Z archiwum Naszej Legii: Przygoda życia, czyli karkołomny wyjazd na Wembley [HISTORIA] - Legia Warszawa
Plus500
Z archiwum Naszej Legii: Przygoda życia, czyli karkołomny wyjazd na Wembley [HISTORIA]

Z archiwum Naszej Legii: Przygoda życia, czyli karkołomny wyjazd na Wembley [HISTORIA]

Dziś na stadionie Feyenoordu w Rotterdamie Polska gra wyjazdowy mecz z Holandią. Biało-czerwonych będzie zapewne wspierać spora liczba kibiców. W obecnych czasach wydaje się to naturalne, ale nie zawsze tak było. Aby wyjechać dziś na mecz reprezentacji Polski czy drużyny klubowej do innego państwa, potrzebna jest... chęć i pieniądze na podróż. W latach 70. ubiegłego stulecia komunistyczne władze PRL-u z reguły odpowiadały odmownie na wnioski wizowe fanów chętnych na podobne fanaberie. Mając na uwadze niedopuszczenie do wyjazdu osób mogących pobyt za granicą wykorzystać w celach nie zwiazanych ze sportem, kibiców poddawano rozpoznaniu operacyjnemu przez Służby Bezpieczeństwa. NL dotarła do dokumentów związanych z wyjazdem fanów na mecz, który do dziś jest przełomowym w historii polskiej piłki nożnej.

Autor: Wiktor Bołba, JP / Nasza Legia

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Wiktor Bołba, JP / Nasza Legia

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii

Dziś na stadionie Feyenoordu w Rotterdamie Polska gra wyjazdowy mecz z Holandią. Biało-czerwonych będzie zapewne wspierać spora liczba kibiców. W obecnych czasach wydaje się to naturalne, ale nie zawsze tak było. Aby wyjechać dziś na mecz reprezentacji Polski czy drużyny klubowej do innego państwa, potrzebna jest... chęć i pieniądze na podróż. W latach 70. ubiegłego stulecia komunistyczne władze PRL-u z reguły odpowiadały odmownie na wnioski wizowe fanów chętnych na podobne fanaberie. Mając na uwadze niedopuszczenie do wyjazdu osób mogących pobyt za granicą wykorzystać w celach nie zwiazanych ze sportem, kibiców poddawano rozpoznaniu operacyjnemu przez Służby Bezpieczeństwa. NL dotarła do dokumentów związanych z wyjazdem fanów na mecz, który do dziś jest przełomowym w historii polskiej piłki nożnej. 

 

Zrozumiałe jest, że wydarzenie tak niecodzienne jak mecz piłkarskich reprezentacji Anglii i Polski na stadionie Wembley, dla państwa rządzonego przez komunistów wywoływało wzmorzony napływ wniosków wizowych od osób wyrażających chęć uczestniczenia w tak historycznym dla polskiego piłkarstwa momencie. Dla wielu taki wyjazd okazywał się przygodą życia, krótkiego wyrwania się z szarej polskiej rzeczywistości.

Zdjęcie

Życzliwy donosi
W związku z ogromnym zainteresowaniem meczem mającym odbyć się w Londynie, bezpieka nakreśliła szczegółowe zadania w tym zakresie dla Wydziałów Kryminalnych Milicji Obywatelskiej i podległym im jednostkom niższego szczebla. Stosowne zadania przekazano także konfidentom, będącym źródłem informacji bezpieki. Program był niezwykły, wiązał się z rzadką atrakcją - wyjazdem na mecz eliminacji do mistrzostw świata RFN '74 Anglia – Polska, rozgrywanym 17 października 1973 roku w Londynie na słynnym stadionie Wembley. W tamtych czasach wyjazd na międzypaństwowe spotkanie, w dodatku na Zachód Europy, był możliwy tylko dla wybranych, dlatego aktywnym nadzorem operacyjnym obejmowano każdego chętnego.

 

„Ja, niżej podpisany oświadczam, że celem mojego wyjazdu do Londynu jest naoczne obejrzenie meczu piłkarskiego z udziałem reprezentacji Polski...” – od takich oświadczeń zaczynała się historia wyjazdu każdego kibica na międzypaństwowy mecz Anglia – Polska na Wembley. Wiadomo, że w takich momentach uaktywniali się różnej maści donosiciele. We wrześniu 1973 roku na milicję zaczęły docierać sygnały od anonimowych nadawców, że ów osobnik stara się o grupowy wyjazd na międzynarodowy mecz piłkarski.

 

Z akt archiwalnych IPN dowiadujemy się więc, że dla niejakiego Bogdana Radwańskiego wycieczka do Londynu była tylko przykrywką do „wyrwania” się z komunistycznej Polski. „Zwracam uwagę, że ob. Bogdan Radwański, ur. 1947 r. (...) nosi się z zamiarem wyjechania do Norwegii lub Szwecji i pozostania tam na stałe, ponieważ dalsze przebywanie w kraju nie daje mu perspektyw życiowych” – czytamy z pisma nadesłanego 29 września 1973 roku do Biura Paszportów MSW w Krakowie. „Zwarzywszy na fakt, że Bogdan Radwański jest członkiem ZChS, oraz synem Dyrektora jednej z poważnych instytucji krakowskich, stwierdzenie, że w Polsce Ludowej nie ma perspektyw życiowych jest wysoce nielojalne wobec obecnej rzeczywistości i sądzę, że znajdzie odbicie w postępowaniu czynników kompetentnych wobec jego zamiarów. Podpisano – Życzliwy dobremu Imieniu Polski Ludowej”. Pomijając nieporadności językowe razi perfidja donosiciela. Niestety, pomimo inwiligacji funkcjonariusze MSW nie byli w stanie potwierdzić prawdziwości donosu, o czym świadczy dokument Komendy Milicji Obywatelskiej syngowany CE-08145/AS/73 z dnia 10 października 1973 roku, oznaczony klauzulą „Tajne”, adresowany do Naczelnika Wydziału Paszportów i do Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie, w którym stwierdzono: „Nawiązując do przeprowadzonej rozmowy z tow. Czaplą informuję, że Wydział II nie posiada materiałów świadczących o przygotowaniu do pozostania za granicą Radwański Bogdana, który czyni starania o wyjazd na mecz Polska – Anglia. Z przeprowadzonych rozmów z jego ojcem, dyr. administracyjnym Instytutu Fizyki Jądrowej wynika, że stosunki między ojcem a synem są b. luźne. Ojciec ze swej strony nie daje żadnej gwarancji, że syn nie pozostanie za granicą. Podpisano – Z-ca Naczelnika Wydziału II, Kpt. Mgr. W. Działowski”.

 

Chociaż kibicowi szykujacemu się do wyjazdu na mecz reprezentacji Polski nie udowodniono próby oddalenia się z kraju, to nie można wykluczyć, że dla Służby Bezpieczeństwa tego typu informacje miały wtedy szczególne znaczenie. Tego, w jaki sposób ostatecznie na losy kibica starającego się o wyjazd do Londynu wpłynął donos „życzliwego”, nie odnotowano w materiałach MSW. Biorąc pod uwagę, że to na prokuraturze ciążył obowiązek udowodnienia winy, w tym przypadku chęci ucieczki z kraju, wydawało się mało realne, że przeciwko niejakiemu Bogdanowi Radwańskiemu został sporządzony akt oskarżenia. Pozostaje pytanie, czy mecz Anglia – Polska oglądał z perspektywy trybun stadionu Wembley, czy... na ekranie telewizora. Zamykając ten wątek naiwnością byłoby liczyć, że po tego typu donosie i braku poręczenia ojca Wydział Paszportowy wydał zezwolenie na wyjazd.

Zdjęcie

To ten Marusarz?
Przez dwie godziny spędzone w powietrzu na linii Warszawa – Londyn nie działo się nic sensacyjnego, wielu „kibiców” układało sobie jednak w myślach pierwsze kroki po wylądowaniu w „lepszym świecie”. W tym tortura niepewności: czy się uda, czy prośba o azyl nie zostanie odrzucona? Różne myśli chodziły po głowach i nie można było o tym głośno mówić. Po wylądowaniu i wyjściu z lotniska, dla Polaka przyzwyczajonego do otaczającej go szarzyzny, świat się nagle rozjaśnia. „Jesteśmy w raju” – kołatała się w głowie natrętna myśl. Ponieważ PRL była państwem milicyjnym, w celu rozpracowywania operacyjnego i inwiligacji w każdej grupie turystów znajdowało się kilku informatorów, którzy donosili władzom w kraju o każdym ruchu i słowie zasłyszanym w grupie kibiców. Kiedy 17 października 1973 roku w całej Polsce wyludniły się ulice i miliony sympatyków piłki nożnej zasiadło przed telewizorami, a na stadionie Wembley drużyny wyszły na boisko, zanim zaczęła się gra odegrano hymny. W momencie gdy orkiestra grała Mazurka Dąbrowskiego, trybuny stadionu Wembley jeszcze głośniej gwiżdżąc ryczały przenikliwie: „Animals, Animals!”. Później Belgijski sędzia Vitali Loraux zbliżył gwizdek do ust, dając sygnał do rozpoczęcia meczu. W tym czasie przebywający pośród kibiców z Polski kontakt operacyjny o kryptonimie „WJ”, zamiast obserwować wydarzenia na boisku czynił obserwację kibiców. Jak odnotowano w materiałach MSW informował, że program przewidziany dla grup turystycznych na mecz Anglia – Polska realizowany był prawidłowo. Chwalił zachowanie kibiców, pisząc: „Zachowanie się ob. PRL było nienaganne. Narzekał tylko na zachowanie Anglików na stadionie Wembley, że: 'Złośliwie gwizdali podczas grania hymnu polskiego. Podczas wyjścia na boisko obrzucali naszą drużynę butelkami i puszkami. Wyrywali z rąk Polakom flagi o barwach narodowych i deptali w błocie. Czy wreszcie angielscy koniki namawiali Polaków do sprzedaży biletów, oferując 50 funtów za jeden bilet” - zapisał w Notatce Służbowej.
Niestety, informator „WJ” nie mógł przewidzieć, że jego grupa turystyczna uszczupli się o kilku kibiców. „Wiadomo, że ob. Stanisław Marusarz z Nowego Targu przewoził z sobą około 1600 dolarów, które zgłosił na punkcie celnym. Z lotniska w Londynie udał się samotnie na miasto, rzekomo na spotkanie z rodziną. Człowiek ograniczony w rozmowie i sposobie bycia” - równolegle odnotował w notatce do przełożonych o samowolnym oddaleniu się jednego z turystów. W tym czasie stutysięczny tłum na stadionie nadal huczał, śpiewał i skandował: „England, England!”. Wbrew pozorom ryk trybun nie przeszkadzał Polakom, którzy ku zdumieniu widowni strzelili gola. Ta bramka była spełnieniem marzeń całej Polski, którymi żyli wszyscy kibice. Strzelec bramki Jan Domarski trafił na stałe do historii polskiej piłki nożnej. Później był rzut karny i cały stadion zerwał się na równe nogi, czekając na strzał Allana Clarke'a. Clarke wyrównał na 1:1, Anglicy, by awansować do finałów mistrzostw świata musieli atakować. Próbowali wszelkimi sposobami pokonać Jana Tomaszewskiego, ale bezskutecznie. Tym samym przebiegły plan angielskiego trenera Alfa Ramsey'a zaczął się walić. Wśród zszokowanych Anglików zniknęła nadzieja na awans. Wreszcie nastąpił moment, na który czekały miliony Polaków – sędzia odgwizdał koniec meczu! Rozhuczane Wembley zamilkło, spogladając z zazdrością w stronę padających sobie w ramiona szczęśliwców, przybyłych do „świątyni futbolu” z Polski.

 

Jednak po meczu miało miejsce coś, co tę radość zachwiało. Na miejscu zbiórki okazało się, że... brakuje kilku osób. Co w tym czasie w Londynie robił Stanisław Marusarz? Z oświadczenia, które złożył w Ambasadzie PRL w Londynie wynkiało, że zgubił się podczas zwiedzania miasta i stracił kontakt z grupą. „Skądinąd wiadomo nam, że ob. Stanisław Marusarz przebywał w bliżej nieznanym nam towarzystwie, upił się i to było przyczyną skomplikowanego powrotu do kraju” – zanotowano w szyfronogramie nadesłanym z Londynu do Naczelnika Wydziału Paszportów i do KWMO w Krakowie. Odwołajmy się znów do notatek informatora „WJ”. Po lekturze jego rewelacji w Sekcji II Wydziału Paszportów zawrzało. Czy to ten Stanisław Marusarz, zastanawiano się... W tym miejscu należy wyjaśnienić, że funkcjonariuszom bezpieki w pierwszym odruchu przyszła na myśl osoba Stanisława Marusarza, jednego z najwybitniejszych skoczków w historii polskiego narciarstwa, czterokrotnego olimpijczyka, wicemistrza świata w skokach narciarskich. Bohatera narodowego, który podczas II wojny światowej brał czynny udział w podhalańskim ruchu oporu. Człowieka, który dla pokoleń Polaków był symbolem patriotyzmu walki o Polskę. Jeżeli tak, to RWE opierając się na sławie Marusarza wykorzysta to propagandowo i przez kilka tygodni będzie żywiła tą wiadomością nielegalnych słuchaczy Bloku Wschodniego – martwili się funkcjonariusze SB. Znając punkt widzenia resortu nietrudno zgadnąć, jaki byłby ton opinii władz PRL-u dotyczących tego sportowca i patrioty, gdyby to rzeczywiście chodziło o „tego” Marusarza. Realny socjalizm hołubił sportowych geniuszów, ale tylko do pewnego stopnia. Wystarczyło, że ci wybrani podpadli władzy, a wtedy boleśnie przkonywali się, co znaczy wypaść z trybików wielkiej socjalistycznej machiny.

Zdjęcie

Przychylność losu
W materiałach MSW nie bez satysfakcji odnotowano, że drogą operacyjną uzyskano informację, z której wynikało, że ob. Stanisław Marusarz nie był „tym” Marusarzem. Ten z Londynu urodził się w 1944 roku, był kawalerem, w dodatku rolnikiem i po spóźnionym powrocie do Polski posypały mu się na głowę gromy. „Przesyłając niniejszą informację do wiadomości, proszę uprzejmie o spowodowanie przeprowadzenia rozmowy z ob. Marusarzem i uzyskane wnioski przesłać do tutejszego Wydziału, powołując się w odpowiedzi na numer niniejszego pisma - Krp. 0435/cz/73 z dn. 29 października 1973 r. Pismo wraz z wynikami rozmowy proszę włączyć do akt paszportowych ob. St. Marusarza, pisał Naczelnik Wydziału Paszportów w Krakowie ppłk. Jacek Sitarz do Z-cy Kom. Powiatowego MO d/s Służby Bezpieczeństwa w Nowym Targu”.

 

Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że skoro w PeeReLu jakąś sprawą zajmowały się organa SB, była ona bardzo poważna. Chociaż w latach 70. ubiegłego wieku nie miały już charakteru „stalinowskiej epidemii”, to ludzie próbujący wybrać „wolność”, kreowani byli na zdrajców socjalistycznej ojczyzny. Za chwilę fascynacji Zachodem, Marusarz dość szybko znalazł się w tym gronie. W dniu 14 grudnia 1973 roku z Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Nowym Targu do Naczelnika Wydziału Paszportów i do Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie wpłynęło pismo o sygnaturze 03 L. dz. 01331/73, oznaczone klauzulą „Tajne”, z którego czytamy: „W odpowiedzi na Wasze pismo z dnia 29.10.73 r. l. dz. nr. Krp-04351/CZ/73, przesyłam informację z przeprowadzonej rozmowy z ob. Marusarzem Stanisławem s. Stanisława (...), który w dniu 17.X.1973 roku wyjechał do Wlk. Brytanii na mecz Polska – Anglia w ramach imprezy nr. 21059 organizowanej przez Sport-Turist i nie powrócił do kraju razem z grupą turystyczną w oznaczonym terminie. W wyniku rozmowy przeprowadzonej z wym. ustalono, że po przylocie do Londynu grupa udała się na wycieczkę autokarem, która trwała do godz. 13.00. Od godz. 13.00-17.00 uczestnicy wycieczki mieli czas wolny, przeznaczony na odwiedzanie znajomych lub krewnych. Wyznaczono im miejsce spotkania, jednak on sobie tego nie zanotował, gdyż nie miał ołówka. Ponieważ wszyscy rozeszli się, on również wszedł do jakiejś restauracji, by coś zjeść i napić się piwa. W związku z dużymi trudnościami w porozumieniu się z kelnerem powiedział, że jest 'Polen'. Wtedy kelner wskazał mu siedzącego przy stoliku staruszka w wieku około 65 lat, z którym nawiązał rozmowę. Staruszek ten mówił dość dobrze po polsku, tylko bardzo niewyraźnie. Powiedział mu, że zamieszkuje w Londynie od 26 lat, że pochodzi z Katowic, jest inwalidą i pracuje jako stróż nocny. W Polsce jak przypuszcza M.S. nie posiada krewnych, gdyż od czasu wyjazdu jeszcze jej nie odwiedził. Pytał więc Marusarza po co przyjechał, kiedy, na ile dni, skąd pochodzi. Ponieważ po wypiciu trzech dużych piw i kilku kieliszków wódki poczuł się ob. M.S. mocno pijany, nie pamiętał gdzie grupa ma zbiórkę i dlatego poznany mężczyzna zaprowadził go do jakiegoś będącego w trakcie budowy budynku, gdzie razem przenocowali pod znajdujacymi się tam płachtami materiału. Pieniędzy ob. Marusarz nie posiadał, oprócz kieszonkowego 1,5 funta. W dniu 18.X.73 r. obydwaj udali się na policję, a jeden z policjantów zaprowadził go do Ambasady Polskiej w Londynie. Tam otrzymał skierowanie do hotelu 'Konstytution' gdzie spędził następną noc oraz dowiedział się, że takich jak on, spóźnialskich, było 16. W dniu 19.X.73 r. został on odwieziony na lotnisko i przyleciał do kraju. Wspólnie z nim wracały do kraju jeszcze dwie osoby z tej samej grupy wycieczkowej. Ob. Stanisław Marusarz nie był przesłuchiwany przez policję, jak również nie spotkał się z poznanym 17.X.73 r. starszym mężczyzną. Samodzielny powrót kosztował go ponad 5 tys. zł. co odczuł on bardzo dotkliwie. Do Anglii nic ze sobą nie zabierał, oprócz małej aktówki z kilkoma kanapkami oraz z Anglii nic nie przywiózł. Zaprzeczył też twierdzeniu, jakoby miał wywozić z kraju ok. 1600 dolarów USA. Podpisano – Z-ca Komendanta Powiatowego Milicji Obywatelskiej d/s Bezpieczeństwa w Nowym Targu, podpis nieczytelny”. Czytając pismo Komendanta d/s Bezpieczeństwa można odnieść wrażenie, że jednak Stanisławowi Marusarzowi los sprzyjał i nie wylądował on za kratami krakowskiego więzienia Montelupich, ze spreparowanymi przez bezpiekę oskarżeniami o szpiegostwo i zdradę przodującego wówczas ustroju. Jedno było pewne – Stanisław Marusarz na kolejne wyjazdy na mecze już nie mógł liczyć. Nie ulega wątpliwości, że wyjazd na mecz Anglia – Polska odcisnął poważne piętno na jego życiu. Wspominam perypetie wyjazdowe Marusarza na mecz reprezentacji Polski, bo to dobry przykład na to, jak niszczycielski był system polityczny panujący w PRL-u. Od tamtych czasów w Polsce wiele się zmieniło. Nie ma już wszechwładnej władzy ludowej i jej ślepej wiary w komunizm. Nowe pokolenia kibiców piłkarskich, jeśli stać ich na podróże, mogą bez wyrażania zgody partyjnej wierchuszki podróżować za swoją drużyną po całym świecie. Wracając do kraju kiedy się chce, bez obaw wywoływania politycznych afer i karnych represji. 

 

PS. W przytoczonych dokumentach MSW zachowano oryginalną pisownię.

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Wiktor Bołba, JP / Nasza Legia

16razyMistrz Polski
20razyPuchar Polski
5razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.