mnie każdy kolejny trening i droga do domu, by bezpiecznie wrócić do bliskich. Legia to moja reprezentacja. Czuję się tu jak wśród rodziny. Jeśli będę dobrze grał w piłkę, to może nagroda nadejdzie. W tym momencie o tym nie myślę.
- Jeśli o nagrodach mowa, kiedyś jedną z nich wręczył Ci sam Zinedine Zidane. Możesz przypomnieć tę historię?
- Dokładnie, mam nawet tę statuetkę w domu. Jeśli dobrze pamiętam, miałem wtedy 11 lat. Pojechaliśmy z kadrą Pomorza na międzynarodowy turniej do Marsylii. Wygraliśmy w naszym roczniku, a ja dostałem nagrodę dla najlepszego strzelca i zawodnika. Nagrody wręczał Zinedine Zidane, ale ja na początku nie zdawałem sobie nawet z tego sprawy. Dopiero przeglądając zdjęcia się zorientowałem (śmiech). Ta historia ma pewną dramaturgię, bo kiedy wracaliśmy do Polski to statuetka stłukła się w autokarze. Wpadłem do domu z płaczem, ale tata mi ją skleił i mam ją do dziś.

- Staram się mieć kontakt z każdym. Kiedy trafiłem do Warszawy, wszyscy chcieli mi pomagać, ja mam takie samo podejście. Jesteśmy rodziną, możemy liczyć na siebie wzajemnie. Atmosfera jest kluczowa.
- Olympique Marsylia miał przygotowany dla Ciebie kontrakt.
- Może nie kontrakt. Dostałem zaproszenie do ich akademii. Miałem 11 lat, to były inne czasy. Nie byłem gotowy, żeby wyjeżdżać na stałe.
- Nie żałujesz?
- Nie. Nigdy nie żałuję decyzji, które podjąłem. Rozmyślanie nad tym, co mogłem zrobić inaczej nie ma sensu. Osłabia cię to, wprawia w negatywny nastrój.
- Skoro o młodzieżowej piłce mowa, który z naszych młodych piłkarzy robi na Tobie największe wrażenie?
- Mamy wielu świetnych piłkarzy, którzy mimo młodego wieku mają kapitalny charakter i chęć do pracy. Są też fantastycznymi ludźmi. Michał Karbownik, Mateusz Praszelik, Maciej Rosołek są najbardziej widoczni, ale nie chcę nikogo pominąć. Wszyscy ciężko pracują. Podoba mi się ich nastawienie i świadomość, że tylko dzięki ciężkiej, codziennej pracy mogą zajść daleko. Z każdym miesiącem będą coraz lepszymi zawodnikami.
- Najbliżej trzymasz się z Mateuszem Praszelikiem.
- Staram się mieć kontakt z każdym. Kiedy trafiłem do Warszawy, wszyscy chcieli mi pomagać, ja mam takie samo podejście. Jesteśmy rodziną, możemy liczyć na siebie wzajemnie. Atmosfera jest kluczowa. Jeśli zawodnicy mają spięcia i się nie lubią, to prędzej czy później wyjdzie to na boisku. My tworzymy jedność. Z Mateuszem Praszelikiem szybko złapałem kontakt, później mieszkaliśmy razem w pokoju i tak ta znajomość się rozwija.
- Z perspektywy czasu, gdy patrzysz na aktualnych młodych piłkarzy, dostrzegasz duże różnice między swoim pokoleniem?
- Jeśli chodzi o charakter, jesteśmy tacy sami. Tak jak mówię, wszyscy zdają sobie sprawę, że sukces rodzi się z pracy. Trener Aleksandar Vuković nie pozwala odlecieć swoim piłkarzom. Od razu sprowadza na ziemię. Dotyczy to nie tylko młodych zawodników, ale też tych doświadczonych. Trener trzyma twardą rękę i niektórzy boją się odlecieć (śmiech).

Autor
Przemysław Gołaszewski