"Możemy zrobić z ciałem cuda". Historia Roberta i Maćka - niewidomych masażystów Legii
W życiu każdego człowieka pojawią się momenty trudne. Momenty irytacji, zdenerwowania, niedowierzania i smutku. Często widząc jakieś zagrożenie, odpuszczamy. Nie chcemy zaryzykować, czy też boimy się opinii innych osób. Tym bardziej ważne jest to, aby w swoim poczynaniach widzieć jak najwięcej pozytywów i doszukiwać się źródła szczęścia w codziennych, nawet banalnych czynnościach. Poznajcie historię Roberta i Maćka - niewidomych masażystów pracujących w sztabie Legii Warszawa.
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Janusz Partyka
W życiu każdego człowieka pojawią się momenty trudne. Momenty irytacji, zdenerwowania, niedowierzania i smutku. Często widząc jakieś zagrożenie, odpuszczamy. Nie chcemy zaryzykować, czy też boimy się opinii innych osób. Tym bardziej ważne jest to, aby w swoim poczynaniach widzieć jak najwięcej pozytywów i doszukiwać się źródła szczęścia w codziennych, nawet banalnych czynnościach. Poznajcie historię Roberta i Maćka - niewidomych masażystów pracujących w sztabie Legii Warszawa.
Życie w ciemności, może być pełne kolorów. Życie w mroku, może być pełne radości.
Robert i Maciek to wykwalifikowani masażyści, którzy przez lata nabierali doświadczenia w swojej profesji. Ich niepełnosprawność nawet na chwilę nie cofnęła pragnień o realizacji swoich życiowych marzeń.
W naszym klubie wszystko musi być na najwyższym poziomie. Właśnie w oparciu o najwyższe standardy decyzję o zatrudnieniu Roberta i Maćka podjął sztab motoryczno-medyczny. Kluczowe były umiejętności, styl pracy, ale także zdolność dostosowania się do środowiska.
- Ten pomysł dojrzewał w nas od dłuższego czasu. Jego prekursorem był Bartosz Kot. Wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości, żeby przeprowadzić podobne zmiany. Działania podjęte w zeszłym sezonie pokazały nam, że to świetny kierunek. Dołączenie Roberta i Maćka do sztabu okazało się strzałem w dziesiątkę. Ich wsparcie w dniach regeneracyjnych i w pomocy przy fizjoterapii zawodników są bardzo znaczące. Cieszymy się z tego, że są oni wartością dodaną naszego zespołu. Ze swojej strony mocno wierzę, że takie projekty będą realizowane nie tylko w innych klubach sportowych. Bardzo bym chciał, aby osoby z niepełnosprawnościami były włączane do profesjonalnego sportu jako pełnoprawni członkowie sztabu. Legia jako marka to pewnego rodzaju odpowiedzialność społeczna. Wszystkie akcje – czy to poprzez Fundację, czy poprzez klub, powinny być pewnego rodzaju inspiracją dla osób. Jeżeli uda nam się zmotywować chociażby jeden, czy dwa kluby, aby poszły naszą drogą, to pomożemy wielu osobom. Jako Legia bardzo mocno w to wierzymy - opowiada Bartosz Bibrowicz, szef działu medyczno-motorycznego Legii Warszawa.
- Od dłuższego czasu znamy się z Bartkiem Kotem. Poznałem go już wtedy, gdy uczyłem się masażu. Nasze drogi się skrzyżowały, a znajomość stale się rozwijała. Obserwowaliśmy swoje poczynania. Mam nadzieję, że Bartkowi zaimponowało to, co osiągnęliśmy i jak rozwinął się nasz gabinet. Bartek zaproponował mi wstępne spotkanie jeżeli chodzi o kwestię współpracy. Porozmawiałem jeszcze z moim pracownikiem, Maciejem, który prywatnie jest wielkim fanem Legii. Wiedziałem, że ta współpraca będzie miała obopólne korzyści. Dla nas to zupełnie inne środowisko. To było środowisko zapewne jeszcze bardziej wymagające, ale też uczące nas nowych rzeczy. Wiemy, że nasza praca pomaga klubowi, a my stale się rozwijamy. Nie mogliśmy trafić do lepszego miejsca - opowiada Robert.
- Wymyśliłem sobie, że chcę masować w momencie gdy dowiedziałem się, że nie będę mógł grać w piłkę. Chciałem dalej żyć sportem i pracować właśnie ze sportowcami. Nie poddałem się. Od małego byłem kibicem Legii. Gdy tylko pojawiła się szansa, to od razu chciałem z niej skorzystać. Jestem wdzięczny za taką możliwość. Chcę odpłacić się swoją dobrą pracą, a bycie i egzystowanie przy pierwszej drużynie napawa mnie olbrzymią dumą - dodaje Maciek.
Wydawać by się mogło, że wejście w takie środowisko - środowisko piłkarskie - będzie wymagało trochę czasu. Zarówno Robert jak i Maciek w swoim życiu przeżyli wiele momentów, w których często nieświadome osoby mogły powiedzieć jedno lub dwa słowa za dużo. Obaj zawsze w wyrozumiały sposób podchodzili do takich sytuacji. To, co wydarzyło się w szatni Legii Warszawa, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
- W środowisku piłkarskim, w Legii Warszawa, najfajniejsze jest to, że oni wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z naszej niepełnosprawności. Bardzo często sami z siebie pamiętają, aby podać nasze imiona. Ta świadomość jest bardzo duża. Jeżeli ty się boisz tego co mówisz i starasz się dobierać inne słowa, to próbujesz stygmatyzować fakt, że ja nie widzę. Jak człowiek się żegna to mówi: „do widzenia”. Szukając na siłę jakiegoś zamiennika po prostu przypominasz osobom niewidzącym o ich niepełnosprawnościach. Ja normalnie widzę. Rękami, ale widzę. Tak samo Maciek. Wyszukiwanie innych słów dodatkowych jest kompletnie bez sensu - przyznaje Robert.
Szczerość i dystans do samych siebie, bardzo szybko został dostrzeżona przez piłkarzy Legii. Zawodnicy docenili nie tylko fach masażystów, ale również ich podejście do życia.
- Robert i Maciek? Są dwa razy lepsi niż inni masażyści. Czuję różnice w jakości masażu. Wydaję mi się, że mogą mieć po prostu lepsze czucie i to pomaga procesie regeneracji. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że zawsze potrafią postawić mnie na nogi. Bardzo doceniam ich pracę. Kiedyś miałem taką sytuację. Robert powiedział, żebym przyszedł za pięć minut, a ja odpowiedziałem: „okej, widzimy się”. Po chwili zrobiło mi się głupio, bo zrozumiałem, co tak naprawdę powiedziałem. Cieszyłem się, że Robert zareagował na to uśmiechem. Ich dystans do codziennego życia jest także lekcją dla nas. Jesteśmy piłkarzami, gramy w piłkę, ale na świecie są ludzie, którzy codziennie mierzą się z różnymi problemami. Jestem wdzięczny chłopakom za to, że pokazali nam swoją energię. Taka postawa jest godna naśladowania. Nieważne co się w twoim życiu dzieje – zawsze powinieneś czerpać wszystko, co najlepsze - opowiada obrońca Legii, Artur Jędrzejczyk.
Słysząc słowo „masaż” od razu można wyobrazić sobie przyjemną aktywność mającą na celu rozluźnić ciało i pozbawić go zbędnego napięcia. Okazuje się jednak, że cały ten proces ma o wiele większe znaczenie. Skuteczny masaż jest bowiem świetną formą regeneracji, a także zmniejsza ryzyko kontuzji mięśniowych. Odpowiednia dyspozycja piłkarza na boisku, to także kwestia wielu godzin spędzonych czy to w gabinetach lekarskich, czy na stołach fizjoterapeutów i masażystów.
- Cała praca regeneracyjna jest bardzo ważna dla mięśni. Możemy zrobić z ciałem cuda. Mięsień musi być odpowiednio rozluźniony, aby wszystkie surowce odżywcze miały możliwość regeneracji. Warto chociażby zerknąć na statystykę kontuzji mięśniowych względem zeszłego roku. Takie urazy w futbolu są bardzo powszechne, jednak w naszej drużynie pojawiają się bardzo rzadko. To zasługa odpowiedniej pracy po wysiłku fizycznym, gdy piłkarz takowej opieki najbardziej potrzebuje - przyznaje Robert.
Jak wygląda codzienna praca masażystów. Czym się charakteryzuje, na co położony jest największy nacisk i jakie pojawiają się różnice przy wykonywaniu tej profesji?
- Wydaje mi się, że niewidomi masażyści nieco bardziej skupiają się na rękach. Moje ręce to moje oczy. W czasie pracy nie rozglądam się, nie obserwuję tatuaży Josue, nie widzę fryzury Artura Jędrzejczyka. Moja koncentracja jest skupiona tylko na tym, aby pomóc piłkarzom Legii odpowiednio się zregenerować. Nie skupiam się na tym, co jest dookoła mnie. Koncentruję się tylko na swoich dłoniach. Czy to mi utrudnia pracę? Wręcz przeciwnie! Uważam, że to duże ułatwienie. Posługuję się także słuchem. Gdy ktoś wchodzi do gabinetu to staram się rozpoznać tę osobę po rytmie jej kroków, po tempie marszu. Staram się nasłuchiwać, czy piłkarz podczas chodu nie obciąża jednej, bądź drugiej strony ciała. Najważniejszy jest jednak dotyk - dodaje masażysta Legii
Szybko okazało się, że sztab szkoleniowy został powiększony o brakujący element. Robert i Maciek dzięki swojej pracy, ale też dużej energii, wprowadzili cały dział medyczno-motoryczny na nowy poziom. Cały ten proces wpisuje się w model pracy sztabu Legii Warszawa, który polega na odnajdywaniu największych talentów, a także dawaniu szansy ludziom, którzy na tę szansę zasługują.
- Przede wszystkim Maciek i Robert są świetnymi masażystami. Mają umiejętności, które specjalizują się w tym masażu. To jest słowo klucz. To niezwykle wykwalifikowani profesjonaliści, którzy mimo swojej niepełnosprawności, mają wszystkie cechy tak bardzo pożądane przez nasz sztab. Prócz tego dają nam olbrzymiego kopa motywacyjnego. Uczą nas pokory, uczą nas podejścia do przełamywania pewnego rodzaju barier. Dodatkowo pokazują, że nie możemy mieć żadnych zahamowań w drodze do realizacji własnych pragnień. Nie wpływają na nas i zawodników tylko fizycznie, ale też mentalnie. Wszyscy czujemy, że otwiera się przed nami zupełnie inna perspektywa codziennego funkcjonowania – oznajmił Bartosz Bibrowicz, szef działu medyczno-motorycznego Legii Warszawa.
- Byliśmy pewni, że to będzie strzał w dziesiątkę. To był element, którego nam brakowało. Chcieliśmy przede wszystkim postawić na jakość. Znam się z Robertem długi czas. Znałem też jego pacjentów i wiedziałem, jak dobrze masuje. Jego umiejętności to absolutnie najwyższy poziom. To samo tyczy się Maćka. Ten szósty zmysł pomaga nie tylko piłkarzom, ale też nam jako sztabowi. Pomagają nam w innym wymiarze. To, czego nam brakuje, obaj panowie szybko wkomponowali w pracę całe zespołu - powiedział Bartosz Kot, fizjoterapeuta Legii.
- Najlepiej o pracy naszych masażystów wypowiadają się zawodnicy, którzy są bardzo zadowoleni z pracy Roberta i Maćka. Obaj są wartością dodaną naszego zespołu. A prywatnie to po prostu super goście. Wprowadzają dużo pozytywnej energii, dodają nam jeszcze więcej animuszu. Panowie mają do siebie bardzo duży dystans. Potrafią żartować, nie biorą wszystkiego na poważnie. Najlepszym przykładem jest Artur Jędrzejczyk, który od razu złapał świetny kontakt z Robertem. Ta pozytywna energia między piłkarzami, a naszymi masażystami to dodatkowy atut w codziennej pracy. Dobra dyspozycja boiskowa zawodników to także zasługa sztabu medycznego, więc masażyści będąc częścią naszego zespołu dokładają tę bardzo istotną cegiełkę. Największą naszą siłą jest różnorodność, a Robert i Maciek idealnie wpisali się do tego projektu - zakończył Filip Latawiec, doktor pierwszego zespołu Wojskowych.
Historia Macieja i Roberta pokazuje, że każdy z nas może osiągnąć swoje marzenia. Najważniejsze jest to, aby nigdy się nie poddawać i zawsze walczyć do końca. Realizacja swoich celów zaczyna się od codziennych, małych rzeczy. Od porannego śmiechu, od żartów ze znajomymi, od dobrze wykonanego zadania.
Dbajmy o to by widzieć, to co niewidoczne.
- Jak coś robisz, a to wychodzi, to chcesz wszystkiego jeszcze mocniej, jeszcze bardziej. Taki jestem ja, ale taka też jest Legia. Tutaj wszystko dzieje się szybko, wszyscy chcą więcej, bardziej. Nie ma miejsca na przerwę. Mnie taki styl bardzo odpowiada. Styl mistrzowski i styl prawdziwego zwycięzcy.
- Chcemy dawać przykład innym, że da się żyć z różnymi typami niepełnosprawności jak normalny człowiek. Mało tego – pragniemy pokazać, że takie osoby mogą czerpać radość z każdej chwili w życiu. To bardzo ważne, aby cieszyć się chwilą i nie rozmyślać dużo na temat swojej niedoskonałości. Chcemy przełamywać stereotypy i pokazywać, że wszyscy jesteśmy tymi samymi ludźmi. Z niepełnosprawnościami, czy bez nich – każdy z nas jest tak samo wartościowy - zakończył Robert, masażysta Legii.
Autor
Mateusz Okraszewski