Plus500
Bartosz Slisz: Po tym poznaje się prawdziwych mistrzów…

Bartosz Slisz: Po tym poznaje się prawdziwych mistrzów…

Na boisku wykonuje tytaniczną pracę, ale jak sami przeczytacie, takim zachowaniem odznaczają się nie tylko piłkarze Legii Warszawa. Pierwsza frustracja związana z nową FIFĄ już za nim, ale głośniej niż przy samej grze komputerowej było podczas majowych oświadczyn. W rozmowie z Legia.com Bartosz Slisz opowiada o zmianach, które w ostatnich miesiącach zaszły w jego życiu. Zapraszamy do lektury!

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka

Zmiany - to słowo klucz, które często determinuje pewne zachowania wśród ludzi. Część z nich jest dziełem szczęścia i przypadku, ale zdecydowana większość to zasługa ciężkiej pracy nad samym sobą i ciągłego dążenia do rozwoju osobistego. Dla naszego dzisiejszego bohatera ostatnie miesiące były nie tylko przełomowym momentem w piłkarskiej karierze, ale również wspaniałym momentem dla każdego, młodego człowieka. W rozmowie z Legia.com Bartosz Slisz opowiada o zmianach, które od marca bieżącego roku zaszły w jego życiu. Przeczytajcie wywiad z pomocnikiem Legii Warszawa, a dowiecie się, jak wygląda jego początek przygody z nową odsłoną FIFY, czy Meksyk jest idealnym miejscem na oświadczyny, ale przede wszystkim znajdziecie odpowiedzieć na pytanie - czy jeżeli szczęście powtarza się zbyt często, to cały czas można nazywać je szczęściem. Zapraszamy!  

 

- Zaczniemy trochę nietypowo. Grałeś już w nową FIFĘ? Widzisz dużo zmian w nowej produkcji względem poprzedniej edycji? 
- Takiego pytania na początek się nie spodziewałem (śmiech). Tak, grałem w nową grę i byłem bardzo ciekawy, jak będzie ona wyglądała w tym roku. Widzę trochę zmian w porównaniu do nowej edycji, ale to też dlatego, że ostatnio kupiłem nowe Playstation 5. Na pewno zmieniła się płynność samej rozgrywki i to widać gołym okiem. 

 

- A pierwsza frustracja ze względu na niekorzystny wynik już za Tobą?
- Niestety, przy moim charakterze to nieuniknione (śmiech). Miałem już kilka takich momentów, w których ledwo wytrzymywałem. Ostatnio rozgrywałem spotkanie. Do 85. Minuty wszystko było dobrze. Remisowałem 0:0, miałem więcej sytuacji. Wydawało się, że gol dla mnie to kwestia czasu. W pewnym momencie chciałem wycofać piłkę do bramkarza, ale mój zawodnik podał za lekko, a napastnik rywala wyszedł w sytuacji sam na sam i strzelił gola. Mówiąc delikatnie – troszkę się wkurzyłem. 

 

- Temat FIFY nie pojawił się przypadkowo. Słowo, o którym poniekąd obaj wspomnieliśmy, to zmiany. Od lutego – naszej ostatniej rozmowy – minęło raptem kilka miesięcy. To chyba był bardzo intensywny i przełomowy okres w twoim życiu.
- Zdecydowanie tak. To był bardzo intensywny czas w moim życiu. Dużo zmieniło się na boisku, ale również poza nim, chociażby mój status. Podchodzę do tego jednak bardzo spokojnie. Każdy taki dzień to nowe doświadczenia i nauka, którą mogę wyciągnąć na przyszłość. To bardzo ważne nie tylko dla młodego zawodnika, ale też młodego człowieka. 
 

Zdjęcie

- Nic samo nie przychodzi. Za darmo nic nie dostałem, musiałem na to zapracować i cały czas walczyć o swoje. Trzeba pamiętać, że właśnie taką ciężką pracą można pomóc szczęściu.

- Gdybym na początku roku powiedział Ci, że dostaniesz powołanie do reprezentacji narodowej, z Legią zdobędziesz mistrzostwo Polski, awansujesz do Ligi Europy UEFA, zadebiutujesz w kadrze, to jaka byłaby twoja reakcja?
- Gdybyś powiedział mi tak w lutym, to brałbym to w ciemno! Nie ma co się oszukiwać, że pod wieloma względami ten rok jest dla mnie bardzo udany. Mimo kilku problemów, z perspektywy czasu mogę być zadowolony z ostatnich miesięcy. Uważam, że to był jeden z najlepszych, a być może nawet najlepszy okres w moim życiu. Musimy jednak cały czas patrzeć do przodu. Jesteśmy w Legii Warszawa i naszym celem jest to, aby cały czas piąć się do góry. Nie ma czasu na stagnację. Przed nami kolejne wyzwania w lidze i europejskich pucharach, w których musimy pokazać pełnię naszego potencjału. 

 

- Podobno gdy szczęście zaczyna się powtarzać, to już nie można mówić, że to samo szczęście. Jak to jest w twoim przypadku?
- Przede wszystkim do wszystkiego doszedłem ciężką pracą. Właśnie jej zawdzięczam to, gdzie teraz jestem. Nic samo nie przychodzi. Za darmo nic nie dostałem, musiałem na to zapracować i cały czas walczyć o swoje. Trzeba pamiętać, że właśnie taką ciężką pracą można pomóc szczęściu. Zdawałem sobie z tego sprawę i powoli realizowałem swoje cele. W pewnych momentach dopisała mi również odrobina szczęścia, ale nie było jej, gdybym każdego dnia nie walczył o swoje marzenia. Wiadomo – zawsze może być tak, że jeden mecz rozegra się wręcz idealnie i to jest powód do zadowolenia. Jeżeli jednak ta sytuacja powtarza się w kilku spotkaniach z rzędu, to nie można tego nazywać tylko szczęściem. Tak starałem się działać przez ostatnie miesiące i to zaprowadziło mnie do tego miejsca, w którym aktualnie się znajduje. 
 

Zdjęcie

- Mimo, że stałem od mojej wybranki serca w odległości pół metra, to ciężko mi było cokolwiek do niej powiedzieć, bo było tak głośno. Momentami musiałem nawet krzyczeć, żeby cokolwiek było słychać. Myślę o tym i sam się uśmiecham.

- Oprócz szczęścia na boisku dużo radości i pięknych chwil przeżyłeś również poza nim. Meksyk był idealnym miejscem na oświadczyny?
- Powiem szczerze, że wyobrażałem sobie to wszystko inaczej. Moi najbliżsi dobrze o tym wiedzą. Koniec końców wyszło jednak wspaniale. Nigdy nie zapomnę tego dnia, to była dla mnie absolutnie piękne przeżycie.

 

- Jak to sobie w takim razie wyobrażałeś?
- Jestem taką osobą, która wolała zrobić to w ciszy, odosobnieniu i po prostu prywatnie. Wyszło jednak zupełnie inaczej (śmiech). Był tłum ludzi i ogromna wrzawa – jak na stadionie. Naprawdę niesamowite przeżycie. Mimo, że stałem od mojej wybranki serca w odległości pół metra, to ciężko mi było cokolwiek do niej powiedzieć, bo było tak głośno. Momentami musiałem nawet krzyczeć, żeby cokolwiek było słychać. Myślę o tym i sam się uśmiecham. Wspaniała chwila, wspaniałe miejsce i moment, który zostanie ze mną do końca życia. 

 

- Gdy robiliśmy program z marką Aztorin, to Mateusz Wieteska powiedział, że wybrałby idealny wślizg pozbawiający piłki Lorenzo Insigne kosztem wymarzonej randki z dziewczyny. Twoja odpowiedź byłaby podobna?
- Można powiedzieć, że wymarzona randka już za mną, dlatego zdecydowanie decyduje się na wślizg! Oczywiście to pół żartem, pół serio. W naszym gronie razem z Mateuszem rozmawialiśmy na temat tego pytania i troszkę śmiechu przy tym było. Mam nadzieję, że nasze kobiety nie będą na nas złe (śmiech).

Zdjęcie

- Najważniejsze jest to, żeby w każdym momencie sobie poradzić. Po tym poznaje się prawdziwych mistrzów – nieważne ile razy upadasz, ważne ile razy będziesz w stanie się podnieść.

- Spokojnie, ja nic nie powiem. Chciałbym jednak poruszyć jeszcze jeden temat, który na pewno będzie trochę mniej kolorowy. Po pierwszym meczu z GNK Dinamo powiedziałeś, że początek sezonu w twoim wykonaniu nie był najlepszy. Musiałeś uporać się z pewnymi sprawami i ciężko było dojść Tobie do odpowiedniej dyspozycji. Z perspektywy czasu – możesz wskazać główną przyczynę takiego stanu rzeczy?
- Myślę, że takiego jednego głównego powodu nie było. W życiu przychodzą takie momenty, a wtedy musimy jak najszybciej się z nich wydostać. U mnie trwało to jednak trochę dłużej i to było największym problemem. Jestem świadomy tego, że moja gorsza dyspozycja trwała po prostu za długo. Koniec końców wyszedłem na prostą i zacząłem dobrze grać. Dla mnie to będzie taka lekcja, lekcja życia, z której można coś wyciągnąć. Nie patrzę na nią jako na błąd. Każdy z nas tak ma, że w jego życiu przychodzą gorsze chwile. Nikt nie jest robotem czy maszyną i nie utrzymuje jednego poziomu. Tak po prostu czasem bywa. 

 

- Śledziłeś wówczas wpisy do internetu? Przejmowała Cię w ogóle jakaś krytyka?
- Ja już jakiś czas temu oduczyłem się takiego czytania. Wiem, że gdybym w tamtym momencie się nad tym pochylił, to sytuacja mogła być jeszcze gorsza. Również moich znajomych uczulałem, żeby sami tego nie robili. Dochodziły mnie jakieś słuchy o tym, co dana osoba pisze w internecie. Mnie to jednak nie interesowało. Niech ludzie piszą co chcą, ja chce skupić się na grze w piłkę i swoją wartość każdego dnia pokazywać na boisku. Z tego też mogę rozliczać sam siebie. Taka bezsensowna krytyka w internecie na pewno nie pomaga, a może tylko utrudnić działanie. 

 

- Chodziło bardziej o piłkę, czy jakieś sprawy poza boiskowe?
- Ja sam pracowałem tak jak zawsze. Gdy kolejne spotkania nie idą po twojej myśli, to czujesz frustrację. Wówczas nawet na treningach masz problem, żeby odnaleźć prawdziwego siebie. Brakuje tej radości z samej gry. Zastanawiałem się, co jest nie tak i co mogę poprawić. Dokonałem w życiu kilku mniejszych zmian, ale to nie było tak, że one nagle postawiły mnie na nogi. Czasami ciężko to zrozumieć, szczególnie osobie znajdującej się w takiej sytuacji. Najważniejsze jest to, żeby w każdym momencie sobie poradzić. Po tym poznaje się prawdziwych mistrzów – nieważne ile razy upadasz, ważne ile razy będziesz w stanie się podnieść. Z perspektywy czasu cieszę się, że udało mi się z tego wyjść. O co tak naprawdę chodziło? To nie była jedna czy dwie sytuacje, a bardziej splot jakiś zdarzeń. Sam tak naprawdę nie wiedziałem, co się dzieje. Skupiłem się na ciężkiej pracy i czułem, że przełamanie jest blisko. Jak się potem okazało, miałem rację. 

Zdjęcie

- W tym miejscu chciałbym podziękować Michałowi Trzaskomie. Nasz fizjoterapeuta wykonał ze mną tytaniczną pracę. Wszystko wymagało od nas ogromnych wyrzeczeń. Mieliśmy tylko siedem dni, żeby zdążyć na rewanż. Takie kontuzje nie są łatwe do wyleczenia. Trenowaliśmy bardzo mocno, a ja byłem bardzo zmotywowany. Wiedziałem, jaka jest stawka tego spotkania. Udało się!

- Gdy przeglądałem na rozmowy, których udzielałeś w przeszłości, wiele osób zaczynało takowy wywiad od przypomnienia faktu, że jesteś najdroższym transferem w polskiej lidze. Nie denerwowało Cię podkreślanie tego na każdym kroku? 
- Nie wywoływało to we mnie żadnej presji. Czułem się po prostu doceniony przez Legię i niejako wybrany. To tylko świadczy o mojej osobie, jako zawodniku, że największy klub w Polsce płaci za mnie takie pieniądze. Czułem i nadal się czuję doceniony. Nie wywołuje to we mnie dodatkowej presji. Jeżeli ktoś chce sobie rozmawiać na ten temat, to proszę bardzo. Mnie to naprawdę nie obchodzi. Dla mnie to jest takie śmieszne gadanie, zupełnie bezpodstawne. Ludzie lubią obgadywać innych za plecami i to się nie zmieni. Ja będę dalej robił swoje, to jest najważniejsze. Takie dywagacje pozostawiam innym. 

 

- Jak sam mówiłeś, mecz z Dinamo był dla Ciebie przełamaniem. Ostatecznie nie udało się przejść Chorwatów, ale po fantastycznym dwumeczu ze Slavią Praga, Legia awansowała do Ligi Europy UEFA. Kolejne marzenie spełnione?
- Podniosłem się po gorszych występach na początku sezonu i zagrałem dobry mecz z Dinamo. W rewanżowym spotkaniu – moim zdaniem – też dobrze się zaprezentowałem. Później przyszedł mecz ze Slavią Praga, a razem z nim kolejny, lekki cios dla mnie. Na treningu przedmeczowym doznałem kontuzji w kolanie. Wiedziałem, jak ważny był to mecz. Czułem ogromny ból i niedowierzanie. Stawka była naprawdę ogromna. Nie miałem czasu na jakieś załamanie. Od następnego dnia zacząłem już ciężką pracę. W tym miejscu chciałbym podziękować Michałowi Trzaskomie. Nasz fizjoterapeuta wykonał ze mną tytaniczną pracę. Wszystko wymagało od nas ogromnych wyrzeczeń. Mieliśmy tylko siedem dni, żeby zdążyć na rewanż. Takie kontuzje nie są łatwe do wyleczenia. Trenowaliśmy bardzo mocno, a ja byłem bardzo zmotywowany. Wiedziałem, jaka jest stawka tego spotkania. Udało się! Wróciłem i myślę, że zagrałem jeden z lepszych meczów w Legii. Awansowaliśmy i było to dla nas ogromne przeżycie. Będę to pamiętał do końca życia. Tak jak wspomniałeś, kolejną radością było losowanie rywali w Lidze Europy. Mówiłem o tym na konferencji w Moskwie. My trenujemy i walczymy właśnie dla takich spotkań. Prawdziwa rywalizacja pojawia się wtedy, gdy grasz z silniejszym od siebie przeciwnikiem. W takich meczach już nie raz pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie pokonać mocniejszy na papierze zespół. Mobilizacja na takie mecze przychodzi sama, a przed nami kolejne starcia w Lidze Europy.
 

Zdjęcie

- Tego dnia nie dało się po prostu nic usłyszeć. Jakieś podpowiedzi od kolegów z drużyny, wskazówki… no po prostu nie (śmiech). Było zbyt głośno.

- Liga Europy to jedno, ale warto również wspomnieć o twoim debiucie w reprezentacji. Kiedyś powiedziałeś, że prawdziwym kadrowiczem będziesz wtedy, gdy po raz pierwsze wystąpisz w seniorskiej drużynie Biało-Czerwonych. W takim razie witam Pana kadrowicza!
- A dziękuję bardzo! Wiadomo, że gra w reprezentacji to największe marzenie z dzieciństwa. Może nie nazwałbym tego debiutem marzeń, ale na pewno cieszę się z tego powodu. Dostałem szansę i chciałem ją jak najlepiej wykorzystać. Na pewno fajnie by było, gdyby nasz przeciwnik był bardziej renomowany, ale i tak nie mam prawa narzekać. Czekam na kolejne szanse, a ze swojej strony dołożę wszelkich starań, aby zasłużyć i zapracować na powołanie. 

 

- Wracasz z reprezentacji i bum! Na Łazienkowską przyjeżdża Leicester City, a wy zaskakujecie cały piłkarski świat. Atmosfera na tym meczu była tak niesamowita, że nawet Anglicy nie byli w stanie skutecznie komunikować się na murawie. Jak to wyglądało z perspektywy boiska? 
- Tak jak wspomniał Kasper Schmeichel – na meczu nie było słychać nawet własnych myśli, a co dopiero komunikować się. Tego dnia nie dało się po prostu nic usłyszeć. Jakieś podpowiedzi od kolegów z drużyny, wskazówki… no po prostu nie (śmiech). Było zbyt głośno, a atmosfera była niesamowita. Dla piłkarzy Leicester to na pewno było coś trochę innego. My wiedzieliśmy, co może dziać się na trybunach. To poniosło nas do zwycięstwa i pomogło pokonać Leicester. Kibice byli niesamowici i bardzo dziękujemy im za to, jaką zgotowali atmosferę. To dzięki nim wygraliśmy ten mecz. Sukces trzeba rozłożyć na każdą osobę, która tego dnia była z Legią Warszawa. 

 

- A jak twój angielski? Była okazja na jakąś rozmowę z zawodnikami Leicester?
- Nie miałem na to nawet czasu, w mojej głowie był tylko ten mecz. To było najważniejsze i pomogło w osiągnięciu celu. W poprzedniej naszej rozmowie mówiłem, że uczęszczam na lekcje angielskiego i nic się nie zmieniło do teraz. Cały czas chodzę na „treningi językowe” i nie zamierzam z tego rezygnować. W tygodniu miałem zajęcia o ósmej rano i stawiłem się na nich, chociaż to nie było proste. Nie należę do rannych ptaszków, ale przebolałem to (śmiech). Lubię sobie poleżeć odpocząć, ale z drugiej strony – czego nie robi się dla własnego rozwoju?

Zdjęcie

- Misja na niedzielę jest dla wszystkich jasna. Damy z siebie wszystko, zostawimy serce na boisku i wspólnie osiągniemy nasz cel. Ten mecz musi być dla nas przełomowy, jeśli chodzi o rywalizację w lidze. Tak do tego podchodzimy.

- Zgadzam się, rozwój jest najważniejszy. Poruszmy jeszcze jeden temat. Przed nami mecz z Lechem. Spotkanie, które śmiało można nazwać hitem rundy. Ty sam czujesz przed tą rywalizacją jakieś szczególne nastawienie?
- Wszyscy czujemy, że jest to szczególne spotkanie. Lech gra w tym sezonie dobrze i jest liderem. Na pewno nie będzie to łatwy mecz. Musimy spiąć się na wyżyny swoich umiejętności i wtedy jestem pewny, że odniesiemy zwycięstwo. Nie zakładamy innej opcji niż trzy punkty. Myślę, że ta przerwa na kadrę dobrze nam zrobiła. Być może będziemy trochę świeżsi i bardziej przygotowani do samego spotkania. Zresetowaliśmy trochę głowy. To może być mały krok do czegoś większego. Musimy zacząć systematycznie punktować w lidze. 

 

- Margines błędu już się skończył. W niedzielę tylko zwycięstwo!
- Nie ma innej opcji! Musimy zdobyć trzy punkty i tylko tak na to patrzymy. Ciężkie treningi na pewno nam w tym pomogą. Misja na niedzielę jest dla wszystkich jasna. Damy z siebie wszystko, zostawimy serce na boisku i wspólnie osiągniemy nasz cel. Ten mecz musi być dla nas przełomowy, jeśli chodzi o rywalizację w lidze. Tak do tego podchodzimy. Nie mogę już doczekać się niedzieli i jestem przekonany, że to będzie świetne widowisko!

Zdjęcie
Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski

16razyMistrz Polski
19razyPuchar Polski
4razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.