Przez norweskie fiordy do bram piłkarskiego raju - początek eliminacji Ligi Mistrzów UEFA [ANALIZA]
W najbliższą środę, 7 lipca, piłkarze Legii Warszawa rozpoczną eliminacje do Ligi Mistrzów UEFA w sezonie 2021/22. Rywalem Wojskowych będzie FK Bodø/Glimt. Pierwszy mecz odbędzie się na stadionie mistrza Norwegii. Zapraszamy na obszerną analizę środowego rywala Wojskowych.
Autor: Mateusz Okraszewski
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Podobny czas powstania - inna droga do wygrywania. Jak FK Bodø/Glimt stało się główną siłą ligi norweskiej?
W I rundzie eliminacji Ligi Mistrzów UEFA rywalem Legii Warszawa będzie FK Bodø/Glimt. Klub mający swoją siedzibę w norweskim mieście portowym, w zeszłym sezonie został sensacyjnym mistrzem kraju. Piłkarze Bodø/Glimt w trzydziestu spotkaniach rodzimej ligi zgromadzili aż 81 punktów, tym samym bijąc rekord z 2014 roku należący do Molde (71 punktów). Ale po kolei...
Cofnijmy się trochę w czasie, aby zobaczyć, jak to wszystko się zaczęło. Pełna nazwa klubu to Fotballklubben Bodø/Glimt. Podobnie jak Legia Warszawa, norweski zespół został założony w 1916 roku, jednak jego droga na szczyt w hierarchii norweskiej piłki trwała ponad 100 lat!
Przez długi czas zespoły z północy Norwegii nie brały udziału w ogólnokrajowych rozgrywkach. Ta sytuacja dotyczyła również FK Bodø/Glimt. Najbliższy rywal Legii, podobnie jak pozostałe drużyny z tej części kraju, nie był dopuszczony do rywalizacji ze wszystkimi norweskimi klubami, a swoją piłkarską jakość musiał udowadniać wyłącznie na tle ekip z pobliskiego regionu. W 1919 roku Bodø/Glimt zdobyło swój pierwszy tytuł - mistrzostwo powiatu Nordland. W kolejnych latach sytuacja klubu bywała bardzo różna. Pojawiały się problemy - zarówno te piłkarskie, jak i finansowe. Pasmo kilkuletnich niepowodzeń szybko przeminęło, a drużyna z roku na rok stawała się coraz silniejsza. Cały czas nie mogła jednak rywalizować ze wszystkimi norweskimi zespołami. Bodø/Glimt wyrosło na jedną z najmocniejszych drużyn na północy skandynawskiego kraju i czekało na swoją szansę. Ta nadeszła w latach 60. I 70. XX wieku.
Zmiany w kształtowaniu norweskiej piłki pomogły rozwinąć się także najbliższemu rywalowi Legii. W 1973 roku zespoły z północy państwa na stałe zostały włączone do ogólnokrajowej rywalizacji. Można traktować to jako przełom w historii norweskiego futbolu. Nie był to system idealny, bowiem cały czas zespoły z południa miały zdecydowanie łatwiejszą drogę do norweskiej elity, natomiast pozwalał on na zaistnienie drużynom, które do tej pory nie były rozpoznawalne w całym kraju.
Trudny okres, włoskie trio i pojawienie się Kjetila Knutsena
W 1975 roku miało miejsce niebagatelne wydarzenie w historii norweskiej piłki. Zespół Bodø/Glimt wygrał wówczas Puchar Norwegii, będąc pierwszą drużyną wywodzącą się z północy kraju. Zawiłe przepisy nie pozwoliły jednak piłkarzom z Bodø na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Rok później najbliższy rywal Legii dokonał jednak tej sztuki, pokonując w barażach zesół Odds BK, a także remisując z Lyn Football.
Rok w najwyższej klasie rozgrywkowej od razu pozwolił piłkarzom Bodø/Glimt osiągnąć wielki sukces. Najbliższy rywal Wojskowych zdobył wówczas wicemistrzostwo kraju i wydawało się, że jest na dobrej drodze do uzyskania miana jednej z najlepszych norweskich drużyn. Prawda okazała się jednak zupełnie inna.
Bodø/Glimt zdołało awansować do finału Pucharu Norwegii, a także ponownie zostało wicemistrzem kraju w roku 1977. Niestety, już trzy lata później nasi rywale spadli z elitarnej czołówki norweskich drużyn. Tułaczka po niższych ligach zakończyła się w 1993 roku, a sam powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej okazał się dla zawodników Bodø/Glimt bardzo udany. Drużyna z północy kraju kolejny raz wywalczyła wicemistrzostwo kraju, a do sukcesu dołożyła również zdobyty puchar.
W kolejnym sezonie Bodø/Glimt mogło rywalizować na arenie międzynarodowej. Norwegowie wzięli udział w kwalifikacjach Pucharu Zdobywców Pucharów, gdzie ich rywalem była UC Sampdoria Genua. Zwycięstwo 3:2 na własnym obiekcie dawało nadzieję na dobry wynik w rewanżu. We Włoszech lepsza okazała się jednak Sampdoria, która ostatecznie pokonała w dwumeczu Bodø/Glimt 4:3. Była to już trzecia rywalizacja ekipy z Aspmyra Stadion z zespołami z Półwyspu Apenińskiego. Wcześniej Norwegowie mierzyli się z SSC Napoli oraz Interem Mediolan. Oba te starcia zakończyły się jednak wysokimi porażkami zawodników Bodø/Glimt - 0:3 z Napoli i 1:7 z Interem Mediolan.
Klub długo szukał swojej tożsamości i stabilizacji. Sukcesy, takie jak wicemistrzostwo kraju w 2003 roku, były przeplatane porażkami w postaci spadku do niższych lig.
W 2017 roku Bodø/Glimt wywalczyło ponowny awans do norweskiej elity i tym razem chciało się w niej utrzymać na znacznie dłużej. Pomóc w dokonaniu tej sztuki miała osoba Kjetila Knutsena. Szkoleniowiec przejął zespół w 2018 roku i od razu zaczął realizować swoją filozofię. O tym, jak klub starał prowadzić się obecny szkoleniowiec Bodø/Glimt zapytaliśmy byłego bramkarza tej drużyny, który reprezentował jej barwy w latach 2018-19 – Artura Krysiaka.
- Kjetil Knutsen to trener, z którym mam naprawdę dobre wspomnienia. U tego szkoleniowca było widać przede wszystkim pracę na boisku. Kulisy tego co działo się na murawie, wywiady – to wszystko zostawiał swoim asystentom. Ważne jest jednak to, że Knutsen miał duże wsparcie ze strony klubu. Czasami wyniki były mało satysfakcjonujące, czasami coś innego nie szło do końca po myśli zarządu, niemniej jednak, pozycja trenera była bardzo mocna. Miał on duże poparcie i powoli mógł wdrażać swoją filozofię. Jest to również szkoleniowiec, który ma dużą wiedzę, będąc przy okazji pewny swoich racji. Od początku wiedział, co chce zrobić i jaką hierarchię ustalić. Takie miałem właśnie odczucia. Gdy w meczu coś poszło nie tak, trener Knutsen nie decydował się na nagłe zmiany. Dalej podążał swoją drogą i mocno w nią wierzył. Jak widzimy, pozwoliło to osiągnąć zespołowi Bodø/Glimt ogromny sukces. Bardzo ważna była w tym wszystkim rola młodych zawodników, na których szkoleniowiec sukcesywnie stawiał. Nie wyglądało i nie wygląda to jednak dalej tak, jak w większości pozostałych drużyn. Kluby europejskie często decydują się na ogrywanie jednego, czy dwóch zdolnych piłkarzy, podczas gdy trener Bodø/Glimt potrafił wystawić całą jedenastkę opartą o bardzo młodych zawodników. Robił to tak po prostu, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Knutsen bardzo im ufał i to widać było w jego zespole. Z taką wiarą można osiągać sukcesy i to w zeszłym sezonie pokazało Bodø/Glimt - mówi Artur Krysiak.
Rywalizacja z AC Milanem i tytuł wywalczony po 104 latach istnienia!
Kjetil Knutsen szybko zaszczepił swoją filozofię gry w piłkarzach Bodø/Glimt, którzy w 2019 roku ponownie zdobyli wicemistrzostwo kraju. Ten wynik pozwolił najbliższemu rywalowi Legii na wzięcie udziału w kwalifikacjach do Ligi Europy UEFA. Tam Norwegowie w pierwszej kolejności pokonali dwa litewskie zespoły: Kauno Żalgiris oraz Żalgiris Wilno, a w kolejnej rundzie mieli się zmierzyć z AC Milanem.
Rywalizacja na słynnym San Siro ostatecznie zakończyła się zwycięstwem zespołu z Mediolanu 3:2. Mimo takiego wyniku piłkarze Bodø/Glimt pokazali się z bardzo dobrej strony. Grali ofensywnie i stwarzali sobie wiele sytuacji w rywalizacji z silniejszą kadrowo drużyną z Włoch. Nawet w tak ważnym spotkaniu trener Knutsen nie zwątpił w powodzenie swojej ofensywnej taktyki, która wpłynęła na wyrównany przebieg całego spotkania.
- Pierwsze co przychodzi mi na myśl, gdy myślę o Norwegii, to specyficzny klimat. Jest on bardzo zróżnicowany i kompletnie różni się od tego, co doświadczamy w Polsce. Norwegia ma swój urok, a tamtejsza liga nie ma zbyt dużo podobieństw do naszych, rodzimych rozgrywek. Z tego co zauważyłem, dużo drużyn w Norwegii lubi “być przy piłce” i ją posiadać. Można powiedzieć, że te drużyny starają się naśladować nieco stylem tiki-takę FC Barcelony. Podobnie jest również w przypadku FK Bodø/Glimt. Zespoły dużo operują piłką, starają się szybko i często zmieniać ciężar rozgrywania akcji, aby znajdować miejsca między liniami obrony przeciwnika. Nie da się po prostu porównać polskiej ligi do tego, czego doświadczamy na norweskich boiskach. Polska piłka opiera się na fizycznej walce i wielu siłowych pojedynkach. W Norwegii zdecydowanie się od tego ucieka. Zespoły stawiają głównie na technikę. To właśnie takie zagrania mają stwarzać zagrożenia w defensywie rywala. Istotne jest utrzymywanie się przy piłce i duży ruch w formacjach ofensywnych. Pamiętam mecze, w których drużyna Bodø/Glimt oddawała np. tylko jeden strzał w pierwszej połowie spotkania. W drugiej odsłonie takich rywalizacji ta liczba uderzeń w kierunku bramki była niewiele większa. Byłem strasznie zdziwiony, że można wymieniać między sobą aż tyle podań. Akcje często było budowane powoli, a wręcz bardzo mozolnie, ale to przynosiło efekty. Właśnie taki styl gry zapadł mi w pamięci, jeśli chodzi o drużynę Bodø/Glimt - opowiada Artur Krysiak.
Styl gry zapoczątkowany przez Kjetila Knutsena zdał ostatecznie egzamin w 2020 roku. Bodo/Glimt po raz pierwszy w historii zostało mistrzem kraju, kończąc rozgrywki z wyłącznie jedną porażką na koncie! Najbliższy rywal Legii Warszawa w czasie sezonu ligowego zdobył aż 103 bramki, co dawało średnią powyżej trzech goli na mecz. Bodo wyprzedziło drugie w tabeli Molde aż o 19 punktów. Piłkarze trenera Knutsena zdominowali swoich rywali i nie pozostawili reszcie stawki żadnych złudzeń. Od początku realizowali swój plan, który przyniósł klubowi tak ogromny sukces. Artur Krysiak, były zawodnik m.in.. Swansea, Yeovil Town, czy Odry Opole, a także bramkarz, który w sezonie 2018-19 występował w barwach Bodo/Glimt, za główną przyczynę sukcesu uznaje ofensywny styl gry drużyny, ale również konsekwencje i cierpliwość w budowaniu akcji.
- Bodo/Glimt świetnie wpisuje się w specyfikę grania, które możemy zauważyć na boiskach ligi norweskiej. Zawodnicy tej drużyny są przede wszystkim bardzo dobrze wyszkoleni technicznie. Dla przykładu - pamiętam, że każdy nasz środkowy obrońca, prócz atutów defensywnych musiał posiadać również walory ofensywne. Klub szukał defensorów, którzy będą potrafili wejść między dwie linie i szukać gry poprzez otwierające podania do kolegów z zespołu. Sam ten fakt pokazuje, że Bodo/Glimt to nie jest drużyna spełniająca utarte schematy. Obrońca ma bronić, skrzydłowy dośrodkowywać, a napastnik wykańczać. Takie rzeczy nie występowały w Bodo/Glimt gdy ja byłem ich zawodnikiem i teraz również nie mają one miejsca – mówi 31-letni golkiper.
Obecna kadra mistrzów Norwegii
FK Bodø/Glimt rywalizuje aktualnie w kolejnym sezonie norweskiej Eliteserien. Tamtejsze rozgrywki odbywają się w innym systemie niż chociażby w Polsce, a zatem najbliższy rywal Legii cały czas pozostaje w rytmie meczowym. Ostatnie wyniki podopiecznych Kjetila Knutsena były jednak bardo różne. Piłkarze Bodø/Glimt potrafili rozgromić zespół Strømsgodset IF 7:2, by następnie zremisować z Valerengą i przegrać 0:2 z Molde. Duży wpływ na takie rezultaty miały również kontuzje w kadrze aktualnych mistrzów Norwegii.
Bardzo ciekawe okazało się ligowe starcie Bodø/Glimt z zespołem Molde. Faworytem tego spotkania byli mistrzowie Norwegii, którzy nie przegrali na własnym obiekcie od 2019 roku. Goście mieli jednak swój plan na to spotkanie. Piłkarze Molde rzadziej utrzymywali się przy piłce, oddali mniej strzałów na bramkę, a mimo to wygrali mecz. Zawodnicy Bodø/Glimt nie potrafili pokonać szczelnie ustawionej defensywy rywali, która miała jasno określony cel – wyczekiwanie. Defensywa Molde umiejętnie się przesuwała i powstrzymywała kolejne zakusy ofensywne gospodarzy, a następnie szybko transportowała piłkę do formacji ofensywnych, która doskonale potrafiła wykorzystać braki obrony Kjetila Knutsena.
Zdaje się więc, że największą bolączką zespołu Bodø/Glimt jest formacja defensywna. W ciągu sześciu kolejnych spotkań mistrzowie Norwegii w każdym z nich tracili przynajmniej jedną bramkę. Właśnie w tym aspekcie gry pewne braki dostrzega również Artur Krysiak.
- Legia powinna spojrzeć na ten mecz w taki sposób. Na drużynę, która dużo operuje piłką i lubi się przy niej utrzymywać, dobrym sposobem będzie założenie mocnego pressingu. Z jaką częstotliwością i z jakimi nakładami sił - to wszystko zależy już od warszawskiego zespołu. Były mecze, w których zdawało mi się, że formacja defensywna Bodø po prostu musi wybić już piłkę. Obrońcy jednak tego nie robili i dalej starali się wymieniać kolejne podania. Tutaj też upatrywałbym szansy. Jeżeli Legia skutecznie zaatakuje rywali, to może po prostu zmusić ich do błędu. Jestem przekonany, że Bodø/Glimt będzie konsekwentnie grała od tyłu. Mimo wszystko uważam, że ta obrona może być najsłabszym punktem w zespole mistrza Norwegii. Nasza kadra, gdy ja byłem piłkarzem Bodø/Glimt, była stosunkowo niska. Mieliśmy może trzech, czy czterech piłkarzy wyróżniających się wzrostem na tle pozostałych. Biorąc pod uwagę ten aspekt, bardzo ważne w całej rywalizacji mogą być również stałe fragmenty gry. Dobrze wyegzekwowane rzuty wolne, czy rożne, mogą wprowadzić sporo zamieszania w szeregach obronnych drużyny Kjetila Knutsena – opowiada doświadczony bramkarz.
W drużynie Bodø/Glimt nie brakuje wartościowych zawodników, jednak największe gwiazdy opuściły już norweską drużynę. Młody i utalentowany Jens Petter Hauge trafił do włoskiego Milanu, napastnik Kasper Junker imponuje formą strzelecką na japońskich boiskach, a pomocnik Philip Zinckernagel odgrywa coraz większą rolę w angielskim Watfordzie. Dodatkowo w meczu z Legią prawdopodobnie nie wystąpi dwóch podstawowych skrzydłowych - Ola Solbakken i Sondre Sørli, którzy doznali poważnych urazów. Pod znakiem zapytania stoi również występ bramkarza – Nikity Chajkina, który nie zagrał podczas ostatniego, ligowego starcia z Vikingiem.
Sztuczna murawa – atut, czy przeszkoda?
- Pamiętajmy również, że w środę, piłkarze Legii zagrają na sztucznej murawie. Różni się ona zdecydowanie od naturalnej nawierzchni. Po odbiciu się od takiej nawierzchni tor lotu piłki można w łatwy sposób przewidzieć. Inaczej wygląda to na naturalnej trawie. Wówczas futbolówka w pewien sposób na niej “usiądzie”, a nie od razu się odbije. Często w spotkaniach rozgrywanych na naturalnej murawie nigdy nie możesz być do końca pewny, gdzie w danym momencie wyląduje piłka. To naprawdę ma znaczenie w meczowych sytuacjach. Na sztucznej nawierzchni piłkarze są często narażeni również na więcej urazów. Nie chodzi tutaj wyłącznie o poważne kontuzje, ale również w teorii niewielkie przetarcia, rozcięcia, a także obrzęki, które w końcowym rozrachunku mogą mieć wpływ na ostateczny wynik – opowiada Artur Krysiak.
Miejscem pierwszej rywalizacji Legii z FK Bodø/Glimt będzie Aspmyra Stadion. Obiekt może pomieścić niecałe dziewięć tysięcy widzów. To właśnie na tym stadionie swoje mecze rozgrywa mistrz Norwegii. W najbliższą środę podopieczni Czesława Michniewicza rozegrają mecz na wspomnianej już sztucznej nawierzchni, która w wielu aspektach różni się od naturalnej murawy. Wydaje się więc, że atut boiska będzie stał po stronie piłkarzy Bodø/Glimt.
Dotychczasowe starcia Legii na sztucznej murawie miały różny przebieg. W 2011 roku Legia mierzyła się na stadionie w Łużnikach ze Spartakiem Moskwa. Samo spotkanie dostarczyło kibicom wielu niezapomnianych emocji, a ostatecznie, w niesamowitych okolicznościach, zakończyło się zwycięstwem Wojskowych 3:2. Decydującą bramkę w tej rywalizacji zdobył strzałem głową Janusz Gol.
Pięć lat później, za kadencji Besnika Hasiego, Legia przyjechała do Żyliny, aby rozegrać spotkanie eliminacji Ligi Mistrzów UEFA z zespołem AS Trencin. Mecz zakończył się skromnym zwycięstwem Legii, a stało się tak dzięki bramce zdobytej przez Nemanję Nikolicia, który wykorzystał dobre dogranie Michała Kucharczyka.
Rok później Wojskowi mierzyli się z kazachską Astaną. Wyjazdowe spotkanie zakończyło się porażką Wojskowych 1:3. W rewanżu legioniści wygrali 1:0, ale taki wynik nie dawał im awansu do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów UEFA.
Z kolei w 2019 roku piłkarze Legii wylosowali drużynę o nazwie Europa FC. Ówczesny mistrz Gibraltaru rozgrywał swoje mecze na sztucznej nawierzchni i właśnie na takim boisku odbył się pierwszy mecz między tymi zespołami. Samo spotkanie dość sensacyjnie zakończyło się bezbramkowym remisem. W rewanżu rozegranym w Warszawie lepsza okazała się natomiast Legia, która pokonała swoich rywali 3:0.
Po wyeliminowaniu drużyny z Gibraltaru piłkarzy Legii czekała podróż do dalekiej Finlandii. Rywalem Wojskowych - znów na sztucznej murawie - był tym razem tamtejszy Kuopion Palloseura. Mimo wielu wykreowanych sytuacji zawodnicy stołecznej drużyny nie znaleźli sposobu na umieszczenie piłki w bramce. Cały mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Podsumowanie – wielkie emocje od samego początku rywalizacji!
Pierwsze spotkanie z Bodø/Glimt zbliża się więc wielkimi krokami. Powoli odliczamy już ostatnie godziny do początku tej rywalizacji. Na papierze oba zespoły mają atuty i argumenty, którymi mogą postraszyć rywala. Wierzymy jednak, że to Legia przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Wojskowi wygrali ostatnie dwa spotkania kontrolne i pokazali, że znajdują się w dobrej dyspozycji. Teraz jednak poprzeczka będzie ustawiona znacznie wyżej. Kluczowy może okazać się pierwszy mecz rozgrywany w Norwegii. Legia będzie musiała wykorzystać błędy rywala i skutecznie go wypunktować. Piłkarze Bodø/Glimt nie powinni zmieniać swojej taktyki na spotkanie z mistrzem Polski. Będą starali się oni dużo operować piłką i mozolnie konstruować swoje akcje. Bardzo ważna będzie więc odpowiedzialna gra legionistów w obronie. Dużo będzie zależało również od pomocników, których zadaniem powinno być jak najczęstsze utrudnianie gry Norwegom. Jesteśmy przekonani, że podopieczni Czesława Michniewicza będą mieli swoje okazje na zdobycie bramki. Kluczem będzie ich wykorzystanie. Swoich szans Wojskowi powinni upatrywać także w stałych fragmentach gry. Ten element może narobić sporo zamieszania w szeregach obronnych rywali.
Na sam koniec najważniejsze będzie jednak to, co stanie się na boisku. Mamy nadzieję, że cały dwumecz zakończy się zwycięstwem Legii i będzie ono początkiem drogi do bram piłkarskiego raju!
Autor
Mateusz Okraszewski