
Wspomnienia Naszej Legii - Łukasz Olkowicz
W najbliższy czwartek do Legia FanStore przy ul. Łazienkowskiej trafi pierwszy numer kwartalnika Nasza Legia. O wspomnienia związane z pracą przy wydawaniu tego bliskiemu sercu kibiców tytułu poprosiliśmy dziennikarzy, którzy współtworzyli NL od 1997 roku.
Autor: Legia Warszawa
Fot. Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Legia Warszawa
Fot. Janusz Partyka
W najbliższy czwartek do Legia FanStore przy ul. Łazienkowskiej trafi pierwszy numer kwartalnika Nasza Legia. O wspomnienia związane z pracą przy wydawaniu tego bliskiemu sercu kibiców tytułu poprosiliśmy dziennikarzy, którzy współtworzyli NL od 1997 roku.
Dziś oddajemy głos Łukaszowi Olkowiczowi, dziennikarzowi Przeglądu Sportowego i Onetu:
- Z Robertem Piątkiem, który w dawnej Naszej Legii nie zajmował się chyba tylko jej sprzedawaniem w kioskach (to akurat mógł robić Witek Bołba), usiedliśmy na wypłowiałych krzesełkach starej Żylety. Nie znaliśmy się, zadzwoniłem kilka dni wcześniej z pytaniem, czy w redakcji mieliby miejsce dla 19-letniego dziennikarskiego żółtodzioba. Robert powiedział wprost: „Pokład jest zapełniony. Każdy z dziennikarzy ma swoją działkę i nie spodziewam się, żeby ktoś zrezygnował”.
- Mogłem przychodzić na cotygodniowe zebrania redakcji, ale już z napisaniem czegokolwiek było gorzej. Przez pół roku byłem jak ten junior, który może trenować z zespołem, ale gdy zaczynał się mecz, to wysyłano go na trybuny. Sam też miesiącami przyglądałem się, jak powstaje NL. I tylko się przyglądałem. Dzień, w którym Robert zadzwonił, że ktoś nie może pojechać na konferencję (akurat w sprawie budowy nowego stadionu) i on szuka chętnego, uważam za jeden z ważniejszych na zawodowej drodze. Bo powolutku tych telefonów od niego było coraz więcej: pojedź tu, pojedź tam. Na zebraniach awansowałem z obserwatora na ich uczestnika. W końcu dostałem do relacjonowania mecze, mogłem robić wywiady, przygotowywać reportaże.
- Cenne okazały się znajomości wyniesione z kameralnej, dwupokojowej redakcji na końcu Trybuny Krytej - z Robertem pracujemy dziś w Przeglądzie Sportowym, ze strony Witka Bołby przez cały okres pracy w NL czułem dyskretną opiekę, a jego śmierć opłakiwaliśmy zimą w Turcji na zgrupowaniach ekstraklasowiczów z innym kumplem poznanym w NL – Piotrkiem Kuczą. Kumplem na dobre i złe. Z kolei Robert po latach przyznał się: „Słuchaj, traktowaliśmy cię jak wariata. Przychodziłeś co tydzień na zebrania, a nie miałeś nic do roboty. Czekaliśmy, kiedy odpuścisz”. Nie ma co odpuszczać.
Łukasz Olkowicz (Przegląd Sportowy Onet)
Autor
Legia Warszawa