
Sebastian Fabijański - Skazany nr 0032
Tym razem bohaterem kultowego cyklu pt. ''Skazani na Legię'' jest gość wyjątkowy. Chłopak z Warszawy, którego na Łazienkowską przyprowadził tato i który pokochał ją miłością absolutną. Na co dzień jest aktorem, którego misją jest dawanie ludziom świadectwa. Świadectwa bycia kibicem Legii również, a może przede wszystkim. Zapraszamy na kolejny odcinek cyklu prowadzonego przez Maćka Dobrowolskiego. Panie i Panowie, przed Wami - Sebastian Fabijański!
Autor: Maciej Dobrowolski
- Udostępnij
Autor: Maciej Dobrowolski

Prawdziwa miłość
Mój tata był kibicem Legii i naturalną koleją rzeczy było, że to on jako pierwszy przekazywał mi całą wiedzę o naszym klubie. Jego opowieści, połączone z transmisjami telewizyjnymi, śledzeniem magazynu „Gol”, słuchaniem relacji radiowych w programie „Studio S13” - to wszystko razem, sprawiało, że fanatyzm się rozpalał coraz mocniej. Miłość do tego klubu zrodziła się jakby sama. I to według mnie jest najważniejsza miłość - taka która rodzi się sama i nagle, nie wiadomo z jakich przyczyn – jesteś gotowy dla tej miłości, do najbardziej radykalnych zachowań i poświęceń. Jak tak patrzę na to racjonalnie, to tego nie rozumiem… 22 mężczyzn biega po trawie za piłką, a ja drę ryja tak jakby od tego czy ktoś dobrze albo źle kopnie, ktoś strzeli albo nie strzeli zależało moje życie. Patrząc na to w ten sposób jest to absurdalne i niewytłumaczalne, natomiast emocjonalnie czujesz i wiesz, że to wszystko jest twoja powinność i nie wyobrażasz sobie inaczej. Ja mogę powiedzieć tylko o sobie, o swoich odczuciach i gdybym miał to ująć w jakieś ramy, to uważam, że to jakaś zaszczepiona przynależność. To jest taki lokalny patriotyzm, który przejawia się tym, że w zdecydowanie mniejszym stopniu czuję się patriotą jeżeli chodzi o kraj, niż patriotą jeżeli chodzi o Legię. W tym przypadku jestem skrajny. Kiedyś miałem taką sytuację, że będąc w nieco imprezowym nastroju, mój bardzo dobry kumpel dla żartu zaśpiewał coś obraźliwego o Legii. Nie myśląc wiele dostał ode mnie w japę…
"Z niewytłumaczalnych powodów bronisz tego klubu jak kogoś najbliższego, jak własnej rodziny. Przy związku z kobietą jest jakaś stabilizacja, a w przypadku miłości do klubu tej stabilizacji nie ma. Tu jest ciągła niewiadoma"
Każdy kolejny mecz i przyszłość determinuje nasze emocje: co wygramy, co będzie dalej, o co będziemy walczyć? Klub dostarcza ci skrajnych emocji, raz jesteś w totalnej euforii, a zaraz potrafisz wszystkich i wszystkiego nienawidzić. Czasami jak przegrywają grając jakiś „piach”, to wolałbym żeby przegrali 4:0, żeby poczuli się upokorzeni, otrząsnęli się, przejrzeli na oczy, zrozumieli gdzie są i dla kogo grają.

Wspomnienia
Na swój pierwszy mecz poszedłem z tatą. Byłem wtedy małym dzieckiem i nie pamiętam właściwie żadnych szczegółów. Natomiast z tych odległych już czasów, najbardziej utkwił mi w pamięci mecz w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Panathinaikosem Ateny. Najpierw nie było wiadomo czy to spotkanie w ogóle się odbędzie… To były czasy w których stadiony nie miały czegoś takiego jak podgrzewana murawa. W Warszawie lód, który pokrywał nawierzchnię najpierw rozkuwało wojsko, a później używano dmuchawy z lotniska. Ostatecznie mecz odbywał się na torfowisku, które w żaden sposób nie przypominało trawiastej murawy. Poza emocjami czysto sportowymi zapamiętałem jak mój tata, „przekonał” porządkowego żeby oddał swój plastron – czyli taką kamizelkę, którą miał założoną na kurtkę. Plastron był o tyle charakterystyczny, że na przedniej stronie nadrukowany był znak graficzny Ligi Mistrzów. Udało się wtedy nawet zdobyć autograf Jurka Podbrożnego. Mam do dzisiaj tą kamizelkę z niestety już spranym podpisem naszego napastnika. Dzisiaj ciężko uwierzyć, że przeszliśmy taki etap w dziejach klubu. Wtedy Liga Mistrzów była faktyczną ligą w której występowały tylko mistrzowskie drużyny. Dzisiaj te rozgrywki traktuję bardziej jako komercyjny produkt. Sama piłka, jako sport, też była na innej płaszczyźnie. Tego wszystkiego nie da się porównywać z dzisiejszymi czasami i tym co mamy obecnie. Pieniądze które teraz są w piłce pobrudziły ten sport. Z tych bardziej odległych wspomnień, to pamiętam mecz z Wisłą Kraków, gdzie nad stadionem zbierały się czarne chmury i w końcu gra toczyła się w totalnej ulewie. Z tego co pamiętam, to dodatkowo dostaliśmy sportowe lanie od zespołu z Krakowa. Pamiętam nawet nagłówek z Przeglądu Sportowego po tym meczu - „Burza na Łazienkowskiej”. Chodząc na mecze nie miałem swojego stałego miejsca. Dopingowałem Legię zarówno z trybuny „krytej” jak i „otwartej”. Szczerze mówiąc, nie miało to znaczenia i zawsze tak samo wyrażałem swoje zaangażowanie. Najlepiej świadczy o tym zdarzenie, które miało miejsce stosunkowo niedawno. Na mecz rundy play-off eliminacji do Ligi Mistrzów ze Steua Bukareszt, na który była zamknięta żyleta, poszedłem na trybunę dla VIP-ów. Wcześniej zrobiłem sobie koszulkę z hasłem obrażającym UEFA. Stałem w niej na samym środku trybuny przed meczem a ojciec robił mi zdjęcie. Nie kryłem się z tym za bardzo więc w końcu delegat UEFA to zauważył i nakazał ochronie wyprowadzenie mnie z sektora.

„Aktorstwo”
Aktorem zostałem przez dziwny zbieg okoliczności. To był czas, w którym skoncentrowany byłem na tworzeniu rapu, zresztą niedawno do tego wróciłem. Wtedy doszło do konfliktów z ludźmi z którymi tworzyłem tą muzykę, dostałem solidnego „kopa” od nich i życiowo musiałem złapać równowagę. Pojawił się wtedy kumpel, który powiedział, że zdaje do szkoły teatralnej. Z „braku – laku” też postanowiłem zdawać. Nie dostałem się, co mnie wkur…o na tyle, że się zawziąłem. W myśl teorii, nie to, że będzie co ma być albo jak wy chcecie tylko będzie po mojemu. To myślenie tak naprawdę było motorem napędowym i mnie nakręcało, a nie żadna chęć bycia aktorem za wszelką cenę. No i w końcu się dostałem. Początkowo było nudno i grałem trochę od niechcenia. Z czasem pojawiały się kolejne propozycje, aż znalazłem prawdziwe znaczenie, czym jest ten zawód. Zrozumiałem, że to nie jest kwestia tego żeby błyszczeć na ekranie, tylko zostawiać coś ludziom… A tak w ogóle, jak jesteśmy przy kwestii występowania dla ludzi - cieszę się, że nie jestem piłkarzem bo wiem, że w każdym meczu łapałbym czerwoną kartkę. Wracając do aktorstwa - jak wszedłem na trochę wyższy poziom zawodowy, to powiedziałem agentce kiedy gra Legia i tym samym jakie dni i godziny ma zaznaczyć jako „zajęty”. Oczywiście nie zawsze się udawało, bo dla produkcji argument, że jest mecz Legii nie jest żadnym zobowiązaniem, które mogę umieścić w umowie. Niemniej spotkania Legii były zawsze priorytetem. Ostatnio znajomy przypomniał mi takie zdarzenie, gdy będąc z tatą na nartach gdzieś we Włoszech, w Alpach, jechaliśmy do niego – do Klagenfurtu, czyli jakieś 400 km, żeby obejrzeć mecz, bo on miał Canal Plus.
"Nigdy nie mówię szeptem skąd jestem i komu kibicuje. I tym się kieruję również wykonując swój zawód. Ja się nie czuję człowiekiem z show biznesu, jestem od lat ten sam. I takim chcę pozostać, a to się również łączy z tym, że jestem i będę legionistą."

Prawdziwa muzyka
Moją kolejną bardzo ważną częścią jest hip hop, który zawsze przewijał się ze światem kibicowskim. Wychowywałem się na „Moleście”, „Paktofonice”, „ZIP Składzie”, chodziłem w ciuchach „MORO Sport” kupowanych w sklepie na rondzie Jazdy Polskiej i innych skateshopach. Nie potrafię tego wszystkiego wytłumaczyć, ale gdy usłyszałem tą muzykę, serce mocniej zabiło i nastąpił ciąg dalszy. Miałem 16 lat, nagrywałem muzykę i szedłem w tą stronę. Chciałem robić rap. Razem z kolegami założyliśmy swoje studio - „Studio Bańka”, a pierwsze kawałki nagrywałem do mikrofonu od Counter – Strike’a. Tak jak wspomniałem wcześniej, tamta przygoda się skończyła, natomiast całkiem niedawno nastąpił powrót. Pisząc teksty a potem stojąc przed mikrofonem czy na scenie czuję się wolny i wiem, że mogę powiedzieć wszystko to, co bez sensu mówić w wywiadach. To, że jestem tzw. „aktorem” – bo ja tego nie nazwałbym aktorstwem – tylko byciu artystą sprawia, że chcę być postrzegany jako człowiek, który pozostawia swoją duszę w tym co robi. Dawać ludziom emocje – czasami skrajne, ale prawdziwe, te które kosztują. Paru aktorów i paru raperów zainspirowało mnie i poniekąd zmieniło moje życie. Dlatego uważam, że to jest odpowiedzialna funkcja i nie robię z siebie pajaca lecz podchodzę do tego bardzo poważnie. Aktualnie czekam na premierę mojej płyty, która najprawdopodobniej nastąpi w listopadzie.

Świadectwo
Jak byłem małolatem trenowałem grę w piłkę, najpierw na Legii, później w Piasecznie. Niestety przez problemy zdrowotne nic z tego nie wyszło. Po śmierci mojego taty zapał do tego sportu mi trochę minął, ale myślę, że z czasem wszystko wróci. Kibicowanie to jest świadectwo. Zbigniew Herbert mówił: „masz mało czasu trzeba dać świadectwo”. Świadectwo różnie można odbierać. Może to być świadectwo wiary, świadectwo miłości i może być świadectwo bycia kibicem. Jeżeli ktoś ci to dał, to podaj to dalej.
"Ja dostałem miłość do Legii od Ojca i też będę chciał ją przekazać, miejmy nadzieję, swoim dzieciom. Jak będę miał dzieci to na pewno będę je przyprowadzał na stadion, będą tym przesiąkać i nie będę im zakładał słuchawek na uszy. To stadionowe życie jest fascynujące."
Kibice ze swoimi wartościami są gotowi do wielu poświęceń i nie można ich traktować jak widzów będących w operze. Legia Warszawa to jest warszawska ulica, więc od ulicy nie wymagaj, żeby była salonem. Ulica nie wybacza, a miłość nie wybiera. "Mam tak samo jak Ty"...




Autor
Maciej Dobrowolski